Niczym demiurg autor demonstruje swą moc nad stworzonym światem. Od czasu do czasu narracja jest przerywana przez oddalenie – spojrzenie na stworzony na łamach książki świat z dalszej perspektywy. Autor swobodnie stosuje też rozwiązania „deus ex machina” w ironiczny sposób je komentując („Gdyby jakiś niedorobiony pisarzyna doprowadził swojego bohatera do takiego momentu, powinien popełnić honorowe samobójstwo”). Dawid w Atenach zastanawia się, jak wybrnąłby ze swej sytuacji, gdyby był na kartach powieści i stwierdza, że wówczas pomógłby mu jakiś niespodziewany dawny znajomy – po czym taki znajomy natychmiast pojawia się na scenie.
Konrad Wągrowski
Szerokiej drogi – ale dokąd?
[Irek Grin „Szerokiej drogi, Anat” - recenzja]
Niczym demiurg autor demonstruje swą moc nad stworzonym światem. Od czasu do czasu narracja jest przerywana przez oddalenie – spojrzenie na stworzony na łamach książki świat z dalszej perspektywy. Autor swobodnie stosuje też rozwiązania „deus ex machina” w ironiczny sposób je komentując („Gdyby jakiś niedorobiony pisarzyna doprowadził swojego bohatera do takiego momentu, powinien popełnić honorowe samobójstwo”). Dawid w Atenach zastanawia się, jak wybrnąłby ze swej sytuacji, gdyby był na kartach powieści i stwierdza, że wówczas pomógłby mu jakiś niespodziewany dawny znajomy – po czym taki znajomy natychmiast pojawia się na scenie.
Irek Grin
‹Szerokiej drogi, Anat›
Wydaje się, że polska powieść sensacyjna zaniknęła wraz z Janem Kraśko i Joe Alexem. Od ich czasów, ten gatunek polskiej kultury popularnej przestał właściwie istnieć. Można na siłę klasyfikować do niej niektóre powieści Łysiaka, czy Chmielewskiej, ale dla Łysiaka były one zawsze formą służącą przedstawieniu jego poglądów, a u Chmielewskiej po prostu otoczką humorystycznej opowieści. Nie mogę sobie przypomnieć w latach 90-tych żadnej polskiej pozycji, którą można by zakwalifikować do tego gatunku. Z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem po „Szerokiej drogi, Anat” Irka Grina, reklamowanej właśnie jako powieść sensacyjna.
Dziwna to książka. Z jednej strony wykorzystująca wszelkie założenia gatunku – zagadka, walka wywiadów, egzotyczna sceneria, przeplatana z polskimi realiami, przemoc, twardzi mężczyźni i piękne kobiety. Z drugiej strony, autor sugeruje ciągle drugie dno, że nie jest to zwykła powieść sensacyjna, że książka ta jest czymś więcej. Autor mruży oko do czytelnika, zdając się mówić „Nie daj się nabrać, zawarłem w tej książce więcej niż to widać na pierwszy rzut oka, to nie jest po prostu zwykła powieść sensacyjna.”. Efekt tego jest bardzo nierówny – po zakończonej lekturze nie byłem w stanie powiedzieć, co chciał autor osiągnąć swoja powieścią – czy dać mi czystą rozrywkę, czy może założenia były ambitniejsze, „Szerokiej drogi, Anat” miało zmusić do myślenia. Ani jedno, ani drugie nie do końca się udało.
Powieść opowiada o losach Dawida Arbogasta, Żyda – emigranta z Polski, który zostaje wykorzystany w szpiegowskiej akcji Mossadu. Pierwsza część książki opowiada o rekrutacji Dawida, druga o jego szkoleniu i samej akcji, która ma miejsce w Krakowie. Niewiele mogę zarzucić części pierwszej – wartka akcja, dręcząca czytelnika tajemnica, zaskakujące zwroty akcji, dobrze odrobione realia. Nie byłem nigdy w Izraelu i Egipcie, ale jestem w stanie bez zastrzeżeń uwierzyć w wizję przedstawiona przez Grina. Czytając opisy, widzę miejsca, którymi wędruje Dawid, a te, które zdarzyło mi się w rzeczywistości widzieć (w dalszej części książki pojawia się np. autostrada z Aten do Salonik) są nakreślone zgodnie z moimi oczekiwaniami.
Jednakże już w tej części autor rozpoczyna swą zabawę. Niczym demiurg demonstruje swą moc nad stworzonym światem. Od czasu do czasu narracja jest przerywana przez oddalenie – spojrzenie na stworzony na łamach książki świat z dalszej perspektywy. Autor swobodnie stosuje też rozwiązania „deus ex machina” w ironiczny sposób je komentując („Gdyby jakiś niedorobiony pisarzyna doprowadził swojego bohatera do takiego momentu, powinien popełnić honorowe samobójstwo”). Dawid w Atenach zastanawia się, jak wybrnąłby ze swej sytuacji, gdyby był na kartach powieści i stwierdza, że wówczas pomógłby mu jakiś niespodziewany dawny znajomy – po czym taki znajomy natychmiast pojawia się na scenie.
W dalszej części fabuła staje się coraz bardziej przeplatana postmodernistycznymi wstawkami. Autor, osoba, nie da się ukryć, nietuzinkowa i mająca wiele do powiedzenia, sięga po filozofię, teorie okultystyczne, poezję Emily Dickinson, wreszcie elementy magii, fantazji i utratę realizmu, skierowując momentami powieść ku poetyce snu. Kulminacją tej tendencji staje się spotkanie przez tytułową bohaterkę samego …autora powieści, który przedstawia się „Jestem pisarzem. Piszę książki sensacyjne” i daje Anat wskazówki, korzystając ze znajomości stworzonego przez siebie świata. Autor trzyma w ręku kość do gry – czyżby symbol braku determinizmu przy konstruowaniu fabuły?
Można mieć jeszcze inne zastrzeżenia. Z logicznego punktu widzenia fabuły nie da się obronić (chyba, żeby założyć, że, podobnie jak w filmie „Znaki”, tematem książki jest celowość wszystkich wydarzeń, które nas dotykają), na dodatek się rwie, niektóre wątki nie prowadzą donikąd, zakończenie nie przekonuje. Pisarz używa też chwytów mocno mnie irytujących w polskiej literaturze i filmie – bohaterowie są wulgarni i spożywają wciąż znaczne ilości alkoholu. Na domiar złego – nie ma wśród postaci, ani jednej, którą można by polubić – ani Dawida, brutalnego mordercy, ani szalonej Anat, ani nikogo spośród pozostałych postaci – przeważnie morderców, kłamców, czy głupców.
Nie chciałbym jednak, aby z tej recenzji wyniknęło, że powieść jest nieudana. Nie, ma również niemało zalet – wartka, wciągająca akcja, erudycja autora, przewrotny czarny humor, umiejętność wzbudzenia zainteresowania czytelnika. Po prostu niezłe czytadło. Autor zapowiada kontynuację, myślę, że jednak warto będzie po nią sięgnąć.