„Książkę, której nikt nie przeczytał” można bez obaw nazwać opowieścią detektywistyczną, i to z więcej niż jednym dreszczykiem. Zbiega się w niej wiele naukowych wątków, ujętych przez autora w przystępnej formie.
Siła myśli Kopernika
[Owen Gingerich „Książka, której nikt nie przeczytał” - recenzja]
„Książkę, której nikt nie przeczytał” można bez obaw nazwać opowieścią detektywistyczną, i to z więcej niż jednym dreszczykiem. Zbiega się w niej wiele naukowych wątków, ujętych przez autora w przystępnej formie.
Owen Gingerich
‹Książka, której nikt nie przeczytał›
Mamy za sobą rok Mikołaja Kopernika (1473-1543). Wydawnictwo Copernicus Center Press uświetniło te obchody, wznawiając „Książkę, której nikt nie przeczytał” Owena Gingericha, uczonego z USA. W oryginale publikacja ukazała się w 2004 (w tym samym roku było jej u nas pierwsze wydanie), a głównym tematem jest przełomowe odkrycie genialnego astronoma, zawarte w jego nieśmiertelnym dziele „O obrotach sfer niebieskich”. Siła oddziaływania myśli Kopernika na naukę i kulturę, także w naszych czasach, jest przeogromna, o czym możemy się przekonać, sięgając po publikację amerykańskiego autora.
Smutnym zbiegiem okoliczności, Owen Gingerich zmarł wiosną 2023 roku w wieku 93 lat. Był z wykształcenia astronomem i historykiem nauki, który pozostawił po sobie znaczący dorobek, nie tylko naukowy, ale też popularyzatorski. Postać Mikołaja Kopernika znajdowała się w centrum jego zainteresowań przez większość jego życia. Gingerich był między innymi członkiem międzynarodowego komitetu przygotowującego obchody pięćsetnej rocznicy urodzin Kopernika w 1973 roku. Kilkanaście lat temu ukazała się u nas jego książka (napisana wspólnie z Jamesem MacLachlanem) pt. „Mikołaj Kopernik. Gdy Ziemia stała się planetą” (WSH Pułtusk, 2005). Publikacja zbiegła się w czasie z sensacyjnym odkryciem grobu Mikołaja Kopernika w katedrze we Fromborku. Za sprawą swojej działalności naukowej (ale też i ciekawego epizodu z młodości – o czym możemy przeczytać we wstępie) Gingerich nawiązał z Polską długoletnie, szczególne więzi, o czym świadczyć może też to, że w 2008 roku został doktorem honoris causa Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Sylwetkę Owena Gingericha ciekawie przedstawił – z wieloma osobistymi akcentami – tłumacz tej książki. Szkoda, że wydawca nie zadbał o zamieszczenie chociażby kilku zdań także o nim. Jarosław Włodarczyk jest wykształcenia astronomem i historykiem astronomii. Ma on na swoim koncie nie tylko bogaty dorobek naukowy, ale także popularyzatorski i translatorski. Osobiście bardzo cenię sobie jego publikację „
Księżyc w nauce i kulturze Zachodu”. Jako odbiorcy „Książki, której nikt nie przeczytał” nie mogliśmy więc znaleźć się w lepszych rękach.
Skąd wziął się tytuł? Wyjaśnia to we wstępie sam autor: tak właśnie nazwał dzieło życia Kopernika Artur Koestler w swojej książce o historii astronomii pt. „Lunatycy” (wyd. polskie Zysk i s-ka, 2002). Określenie to ma szerszy kontekst i nawiązuje do tego, że przez stulecia bezrefleksyjnie przedrukowywano „De revolutionibus…” z utrwalonym błędem. To po części stwierdzenie faktu, a po części trochę złośliwa konstatacja, zważywszy na to, że Kopernik u Koestlera niekoniecznie przedstawiony jest w pozytywnym świetle.
I z tymi oto słowami Koestlera wchodzi w polemikę Owen Gingerich. Przyznaje jednak, że tak naprawdę „Książka, której nikt nie przeczytał” przybliża nam historię powadzonych przez niego badań naukowych, polegających na spisaniu egzemplarzy pierwszego i drugiego wydania „De revolutionibus…” Kopernika przechowywanych w bibliotekach na całym świecie. Każdy wolumin został przez niego szczegółowo opisany, jeśli chodzi o miejsce jego przechowywania, stan techniczny i zapiski na marginesach. Oględziny te pozwoliły potwierdzić, że dzieło Kopernika było jak najbardziej czytane!
I tak oto nudna z pozoru czynność szperania w starych książkach w opowieści Owena Gingericha zamienia się w coś najbardziej fascynującego na świecie i wywołującego dreszcz emocji. Ileż kryje się tam ukrytej wiedzy i ciekawostek, które autor z wielką znajomością rzeczy wydobywa na powierzchnię. Poruszana przez niego tematyka jest imponująco rozległa i wykracza znacznie poza historię życia i dokonań Mikołaja Kopernika. Przeczytamy dużo o Joachimie Retyku, bez którego publikacji dzieła astronoma z Fromborka by nie było. Oprócz tego poznamy realia ówczesnej epoki, zwłaszcza te dotyczące uprawiania nauki, historię drukarstwa, podstawy informacji naukowej i bibliotekoznawstwa, organizacji aukcji… Jestem przekonana, że i tak nie wymieniłam wszystkiego.
Genialne odkrycie Mikołaja Kopernika zostało pokazane na szerokim tle tego, co w astronomii było przed nim i po nim. Gingerich świetnie opisał recepcję jego teorii naukowej. Prześledził nie tylko ewolucję myślenia poszczególnych astronomów, konfrontujących się z myślą Kopernika, ale też zwrócił uwagę na szerokie zmiany kulturowe, które dzięki niemu dokonały się na świecie. Autor jest tu zatem nie tylko pełnym pasji popularyzatorem nauki, ale jest także historykiem idei i kultury. Co więcej, występuje też w roli eksperta sądowego, a nawet detektywa-amatora – ze znakomitym zresztą efektem.
Książka zawiera liczne mapy, wykresy i ilustracje, co bardzo pomaga w śledzeniu wywodu autora. W kolorowej wkładce znajdziemy zdjęcia, na których widać niektóre ciekawe szczegóły, opisywane przez Owena Gingericha. Lektura być może nie zawsze jest najłatwiejsza, przede wszystkim ze względu na bogactwo wielu wątków książki, a także na konieczność podążania za szczegółami dotyczącymi teorii astronomicznych. W tym zakresie wymaga to wcześniejszej znajomości ich podstaw, choć autor wiele rzeczy cierpliwie wyjaśnia. Tak więc nie pozostaje nam nic innego, jak zagłębić się w lekturze. Po przeczytaniu tej książki być może nabierzemy ochoty, by obejrzeć egzemplarze dzieła Kopernika. Są one rozsiane po całym świecie, a w książce znajdziemy też listę, gdzie dokładnie się znajdują. Jak się okazuje, naukowe odkrycie sprzed prawie pięciuset lat nadal inspiruje i przypomina, jak wielkie znaczenie dla ludzkości ma gromadzona od pokoleń wiedza.