Antologie opowiadań fantastycznonaukowych dzielą się, jak wiadomo, na dwa typy: te, które przedstawiają utwory nowe, pisane na zamówienie pod określony temat, oraz te, które zbierają w jednym woluminie teksty opublikowane już wcześniej. Pozorna wada drugiego przypadku — wtórność — pozwala na uwolnienie się od hegemonii czasopism literackich. Cierpliwy czytelnik, zamiast inwestować pieniądze i czas w prenumeratę periodyków, może po prostu poczekać i kupić przysłowiową „tacę” o wszystko mówiącym tytule „Year’s Best SF”. Przynajmniej cierpliwy anglojęzyczny czytelnik.
Cudzego nie znacie: Te niespokojne światy
[„Year’s Best SF 15” - recenzja]
Antologie opowiadań fantastycznonaukowych dzielą się, jak wiadomo, na dwa typy: te, które przedstawiają utwory nowe, pisane na zamówienie pod określony temat, oraz te, które zbierają w jednym woluminie teksty opublikowane już wcześniej. Pozorna wada drugiego przypadku — wtórność — pozwala na uwolnienie się od hegemonii czasopism literackich. Cierpliwy czytelnik, zamiast inwestować pieniądze i czas w prenumeratę periodyków, może po prostu poczekać i kupić przysłowiową „tacę” o wszystko mówiącym tytule „Year’s Best SF”. Przynajmniej cierpliwy anglojęzyczny czytelnik.
Dawno temu cztery pierwsze tomy antologii ukazały się w polskim tłumaczeniu za sprawą Zysku. „To, co najlepsze w SF. Tom 4”
recenzował sześć lat temu Eryk Remiezowicz. Wystawiona ocena była zasłużenie wysoka, dziwi więc, że Zysk zaraz potem przestał wydawać serię na polskim rynku i że żaden z jego konkurentów nie przejął pałeczki. Antologia najnowszych oraz najlepszych brytyjskich i amerykańskich opowiadań fantastycznonaukowych powinna przecież stać się, przy odpowiedniej promocji, towarem rozchwytywanym w działach fantastyki rodzimych księgarń.
W wydanym wiosną „Year’s Best SF”
1) na pięciuset stronach zmieściły się dwadzieścia cztery opowiadania tyluż różnych autorów: trzynastu Amerykanów, sześciu Brytyjczyków, trzech Kanadyjczyków, jednego Australijczyka i jednej Hinduski; dziewięciu kobiet i piętnastu mężczyzn. Najbardziej znane nazwiska w spisie treści to Bruce Sterling oraz Gene Wolfe, chociaż spod ich piór nie wyszedł żaden z najmocniejszych punktów antologii. A takowych są cztery.
Dwadzieścia cztery subiektywnie najlepsze opowiadania SF z 2009 r. dzielą się wyraźnie na trzy typy: historie alternatywne, fantastyka naukowa klasyczna (twarda i space-operowa) oraz „przyziemna” (tzw.
mundane science-fiction). Jako że do ostatniej kategorii zalicza się tylko pięć utworów, a wyżej wspomniane najmocniejsze punkty tam nie trafiły, zacznijmy właśnie od niej.
Przyziemne SF jest bardzo młodym podgatunkiem podgatunku, przynajmniej jeśli liczyć czas od zdeklarowania jego założeń programowych w 2002 r. Nazwa mówi wszystko: Mundane science ficton skupia się na bliskiej przyszłości rezygnując z gadżeciarskich fantazji na rzecz wiarygodnej ekstrapolacji istniejących technologicznych i obyczajowych trendów. Kosmiczne zagrożenia i możliwości schodzą na dalszy plan i są zastępowane wyzwaniami, w obliczu których staje wczesnodwudziestopierwszowieczny człowiek. Typowym opowiadaniem przyziemnym jest „Blocked” Geoffa Rymana, notabene czołowego przedstawiciela „mundanowego” ruchu. Oto Kambodżanin, właściciel kasyna, wraz ze swoją duńską żoną i jej czwórką dzieci z poprzedniego związku, zmuszeni są do porzucenia dostatniego życia i do emigracji. Powód: inwazja Obcych. Ale jak łatwo się domyślić, kosmici są tu tylko fabularnym tłem i narracyjnym pretekstem do ukazania napięć pojawiających się w wielokulturowej rodzinie, gdy trzeba wspólnie przejść przez Zmiany.
„The Calculus Plague” Marissy K. Lingen to najsłabsze opowiadanie w zbiorze, pomimo frapującego tytułu i bioetycznej tematyki. Zdecydowanie lepiej wypadają trzy pozostałe przyziemne teksty: „The Consciousness Problem” Mary Robinette Kowal, „On The Destruction of Copenhagen by the War-Machines of Merfolk” Petera M. Balla i „Infinities” Vandany Singh. Pierwsze dotyczy dylematów związanych z klonowaniem ludzi, ale szkoda, że strzelba zakomunikowana już w tytule nigdy tak naprawdę nie wypala. Krótki utwór Balla jest z kolei epistolograficzno-surrealistyczną wariacją na temat „Wojny światów”. W zasadzie trudno o jego jednoznaczną kwalifikację podgatunkową, ale ponieważ Australijczyka najbardziej interesują międzyludzkie relacje w nowoczesnym świecie, sześciostronicowe dziełko ma z pewnością więcej wspólnego z przyziemną odmianą SF niż z dwiema pozostałymi kategoriami. Analogiczne wątpliwości nie pojawiają się natomiast przy „Nieskończonościach” Singh, otwierających notabene cały zbiór. Hinduska pisarka spróbowała napisać utrzymane w chiangowskim duchu opowiadanie dotyczące związków między matematyką, poezją i religią. Ambitne to zadanie i autorka niestety mu nie sprostała, choć do sukcesu nie zabrakło zbyt wiele.
Przejdźmy do pozostałej części „Year’s Best SF”. Alternatywną historię darzę ogromną sympatią, więc bardzo przyjemnym zaskoczeniem była ilość opowiadań tego typu umieszczona w antologii – aż siedem, z czego dwa znakomite. Akcję „This Peaceable Land” Roberta Charlesa Wilsona osadzono w 1895 r. na południu Stanów Zjednoczonych. „Alternatywność” dotyczy tu, jakżeby inaczej, Wojny Secesyjnej. Siłę utworu stanowi narastające napięcie, które Wilson buduje sprawnie na dwóch równoległych płaszczyznach. Poprzez wspomnienia narratora poznajemy stopniowo historię alternatywnych Stanów, a jednocześnie razem z głównym bohaterem i jego czarnoskórym towarzyszem odkrywamy pewną mroczną tajemnicę „tego pokojowego kraju”. Obie warstwy oczywiście zgrabnie się zazębiają i tylko zakończenie zostało niepotrzebnie stonowane.
„One Of Our Bastards Is Missing” Paula Cornella to drugi z najmocniejszych punktów antologii. Od opowiadania Wilsona różni je jednak mniejsza przejrzystość świata przedstawionego; czytelnik musi tu więcej składać samodzielnie. W świecie Cornella arystokratyczne obyczaje i struktury społeczne rodem z dziewiętnastego wieku koegzystują z hipertechnologią. Podczas przyjęcia poprzedzającego królewski ślub dochodzi do dosłownego zniknięcia pruskiego dyplomaty. Z zagadką, która może mieć poważne polityczne konsekwencje, musi zmierzyć się major Hamilton. Tak zawiązana fabuła sugeruje, że będziemy mieć do czynienia ze wciągającym kryminałem w egzotycznej scenerii. Przyznać trzeba jednak, że pod względem stricte fabularnym Cornell odrobinę zawodzi (choć twistu nie zabrakło), ale z nawiązką rekompensuje to fascynującym settingiem, pełnym werwy stylem i sympatycznym protagonistą.
Muskuły prężą także dwa inne opowiadania. W tekście Michaela Cassutta tytułowy „Ostatni Apostoł” (The Last Apostle) wspomina losy ekspedycji lunarnych, w trakcie których astronauci odkryli tajemniczy artefakt. Drugim dobrym opowiadaniem alternatywnohistorycznym jest „The Fixation”. Alastair Reynolds jako jedyny autor w antologii tworzy atmosferę grozy i wychodzi mu to nadspodziewanie dobrze. Przy okazji eksperymentuje z samą metakoncepcją alternatywnych dziejów. Z większym rozmachem czyni to zresztą Bruce Sterling w „Black Swan”, choć jego tekst jest przegadany i zdecydowanie słabszy. Jeszcze gorzej wypada „Donovant Sent Us” Gene’a Wolfe’a, a to za sprawą wysilonych zwrotów akcji. Zbiór zamyka steampunkowy „Edison’s Frankenstein” Chrisa Robersona. Mizerna intryga (której nie pomaga spoiler zawarty już w tytule) jest tu właściwie tylko pretekstem do ukazania świata, w którym odkryta na Antarktydzie substancja prometheum pozwoliła na dramatyczny rozwój parowej technologii i oddaliła w nieokreśloną przyszłość tryumf elektryczności. Owszem, scenografia została naszkicowana bardzo zgrabnie, ale pod tym względem trudno akurat chwalić autora za oryginalność.
Pora wreszcie na klasyczne SF. Jak podpowiada prosta arytmetyka, esencja gatunku wypełnia zaledwie połowę zbioru. Nie skłamałbym zbytnio pisząc po prostu o „twardej fantastyce naukowej”, jako że space operowy rodzynek trafił się tylko jeden. Protagonistka „The Lady of the White-Spired City” przybywa do prowincjonalnego zaścianka międzygwiezdnego imperium jako emisariuszka dalekiej planety-stolicy. Tak jak „The Last Apostle” kojarzył się poniekąd ze „Strażnikiem” Arthura C. Clarke’a, tak opowiadanie Sary L. Edwards przywołuje na myśl „Pieśni odległej Ziemi” wielkiego Brytyjczyka, choć pisarka nie osnuła akcji bezpośrednio wokół romantycznej relacji. W antologii znalazły się jeszcze trzy teksty o tradycyjnym odcieniu: słabe „Erosion” Iana Creaseya (usprawniony fizycznie człowiek spędza swój ostatni tydzień na Ziemi przed wyruszeniem w kosmos), niezłe „Attitude Adjustment” Erica Jamesa Stone’a (po awarii układów sterowania turystyczny pojazd kosmiczny wchodzi na kurs kolizyjny z Księżycem) i dobre „The Highway Code” Briana Stapleforda (inteligentna, przyjaźnie nastawiona do ludzi ciężarówka przeżywa egzystencjalne rozterki; tutaj widać bardzo wyraźną inspirację robocim cyklem Asimova).
Pięć kolejnych opowiadań „twardych” wyszło spod piór kobiecych. Wszystkie diametralnie się różnią, tak pod względem tematycznym, jak i jakościowym. Najlepiej wypada „Exegesis” Nancy Kress, zabawny short pokazujący na przykładzie legendarnego cytatu filmowego, jak pokrętnymi drogami potrafi ewoluować język; najgorzej „Collision” Gwyneth Jones, którego umiejscowienie bez znajomości trylogii „Białej Królowej” tejże autorki jest niezrozumiałe, a feministyczno-lesbijskie zapędy tylko pogarszają ogólne wrażenie. „In Their Garden” Brendy Cooper, post-apokaliptyk z wydźwiękiem ekologicznym, ani ziębi, ani grzeje. Z kolei zarówno w „Bespoken” Genevieve Valentine, jak i w „The Unstrung Zither” Yong Ha Lee pojawiają się frapujące pomysły, lecz oba teksty i tak pozostawiają wyraźne uczucie niedosytu. Valentine, nie bez komediowego podtekstu, zwraca uwagę na zazwyczaj pomijany przez pisarzy problem dopasowania ubioru podczas podróży w czasie, podczas gdy akcję dłuższego i zupełnie poważnego opowiadania Lee osadzono w świecie przyszłości, w którym poezja oraz muzyka odgrywają bardzo specyficzną i istotną rolę podczas prowadzenia wojen. W całej antologii najwięcej zmarnowanego potencjału widać właśnie w „Cytrze bez strun” i „Nieskończonościach”, co nie znaczy, że są to opowiadania słabe.
Przed nami trzy ostatnie teksty. „Tempest 43” Stephena Baxtera to kawałek przyzwoitej – i tylko przyzwoitej – fantastyki naukowej, gdzie pomimo wykorzystania szeregu interesujących motywów (era post-osobliwościowa, kontrolowanie pogody, orbitalne SI) i połączenia ich w sensowny, spójny sposób, autorowi nie udaje się tak do końca porwać czytelnika. Nie powinno to chyba dziwić; w końcu Baxter już jakiś czas temu dorobił się statusu rzemieślnika – i tylko rzemieślnika. Tego samego zarzutu nie da się absolutnie postawić Peterowi Wattsowi. „The Island” to znakomita opowieść o Kontakcie wtłoczona w ramy ponurego nastroju, tak typowego dla kanadyjskiego pisarza. Niemożność porozumienia z Obcymi? Jak najbardziej, ale także osamotnienie w bezmiarze kosmicznej pustki i poczucie bezsensowności pracy wykonywanej od eonów dla bardziej zaawansowanej inteligencji. Całość podana w charakterystycznym, nieoszczędzającym czytelnika Wattsowym stylu, który mi osobiście kojarzy się z naszym Dukajem.
Do „Another Life” Paula Oberndorfa, prawdopodobnie najlepszego opowiadania w całym zbiorze, za chwilę wrócimy. Na razie zastanówmy się, co da się powiedzieć o stanie współczesnej fantastyki naukowej na podstawie dwudziestu czterech opowiadań wybranych przez Hartwella i Cramer.
Po pierwsze, alternatywna historia przeżywa rozkwit. Jeszcze do niedawna ze świecą można było szukać tego typu opowiadań w antologiach „najlepszych”, a w YBSF15 stanowią one prawie jedną trzecią objętości. Co więcej, nie są pisane na jedno kopyto. Wręcz przeciwnie, pokazują, że z subgatunku należy czerpać na rozmaite sposoby. Równoległe uniwersa w ujęciu żartobliwym i poważnym, syntezy anachronicznych obyczajów z nowoczesną technologią, wreszcie graniczący z fantasy steampunk – to wszystko aż prosi się o przekuwanie w pełnowymiarowe powieści. Jednocześnie pojawia się wątpliwość taksonomiczna: Czy alternatywną historię da się podpiąć pod SF?
Po drugie, wyłania się nam nowy nurt: przyziemne SF. Widać w nim spore możliwości, ale i pewne niezdecydowanie twórców co do proporcji między fantastyką, nauką a pisarstwem zaangażowanym. Do znalezienia równowagi droga chyba daleka, w międzyczasie trzeba będzie odpowiedzieć na ważkie pytanie: Do jakiego stopnia „realistyczna” fantastyka naukowa ma próbować rzetelnie przewidywać przyszłość? A może powinna jednak pozostać zabawą w czystą fikcję, tyle że w mniej fantastycznej scenografii?
Po trzecie, klasyczne motywy SF wydają się odchodzić do lamusa. Mam tu na myśli nie tylko całkowitą nieobecność cyberpunku i prawie całkowitą nieobecność space opery, lecz także fakt, że teksty utrzymane w tradycyjnym stylu (Creasey, Edwards, Stableford, Stone, poniekąd również Cooper i Baxter) odstają na tle utworów nowatorskich (Lee, Watts, Cornell, Ball), a nie odwrotnie.
Po czwarte, jedna rzecz pozostaje bez zmian – fantastyka naukowa najlepsza z najlepszej wciąż opowiada nie o przyszłości i nie o technologii, nie o przygodach w kosmosie i nie o zagrożeniach z gwiazd, ale o ludziach. Doskonałe potwierdzenie stanowi właśnie „Another Story” Oberndorfa: znakomite, trochę wzruszające, a na pewno nostalgiczne opowiadanie o dziwnej miłości w czasach międzyplanetarnych wojen i seryjnej nieśmiertelności. Autor z bardzo banalnego pomysłu, obywając się bez skomplikowanej intrygi, stworzył perełkę o przemijaniu i potrzebie akceptacji. YBSF15 błyszczy Wilsonem, Wattsem, Cornellem, ale przede wszystkim Oberndorfem – szkoda tylko, że ten ostatni pisze najrzadziej z całej czwórki.
Poniżej podaję indywidualne oceny dla poszczególnych opowiadań. Zaznaczam, że w niektórych przypadkach są dość surowe, a to ze względu na jednoznaczną sugestię zawartą w tytule antologii. Niemniej jednak żaden z utworów, nawet Oberndorfa, nie zasługuje w moim mniemaniu na maksymalną notę. Zbiorcza ocena całości nie miałaby sensu, bo polegałaby na wyciągnięciu niewiele mówiącej średniej – a to każdy zainteresowany może zrobić sam.
- Vandana Singh: „Infinities” (70%)
- Robert Charles Wilson: „This Peaceable Land; or, The Unbearable Vision of Harriet Beecher Stowe” (90%)
- Yoon Ha Lee: „The Unstrung Zither” (70%)
- Bruce Sterling: „Black Swan” (50%)
- Nancy Kress: „Exegesis” (80%)
- Ian Creasey: „Erosion” (40%)
- Gwyneth Jones: „Collision” (40%)
- Gene Wolfe: „Donovan Sent Us” (30%)
- Marissa K. Lingen: „The Calculus Plague” (30%)
- Peter Watts: „The Island” (90%)
- Paul Cornell: „One of Our Bastards Is Missing” (90%)
- Sarah L. Edwards: „The Lady of the White-Spired City” (70%)
- Brian Stableford: „The Highway Code” (80%)
- Peter M. Ball: „On the Destruction of Copenhagen by the War-Machines of the Merfolk” (60%)
- Alastair Reynolds: „The Fixation” (80%)
- Brenda Cooper: „In Their Garden” (60%)
- Geoff Ryman: „Blocked” (60%)
- Michael Cassutt: „The Last Apostle” (80%)
- Charles Oberndorf: „Another Life” (90%)
- Mary Robinette Kowal: „The Consciousness Problem” (70%)
- Stephen Baxter: „Tempest 43” (70%)
- Genevieve Valentine: „Bespoke” (60%)
- Eric James Stone: „Attitude Adjustment” (70%)
- Chris Roberson: „Edison’s Frankenstein” (60%)
1) Nie mylić z posiadającą o dekadę dłuższą tradycję „Year’s Best Science Fiction” pod redakcją Gardnera Dozoisa i z drukarni St. Martin’s Press; jak widać, niełatwo wymyślić oryginalną nazwę dla tego typu antologii.
Przeczytam wszystkie opowiadania i wtedy pewnie popolemizuję :)