Zastanawiałem się już kiedyś, przy okazji pierwszej książki Irka Grina, jak to możliwe, że przy atrofii polskiej powieści sensacyjnej i kryminalnej, żywot swój zaczyna jej pastisz. A wydawałoby się, że aby pastisz mógł się rozwijać, niezbędna jest żyzna i bogata gleba w postaci bujnie rozkwitłej twórczości w danym gatunku. Tymczasem w ilości wydawanych pozycji serio i z przymrużeniem oka panuje równowaga.
Konrad Wągrowski
Zabawy Irka Grina
[Irek Grin „Szkarłatny habit” - recenzja]
Zastanawiałem się już kiedyś, przy okazji pierwszej książki Irka Grina, jak to możliwe, że przy atrofii polskiej powieści sensacyjnej i kryminalnej, żywot swój zaczyna jej pastisz. A wydawałoby się, że aby pastisz mógł się rozwijać, niezbędna jest żyzna i bogata gleba w postaci bujnie rozkwitłej twórczości w danym gatunku. Tymczasem w ilości wydawanych pozycji serio i z przymrużeniem oka panuje równowaga.
Irek Grin
‹Szkarłatny habit›
„Szerokiej drogi, Anat”, debiut Irka Grina wprowadził nas w losy Dawida Arbogasta, niegdyś polskiego policjanta, obecnie agenta Mossadu mimo woli, prywatnie alkoholika, szaleńca i zabójcę. Zawiła fabuła poprzedniej książki z grubsza opisywała akcję izraelskiego wywiadu, mającą na celu osadzenie swego agenta w polskich kołach rządowych – co zresztą się udaje. Wśród wielu wątków pobocznych na pierwszy plan wysuwają się elementy związane z czarną magią, nadające fabule znamion fantastyki. Aby nikt nie miał wątpliwości, że „Anat” nie jest typową książką sensacyjną, lecz postmodernistyczną rozrywką, w końcówce na scenie przez chwilę pojawia się sam autor. „Szkarłatny habit” kontynuuje opowieść o Arbogaście i grupie jego znajomych – przynajmniej tych, którzy przeżyli pierwszą część.
Nie ma sensu specjalnie rozwodzić się nad fabułą „Habitu”. W skrócie można powiedzieć, że jest to historia kolejnej akcji Mossadu, w którą znów będzie zamieszany Arbogast i przebywający w Polsce brat Anat, Yossi. Aby zamieszać czytelnikowi w głowie, równolegle autor przedstawia wydarzenia sprzed 400 lat, co do których mamy nadzieję, że w jakiś sposób będą wiązały się ze współczesnością (i w jakiś sposób się wiążą, ale chyba nie w taki, jakbyśmy oczekiwali). Jednak tym razem nie ma już nawet udawania, że to co się dzieje w książce ma głębszy, czy w ogóle jakikolwiek, sens. A dzieje się dużo, akcja goni akcję, bohaterowie co chwila zmieniają się na scenie, wątki pozornie prowadzą do kulminacji w wielkim finale – po czym stwierdzamy, że jesteśmy właściwie w punkcie wyjścia. Czy więc warto było stracić czas na lekturę 350-stronicowej powieści?
Tak – bo Grin jest bez wątpienia sprawnym rzemieślnikiem pióra, ma niewątpliwy talent narracyjny. Lektura „Szkarłatnego habitu” jest po prostu niezłą rozrywką. Pisałem, że problemem „Szerokiej drogi, Anat” był brak postaci, które moglibyśmy polubić. Tym razem zostało to naprawione – choć na scenie nadal mamy sadystycznych morderców, to niektórzy wydają się na tyle sympatyczni, że nie mamy wątpliwości, iż to im chcemy kibicować. Grin tę samą biegłość pisarską wykazuje przy opisywaniu wątków współczesnych jak i historycznych – chciałbym wierzyć, że pojawił się na scenie polskiej literatury sensacyjno-przygodowej twórca, przed którym wielka przyszłość. I nie miałbym nic przeciwko temu, żeby spróbował swych sił w bardziej konwencjonalnych opowieściach.
Jest w tej książce jeszcze jeden pomysł, dla którego warto po „Szkarłatny habit” sięgnąć. Czy nie dziwiło was nigdy, oglądając czwartą część „Star Trek”, że bohaterowie przeniesieni w czasie do naszej współczesności nie są rozpoznawani na ulicach jako postacie ze słynnego serialu? Czy nie zastanawialiście się, jak to jest, że w „Ojcu chrzestnym III”, którego akcja toczy się w roku 1978, nikt nie wspomina, że Michael Corleone jest bohaterem słynnego filmu sprzed kilku lat? Dlaczego w „Terminatorze 2” nikt nie wspomina, że losy Kyle’a Reese’a i Sarah Connor zna z części pierwszej, wyświetlanej w kinach 10 lat wcześniej? Takich pytań nie musimy sobie zadawać w przypadku „Szkarłatnego habitu”. Akcja tej powieści uwzględnia fakt, że w przedstawionym świecie została wydana książka „Szczęśliwej drogi, Anat”, co więcej – jej treść znają prawie wszystkie postacie występujące w „Habicie”. Dziwi ich oczywiście to, że jakaś tajemnicza osoba na tyle poznała ich losy, że mogła je opisać ze szczegółami, ale przyjmują to jako fakt, wyciągają z tego wnioski wpływające na ich zachowania, a nawet sięgają po książkę, aby dowiedzieć się czegoś o swych przeciwnikach. Taki żart pisarza – stwórcy, ale i dość nowatorski pomysł narracyjny.
Czy będzie trzecia część? Nie mam nic przeciwko temu – istniałaby szansa na jakieś logiczne domknięcie całości – choć wyraźnie samemu autorowi bardzo na tym nie zależy.