„Diakon kontra King Kong” to powieść, w której dostrzegamy całe zło, dobro i romantyzm południowego Brooklynu, wraz z jego zwyczajnymi – niezwyczajnymi mieszkańcami.
Mając w zasięgu wzroku Statuę Wolności
[James McBride „Diakon kontra King Kong” - recenzja]
„Diakon kontra King Kong” to powieść, w której dostrzegamy całe zło, dobro i romantyzm południowego Brooklynu, wraz z jego zwyczajnymi – niezwyczajnymi mieszkańcami.
James McBride
‹Diakon kontra King Kong›
James McBride jest czołowym amerykańskim pisarzem, wyróżnionym w 2013 roku nagrodą National Book Award za powieść „Ptak dobrego Boga” (Wydawnictwo Czarne, 2016). Polscy czytelnicy znają jeszcze wydaną u nas historię o muzyku Jamesie Brownie „Załatw publikę i spadaj” (Czarne, 2018). Dorobek autora jest jednak znacznie bogatszy, już w przyszłym miesiącu zapowiadana jest jego ósma publikacja. Mc Bride ma na swoim koncie między innymi książkę autobiograficzną „The Color of Water” [Kolor wody], w której wspomina swoją matkę – żydowską imigrantkę z Polski oraz przedwcześnie zmarłego ojca – Afroamerykanina.
„Diakon kontra King Kong” ma również autobiograficzne elementy, jak na przykład miejsce akcji. To blokowisko Cause na południowym Brooklynie, bardzo podobne do Red Hook, dzielnicy komunalnych mieszkań, w której wychował się autor. Wszyscy znają się tu ze wszystkimi: Portorykanie, Afroamerykanie, potomkowie Irlandczyków i Włochów. Wśród nich – 71-letni Cuffy Lambkin zwany Kurtałką, diakon kościoła baptystów Pięć Końców. Główny bohater to „spokojny chłop”, jak czytamy, nie miał wrogów. Dlaczego więc strzelał do 19-letniego dilera narkotyków? Tą sensacyjną sprawą zaczyna żyć całe osiedle. Jest rok 1969.
Taki oto jest początek powieści Jamesa McBride′a, będąca po części historią kryminalną, ale przede wszystkim rozbudowanym socjologicznym portretem wielokulturowej społeczności, tworzącej skomplikowany mikrokosmos. Pokazany jest tutaj cały jej koloryt: legalne i nielegalne biznesy, niebezpieczne zakamarki, bandyckie porachunki oraz więzienne wyroki. I są przede wszystkim ludzie: ci bezwzględni, gotowi zabić za parę groszy, ale i tacy „z sercem na dłoni”, niosący innym bezinteresowną pomoc. Autor snuje opowieść, od której trudno się oderwać, bo skupia się w niej cały mroczny romantyzm Brooklynu z jego głęboką religijnością, magią rytuałów, przemocą i marzeniami o lepszym życiu, jakie towarzyszyły kolejnym pokoleniom imigrantów przyjeżdżającym z różnych stron świata. Co z nich zostało? Pokazuje to symboliczny rozdział „Marsz Mrówek”.
Książkę naprawdę trudno odłożyć! To zasługa stylu autora, jego znakomitej frazy, a przede wszystkim specyficznego poczucia humoru. Wszystko to czyni powieść jedyną w swoim rodzaju. Całość ma świetnie uchwycony ton miejskiej ballady, śpiewanej „na pełnej petardzie”, chropowato, czasami być może nieczysto, ale jak najbardziej autentycznej, żywej i pełnej emocji. Muzyczne ucho Jamesa McBride′a dziwić nie powinno – jest on także muzykiem jazzowym, grającym na saksofonie. Trzeba szczególnie podkreślić i docenić znakomitą pracę tłumacza Tomasza S. Gałązki, dzięki któremu ten unikalny idiolekt "z dzielni" brzmi po prostu perfekcyjnie. Zwracam uwagę na jego językową inwencję, na przykład w tłumaczeniu ksywek. Poza Kurtałką najbardziej podoba mi się przydomek Pierna Kiełbacha (w oryginale Hot Sausage). Wielkie brawa za genialne wręcz uwspółcześnienie tego zapomnianego staropolskiego słowa (obecnego jeszcze regionalnie), ponieważ „pierny” oznaczało: pieprzny, ostry. Tutaj brzmi zadziornie i jakże soczyście.
Czarny, absurdalny i sarkastyczny dowcip stanowi najmocniejszą stronę tej powieści. To kreacja, a może nawet maska, bo w kulturze afroamerykańskiej humor pomagał przetrwać w nieludzkiej rzeczywistości. Nietrudno u McBride′a dostrzec cały dramat ludzi z osiedli takich, jak blokowisko Cause. Nie dla nich spełnienie snów o lepszym życiu, nawet jeśli mieszkają w dzielnicy miasta, gdzie tych marzeń podobno jest najwięcej na świecie. Króluje tu przemoc, konflikty z prawem, narkomania i alkoholizm (do czego nawiązuje tytuł powieści). Trudno więc o prostą odpowiedź na pytanie, jak mają żyć ci, którzy - jak widzi to jedna z bohaterek książki - są „okruchami, kropelkami, pyłkami cukru pudru na ciastku, niewidzialnymi kropkami rozrzuconymi z rzadka na siatce szans, pojawiającymi się od czasu do czasu na scenach Broadway czy w drużynach koszykarskich pod hasłem: «Musicie uwierzyć w siebie», choć tak naprawdę wierzyć można tylko w to, że jednego kolorowego na sali da się znieść, dwóch to już dwudziestu, a trzech znaczy, że zamykamy sklepik i wszyscy idą do domu… i wszyscy żyli tym nowojorskim snem na osiedlu Cause, mając w zasięgu wzroku Statuę Wolności, miedzianego kolosa przypominającego im, że to miasto to potężna kruszarka, co marzenia biedaków przemiele drobniej niż jakakolwiek odziarniarka bawełny czy pole trzciny cukrowej tam na Południu”.
W podobnym przewrotnym tonie, pełnym dowcipnego sarkazmu, o fiasku „amerykańskiego snu” i głębokich problemach rasowych i społecznych pisał też Paul Beatty, w wyróżnionej nagrodą The Booker Prize powieści „
The Sellout” (wyd. polskie „Sprzedawczyk”, Sonia Draga, 2018). O innej nowojorskiej dzielnicy opowiadał także Colson Whitehead w „
Rytmie Harlemu”. Tu również znajdziemy świetnie zarysowany socjologiczny portret mieszkańców przedmieść, ludzi skazanych na egzystencję bez perspektyw.
A jednak „Diakon kontra King Kong” jest na swój sposób czymś mocno pokrzepiającym. Bardzo dobrze pokazane są więzi między ludźmi – przyjaźnie, relacje rodzinne, duch religijnej wspólnoty, respekt i szacunek – łączący Kurtałkę i panią Cztery Ciasta. I jest oczywiście miłość, widoczna najpiękniej wtedy, gdy główny bohater rozmawia ze swoją żoną Hettie albo gdy siostra Gee spotyka pewnego policjanta. James McBride pokazuje nam całkiem zwyczajnych ludzi, otoczonych przez „kiepski świat, w którym przyszło im żyć wyjątkowo kiepsko”, jak możemy przeczytać. Są niedoskonali i pełni słabości. A mimo to mają w sobie pokłady dobra i poczucie sprawiedliwości, co jeśli w ich życiu przeważnie przegrywa, nie zawsze jest ich winą. Nawet gdy mają w zasięgu wzroku Statuę Wolności.
