Peter Berling, którego zafascynowała historia czasów templariuszy, katarów i wypraw krzyżowych, postanowił napisać powieść dziejącą się w tamtych realiach. Przyznam szczerze: nie mam pojęcia, na ile jego epicka saga jest historyczna, a na ile pseudohistoryczna. Sposób nauczania przedmiotu „historia” na długo zniechęcił mnie do jej zgłębiania… Ale nic to. W końcu ma to być recenzja, a nie felieton o poziomie edukacji.
W służbie Graala
[Peter Berling „Dzieci Graala”, Peter Berling „Krew królów” - recenzja]
Peter Berling, którego zafascynowała historia czasów templariuszy, katarów i wypraw krzyżowych, postanowił napisać powieść dziejącą się w tamtych realiach. Przyznam szczerze: nie mam pojęcia, na ile jego epicka saga jest historyczna, a na ile pseudohistoryczna. Sposób nauczania przedmiotu „historia” na długo zniechęcił mnie do jej zgłębiania… Ale nic to. W końcu ma to być recenzja, a nie felieton o poziomie edukacji.
Peter Berling
‹Dzieci Graala›
Jak napisać powieść historyczną? Ano, trzeba wpierw spędzić masę czasu na dogłębnych studiach okresu, który chcemy opisać. Musimy poznać język, warunki, obyczaje, prawa i moralność ludzi z tamtych czasów. Warto zapoznać się z biografiami kilku żyjących wtedy osób – tak, by móc je zgrabnie wpleść w akcję. A jak napisać powieść pseudohistoryczną? Nieco łatwiej. Studia mogą być pobieżne, bohaterom można przypisać mentalność współczesną, akcję zaś oprzeć na legendach czy mitach danego okresu.
Peter Berling, którego zafascynowała historia czasów templariuszy, katarów i wypraw krzyżowych, postanowił napisać powieść dziejącą się w tamtych realiach. Przyznam szczerze: nie mam pojęcia, na ile jego epicka saga jest historyczna, a na ile pseudohistoryczna. Sposób nauczania przedmiotu „historia” na długo zniechęcił mnie do jej zgłębiania… Ale nic to. W końcu ma to być recenzja, a nie felieton o poziomie edukacji.
Trzynasty wiek to na południu Francji okres dość burzliwy. Działalność wielu ówczesnych sekt przyczyniła się do powołania osławionej Inkwizycji (zob. też „Księga Inkwizycji”). Szczególnie mocno dała się we znaki sekta Katarów – wierzących między innymi w linię krwi prowadzącą od Abrahama i Dawida, przez Jezusa i Marię Magdalenę, aż po ówczesne czasy. Chronione przez sektę dzieci Świętego Graala (San Graal – lub właśnie sang réal, „święta krew”), Rosz i Jeza, stają się obiektem zainteresowania całego zachodniego świata. Od momentu sekretnej ucieczki z ostatniej twierdzy Katarów – Montségur, trwa o nie wojna pomiędzy kościołem rzymskim reprezentowanym przez inkwizytora a cesarstwem i Przeoratem Syjonu, tajemną i potężną organizacją.
Pod habitem
Historię podróży do Bizancjum początkowo zaledwie kilkuletnich Rosza i Jezy oglądamy oczami franciszkanina Williama z Roebruku. Stając się przypadkowym świadkiem uwolnienia dzieci z twierdzy, wydaje on na siebie wyrok – oto wyjedzie z nimi lub zginie na miejscu… Z biegiem czasu coraz bliżej zaprzyjaźnia się z rezolutnymi, małymi spryciarzami, aż staje się ich głównym sprzymierzeńcem. Oczywiście, stając się w oczach kościoła rzymskiego zdrajcą… William z jednej strony jest mnichem, który w potrzebie serca głosi kazania i odprawia nabożeństwa Saracenom, z drugiej zaś – wyjątkowo jurnym buhajem nieprzepuszczającym żadnej okazji zaspokojenia swych żądz. Spora część księgi to właśnie opisy (bardzo literackie, wręcz poetyckie) aktów Williama z kolejno napotykanymi kobietami.
Minoryta (Ordinis Fratrum Minorum, OFM, czyli Zakon Braci Mniejszych, czyli franciszkanie) nie może być jednak wszędzie, toteż autor często wprowadza wtręty, w których narrator opisuje poczynania innych osób. Zmiana narracji z pierwszej osoby (William) na trzecią pozwala dość łatwo zorientować się więc w bieżącej sytuacji. Dodatkowo treść książki autor podzielił na kilkukartkowe zaledwie rozdziały, każdy z nich opatrując nawiązującym do treści tytułem oraz miejscem i czasem akcji. Co prawda czasem potrzebny jest czytelnikowi atlas, ale…
William nie jest jedynym zakonnikiem na kartach powieści. Większość bohaterów „Dzieci Graala” należy do któregoś z domów zakonnych. Mamy tu franciszkanów, dominikanów (domini canes, psy pańskie – gra słów dobrze oddająca naturę dominikańskich inkwizytorów), cystersów, templariuszy, asasynów i jednego krzyżaka, a w drugim tomie, „Krwi królów”, dochodzą do tego jeszcze joannici. Piszę „jednego krzyżaka”, bo gdziekolwiek w obu tomach mowa o zakonie krzyżackim, zawsze jest tam Zygisbert z Öxfeldu – i bodaj żaden inny teutoński rycerz nie jest wymieniany z imienia.
Akcja powieści toczy się szybko i wielowątkowo. Dzieje się wiele na różnych frontach cichej, zaciętej wojny. Przeorat Syjonu rękami templariuszy, asasynów, jednego krzyżaka i raptem kilku „cywili” usiłuje zrealizować Wielki Plan. Oto dzieci Graala mają objąć w panowanie Królestwo Pokoju, przy czym dość obojętne jest, jakie ziemie ono obejmie – zachodnioeuropejskie, bizantyjskie, Ziemię Świętą czy wręcz azjatyckie. Do momentu jego powstania muszą jednak spokojnie dorosnąć, co samo w sobie stanowi problem… Na ich życie czyha bowiem nie tylko Wit z Viterbo, nieugięty inkwizytor i syn Szarego Kardynała. Co i rusz bywa, że dawni przyjaciele i sympatycy stają się – głównie z powodów politycznych – zaciekłymi ich wrogami, realnymi bądź domniemanymi. Scena polityczna szybko ulega przeobrażeniom…
Aby uwiarygodnić święte pochodzenie dzieci i przedstawić je cywilizowanemu światu, Przeorat decyduje się wysłać je razem z poselstwem od ecclesia catholica na Wschód, do budujących swą potęgę Mongołów. Powrót misji staje się pretekstem do wielkiego spotkania w Bizancjum, na którym Rosz i Jeza ukazują się wszystkim ważniejszym stronom konfliktu… Opis bizantyjskiego pałacu jest niezwykle szczegółowy i imponujący, co zwraca uwagę na sposób pisania powieści przez Petera Berlinga – zaczerpnij historyczny opis miejsca i umieść w nim akcję, nawet jeśli będziesz musiał w tym celu nagiąć konstrukcję fabuły do poziomu niewiarygodności.
Innym ważnym aspektem budowy tejże powieści jest warstwa językowa. Bohaterowie posługują się jednym wspólnym językiem, ale uwaga – nie jest to bynajmniej obowiązująca wtenczas łacina. Większość z nich jednak (a i narrator także) często wtrąca wyrazy, frazy bądź całe zdania w innych językach: po łacinie, okcytańsku, starofrancusku, staroniemiecku czy wreszcie – po arabsku. Zwroty te są starannie tłumaczone, ich znaczenie można znaleźć w przypisach.
Peter Berling
‹Krew królów›
Nuda krucjaty
Problem języka ujawnia się mocniej w drugiej części sagi, „Krwi królów”. Wyraźnie tu widać, że autorowi wpadła w ręce pozycja wydawnicza zawierająca śpiewnik i modlitewnik z tamtej epoki. Liczne (czasem umieszczane zupełnie bez związku) fragmenty modlitwy czy pieśni łacińskiej, okcytańskiej czy starofrancuskiej nie są tłumaczone w ogóle. Co gorsza, czasami akcja toczy się właśnie wokół słów tychże pieśni – a więc autor zakłada, że czytelnik je rozumie. Nie wiem, czy mamy tu do czynienia z błędami translacyjnymi, autorskimi czy redaktorskimi… W każdym razie odbiór licznych fragmentów jest mocno utrudniony.
Osią akcji tej części jest wyprawa krzyżowa zainicjowana i prowadzona przez francuskiego króla Ludwika IX Świętego. Narratorem staje się oficjalny kronikarz krucjaty, hrabia Jean de Joinville. Tak jednak, jak w tomie pierwszym, mamy często do czynienia ze zmianami narratora z pierwszoosobowego na niewidocznego, opisującego sceny niewidziane oczyma hrabiego. Zmiana narratora pociąga za sobą naturalną zmianę akcentu: tutaj już nie dzieci Graala grają pierwsze role. Co prawda są nierozerwalnie złączone z losami innych bohaterów (William z Roebruku staje się sekretarzem Jana z Joinville, miejscami prowadząc kronikę wyprawy zamiast niego), ale ich losy ukazane są jakby na marginesie akcji.
A ta w pełni ukazuje trudy i komplikacje krucjaty. Choć może powinienem powiedzieć – nudę krucjaty. Bo oto hrabia wiernie, choć bardzo słabym literacko stylem, opisuje wpierw wymuszony postój na Cyprze (oczekiwanie na przybycie wszystkich sprzymierzeńców), następnie morską podróż, kolejne postoje, krótkie chwile walki, znowu postoje, choroby wynikające między innymi z odcięcia stacjonujących na pustyni oddziałów od źródeł zaopatrzenia i inne tego typu nieprzyjemności… Z kart powieści bije odstraszająca od wypraw wojennych nuda – przez co wpisuje się, chcąc nie chcąc, na listę dzieł antywojennych.
Ale i w tej części sagi można znaleźć jaśniejsze punkty programu. Wraz z bohaterami – o ile zapamiętamy ich arabskie miana i przynależność rodzinną – możemy śledzić liczne krwawe intrygi i przewroty pałacowe. Podobnie jak w „Dzieciach Graala”, polityczni sprzymierzeńcy potrafią w jednej chwili zmienić się we wrogów i vice versa. Dodatkowego smaczku nadaje też cała ogólna tematyka i podana ze szczegółami architektura „turystyczna” – Egipt, Arabia, Ziemia Święta: piramidy, pałace i niezdobyte twierdze.
Rycerze w sosie własnym
Podsumowując, sagę polecić można miłośnikom średniowiecza, tego z rycerzami cywilnymi i zakonnymi, z wyprawami krzyżowymi i tajnymi bractwami. Szczegółowe opisy miejsc i obyczajów z pewnością pozwolą im wejść głębiej w ten zapomniany świat. Dodatkowo pozycja jest warta uwagi z powodu licznych intryg i komplikacji – czyż trzeba więcej miłośnikom sensacji?
Problemem jest natomiast warstwa językowa. Słaba narracja jest powodem, dla którego nie mogę z czystym sumieniem polecać niniejszych pozycji miłośnikom wycyzelowanej literatury pięknej.
![koniec](/img/i_koniec.gif)