Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przy herbacie: Degustibusy idą na wojnę

Esensja.pl
Esensja.pl
Po opublikowaniu naszego rankingu stu polskich opowiadań fantastycznych w sieci zawrzało. No dobrze, tak naprawdę nie zawrzało, ale to takie ładne pierwsze zdanie… W każdym razie reakcje internautów na forach i listach dyskusyjnych były na tyle interesujące, że warto poświęcić im nieco uwagi.

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Przy herbacie: Degustibusy idą na wojnę

Po opublikowaniu naszego rankingu stu polskich opowiadań fantastycznych w sieci zawrzało. No dobrze, tak naprawdę nie zawrzało, ale to takie ładne pierwsze zdanie… W każdym razie reakcje internautów na forach i listach dyskusyjnych były na tyle interesujące, że warto poświęcić im nieco uwagi.
Najpierw uchylę nieco redakcyjnej kurtyny: przygotowywanie rankingu trwało przeszło cztery miesiące, ponieważ po zgłoszeniu opowiadań-kandydatów przez członków redakcji dwanaście osób biorących udział w rankingu musiało przeczytać teksty, których nie znali lub nie pamiętali na tyle dobrze, żeby wydać werdykt. Już wysyłaliśmy koledze Jakubowi oceny w skali dziesięciostopniowej, a jeszcze trwały polecanki ostatnich kandydatów – na przykład jednego z Wielkich Przegranych, Brunona Schulza – i poszukiwania trudniej dostępnych tekstów. A po zamknięciu listy trzeba było jeszcze napisać komentarze uzasadniające wybór, co też nie było łatwe, bo nawet o ulubionym opowiadaniu trudno czasem powiedzieć coś bardziej konkretnego niż „ma świetny klimat”.
Ranking powstał, linki poszły w świat i ludzie zaczęli komentować. Że za dużo Lema. Że za mało Lema, przecież cała pierwsza pięćdziesiątka to powinny być wyłącznie jego dzieła. Że czemu Huberath przed Sapkowskim albo odwrotnie. Że po co wyciągać z lamusa teksty sprzed dwudziestu lat, i tak nikt tego nie czyta. Że jak można w jednym rankingu umieszczać opowiadania fantasy razem z twardym SF, przecież to niepoważne bajki. Że rankingi jako takie w ogóle są bez sensu.
O. I tu doszliśmy do pierwszej interesującej kwestii. Są osoby ganiące samą ideę tworzenia rankingów z rodzaju „ileś tam najlepszych czegoś tam”, twierdząc, że takowe zestawienia odzwierciedlają wyłącznie gusta ich twórców. Ależ oczywiście, że odzwierciedlają! Czy będzie to lista najlepszych kapel rockowych, czy najładniejszych okładek „Naszej Księgarni”, zawsze będą to najlepsze kapele i najładniejsze okładki według osób na nie głosujących. Nie istnieje przecież coś takiego jak obiektywnie najlepsza książka, piosenka, wiersz czy obraz. Nawet popularności nie da się tak do końca zmierzyć – przy książkach i płytach pewnym wyznacznikiem jest sprzedaż egzemplarzy, ale ile osób przeczyta powieść pożyczoną od znajomego albo w bibliotece? A jeżeli ktoś czyta daną książkę więcej niż raz?
Drugie zagadnienie to podstawy merytoryczne naszej akcji. Na forum Fahrenheita Rheged wyraził zniesmaczenie faktem, że esensyjny ranking nie jest ugruntowany żadnymi analizami. I że zestawienie nabrałoby mocy, gdyby istniały „jakieś ramy, wyznaczniki”. Ba, ale jakie? Czy solidna lektura „na świeżo” i porównanie z innymi tekstami nie jest już jakąś jednostkową analizą? W jaki sposób zbadać, czy tekst jest dobry: piękna polszczyzna, interesujący pomysł/świat, ciekawa kreacja bohatera, żywe dialogi, dawanie do myślenia czytelnikowi? Toć każde z zaproponowanych opowiadań spełniało przynajmniej dwa z tych kryteriów. W opinii proponującego, rzecz jasna, bo znów: jak obiektywnie ocenić „interesującość” pomysłu?
Ano nie da się, bo ocena sama w sobie zakłada subiektywność i kropka. Obiektywnie, moi drodzy, to można stwierdzić, ile w tekście jest literek. Albo jak często na stronę pojawia się w nim spójnik „że”. Nawet opinia zawodowego krytyka lub profesora literaturoznawstwa będzie tylko opinią wydaną przez tę konkretną osobę – opinią niewątpliwie solidnie uargumentowaną i przez to bardziej znaczącą, ale wszak inny profesor może mieć na temat tego samego dzieła zdanie diametralnie odmienne.
To nie jest, oczywiście, tak, że jakości utworu literackiego już zupełnie nie da się zmierzyć: wie o tym każdy, kto kiedykolwiek wyrażał zdanie, że przeczytany właśnie tekst ma drewniane dialogi, ubogie słownictwo czy idiotyczne realia. Jednak jeżeli mamy obok siebie kilka dzieł uznanych za mistrzowskie, to nie ma siły – decydują już tylko głosy osób, którym „Śmierć czarnoksiężnika” podobała się bardziej od „Beznogiego tancerza”. Przecież nie porównywaliśmy dzieł Sapkowskiego z opowiadaniami tworzonymi przez nastoletnich miłośników systemu Warhammer, tylko z utworami Brzezińskiej, Lema, Huberatha, Grzędowicza…
No właśnie. Jak ocenić, czy doskonałe opowiadanie fantasy jest lepsze od równie doskonałego opowiadania SF? „Terminus”, „Zaćmienie serca”, „Granica możliwości” – każde prezentuje niebagatelne zalety. I każde ma te zalety zupełnie inne, zależnie od gatunku i pisarza. Nie istnieje sposób, by wydać jedynie słuszny werdykt, że któreś z nich jest stuprocentowo lepsze od pozostałych. Będzie to możliwe pewnie za dwadzieścia, trzydzieści lat, kiedy okaże się, które najlepiej zniosło próbę czasu i najtrwalej zapisało się w czytelniczej pamięci oraz – nie bójmy się tego słowa – w historii literatury (tu, oczywiście, Stanisław Lem ma zdecydowane fory, ponieważ on JUŻ się zapisał).
Jeżeli już mówimy o próbie czasu, to pora przejść do trzeciego zagadnienia, a mianowicie nieobecności na liście utworów z lat 60. czy 70., które w swoich czasach uznawane były za wybitne. Wśród internautów podnoszą się głosy: „A gdzie, u licha, Fiałkowski, Malinowski, Boruń?!” No cóż, ich opowiadania albo w ogóle nie zostały zaproponowane, albo odpadły w głosowaniu. Nie robiliśmy przecież rankingu stu opowiadań ważnych dla gatunku, lecz takich, które najbardziej satysfakcjonowały nas czytelniczo. Mnie absolutnie nie usatysfakcjonowała na przykład „Toccata” Borunia, której bohaterowie teoretycznie są ludźmi, w praktyce zaś – manekinami wygłaszającymi patetyczne przemówienia (jeden z redakcyjnych kolegów zadeklarował, że może napisać lepsze dialogi po pijanemu, obudzony w środku nocy, jednak eksperymentu nie przeprowadziliśmy). Załoga statku kosmicznego powraca z długiej i niebezpiecznej misji i nie ma między nimi właściwie żadnych relacji, zupełnie jakby się poznali dzień wcześniej: brak skrótów myślowych, przyjacielskich docinków czy powiedzonek, które wszak z czasem wytwarzają się w każdej grupie ludzi, a co dopiero w zespole odciętym od świata.
Podobnie niesatysfakcjonujący są zgłoszeni na wstępną listę „Podpalacze nieba” Żwikiewicza – tekst, który gdyby się anonimowo pojawił w dziale „Twórczość własna” na którymś z forów, gdzie toczą się dyskusje o rankingu, zostałby po prostu zmiażdżony. Nie wierzycie? Oto garść cytatów:
Żółty krąg słońca wytrwale wspinał się po nieboskłonie, aby osiągnąwszy zenit naznaczyć upadkiem miejsce zachodu.
W perspektywie korytarza znaczenie słów rozpada się wyciętymi z zetlałego pergaminu przecinkami hieroglifów.
Na jednym z tajnych poligonów daliście początek auto-ewolucyjnemu procesowi narostu atomów w układ molekuł, którego komplikacja zależała od opartego na losowym doborze rozwiązań genotypu mechano-cybernetycznego plemnika. Pod kilkukilometrową warstwą ziemi zagrzebaliście mechaniczny zarodek, stymulator krystalizacji obdarzony genotypem nie określającym dróg rozwoju krystalicznych struktur, lecz ich ściśle usystematyzowaną jakość wyjściową…
No, niestety – polska fantastyka bardzo się zmieniła od czasów opowiadań drukowanych w „Młodym Techniku”. Ówcześni czytelnicy niewątpliwie mogli osiągnąć próg osobowościowego rozkojarzenia oddając się lekturze zdań w rodzaju Na twe zbawienie MacKay skonstruował wzmacniacz grawitacyjnych fal, emitujący monochromatyczną wiązkę grawitonów, która w promieniu swego przebiegu deformowała przestrzeń, lecz dzisiaj teksty te nie bronią się – często nawet w oczach niegdysiejszych wielbicieli, bo czytelnicy stali się obrzydliwie wymagający. Już nie wystarczy olśnić ich wizją inteligentnego robota czy broni niszczącej gwiazdy – oczekują jeszcze, by zdania były przyjemne językowo, bohaterowie realistyczni, a dialogi dźwięczały życiem, nie zaś postukiwały drewnianymi koturnami.
Natomiast czwartą reakcją internautów na nasz ranking jest stwierdzenie: „Muszę przeczytać te opowiadania, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście są tak dobre, jak mówicie”.
I o to tak naprawdę w tym wszystkim chodziło.
koniec
1 listopada 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.