Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Perry Rhodan – dezerter w kosmosie, część czwarta

Esensja.pl
Esensja.pl
Andreas „Zoltar” Boegner
« 1 2 3 »

Andreas „Zoltar” Boegner

Perry Rhodan – dezerter w kosmosie, część czwarta

Poznali się pod koniec lat 50-tych poprzez współpracę w Science-Fiction Interessengemeinschaft STELLARIS (Koło zainteresowań science fiction STELLARIS), gdzie Voltz przejął redakcję fanzinu, który Scheer potem powielał i kolportował 3). Na początku 1962, zaledwie kilka miesięcy po wydaniu pierwszego zeszytu „Perry Rhodana”, doszło we Friedrichsdorfie do jednego z tych wydarzeń, które zadecydowało o przyszłej historii serii: Scheer gościł po raz pierwszy Voltza u siebie w domu. Redaktor naczelny PR pomógl Williemu, którego pierwsza powieść SF otrzymała w ankiecie Science Fiction Club Deutschland (Niemiecki Klub SF) mało chlubny predykat najgorszego tego typu tekstu roku 1958. Młody autor otrzymał podczas odwiedzin propozycję napisania zeszytu dla PR. Ponad czterdzieści lat później Inge Mahn-Voltz, wdowa po pisarzu, wspominała:
„Willi był, nie mogło być inaczej, zainteresowany. Ale do celu było jeszcze daleko. Pierwszą wersję Willi dostarczył KHS [Scheerowi, przyp. autora], który po sprawdzeniu manuskryptu wprowadził pewne poprawki i zmiany. Willi napisał wszystko jeszcze raz. Potem posłano manuskrypt do Güntera M. Schelwokata [lektora serii, przyp. autora]. Wszystkim było wiadome, że młody, początkujący autor nie mógł uniknąć bury od wielkiego mistrza SF. Willi wysłuchał krytyki, zaakceptował proponowane zmiany – chociaż nie przedłożono mu ich szczególnie grzecznym tonem – i zabrał się ponownie do roboty.”4)
Już na samym początku kariery Voltz wykazał się zatem ważnymi atrybutami przyszłego pisarza: cierpliwością i wytrwałością w dążeniu do raz obranego celu. Pierwszy zeszyt jego autorstwa ukazał się w styczniu 1963 i nosił tytuł „Das Grauen” (Zgroza). Autor wplótł tutaj umiejętnie tytułowe elementy grozy w akcję, która została w taki sposób wkomponowana w całość narracji, aby tylko marginalnie wpływać na dalszy rozwój wydarzeń w aktualnym cyklu. Taki „małoinwazyjny” sposób na debiut w serii był charakterystyczny dla większości autorów drugiego i następnych pokoleń – zarówno pisarz jak i wydawnictwo nie ryzykowali zbyt wiele, jeśli taki początek współpracy okazałby się nieudany. Wspomnieć wypada, że debiut Voltza to w ogromnej mierze zasługa Scheera, który musiał pokonać spory opór cholerycznego Kurta Bernhardta, szefa lektorów i kierownika serii w wydawnictwie, który nie omieszkał wyzwać „aspiranta” od „pismaków”5).
Pierwszy zeszyt autorstwa Williama Voltza pt. „Das Grauen” (Zgroza) okazał się udanym debiutem dla przyszłego redaktora naczelnego serii.<br/>© Pabel-Moewig Verlag KG
Pierwszy zeszyt autorstwa Williama Voltza pt. „Das Grauen” (Zgroza) okazał się udanym debiutem dla przyszłego redaktora naczelnego serii.
© Pabel-Moewig Verlag KG
Rozpoczęcie współpracy z redakcją PR nie oznaczało dla Voltza bynajmniej otrzymania wstępu na Parnas. Każdy kolejny zeszyt wymagał sporo pracy (60 stron dwukolumnowego tekstu równało się w praktyce około stu stronom maszynopisu), której jakość była zawsze bardzo uważnie i krytycznie komentowana przez lektora Schelwokata, nie na darmo nazywanego przez autorów „sadystą ze Straubing”6). Cotygodniowe „spowiedzi„ młodego autora wyglądały następująco:
„GMS [Schelwokat, przyp. autora] oczekiwał, że kilka dni po nadesłaniu nowego zeszytu (zazwyczaj w piątkowy wieczór) Willi do niego zadzwoni, aby otrzymać zwyczajową odprawę. Ponieważ Willi nie posiadał własnego telefonu, musiał zbierać jednomarkówki i dzwonić z pobliskiej budki telefonicznej. Spędzał sporo czasu w tym ciasnym pomieszczeniu. Nierzadko mijała godzina, nim mógł znowu zaczerpnąć świeżego powietrza… W lecie zostawiał drzwi budki otwarte, aby mieć wystarczająco tlenu na wysłuchiwanie propozycji zmian Schelwokata. A ten, gdy nie miał poważniejszych zastrzeżeń, potrafił minutami referować o jakimś przecinku.”7)
Dla Scheera Voltz okazał się w podwójny sposób dobrym wyborem – z jednej strony seria pozyskała młodego, zdolnego i pełnego zapału autora, z drugiej zapracowany redaktor naczelny znalazł dostarczyciela pomysłów na dalsze prowadzenie narracji PR. Mianowicie Voltz nigdy nie był milczącym odbiorcą rozkazów, lecz zawsze starał się ”sprzedać” starszemu koledze własne idee i zapatrywania. Już wkrótce poczuł się w pełni zintegrowany ze „starą gwardią” a tym samym odpowiedzialny za całokształt produktu. Scheer, jako autor exposé (konspektów), przyjmował pomysły „nowego” z wdzięcznością i zachęcał go do ich regularnego spisywania i dostarczania. W ten sposób Voltz już bardzo wcześnie rozpoczął „praktykę” i powoli wdrażał się w pracę redaktora naczelnego8).
Po kilku latach stałej i jakościowo przyzwoitej pracy dla PR sam Kurt Bernhardt chętnie przyznawał, że ceni sobie współpracę z Voltzem. Nawet bezlitosny lektor Schelwokat chwalił jego nowele za „wyszukaną stylistykę”9). A fanom nigdy nie musiano wyjaśniać, dlaczego Willi należy do ekipy – jego wkład w rozwój serii był dla czytelników oczywisty.
W roku 1966 renoma Voltza była już na tyle ugruntowana, że autor pożegnał się na dobre z pracą w wyuczonym zawodzie ślusarza i usamodzielnił się jako wolny pisarz. Krok ten ułatwił mu z pewnością współpracę z Scheerem, który czuł się podczas tworzenia exposé do cyklu „M 87” nierzadko tak przytłoczony odpowiedzialnością, że cierpiał na wielogodzinne blokady pisarskie. Heidrun, jego żona i pracowita asystentka w jednym, zastawała go często w pokoju na piętrze przed maszyną do pisania, w której tkwiła przez cały dzień nietknięta kartka papieru. Pewnego razu autor zwierzył się żonie:
„Gdy tak tu na górze siedzę, jestem najsamotniejszym człowiekiem na świecie."10)
W styczniu 1967 wydawnictwo postanowiło nawet oficjalnie uhonorować wkład Voltza dodatkowym, aczkolwiek skromnym wynagrodzeniem. Sam Willi uważał, że jego udział w pisaniu exposé jest nieodzowny. Nieco rozżalonej z powodu niewielkiej podwyżki małżonce tłumaczył:
„(Praca) musi iść dalej![…] Jeśli nie będę wspierał Herberta [Scheera, przyp. autora] zaszkodzi to serii – a tego nie chce nikt! Herbert umożliwił mi współpracę przy „Perry Rhodanie”. Jestem mu za to wdzięczny.”11)
Jeśli jeszcze nie na papierze, to już na pewno w sercu, William Voltz był liderem zespołu autorskiego PR. Z przypadkowego sąsiedztwa dwóch autorów powstał tandem, który napędzał skutecznie całą ekipę.
Ucieczka w czasie
Portret Ribalda Corello – mutanta, który został wychowany przez wrogów Rhodana i miał go zniszczyć.<br/>© Pabel-Moewig Verlag KG
Portret Ribalda Corello – mutanta, który został wychowany przez wrogów Rhodana i miał go zniszczyć.
© Pabel-Moewig Verlag KG
Między 28 a 30 listopada 1968 odbyła się kolejna ze słynnych już konferencji zespołu autorskiego PR. Główny lektor Bernhardt zapraszał do Monachium, gdzie miano ustalić szczegóły współpracy nad siódmym cyklem serii (zeszyty 400-499, ukazały się w latach 1969-1971). Po raz pierwszy w historii serii nacisk mediów i opinii publicznej zaważył znacząco na ostatecznym kształcie tego rozdziału przygód Rhodana i jego przyjaciół. Zapadła decyzja o radykalnym odcięciu się od dotychczasowej narracji, aby pokazać, że „Perry Rhodan”, pojęty jako projekt literacki, potrafi ewoluować i sprostać nowoczesnym oczekiwaniom.
Pierwsze skutki nowej drogi fani odczuli już pod koniec cyklu „M 87”: Po raz pierwszy Rhodanowi nie udało się uchronić Terry przed spustoszeniem. Stojąc 15 sierpnia 2437 wśród gruzów Terranii, stolicy imperium, przed pomnikiem ku czci misji STARDUST, która w roku 1971 odkryła arkonidzki wrak na Księżycu, administrator musiał przyznać, że wszystkie jego wysiłki, aby uniknąć inwazji obcych i poprowadzić zjednoczoną ludzkość ku gwiazdom, spaliły koniec końców na panewce. Nie tylko zagłada milionów obywateli Układu Słonecznego, ale również odwrócenie się terrańskich kolonii od kolebki ludzkości spowodowały, że Rhodan wyraźnie odczuł gorycz pyrrusowego zwycięstwa nad dolanami Ulebów. Utrata Michaela, własnego syna, spotęgowała ból, z jakim przyszło mu się teraz uporać.
W cyklu, określanym od nazwy ważnej dla fabuły rasy kosmicznej jako „Die Cappins” (co spolszczam jako „Cappini”), przedstawiono nowy powojenny porządek polityczny: Terra utraciła swoją dotychczasową pozycję wśród mocarstw Galaktyki, jej byłe kolonie prowadziły częściowo antyziemską politykę według zasady: „Terra to przeszłość, Rhodan to dinozaur – teraz czas na nas!” Jakby tego nie było dosyć, redakcja PR zdecydowała się na prawie tysiącletni skok w czasie i osadziła początek opowieści w roku 3430. Wprawdzie Scheer usiłował uzasadniać taki krok fandomowi potrzebą przedstawienia upływu czasu przy wprowadzaniu nowych technologii, poznanych przez Terran podczas wojny z Ulebami, ale dla niejednego czytelnika ten nowy świat był szokującym doświadczeniem.
Właściwym celem przeskoku czasowego było zmuszenie autorów do kreacji nowych postaci i sytuacji, które pasowałyby lepiej do tak radykalnie zmienionej rzeczywistości serii. Uczyniono jednak jedno odstępstwo od tej reguły: Michael Rhodan, który stał się w poprzednim cyklu jedną z ulubionych postaci czytelników, powrócił do serii dzięki zgrabnemu zastosowaniu podróży w czasie.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.