„Wedlowie” to wielowątkowa opowieść o jednym z najsłynniejszych rodów w Polsce. Stworzone przez nich cukiernicze imperium nierozerwalnie łączy się z historią Warszawy. Książka przybliża nam losy firmy i jej właścicieli od jej założenia aż do pierwszych lat po drugiej wojnie światowej.
Cukiernia ma zaszczyt polecić Szanownej Publiczności...
[Łukasz Garbal „Wedlowie” - recenzja]
„Wedlowie” to wielowątkowa opowieść o jednym z najsłynniejszych rodów w Polsce. Stworzone przez nich cukiernicze imperium nierozerwalnie łączy się z historią Warszawy. Książka przybliża nam losy firmy i jej właścicieli od jej założenia aż do pierwszych lat po drugiej wojnie światowej.
Marka Wedel jest fenomenem na polskim rynku. Firma, założona w 1851 roku, istnieje do dzisiaj, nadal ciesząc się dużą rozpoznawalnością. Słodycze „od Wedla” znają wszyscy w Polsce, w czym nie przeszkodziło nawet komunistyczne upaństwowienie (w 1949 roku) i zmiana nazwy na „imienia 22 lipca”. Logo Wedla nigdy nie zniknęło z opakowań, co było głównie ukłonem w stronę klientów zagranicznych, pamiętających produkty sprzed wojny. Dzisiaj Wedel nadal jest nowocześnie zarządzaną firmą produkującą słodkości, ale niekwestionowaną „wartością dodaną” jest jej długoletnia tradycja i ciągłość istnienia.
„Nowo-założona CUKIERNIA C. Wedla, przy ulicy Miodowej pod Nr 484 w domu Wielmożnego Kochanowskiego, naprzeciw Rządu Gubernjalnego, ma zaszczyt polecić Szanownej Publiczności: (…)” [pisownia oryginalna] – to pierwsze słowa ogłoszenia w „Kurjerze Warszawskim” w połowie listopada 1851 roku. Tak oto został w prasie udokumentowany początek istnienia firmy Wedel. Co polecała klientom? Kim byli ludzie ją tworzący? Jakie były ich losy, jak dalej potoczyła się historia rozwoju marki? O tym wszystkim przeczytamy, sięgając po książkę Łukasza Garbala.
Autor poprzedził jej pisanie gruntownym przestudiowaniem źródeł (ich wykaz znajdziemy na końcu publikacji). Składają się na nie przede wszystkim roczniki wydawanej ówcześnie prasy oraz książki, a także źródła archiwalne. Łukasz Garbal miał także dostęp do archiwów firmy LOTTE Wedel sp. z o.o. (to obecny właściciel marki). W „Podziękowaniach” zaznacza, że podmiot ten w żaden sposób nie ingerował w tekst. „Wedlowie” opierają się zatem na mocnym faktograficznym filarze.
Opowieść jest nie tylko dobrze udokumentowana, ale została osadzona w szerokim kontekście, łącznie z krótką historią czekolady (jako produktu) na świecie oraz dziejami Imperium Rosyjskiego, do którego przybywali odważni przedsiębiorcy z innych części Europy. Tak oto, w nadziei robienia dobrych interesów na ”rynku wschodzącym”, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, znalazł się w latach 40. XIX wieku w Warszawie (ówcześnie pod zaborem rosyjskim) Niemiec, Carl Wedel.
Łukasz Garbal przytacza nam genealogiczne fakty związane z rodziną Wedlów z dbałością o szczegóły i z wyraźnym rozgraniczeniem zdarzeń prawdopodobnych z tymi, które zostały udokumentowane ponad wszelką wątpliwość. Ta przejrzystość przewija się zresztą przez całą książkę, co dodatkowo wzmacnia zaufanie do autora.
Żywa opowieść toczy się od pierwszych rozdziałów. Mamy okazję przyjrzeć się z bliska członkom rodziny Wedlów oraz ich pracy na rzecz założenia i prowadzenia firmy. Jej założycielem był, jak napisałam wcześniej, Carl, później zarządzanie firmą zaczął przejmować (w wieku dwudziestu lat!) jego syn Emil – to z jego zamaszysty podpis znalazł się na słynnym logo firmy. Ostatnim właścicielem, aż do pierwszych lat po drugiej wojnie światowej, był syn Emila, Jan Wedel.
I znów autor nie zapomina tutaj o szerokim ujęciu tej wielopokoleniowej rodzinnej historii. Są tu przedstawione rozległe koneksje Wedlów i wizerunki nawet „drugoplanowych”, nazwijmy to, członków rodu. Ale mocną stroną książki jest przede wszystkim opisanie ówczesnych realiów i jedynej w swoim rodzaju atmosfery dziewiętnastowiecznej Warszawy. Autorowi znakomicie udało się pokazać, że jakakolwiek działalność biznesowa nigdy nie toczy się na bezludnej wyspie, ale jest mocno osadzona w rzeczywistości – społecznej, makroekonomicznej czy nawet geopolitycznej i składa się z wielu rodzajów aktywności. Nie bez znaczenia była również postępująca rewolucja przemysłowa i mechanizacja. Tak było w przypadku firmy Wedel, a jej opis autorstwa Łukasza Garbala jest cennym i wielowymiarowym studium przypadku.
Zadziwić mogą świetnie opisane strategie biznesowe, stosowane ówcześnie przez firmę: te dotyczące reklamy czy pomysłów na rozwój marki. Można się przekonać, że techniki nowoczesnego marketingu nad Wisłą wcale nie narodziły się po 1989 roku, jak na ogół jesteśmy przekonani, ale były one już znane i stosowane przez spółkę Wedel od pierwszych lat istnienia. Tak, już przed wojną firma „sprzedawała marzenia”! Ale jednocześnie mocno dbała o wiarygodność wśród klientów, wyróżniając się kupiecką rzetelnością.
Łukasz Garbal w wielu miejscach książki podkreśla, że Wedlowie byli „Polakami z wyboru”. Byli dobrymi, lojalnymi i światłymi obywatelami mocno angażującymi się na rzecz pomocy czy wsparcia rozmaitych inicjatyw w Warszawie, nie tylko dobroczynnych. Nasza współczesna ekonomia opisuje tego rodzaju zintegrowane działania jako „społeczną odpowiedzialność biznesu”, ale znów, jak się okazuje, to nic nowego pod słońcem, firma rodziny Wedlów bowiem pod tym względem pozytywnie się wyróżniała. Zarządcy dbali także o swoich pracowników. Choć wymagali od nich ciężkiej pracy i zaangażowania, nie odmawiali wsparcia i pomocy w trudnych chwilach. Szczególnie było to odczuwalne podczas drugiej wojny światowej.
Warto zresztą zwrócić uwagę, jak ciekawie został opisany trudny w historii firmy, jak i historii Warszawy okres okupacji. Jest tu wiele żywo opisanych realiów i szczegółów związanych z codzienną egzystencją. To bardzo poszerza naszą wiedzę, bo o tych czasach czytamy przeważnie pod kątem walk zbrojnych i wojennych strat. Ich przypomnienie pozwala sobie uświadomić, ze w czasie wojny toczyło się (bo musiało się toczyć) tak zwane normalne życie, nastawione na pracę i przetrwanie. Można się z książki dowiedzieć, jak w tych warunkach radziła sobie firma Wedla (już pod zarządem Jana). Zmuszona do posłuszeństwa wobec niemieckich władz, rzeczywiście działała pod dyktando ich instrukcji, ale w żadnym przypadku nie był to nawet cień kolaboracji. Co więcej, jest tu wiele przykładów na to, jak kreatywnie potrafiono w Wedlu „obchodzić” niejedno zarządzenie i rozkaz Niemców.
Jest wreszcie finał książki – ten najsmutniejszy rozdział, gdy fabryka przechodzi w państwowe ręce, a Jan Wedel został pozbawiony stanowiska w swojej firmie. Jednak ta końcowa część jest stosunkowo najsłabsza: rozmyta i – w przeciwieństwie do większości treści – trochę mało konkretna. Być może to celowy zabieg, by pokazać ten ogrom dramatu dla firmy i dla Jana Wedla, jako jej właściciela, twórcy receptur i człowieka. Nie doszukałam się na przykład w książce informacji, że Jan Wedel zmarł w 1960 roku. Poza firmą, nazwaną po wojnie „fabryką imienia 22 lipca, dawniej E. Wedel” przeżył zatem jedenaście lat.
Pewien niedosyt mogą budzić zamieszczone w książce fotografie. W tekście jakże często wymieniane są nazwy rozmaitych łakoci (muszę przyznać, że mocno oddziałujące na wyobraźnię), ale jakże bardzo przydałyby się jakieś zdjęcia, na których moglibyśmy zobaczyć opakowania produkowanych ówcześnie produktów oraz sposoby ich ekspozycji na wystawach sklepowych. Na pewno można też było zamieścić więcej reprodukcji reklam, co również pomogłoby się nam przenieść w dawniejsze czasy. Duże wrażenie robi informacja, że w połowie lat 30. XX wieku w asortymencie Wedla było ponad pół tysiąca produktów. Warto byłoby zatem choć ich część zobaczyć na zdjęciach.
Dzięki lekturze książki „Wedlowie” poznamy bliżej nie tylko sylwetki członków tej niezwykłej rodziny. Dostaniemy również ciekawie opisaną historię rozwoju Warszawy oraz bogaty obraz jej życia codziennego. Ale to nie wszystko, ponieważ mamy też w książce fascynująco opisane początki, nazwijmy to ogólnie, przemysłu cukierniczego nad Wisłą oraz przegląd dosyć inspirujących technik i strategii marketingowych stosowanych w biznesie.
Książka kończy się na pierwszych latach po drugiej wojnie światowej, ale to oczywiście nie był koniec dziejów firmy Wedel. Upaństwowiona, „za komuny” działała dalej, o czym świetnie pamiętają ci, którym produkty tej firmy (nierzadko zdobywane z trudem) towarzyszyły w czasach dzieciństwa i młodości. Po 1989 roku firma została ponownie sprywatyzowana, ale – jak pisze Łukasz Garbal – potomkowie dawnych właścicieli już jej nie odzyskali. Jan Wedel zmarł bezpotomnie. Do zarządzania fabryką już od dawna przygotowywał swoich dwóch siostrzeńców, ale ich wojenne losy dodatkowo skomplikowały zachowanie rodowej ciągłości firmy.