77 najlepszych polskich utworów 2010 rokuMarcin Flint, Dominika Węcławek77 najlepszych polskich utworów 2010 roku57. AGA ZARYAN „THE THREAD” (Z ALBUMU „LOOKING WALKING BEING”, WYD. BLUE NOTE/EMI) Miles Davis, Herbie Hancock i multum innych sław, a pośród nich nasza Aga Zaryan. Tak tak, wydać płytę w Blue Note to fantastyczna sprawa. I nieważne, że Zaryan wśród części fanów jazzu ma reputację nudziary. No dobrze, niekiedy stylowe kompozycje na „Looking Walking Being…” rzeczywiście mogą się zlać ze sobą, ale „The Thread” to z pewnością nie grozi. Numer wyróżnia się rwanym, breakbeatowym rytmem. Zaryan nie może pokazać na nim pełni charakteru i głębi swojego głosu, ale doskonale wpisuje się w perkusyjną kanonadę, a nawet prowadzi z nią dialog. Dostajemy wszystko to co, na płycie najlepsze: świetny tekst poetki Denise Levertov i klawiszowe popisy Michała Tokaja. Posłuchajcie jak posągowe partie fortepianu przechodzą w imponującą syntezatorową solówkę. 56. FURIA „HALNY” (Z ALBUMU „HALNY” , WYD. PAGAN) Wierzyć się nie chce. Pełen ozdobników, liryczny black metal w formie suity? Na takim poziomie ostrości partii gitarowych, że bez problemu przełkną to co bardziej otwarci rodzice słuchaczy? Tak właśnie, mamy tu specyficzne malowanie dźwiękiem. Impresjonizm i ekspresjonizm w jednym. Sporo progresywnego grania, które dla jednych okaże się budowaniem klimatu, dla innych zaś nudziarstwem pierwszej wody. Nam zdecydowanie bliżej do tej pierwszej grupy słuchaczy. W 1972 r. Skaldowie nagrali „Krywań, Krywań” i było dobrze. W 2010 r. Furia nagrywa „Halny”. Też jest w porządku. 55. JOT „ZROZUM” (Z ALBUMU „STAN RÓWNOWAGI”, WYD. DWAEM MUSIC) Mamy raperów technicznych, hardkorowych, brakuje za to nawijaczy swobodnych, doświadczonych, precyzyjnie posługujących się słowem. Jot terminował we wrocławskim undergroundzie tak długo, że już zaczynaliśmy się obawiać, iż będzie nie tyle dojrzały, co przejrzały, bądź nawet zgorzknieje. Na szczęście nic takiego się nie stało. „Stan Równowagi” to album na tyle równiuteńki i esencjonalny pod względem produkcji, że chce się go słuchać całego na repeacie, a więc trudno było wybrać jeden numer. W „Zrozum” dolnośląski Jay-Z najefektowniej prezentuje swoje stanowisko. „To nie się skończy zniknięciem jak K-Pax / te niunie będą skakać, aż odpadnie im make-up” rapuje. „To jest nieważne, jak znika menadżer / ważne jest tylko, na ile Cię stać / i czy będą stać po tym, co im pokażesz”. My jesteśmy w pełni ukontentowani. 54. BLOW, 2CZTERY7, WDOWA, NUMER RAZ „PO PROSTU ŚWIEĆ” (Z ALBUMU „JEŚLI CZUJESZ…”, WYD. ALKOPOLIGAMIA) W neo-soulowej odsłonie, pozostawiona sama sobie wokalistka Flow radzi sobie jeszcze średnio i projekt ratuje producent Święty. Po zatankowaniu mieszanki wysokooktanowego funku i r’n’b, znika większości konkurentek z horyzontu. Żadnych prób przekuwania swojej traumy w emocjonalne (w założeniu) teksty, tylko dobry refren i krótka zwrotka bez spinania i krygowania się. W otoczeniu raperów z Alkopoligamii ze Stasiakiem co świeci, bo „jak Obeliks wpadł do kotła z fosforem” na czele, gospodyni wcale nie brzmi jak debiutantka, oj nie. Imprezowy pewniak. 53. KAMP! „DISTANCE OF THE MODERN HEARTS” (Z SINGLA „HEATS”, WYD. BRENNNESSEL) Kto nie zna Kamp! ten nigdy nie uwierzy w to, że: 1. To zespół polski. 2. Nie przeniesiono go w czasie z lat 80. 3. Nie popija jeszcze obrzydliwe drogiego szampana w towarzystwie celebrytów. 4. Jego celem nie jest wyprodukowanie „lekcji”, będącej dla (wciąż dobijającej do brzegu) nowej fali i synthpopu tym, czym lekcje Steinskiego były dla hip-hopu. My nie będziemy się w „Distance of the Modern Hearts” doszukiwać ostatnich hipsterskich trendów w rodzaju chillwave’u i przyznamy uczciwie, że wolimy Kamp! bardziej frenchtouchowy i mniej ekspresywny wokalnie. Ale takie to wszystko mięciutkie i wyniunane, że nie sposób o kawałku nie wspomnieć. 52. STASIAK „JA CHCĘ BYĆ VINTAGE” (Z ALBUMU „PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, WYD. ALKOPOLIGAMIA) Dobroduszny ten Stasiak jest i pozytywny, co nie znaczy, że wraz z egzemplarzem „Pół żartem, pół serio” przyniesie kubek mleka z miodem i poklepie po plecach. „Ja chcę być vintage” to garść uszczypliwości rzuconych w stronę stołecznych lanserów i napędzanych słonecznym, tłuściutkim, melodyjnym bitem cokolwiek nierównego producenta jakim jest Donatan. „Jestem podatny na trendy i modę / dziś jestem vintage, wczoraj byłem snobem / i leję wodę na temat, którego nie znam / dziś chcę zabłysnąć w temacie o wierszach” – ironizuje raper celnie. Strzelając w tę stronę trafił (rykoszetem, choć również i bezpośrednio) zapewne paru znajomych. Ale postronni obserwatorzy mają sporo radości. 51. BAABA „OBB” (Z ALBUMU „DISCO EXTERNO”, WYD. LADO ABC) Ideały punka transponowane na muzykę bez gatunku, kiedyś kojarzoną z jazzem – tak w skrócie można by opisać to, co serwuje Bartosz Weber z trójką pozostałych muzyków w ramach tego projektu. Piosenka „Obb” zaczyna się niegroźnie, trochę jak instrumentalny hip-hop, czy to przez perkusję, czy przez ten doklejony szum winylowej płyty (rapowi producenci uwielbiają takie chwyty). Tyle, że potem coś w rodzaju zagranego drapieżnie hardrockowego refrenu wyrywa z powtarzalnej mechaniki by przerzucić nas do świata naiwnych melodyjek wybrzdąkanych na strunach i syntetycznych zgrzytów. Tak absurdalne zestawienie wywołuje uśmiech albo irytację, czyli albo kupujesz tę Baabę i bawisz się świetnie, albo uciekasz jak najdalej, do świata, gdzie wszystko jest poukładane, czarne albo białe i ma swoją nazwę. 50. CZESŁAW ŚPIEWA „KIEDY TATUŚ SYPIAŁ Z MAMĄ” (Z ALBUMU „POP” WYD. MYSTIC) Mozil odmienił polski pop – podejście mediów, wydawców jak i słuchaczy do pewnych zjawisk. Drugi krążek przynosi lepsze teksty, jeszcze lepszą muzykę i jeszcze więcej tego milutkiego pana od śpiewania przewrotnych piosenek. Takich jak ballada o tym smutnym Tatusiu, co „szukał złota w Mamie, ale trafił na kamień”. Naiwna, dziecięca wizja rozpadu związku działa na wyobraźnię, a analogie do poszukiwaczy złota i srebra okazują się trafione. Niespieszny, subtelny, choć ponury, oparty na melodii granej na klarnecie podkład muzyczny z jednej strony brzmi banalnie, z drugiej skrywa wiele wyłapywanych dopiero przy kolejnych odsłuchach smaczków. 49. RAGANA „MAGIC EYES” (Z ALBUMU „A LONG DELAY AGO, WYD. KARROT KOMMANDO) Eksportujemy coś więcej niż metal i techno. Polski dub potęgą jest i basta, a Ragana to czołowy przedstawiciel tejże sceny. Tak więc nic dziwnego, że na „A Long Delay Ago” słabych utworów właściwie nie ma. „Magic Eyes” na tle innych kompozycji wydaje się błahe – żadnych transowych odjazdów czy dubstepowych naleciałości. Wybraliśmy ten numer, bo nie jest jedynie naszpikowaną pogłosami zabawką w rękach producentów, raczej zgrabną lekko zaśpiewaną przez Jahgę piosenką. Żywiołowa od samego początku i melodyjna może obalić stereotyp dubu jako muzyki dla ujaranych, nieruchawych nocnych marków. 48. KROJC „ MATURATION” (Z ALBUMU „KID 78`”, WYD. INNERGUN) Na solowym, konceptualnym debiucie znanego już z Lao Che Krojca było dwóch kandydatów do tego rankingu. Singlowe „Games”, z melodyjką w klimacie gier na Atari czy Commodore, na tyle charakterystyczną, że już po pierwszym przesłuchaniu wbija się w pamięć i „nuci się sama” gdzieś w podświadomości. „Maturation” to może mniej oczywisty wybór, dokonany za sprawą aryciekawej aranżacji. Do dużej dawki syntetycznych brzmień i programowanej perkusji, dodane są dźwięki kalimby, czy ksylofonu, i sample wokalne. Atutem jest już samo zakomponowanie utworu z momentem kulminacyjnym opartym o przyspieszenie tempa i wejście basowej gitary. To działa! |
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Oo, nieźle. W sumie żaden z wybranych utworo-piosenek mi się nie podoba :)
Do końca dałem rade wysłuchać jedynie POE i Ostrego (miał dużo lepszy kawałek na płycie). Prawie do końca - Don Guralesko i Strachy Na Lachy.
80% wyłączałem z przerażeniem po kilkunastu sekundach.
No cóż, same jakies reggowo-rnbowe plumkania, których nie znoszę, lub też - cieniuteńkie, piskliwe śpiewy.
Z cięższego grania - to jakieś deadmetalowe skrzeki w stylu tych, z których najbardziej chce mi się śmiać :)
Niby sporo rzeczy w okolicach jazzu, no ale nic wspólnego z moimi ulubionymi: Stańko, Coltrane, czy nawet od biedy Millera, nie mającego i również mi się nie podoba.
O techno nawet się nie wypowiadam, bo pozostaje bodaj jedynym gatunkiem muzycznym w którym do dzisiaj niczego co by mi się spodobało nie odnalazłem.
A co do Brodki - refren IMo przeokropny. Jak ci jacyś discopolowcy z mołdawii.
No ale oczywiście - co kto lubi. :)