Bez sięgania po wyszukane środki artystycznego przekazu, w nienachalny sposób konfrontuje nas Ferdinand von Schirach z domagającą się ciągłych przypomnień drastyczną przeszłością w książce, która tylko z pozoru jest kryminałem – w rzeczywistości to kolejna próba zwrócenia uwagi na niejednoznaczne sploty historii, z którą nie potrafimy się w pełni rozliczyć.
Historia jak bumerang
[Ferdinand von Schirach „Sprawa Colliniego” - recenzja]
Bez sięgania po wyszukane środki artystycznego przekazu, w nienachalny sposób konfrontuje nas Ferdinand von Schirach z domagającą się ciągłych przypomnień drastyczną przeszłością w książce, która tylko z pozoru jest kryminałem – w rzeczywistości to kolejna próba zwrócenia uwagi na niejednoznaczne sploty historii, z którą nie potrafimy się w pełni rozliczyć.
Ferdinand von Schirach
‹Sprawa Colliniego›
"Sprawa Colinniego” oparta jest na jednym z najprostszych możliwych konceptów fabularnych. W największym skrócie jest to opowieść o dokonanej po latach zemście za dawno zapomnianą zbrodnię. Tytułowy Fabrizio Collini już na drugiej stronie morduje pewnego starego mężczyznę w pokoju hotelowym i oddaje się w ręce policji. Do obrony zostaje mu przydzielony młody adwokat Caspar Leinen, który ze świetnymi wynikami zakończył studia i mógł przebierać w ofertach pracy, ale zdecydował się zostać adwokatem sądowym. To jego pierwszy w karierze proces o morderstwo. Oto fabularny zręb, na którym oparł się autor. Cała reszta to reminiscencje, rozgrzebywanie bolesnej przeszłości bohaterów, próby mierzenia się z przekłamaną historią, walka o godność człowieka zaplątanego w jej tryby.
Von Schirachowi udała się ciekawa rzecz. Suchym, beznamiętnym stylem odkrywa mroczne zakamarki niemieckich dusz, których tajemnice bywają szokujące. Bo jak mówi jeden z bohaterów powieści: Mam teraz sześćdziesiąt cztery lata i poznałem w moim życiu tylko dwóch przyzwoitych ludzi. Jeden z nich nie żyje od dziesięciu lat, a drugi jest mnichem w klasztorze we Francji. Proszę mi wierzyć, panie Leinen, ludzie nie są czarni albo biali… Są szarzy. I choć rzeczywiście, jak stwierdza w odpowiedzi Caspar Leinen, brzmi ta fraza nieco aforystycznie, to nie sposób się z nią nie zgodzić. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w 2012 roku, po 67 latach od zakończenia drugiej wojny światowej w niemieckim ministerstwie sprawiedliwości powołano komisję do zbadania nazistowskiej przeszłości jego pracowników? Strażnicy prawa, tej idealistycznie pojmowanej struktury przed którą tak drżał kafkowski Józef K., okazują się być niekoniecznie tym, kim się wydają.
Aby dobrze zobrazować tę myśl sięga autor do jednej z ciemnych kart historii Niemiec, przywołując sprawę doktora Eduarda Drehera, w czasach III Rzeszy pierwszego prokuratora przy Sądzie Specjalnym w Innsbrucku, który zasłynął z wyjątkowego okrucieństwa i bezwzględności w ściganiu najdrobniejszych choćby przestępstw. Po drugiej wojnie światowej rozpoczął praktykę adwokacką, a w roku 1951 znalazł zatrudnienie w Ministerstwie Sprawiedliwości RFN, by wkrótce zostać jednym z najważniejszych jego urzędników – dyrektorem departamentu prawno-karnego, a zarazem jednym z twórców współczesnego prawa w demokratycznych Niemczech. W roku 1968 udało się Dreherowi dokonać cichego przełomu w prawodawstwie niemieckim. Cichego, bo ani rząd, ani nikt inny nie przeszkodził mu w tym, opamiętanie przyszło zbyt późno, a przełomu, ponieważ następstwa wprowadzenia owego prawa są odczuwane do dziś. Po drugiej wojnie światowej główni oprawcy nazistowscy karani byli jako mordercy, pozostali ludzie – tylko jako pomocnicy wykonujący rozkazy tamtych. Nowe prawo zmieniało kategorię zbrodni wojennych dla pomocników, które w efekcie natychmiast ulegały przedawnieniu. Co ciekawe wystarczyła do tego z pozoru kosmetyczna zmiana w zapisach kodeksu. Tym samym w ciągu dosłownie jednego dnia załamało się gigantyczne postępowanie przeciwko Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy. A zbrodnia, która raz uległa przedawnieniu, nigdy nie mogła być ponownie rozpatrywana.
Oschły styl, którym narrator relacjonuje kolejne wydarzenia kojarzy się nieco z prozą Henninga Mankella, który w podobnie oszczędny sposób pisze o zbrodni. W warstwie emocjonalnej dzieje się jednak u von Schiracha bardzo wiele, w umysłach bohaterów rozgrywa się prawdziwy dramat. Mszczący się okrutnie po pięćdziesięciu latach Fabrizio Collini okazuje się w czasie procesu skrzywdzonym w dzieciństwie chłopcem, a całe jego życie tylko z pozoru przypomina misterny plan zemsty. W rzeczywistości bowiem Włoch to po prostu kolejna z milionów ofiar, które przeżyły wojnę okaleczone nie tyle fizycznie, co psychicznie i szukająca sposobu poradzenia sobie z tym piętnem. Autor odświeża temat nienowy przecież, a jednak porusza go od strony, która wywołuje silne emocje. Z pozoru „Sprawa Colliniego” jest prostą historią o zemście, a jednak oddziałuje w sposób rzadko spotykany, ponieważ opisuje dramat nie całego narodu, a konkretnej jednostki. Jednostki, której odmówiono prawa do dochodzenia sprawiedliwości z powodu przedawnienia się zbrodni.
Jest to też historia o wyniszczającej człowieka samotności, z powodu której cierpią prawie wszyscy bohaterowie powieści, o rozczarowaniu zastaną rzeczywistością. Główny bohater, Caspar Leinen, musi dodatkowo zmierzyć się z jeszcze jednym bolesnym problemem – broniony przez niego Collini oskarżony jest o morderstwo na Hansie Meyerze, którego młody adwokat traktował jak rodzonego dziadka i który był jedną z najbliższych mu osób. Co gorsza w trakcie procesu na światło dzienne wychodzą coraz obrzydliwsze fakty z przeszłości starca.
Lektura „Sprawy Colliniego” przynosi odczucia podobne do próby wzięcia głębokiego oddechu w dusznym, niewietrzonym pomieszczeniu bez okien. Trzeba przy tym oddać sprawiedliwość bohaterom von Schiracha, że choć rozgrzebują wyjątkowo okrutną przeszłość pamiętają, jak ważne są godność człowieka i sprawiedliwość wyroków. Niestety poczucie sprawiedliwości bywa niewystarczające w starciu z potężną machiną prawa, zwłaszcza gdy jej tryby napędzane są przez chore rozporządzenia wydane przez zbrodniarzy w obronie ich samych. Von Schirach po raz kolejny przypomina współczesnym jak niejednoznaczne bywają rozstrzygnięcia historii i jak trudno mierzyć się bolesną przeszłością, której wszyscy jesteśmy spadkobiercami.