Stefan Zweig należy do grona pisarzy raczej zapomnianych. Zupełnie bezpodstawnie, czego dowodem pierwsze polskie wydanie „Dziewczyny z poczty”, ostatniej powieści austriackiego twórcy. Jest to znakomita, bardzo aktualna książka i świetnie, że została polskim czytelnikom zaprezentowana. Zastanawia mnie tylko, ile jeszcze takich zapomnianych pereł literatury wciąż czeka na odkrycie.
Baśń o Kopciuszku
[Stefan Zweig „Dziewczyna z poczty” - recenzja]
Stefan Zweig należy do grona pisarzy raczej zapomnianych. Zupełnie bezpodstawnie, czego dowodem pierwsze polskie wydanie „Dziewczyny z poczty”, ostatniej powieści austriackiego twórcy. Jest to znakomita, bardzo aktualna książka i świetnie, że została polskim czytelnikom zaprezentowana. Zastanawia mnie tylko, ile jeszcze takich zapomnianych pereł literatury wciąż czeka na odkrycie.
Stefan Zweig
‹Dziewczyna z poczty›
Pochodząca z rodziny ciężko doświadczonej przez pierwszą wojnę światową Christine Hoflehner (wbrew sugestii tytułu nie dziewczyna, lecz dorosła, 28-letnia kobieta) jest skromną urzędniczką państwową w maleńkim oddziale pocztowym na austriackiej prowincji. Jej życie to pasmo powtarzanych machinalnie czynności i rytuałów, na które składają się opieka nad chorą matką i praca. Brat zginął na froncie, ojciec zmarł krótko potem, a cała rodzina w trakcie wojny popadła w skrajną nędzę. Skromna pensja pozwala na to tylko, by z trudem przeżyć cały miesiąc. W tej monotonii i szarzyźnie, pojawia się nagle wyrwa – telegram od bogato wżenionej ciotki, która przybywa z mężem ze Stanów na wakacje do Szwajcarii i zaprasza do siebie od lat niewidzianą siostrzenicę.
Christine przypomina nieco bohaterów dickensowskich, jest biedną, zahukaną dziewczyną, żyjącą z dnia na dzień, jej życie jest szare, nudne i pozbawione radości. Nigdy nie opuszczała swoich stron rodzinnych, nie była za granicą. Wstydzi się nędzy, w której przyszło jej żyć wraz z matką, z tego względu raczej unika ludzi, nie bywa u rodziny, wydaje jej się, że wszyscy wciąż ją wyszydzają. Nigdy nie kochała innego mężczyzny, a jej jedyne doświadczenia erotyczne to „dwa, trzy słabiutkie pocałunki, bardziej z litości aniżeli miłosne” z raczej przypadkowym młodzieńcem. Kompleksy, nieśmiałość, nieznajomość świata, zasad w nim panujących, brak wykształcenia, obycia, podkreślone są najmocniej, gdy Christine zostaje wyrwana z codzienności i wrzucona do krainy bogatych elit, niejako bez udziału własnej woli. W ciągu jednego dnia przechodzi jednak zaskakującą metamorfozę od brzydkiego kaczątka do pięknego łabędzia, lub, jeśli ktoś woli inne baśnie, niczym Kopciuszek wchodzi w nie dla niej pisaną rolę księżniczki. Przeżywa fazę upojenia nieznanym światem, zanurza się w nim, niczym odurzona narkotykami, początkowo przy milczącej aprobacie wujostwa, z czasem już wbrew ich woli.
Od początku wyczuwa się narastający konflikt – Christine nie pasuje do arystokratycznego towarzystwa i wiadome jest, że nawet w przebraniu bogatej, porządnej panny każde potknięcie obróci się przeciwko niej. Zweig doskonale odmalowuje pełen zawiści, hipokryzji i fałszu świat, oddzielony od większości społeczeństwa szklanym sufitem jak szybą wystawową, zza której można podziwiać ekskluzywne towary, w którym upadek może być błyskawiczny i bardzo bolesny. Z początku piękne suknie, makijaż, fryzura i nieskrępowana radość wystarczają młodej kobiecie, aby wywierać wrażenie na otoczeniu. Zawistna konkurentka do serca mężczyzny rozgłasza, że Christine nie jest tą, za którą się podaje, towarzystwo odsuwa się od niej, wreszcie ciotka, chcąc uniknąć skandalu, odsyła ją z powrotem na wieś.
Trudno się dziwić po dziecięcemu naiwnej Christine, że zachłystuje się atmosferą obrzydliwie bogatego hotelu, jednak momentami bywa to irytujące – kobieta wydaje się kompletnie pozbawiona własnej woli jak patyk rzucony do wartkiego strumienia. Czytelnik znacznie wcześniej od niej wyczuwa, że los szykuje jakąś tragedię lub przełom, które znów odmienią jej życie. Poddanie się temu, co przynosi los jest cechą charakterystyczną tej postaci, wszelkie decyzje dotyczące jej życia podejmowane są nie przez nią, ale przez innych ludzi, przy jej aprobacie. Nawet wobec decyzji o własnym życiu i śmierci Christine pozostaje bierna, pozwalając decydować ukochanemu Ferdinandowi.
Interesujący jest sposób prowadzenia narracji przez pisarza, wykorzystujący technikę zwaną strumieniem świadomości, która pozwala na wyjątkowo adekwatne oddanie stanów wewnętrznych bohaterów. Mamy tu wszechwiedzącego narratora, którego spostrzeżenia przeplatają się z myślami poszczególnych postaci, dając nam możliwość niezwykle szerokiego spojrzenia na ich zachowania i motywacje. Podkreślić przy tym należy, że narrator jest zupełnie neutralny; choć trudno odmówić mu zrozumienia dla słabości swych bohaterów (tak charakterystycznego również dla wspomnianego Dickensa), nigdy nie opowiada się po żadnej ze stron, nie daje powodu, by przypuszczać, że dana postać jest mu bliższa od pozostałych. Prawie za każdym razem konsekwentnie przedstawia pełne spojrzenie na problem, jeśli w scenie uczestniczy czworo bohaterów, czytelnik ma okazję poznać punkt widzenia każdego z nich. Trudno nie odnieść wrażenia, że Zweig musiał posiadać doskonale ugruntowaną wiedzę z zakresu z nauk społecznych, zwłaszcza psychologii. Celność obserwacji umysłów Christine i innych postaci robi ogromne wrażenie, jest niezwykle sugestywna i nie pozostawia niczego domysłowi. Każdy gest, każde słowo podlega analizie i wyjaśnieniu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz, być może nigdy, odniosłem wrażenie, że pisarz (a razem z nim również czytelnik) zna swoich bohaterów od podszewki, wie o nich absolutnie wszystko i nic się przed jego przenikliwym umysłem nie ukryje. Narracja ta przypomina nieco czarno-biały film, w którym dialogi pojawiają się okazjonalnie, jako uzupełnienie.
Przenikliwości Stefana Zweiga dowodzi przerażająca aktualność spostrzeżeń społecznych i ekonomicznych. Ferdinand, były więzień syberyjskiego łagru, ranny na wojnie, żyjący w nędzy, opuszczony przez państwo, podejmujący się kiepsko płatnych prac dorywczych, odarty z młodzieńczych złudzeń i marzeń o spokojnej egzystencji, mógłby stanowić symbol współczesnego pokolenia, które bywa określane mianem „oburzonych”, a monologi bohatera ułożyłyby się w świetny manifest. Rozczarowanie kapitalizmem, poczucie bycia oszukanym i okradanym (z czasu, pieniędzy, godności, marzeń) przez przywódców, wszystkich możnych, którzy decydują o kształcie świata, traktowanie państwa jak bezosobowej machiny, która w swych trybach mieli na drobne zwykłych ludzi, nie dając nic w zamian, a przede wszystkim poczucie braku decyzyjności w świecie, w którym możliwość decyzyjną ma tylko ten, kto posiada pieniądze – to wszystko wydaje mi się charakterystyczne dla mojego pokolenia, tych rozczarowanych młodych z początku dwudziestego pierwszego wieku. Podobnie jak oni, Ferdinand i Christine nie marzą wcale o niebieskich migdałach, pragną tylko, by nie musieć martwić się o każdy kolejny dzień, żeby mieć własny kąt, jedzenie i ubranie, żeby nie liczyć każdego grosza. To marzenia skrojone na miarę potrzeb.