„Spotlight” to podręcznikowy przykład solidnego dziennikarstwa śledczego, ale przede wszystkim – studium poważnego globalnego problemu w Kościele katolickim, o którym nie jest łatwo rozmawiać.
Mechanizm kuli śniegowej
[„Spotlight. Zdrada” - recenzja]
„Spotlight” to podręcznikowy przykład solidnego dziennikarstwa śledczego, ale przede wszystkim – studium poważnego globalnego problemu w Kościele katolickim, o którym nie jest łatwo rozmawiać.
Na podstawie tej książki powstał film, obsypany wyróżnieniami i nagrodami (między innymi Oskarem w dwóch kategoriach – za najlepszy film i scenariusz). Tytułowy „Spotlight” to dziennikarski zespół śledczy, działający przy „Boston Globe”. W 2002 roku zaczęli publikować materiały dotyczące molestowania dzieci przez księży katolickich. Ujawnili przy tym nieoczekiwaną skalę zjawiska oraz mechanizmy tuszowania tych przestępstw przez kościelnych przełożonych. Za te dokonania zespół „Spotlight” otrzymał nagrodę Pulitzera, jedno z najwyższych wyróżnień w dziennikarstwie amerykańskim. Obecne, nowe wydanie książki ukazało się w Stanach Zjednoczonych w 2015 roku i zostało uaktualnione o najnowsze informacje.
Zwraca uwagę forma tej publikacji. To zupełnie inny rodzaj literatury faktu, odmienny od tego, do czego przyzwyczaiła nas na przykład polska szkoła reportażu. „Spotlight” jest bardzo oszczędny w odautorskie komentarze, zupełnie nieliteracki i taki „bez ozdób”. Ta lapidarność, wręcz nawet – monotonia stylu podyktowana jest daleko idącym obiektywizmem: intencją autorów nie jest wzbudzanie u czytelnika niechęci wobec Kościoła czy obrażanie uczuć religijnych. Tu liczą się przytaczane fakty. A z nimi dyskutować trudno, bowiem wszystko, co znajdziemy w książce, opiera się na dokumentach sądowych oraz kościelnych, do których dotarli dziennikarze. W 2003 roku „Boston Globe” opublikował ponad 600 historii nadużyć seksualnych popełnionych przez przedstawicieli kleru. Nad tematem pracowało ośmioro dziennikarzy.
Na „Spotlight” składają się historie księży, którzy bezkarnie wykorzystywali, ofiar – których życie zostało bezpowrotnie zniszczone, biskupów, którzy odwracali oczy od nadużyć i nie zapobiegli im oraz osób świeckich, które zdecydowały się zareagować na dziejące się na ich oczach zło. Wymiar tego dramatu jest jeszcze większy, jeżeli uświadomimy sobie, że sprawcami molestowania byli księża blisko zaprzyjaźnieni z rodzinami i dziećmi, powierzonymi ich opiece. Gdy na jaw zaczynały wychodzić bolesne fakty – wiele osób doświadczało kryzysu sumienia oraz zaufania do instytucji kościelnej.
W przezwyciężeniu go nie pomagała powszechna, by nie rzec – rutynowa postawa kościelnych hierarchów. Szokuje utarty mechanizm i skala tuszowania nadużyć: gdy tylko zaczynały wpływać skargi na księdza, zostawał on przenoszony na inną parafię – gdzie rozpoczynał posługę „z czystym kontem”, bo tam nie wiedziano o poprzednich zdarzeniach. Pedofilia (oraz efebofilia, jak precyzują dziennikarze) jest oporna na różne rodzaje terapii i w tych przypadkach nie można mówić o całkowitym wyleczeniu. W tym świetle kuriozalne okazywały się rozwiązania polegające na wysyłaniu księży z problemem do kościelnych „ośrodków terapeutycznych”, które po krótkim czasie wystawiały zaświadczenia o zdolności do dalszej posługi, bez ograniczeń w kontaktach z młodymi ludźmi. Przykro także czytać o spotkaniach przełożonych księży ze zgłaszającymi przypadki molestowania rodzicami. Ich obietnice przeanalizowania i rozwiązania problemu były wyłącznie pustymi słowami. Nie ma też ani jednego przykładu, świadczącego o tym, by ktokolwiek z kościelnych przełożonych zatroszczył się – faktycznie i szczerze – o los ofiar, osób w tej sytuacji najbardziej skrzywdzonych. Na pierwszym miejscu zawsze chodziło o to, by nie poniósł uszczerbku wizerunek Kościoła.
Wstrząsające są relacje młodych ludzi, których dotknęły nadużycia ze strony duchownych. Żyli, latami trwając w milczeniu o tym, co ich spotkało – ze wstydu, bo nikt by nie uwierzył w to, co mają do powiedzenia, bo zostaliby oskarżeni o atak na kościelną hierarchię. Publikacje „Boston Globe” sprawiły, że zaczęło się ujawniać coraz więcej – zaskakująco wiele – osób, którzy zdecydowali się swoje milczenie przerwać. Historie ich dalszego życia rzadko kiedy są szczęśliwe. Jako dorośli ludzie, borykają się z depresją, uzależnieniami, niezdolnością do zbudowania trwałej, zdrowej relacji z drugą osobą. Te koszty są najtrudniejsze do oszacowania i wyliczenia.
Trudno pojąć także skalę procederu. Zebrane w książce fakty świadczą o tym – co podkreślają autorzy – że księża molestujący dzieci to nie tylko kilka jednostkowych przypadków, szkodzących wizerunkowi Kościoła, „zgniłych jabłek”, jak nazywają. Dziennikarskie śledztwo wykazało, że to rozbudowany system: zarówno docierania do dzieci i młodzieży (księża wybierali najczęściej samotne matki, które były zachwycone, iż osoba duchowna wspiera je w wychowaniu dzieci i jest dla nich pozytywnym wzorem), jak i rutynowego tuszowania niewygodnych faktów – jak się okazywało, z premedytacją. Czytamy, że opisane tu przypadki to zaledwie czubek góry lodowej. Ich liczba jest dużo wyższa. Są zdarzenia, które nie zostały zgłoszone organom ścigania, wiele innych zakończyło się ugodą przed sądem, były także sprawy rozwiązywane prywatnie, bez oficjalnej dokumentacji.
Czytając „Spotlight”, mamy wrażenie toczącej się coraz większej kuli śniegowej. Podobnie chyba musieli czuć się dziennikarze podczas pracy nad tą sprawą. Rozpoczęli od ustalania faktów związanych z indywidualnym przypadkiem księdza Geoghana, oskarżonego o molestowanie siedmiu chłopców i mimo to przeniesionego jakby nigdy nic na inną parafię. Ze zdziwieniem przekonali się, że przełożeni doskonale zdawali sobie sprawę, do jakich czynów dopuszczał się Geoghan. Kolejnym etapem było szokujące odkrycie, jak liczne odszkodowania wypłacała (po cichu) ofiarom archidiecezja bostońska. Z czasem prasa w całych Stanach Zjednoczonych zaczęła domagać się wyjaśnień od lokalnych diecezji. Coraz więcej ofiar wychodziło z cienia i decydowało się mówić. Bardzo wymowny jest także fakt, że prawnicy – wcześniej „pilotujący” zawieranie cywilnych ugód, dostrzegli tak wielką skalę nadużyć i ich tuszowania, że zaczęli działać nie tylko ze względu na (prywatny) interes swoich klientów, ale także z uwagi na szeroko pojęty interes publiczny. Przypadki bostońskie sprawiły, że zaczęto także odsuwać od służby kapłanów w innych krajach. W książce znajdują się nawiązania do spraw arcybiskupa Juliusza Paetza i biskupa Józefa Wesołowskiego.
„Kryzys, który zaczął się od historii księdza pedofila, otworzył puszkę Pandory”, piszą autorzy. To kryzys Kościoła na skalę światową, kryzys moralności seksualnej. „Spotlight” doskonale pokazuje, że mechanizm zamiatania niewygodnych spraw pod dywan już się nie sprawdza w dobie zaawansowanych technologii komunikacyjnych. Trudno także lekceważyć i „nie dostrzegać” przypadków molestowania, biorąc pod uwagę stan obecnej wiedzy psychologicznej i psychiatrycznej. Zmienił się także klimat wobec Kościoła. Nie da się już milczeć wobec dziejącego się wewnątrz zła.
Pod wpływem tej książki, pod dyskusję zaczęto zatem poddawać trudne tematy w Kościele. Homoseksualizm, rola kobiet, celibat, natura hierarchii i władzy, odpowiedzialność karna księży przed sądami państwowymi, wpływ wiernych na kształt Kościoła. Wiele jest osób, które wypowiadają się w książce, deklarujących, że nie chce występować przeciwko Kościołowi, ale go zmieniać, w myśl zasady: „zło dobrem zwyciężaj”. „Spotlight” jest ważnym głosem w dyskusji o przyszłości Kościoła i kształcie jego przemian we współczesnym świecie.
Tylko czekać na komentarze Internautów Wyklętych o lewakach, homo-propagandzie i Gazecie Wyborczej ;)