Niedawno jeden z tygodników zamieścił artykuł na temat perspektyw młodych ludzi na rynku pracy. Pojawiła się tam dość nietypowa dla polskiej młodzieży sugestia by, zamiast zaraz po szkole lecieć na studia, zrobić sobie rok przerwy, wybrać się gdzieś w świat, spokojnie zastanowić, co naprawdę chce się robić w życiu. Na zachodzie takie podejście jest bardzo dobrze znane – dokładnie to zrobił 30 lat temu osiemnastoletni Anglik Hugh Thomson, wyruszając samotnie na wyprawę do Meksyku.
Konrad Wągrowski
Pancho Villa i tequila
[Hugh Thomson „Tequila Oil, czyli jak się zgubić w Meksyku” - recenzja]
Niedawno jeden z tygodników zamieścił artykuł na temat perspektyw młodych ludzi na rynku pracy. Pojawiła się tam dość nietypowa dla polskiej młodzieży sugestia by, zamiast zaraz po szkole lecieć na studia, zrobić sobie rok przerwy, wybrać się gdzieś w świat, spokojnie zastanowić, co naprawdę chce się robić w życiu. Na zachodzie takie podejście jest bardzo dobrze znane – dokładnie to zrobił 30 lat temu osiemnastoletni Anglik Hugh Thomson, wyruszając samotnie na wyprawę do Meksyku.
Hugh Thomson
‹Tequila Oil, czyli jak się zgubić w Meksyku›
Thomson, obecnie uznany badacz, odkrywca i filmowiec dokumentalista, w 1979 roku ma odważny plan. Dowiedział się, że Ameryce Środkowej jest duże zapotrzebowanie na wielkie amerykańskie samochody, będące świadectwem majętności – można tam sprzedać z kilkukrotność ceny. W El Paso za zdecydowaną większość swych oszczędności kupuje więc takie auto. Plan jest prosty – przejedzie nim cały Meksyk (nie przejmując się takim drobiazgiem, jak posiadanie prawa jazdy), zwiedzi miejsca, które od dawna go fascynują, pozna ciekawych ludzi, zabawi się, a na koniec sprzeda samochód i za zarobione pieniądze powróci do Anglii. Jednak nawet najgenialniejsze plany życiowe nigdy nie dają się zrealizować zgodnie z założeniami, Hugha czeka więc w swej przygodzie życia wiele perypetii, ale ostatecznie młodzieńcza eskapada zakończy się sukcesem. „Tequila Oil” jest zapisem tej podróży wraz z zaskakującym epilogiem – współczesnym powrotem blisko już 50-letniego Thomsona w dawno opuszczone miejsca, dokończenie swej podróży i spojrzenie z tej perspektywy na swe dotychczasowe życie.
Napisana lekko i ciekawie, z bardzo osobistej perspektywy, „Tequila Oil” działa na czytelnika na kilku poziomach. Na tym najbardziej oczywistym jest spojrzeniem na Meksyk końca lat 70. – kraj fascynujący, piękny, inspirujący ale też pełen sprzeczności, niesprawiedliwości, nierzadko niebezpieczny. Hugh Thomson pisze nie tylko o współczesności – widać, że, choć mamy do czynienia z młodym chłopakiem, to nad wyraz inteligentnym i ciekawym świata (szykującym się zresztą do podjęcia studiów literaturoznawczych). Thomson obszerne fragmenty poświęca historii kraju, opowiada o Hernanie Cortezie i Pancho Villi, widać w jego spojrzeniu, że ma swoje przekonania i potrafi prowadzić własne analizy, niekoniecznie zgadzając się z najbardziej oczywistymi poglądami na temat historycznych bohaterów. Thomson spogląda na Meksyk również w kontekście literackim – próbuje zrozumieć wielu autorów, którzy pisali o tym kraju, cytuje D.H. Lawrence’a, Evelyn Waugh, Aldousa Huxleya, Malcolma Lowry’ego czy Grahama Greene’a. Jest na tyle odważny, że potrfi polemizować z ich dziełami, dzieląc się własnymi refleksjami na temat tego wielkiego kraju. Nie czyni to z książki, broń Boże, jakiegoś nudnego eseju – „Tequila Oil” to nadal opis młodzieńczej przygody, a kulturowe odniesienia tylko ją ubarwiają i zapewniają szerszą perspektywę.
Ale „Tequila Oil” to jednak przede wszystkim opowieść o szalonej, niespecjalnie przemyślanej wyprawie młodego chłopaka do obcego kraju. Jest ta opowieść czymś pośrednim między oczekiwaniami Thomsona, a tym, czego zwykle spodziewamy się w filmie czy książce, gdy młody naiwny bohater wchodzi między różnie nastawionych tubylców. Z jednej strony sprawy nie idą tak jak iść powinny – samochód od czasu do czasu się psuje, należy czasem zmienić plany, by zdobyć pieniądze na dalszą podróż, policja nie bywa uczciwa, a napotkani znajomi mogą chcieć przemocą pozbawić resztek oszczędności. Z drugiej jednak strony żadna z tych przykrych spraw nie przeradza się w większy dramat, a zdecydowana większość sytuacji rozwija się w pożądanym kierunku. Gdy brakuje pieniędzy, znajdzie się praca, gdy są problemy z prawem, znajomi doradzą jak je obejść, gdy trzeba będzie coś załatwić w sposób półoficjalny, nie zawiedzie legendarna meksykańska korupcja. W pamięci zostaną jednak piękne plaże, piękne dziewczyny (zwłaszcza jedna z nich), meksykańskie piwo i tequila. Być może więc Hugh Thomson nie wywiezie z tej wyprawy prawdziwego obrazu Meksyku (kraju wielkich nierówności, ogromnej przestępczości i korupcji, mnóstwa problemów wewnętrznych), dla niego będzie tłem pięknej przygody, ale przecież takie prawo osiemnastolatka.
Współczesny epilog domyka ciąg tematów. Spojrzenie z trzydziestoletniej perspektywy na młodzieńcze szaleństwo jest jednocześnie spojrzeniem na całe swe życie – dokonane wybory, podjęte decyzje. Już przecież pierwsza podróż była poszukiwaniem siebie, wybieraniem życiowej ścieżki (nieraz bohaterowi przychodził na myśl koncept, by odpuścić sobie studia, zostać w Meksyku, ułożyć sobie spokojne życie, bez wielkich ambicji i wyzwań, ale z mnóstwem relaksu i dobrej zabawy). Powrót oznacza nie tyle rozmyślania, czy pomysł ten miał sens (bo autor już raczej wie, że nie), ale czy sens miały te podjęte przez kolejne lata decyzje. Bilans, choć niejednoznaczny (kariera + rozbite życie rodzinne), wypada raczej na plus. Można więc dokończyć podróż, zobaczyć meksykańskie wyspy i choć przez kilka dni znów poczuć się jak nastolatek.