Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Przy herbacie: Jak zaczynać, żeby nie zarzynać

Esensja.pl
Esensja.pl
Od czasów Alfreda Hitchcocka wszyscy wiedzą, jak należy zaczynać film sensacyjny: na początku powinno być trzęsienie ziemi, a następnie stopniowy wzrost napięcia. Czy zasadę tę można przeszczepić na grunt pisania literatury? Innymi słowy: czy to prawda, że pierwsze zdanie powinno chwytać czytelnika za gardło (względnie inną część ciała), a może chodzi o pierwszy akapit albo pierwszą stronę? No a poza tym – jak NIE należy zaczynać?

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Przy herbacie: Jak zaczynać, żeby nie zarzynać

Od czasów Alfreda Hitchcocka wszyscy wiedzą, jak należy zaczynać film sensacyjny: na początku powinno być trzęsienie ziemi, a następnie stopniowy wzrost napięcia. Czy zasadę tę można przeszczepić na grunt pisania literatury? Innymi słowy: czy to prawda, że pierwsze zdanie powinno chwytać czytelnika za gardło (względnie inną część ciała), a może chodzi o pierwszy akapit albo pierwszą stronę? No a poza tym – jak NIE należy zaczynać?
Do napisania tego felietonu zainspirował mnie tekst Anny Brzezińskiej „O porannym kacu”. Pierwsze zdania, czy też, ujmując szerzej, początki dzieł literackich to niezwykle wdzięczny temat – w gąszczach Internetu spotkać można całe poświęcone mu wątki na forach dyskusyjnych. Co prawda zwykle omawiane są tam „otwieracze” zaczerpnięte z literatury pięknej, a jeżeli z fantastyki, to wyłącznie tej klasycznej, od Lema do Kinga. Natomiast ciekawym doświadczeniem może być przyjrzenie się temu, jak zaczynają się teksty debiutanckie. Ale o tym za chwilę.
W polskiej fantastyce jednym ze słynniejszych pierwszych zdań jest „Wiedźmin miał nóż na gardle”. Ale skąd wynika owa słynność? Szczerze mówiąc, wątpię, czy cytat ten zyskałby tak wdzięczną pamięć czytelników, gdyby okazało się, że bohater miał nóż na gardle w ciemnym zaułku Oxenfurtu. Nie, jego literacka siła polega na żarcie: w kolejnym zdaniu poznajemy kontekst, co niejako odwraca znaczenie zdania. Niejako, bo oczywiście nóż na gardle nadal jest nożem na gardle, ale sens ma już zupełnie inny.
Odwracanie znaczenia z powodzeniem stosuje Jarosław Grzędowicz. W opowiadaniu „Wypychacz zwierząt” z kilku malowniczych zdań dowiadujemy się, że bohater pędzi samochodem w nocy, wioząc w bagażniku owinięte folią termiczną zwłoki. Kolejny akapit wyjaśnia nam, czyje to zwłoki, co diametralnie zmienia odbiór sytuacji. Początek „Obola dla Lilith” również wykorzystuje sztuczkę z odwróceniem: „Jeżeli w wieku trzydziestu lat ockniesz się nagle na dworcu, siedząc na ruinie całego dotychczasowego życia, bez grosza przy duszy, pokryty nie swoją krwią, to pewnie ostatnie, czego byś chciał, to spotkać wujka-świra. Zakałę rodziny. Ja również nie miałem najmniejszej ochoty spotykać swojego nieszczęsnego siostrzeńca.
No, ale co właściwie z tym mitycznym Pierwszym Zdaniem? „Zbójecki gościniec” Anny Brzezińskiej otwiera kwestia „Przed północą spłonęła kolejna wiedźma” (żeby było śmieszniej, dalej przez wiele stron nie ma ani słowa o żadnych wiedźmach) – jak sama pisarka opowiadała na spotkaniach autorskich, zasugerowano jej, że początek winien przyciągać uwagę czytelnika. Jednak należy uważać, by nie doprowadzić tej zasady do skrajności: w „Science Fiction” ukazało się sporo opowiadań, które zaczynały się możliwie najbardziej krwawej i morderczej sceny. Na przykład w „Toy Trek” Andrzeja Ziemiańskiego (SF 04/2001 (04)) na samym początku „Toy klęczała w jakiejś piwnicy, a jej najbliższa koleżanka, zdrajczyni, trzymała ją za wykręcone do tyłu ręce. Mężczyzna w białym kitlu wbijał jej do nosa metalowy pręt”. Następnie bohaterka budzi się ze snu i zaczyna się właściwa akcja, nie mająca nic wspólnego z upiornym opisem z pierwszych zdań. Nawiązanie do niego pojawia się dwie strony dalej, kiedy dowiadujemy się, że bohaterce prymitywnie i pokątnie przeprowadzono punkcję zatok. Efektowności zarówno pierwszemu jak i drugiemu zdaniu (oraz paru kolejnym) odmówić nie sposób, ale przynajmniej zachodzi tutaj efekt „odwrócenia” – to nic, że znacznie później.
Gorzej, jeśli autor uznaje za konieczne wyrwanie ze środka tekstu makabrycznego opisu i umieszczenie go na początku, ni przypiął ni przyłatał, jak w opowiadaniu Marka Żelkowskiego „Długa przerwa w podróży”: „Mężczyzna nie mógł uwierzyć, że umiera. Prawie zupełnie nie odczuwał bólu, pomimo, iż fale gęstej, spienionej krwi buchały z jego piersi strzaskanej dwoma ciosami ciężkiego topora. A jednak umierał!” Dalej jest jeszcze kawałek opisu sceny mordu, po czym mamy gwiazdki i fabułę dotyczącą powrotu pewnej rodziny z wakacji. Sama zbrodnia jest punktem kulminacyjnym utworu, więc efekciarski początek można uznać za spoiler. A jeśli nawet nie, to czym zaszkodziłoby rozpoczęcie opowiadania od opisu jazdy samochodem?
Na szczęście znakomita większość autorów zamiast strzelać pierwszym zdaniem między oczy, woli po prostu wprowadzić czytelnika w klimat opowieści. Spójrzmy na początki kilku opowiadań z 14 (04/2002) numeru magazynu „Science Fiction”:
Eliza de Grey, porucznik dowodząca trzecim skrzydłem komandosów, spojrzała z niejakim żalem na szykujący się do startu pojazd kosmiczny.
(Jan Rudziński, „Dziewczyna z trzydziestego centyla”)
Świtało dopiero, kiedy Mojsław, opierając mocno stopy na szczeblach solidnej drabiny i przytrzymując się zaostrzonych pali ostrokołu, wysunął głowę ponad ogrodzenie.
(Grzegorz Gortat, „Myrddin i Krak”)
Pełen pierwotnej energii i chaotycznych wykrzykników dźwięk gitar wibrował w sali, rozsadzał ją i wprawiał falujący tłum w ekstazę.
(Aleksandra Janusz, „Z akt miasta Farewell”)
No dobra, chłopaki, opowiem wam, ale przed kadrą – morda w kubeł!
(Rafał A. Ziemkiewicz ,„Witalina”)
Nadgarstki przymocowali nam do poręczy, a kostki do przednich nóg krzeseł.
(Dariusz S. Jasiński, „Artefakt”)
Ognisko nieco przygasło, a wraz z nim ucichły zwyczajowe myśliwskie przechwałki.
(Marina i Siergiej, Diaczenko „Wirlena”)
Dwa pierwsze cytaty – szczególnie w połączeniu z tytułami – bardzo ładnie wyjaśniają, w jakich realiach będzie się toczyć akcja. Z pozostałych czterech również można sporo wywnioskować – jeśli nie realia, to przynajmniej klimat opowiadania. I wszystko się zgadza: w „Z akt miasta Farewell” muzyka pełni istotną rolę, „Arterfakt” to sensacyjny kryminał, a „Wirlena” – nastrojowa baśń o kilku wersjach finału.
Rzecz jasna, możliwa jest całkowicie odwrotna sytuacja, a mianowicie opowiadanie, w którym autor wcale nie chce czegokolwiek czytelnikowi wyjaśniać zaraz na początku, a nawet przeciwnie – wytworzyć uczucie intrygującej obcości literackiego świata. „Karnawał” Jakuba Nowaka nie zaczyna się wprawdzie od sceny przefruwającego nad tarasem kawiarni psa, ale właśnie ta scena jest dla mnie kwintesencją niezrozumiałego otwarcia. Z tym, że słowo „intrygującej” jest tu kluczowe, bo jeśli z obcością świata się przedobrzy, można czytelnika raczej odstraszyć aniżeli zaintrygować. No, ale to nie jest już problem samego początku.
• • •
Osobiście dystansuję się od tezy, że pierwsze zdanie jest Tak Bardzo Ważne. Fani fantastyki na ogół czytają szybko i obejmują wzrokiem całe fragmenty tekstu, więc sensowniej byłoby mówić o ważności pierwszych paru akapitów, a w przypadku książek – nawet całej strony. Zachęcanie początkiem grozi popadnięciem w efekciarstwo. Niestety, równie łatwo jest zniechęcić czytelnika, zasypując go w pierwszych akapitach nieistotnymi i zwykle nudnymi informacjami. Dobrym przykładem są teksty umieszczane na rozmaitych forach dyskusyjnych przez młode osoby płci obojga, które zawiadamiają świat, że oto właśnie prezentują początek swej powieści. Powieść, jak to powieść, jest zakrojona z rozmachem, więc młody twórca nie żałuje miejsca, by jak najszczegółowiej opisać świat, w którym rozgrywa się akcja. Dowiadujemy się więc na przykład, że kraina X jest pokryta lasami, bagniskami, łąkami oraz polami uprawnymi, na północy znajdują się góry, stolicą jest miasto Y, a mieszkańcami są ludzie, elfy oraz krasnoludy, którzy wyznają wiarę w bogów Q, V i Z. Czy tylko mnie nasuwa się komentarz, że komuś powieść pomyliła się z podręcznikiem systemu RPG?
Na forum dyskusyjnym „Nowej Fantastyki” natrafiłam na wannabe-powieść, do której wstęp liczy 3319 znaków (ze spacjami), czyli 3/4 strony w Wordzie. Początkująca autorka o pseudonimie Łędina przedstawia czytelnikowi miejsce akcji. Wygląda to tak:
Akapit 1.
Dowiadujemy się, że akcja toczy się w mieście Cyria, które ma jedyną w swoim rodzaju budowę, ponieważ składa się z kilku stopni. Pierwszym stopniem są slumsy, w których żyją żebracy oraz różne szumowiny, a miejsce mają rozliczne występki. Dostajemy też szczegółowy opis wyglądu: „Budynki w tej części miasta różniły się od reszty architektury, były szare i proste, nie liczyły większej wysokości niż drugie piętro, ściany były gładkie, a dachy proste, okna zaś drewniane gdzie niegdzie zabite deskami.” (ortografia i interpunkcja jak w oryginale).
Akapit 2.
Poznajemy drugi stopień, lub też piętro, w którym domy nie są proste i szare, lecz białe, wysokie na co najmniej cztery piętra, wyposażone w ogrody oraz stajnie, w których mieszkają konie maści białej, czarnej lub kasztanowej.
Akapit 3.
Dowiadujemy się, że w bogatszej dzielnicy domy są rzadziej rozstawione, a ulice szersze niż w slumsach.
Akapit 4.
Okazuje się, że oprócz ulic w mieście znajdują się sklepy (tu wyliczenie, co sklepy mają na wystawach).
Akapit 5.
Z lakonicznej jednozdaniowej informacji czerpiemy wiedzę o fakcie, iż trzecim poziomem był dwór, całkowicie różny od reszty miasta. Pokazywał „już przybywającym do miasta swoją wielkość i bogatość”.
Akapit 6.
Ujawniona nam zostaje wieść o tym, że dwór otoczony był murem z żelazną bramą pilnowaną przez strażników w żelaznych zbrojach, oraz brukowany białą kostką. Zaś przepych zamku „miał na celu pokazywać wielkość króla”.
Akapit 7.
W akapicie siódmym oprócz podkreślenia rozmiarów zamku i mnogości jego wież oraz okien dowiadujemy się, że królem jest Fryderyk II, który jest mniej doświadczony od swojego świętej pamięci ojca. I że nie obchodzą go sprawy w slumsach.
Na tym kończy się wprowadzenie; w akapicie ósmym zaczyna się właściwa akcja. Wbrew pozorom, bohaterem nie jest architekt ani też pracownik biura planowania przestrzennego.
Oczywiście, to nie oznacza, ze nie wolno zaczynać powieści od przedstawienia wyglądu miasta – ale, do licha, szczegółowe porównywanie szerokości ulic i wysokości domów w poszczególnych dzielnicach, oraz wyliczanie maści koni bogaczy, nie służy ani malowniczości ani budowaniu nastroju. Służy co najwyżej dokumentnemu zanudzeniu czytelnika.
Inny tekst na tym samym forum, napisany przez niejakiego Sazimusa, zaczyna się już nieco zgrabniej: „Był ponury, deszczowy wieczór.” Tu już faktycznie pojawia się pewien konkretny nastrój. Co prawda dwa zdania dalej dowiadujemy się, że „księżyc w całej okazałości oświetlał swym blaskiem najciemniejsze zakamarki mieściny”, jednak nie takie wpadki zdarzają się nawet uznanym pisarzom. W każdym razie młody autor pieczołowicie kreuje nastrój, opisując przeraźliwe wycie wychodzących na łów wilków, które dobiegało zza murów miasta, a także przedstawiając usypiających po trudach dnia mieszkańców. No i robi to w znacznie bardziej rozsądniej liczbie 1141 znaków.
W przypadku światów fantasy tak naprawdę najczęściej wystarczy rzucić na wstępie jakąś dziwnie brzmiącą nazwą miejscową (w rodzaju Frowdell, Odorheim czy Ektenfort – patrz felieton „Róża pod inną nazwą”) i poinformować, że bohater ma miecz, a czytelnik sam już dośpiewa sobie wizję świata. Nieco gorzej jest wtedy, kiedy piszemy tekst dziejący się w naszym świecie, ale, powiedzmy, w roku 2079:
Sanja Popović odstawiła pustą szklankę po piwie między talerz z resztkami kolacji a swoją czapkę mundurową. Orzełek w koronie błysnął srebrno w dyskotekowych światłach. Popović poprawiła ciemnorudy koński ogon, siadła wygodniej i rozejrzała się po lokalu. Knajpa mieściła się na ostatnim, pięćdziesiątym piętrze drapacza chmur, pod szklaną kopułą. Była ostatnio szalenie modna, stanowiła centrum nocnego Lublina i często specjalnie do niej przyjeżdżali mieszkańcy innych dzielnic Warszawy, którzy normalnie nie zapuszczaliby się w tak odległe rejony.
Tak zaczyna się powstająca właśnie powieść „Czarne Koty”, której fragment udostępniła mi znana z łamów Esensji Anna ‘Cranberry’ Nieznaj. Miny czytelników, którzy nagle trafiali na informację, że Lublin jest jedną z dzielnic Warszawy, były bezcenne… No cóż, autorka właśnie taki sposób wybrała na danie czytelnikowi do zrozumienia, że akcja dzieje się w przyszłości. Jednocześnie warto zauważyć, jak starannie wplecione są w te pierwsze zdania informacje o bohaterce: wygląd i fakt, że jest wojskowym. Oczywiście, można by to załatwić jednym zdaniem, podając stopień i jednostkę, jak w cytowanej już „Dziewczynie z trzydziestego centyla”, jednak sposób podania zależy od autora – no i od długości tekstu. W kilkustronicowym opowiadaniu nie zawsze można pozwolić sobie na powolne dawkowanie informacji, podczas gdy w powieści jest na to miejsce i „oddech”.
• • •
Fora dyskusyjne są znakomitym źródłem tekstów, po których można pojeździć jak po łysej kobyle, ale przecież nie oznacza to, że cała twórczość tam zamieszczana nadaje się tylko do skrytykowania. Oto znakomity, dynamiczny początek opowiadania fantasy, którego autor podpisał się jako Nameless One:
Zanim zaczęło padać, w Dolinie Rivien rozpętało się istne piekło. Wpierw uderzył wiatr; smagnął jak biczem, przetoczył się przez dolinę i porywając tumany pyłu i kurzu na gościńcu, z wyciem wpadł pomiędzy drzewa. Niebo eksplodowało. Błyskawice co rusz cięły niebieski firmament, jakby chciały rozedrzeć całun nagromadzonych chmur na strzępy. Po każdym wyładowaniu ogłuszający huk przewalał się przez kotlinę niczym głaz. Wkrótce spadł i deszcz. Lunął z nieba, poprzedzony chwilowym uspokojeniem się świata. Diabelski żywioł rozniecił się na dobre.
No i co? Aż chce się czytać dalej, prawda?
koniec
14 lutego 2010
PS. Herbata na dziś: rumianek z aromatem pomarańczowym.

Komentarze

15 II 2010   12:40:37

Ciekawy artykuł :)
Zgadzam się, że z pierwszym zdaniem to może pewnie przesada (choć czasem, jeśli jest odpowiednio intrygujące zachęci do czytania dalej). Ja zazwyczaj patrzę na pierwszy akapit, ale generalnie zaczynam od tego, że otwieram książkę w losowym miejscu i czytam, co znajdę. Choć przyznam, że nie pamiętam, by zdarzyło mi się kupić sobie książkę ot tak, bo spodobał mi się fragment.

15 II 2010   23:06:02

No, ja po pierwszym zdaniu „Wichrów Smoczogór” wiedziałam, że kupię… Jak ktoś nie pamięta (sa tacy?) to brzmi ono „Stało się raz, że się staremu Smykowi dusza przewróciła”.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Okładka <i>Amazing Stories Quarterly</i> z wiosny 1929 r. to portret jednego z Małogłowych.<br/>© wikipedia

Stare wspaniałe światy: Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
Andreas „Zoltar” Boegner

11 IV 2024

Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (24)
Andreas „Zoltar” Boegner

7 IV 2024

Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.

więcej »

Fantastyczne Zaodrze, czyli co nowego w niemieckiej science fiction? (23)
Andreas „Zoltar” Boegner

14 III 2024

Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Zwariowane studentki znów atakują
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.