Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neil Diamond
‹Home Before Dark›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHome Before Dark
Wykonawca / KompozytorNeil Diamond
Data wydania8 maja 2008
Wydawca Sony BMG
NośnikCD
Czas trwania62:57
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) If I Don't See You Again 7:13
2) Pretty Amazing Grace 4:53
3) Don't Go There 6:04
4) Another Day (That Time Forgot) z Natalie Maines)6:12
5) One More Bite Of The Apple 6:39
6) Forgotten 4:22
7) Act Like A Man 4:04
8) Whose Hands Are These 3:11
9) No Words 4:49
10) The Power Of Two 4:35
11) Slow It Down 4:55
12) Home Before Dark 6:00
Wyszukaj / Kup

Diament nieco zszarzały
[Neil Diamond „Home Before Dark” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Gdy za szlifowanie piosenek kogoś o nazwisku Diament bierze się ktoś nazwiskiem Rubin, to efekt końcowy musi być niecodzienny. Tak było przy premierze ostatniego albumu Diamonda „Twelve Songs”. Jednak teraz, przy „Home Before Dark”, czegoś zabrakło, tych kilku drobnych rzeczy, które czynią płytę wielką. Ta płyta jest jak drużyna piłkarska bez wielkich gwiazd: solidna, poprawna, skuteczna, ale nie zachwyca.

Paweł Franczak

Diament nieco zszarzały
[Neil Diamond „Home Before Dark” - recenzja]

Gdy za szlifowanie piosenek kogoś o nazwisku Diament bierze się ktoś nazwiskiem Rubin, to efekt końcowy musi być niecodzienny. Tak było przy premierze ostatniego albumu Diamonda „Twelve Songs”. Jednak teraz, przy „Home Before Dark”, czegoś zabrakło, tych kilku drobnych rzeczy, które czynią płytę wielką. Ta płyta jest jak drużyna piłkarska bez wielkich gwiazd: solidna, poprawna, skuteczna, ale nie zachwyca.

Neil Diamond
‹Home Before Dark›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHome Before Dark
Wykonawca / KompozytorNeil Diamond
Data wydania8 maja 2008
Wydawca Sony BMG
NośnikCD
Czas trwania62:57
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Utwory
CD1
1) If I Don't See You Again 7:13
2) Pretty Amazing Grace 4:53
3) Don't Go There 6:04
4) Another Day (That Time Forgot) z Natalie Maines)6:12
5) One More Bite Of The Apple 6:39
6) Forgotten 4:22
7) Act Like A Man 4:04
8) Whose Hands Are These 3:11
9) No Words 4:49
10) The Power Of Two 4:35
11) Slow It Down 4:55
12) Home Before Dark 6:00
Wyszukaj / Kup
À propos tej skuteczności: „Home Before Dark” to pierwszy album Diamonda, który wskoczył na pierwsze miejsce amerykańskiej listy przebojów ze 146 tys. sprzedanych egzemplarzy w pierwszym tygodniu od amerykańskiej premiery. Może się to wydawać nieco dziwne, biorąc pod uwagę, że artysta znajduje się od 1984 r. w „Songwriters Hall of Fame”, dzieląc tam miejsce na przykład z Burtem Bacharachem, a do tej pory sprzedał około 750 mln swoich płyt! Najwidoczniej do szczęścia potrzebował „cappo di tutti capi” wśród producentów, Ricka Rubina, który to z idola naszych mamuś i tatusiów uczynił go nowoczesnym, dojrzałym artystą.
Nie żeby wcześniej Diamondowi czegoś brakowało – ma iście nieziemski zmysł do tworzenia zgrabnych kompozycji (znacie choćby „I’m a Believer”?), przystojną twarz (to w tym biznesie nie bez znaczenia) i charakterystyczny, ciepły głos. Rubin zachował się po prostu jak rasowy spec od tuningu samochodowego. Tu coś wyklepał, tam coś podkręcił, et voilà: mamy małe arcydziełko. W każdym razie był nim album „Twelve Songs” z 2005 r. Skromne aranżacje na fortepian, gitarę akustyczną i gdzieniegdzie dęciaki, połączone z nietuzinkowym głosem – oto cała receptura Rubina na dobrą płytę. Wystarczyło tylko, żeby Diamond dorzucił kilka wspaniałych tekstów, i z płyty dobrej robi się dzieło skończone.
„Sprawdziło się raz, może sprawdzi się i drugi” – pomyśleli panowie i powtórzyli cały zabieg. Dla urozmaicenia dorzucono wokalistkę i to wszystko. Niestety, panowie: to tak nie działa. Oczywiście, wystarczy do wskoczenia na pierwsze miejsce, ale nie do statusu płyty wybitnej. Więc czego tu brakuje? Przecież mamy wszystko, co miało poprzednie nagranie. Są udane kompozycje w stylu country, rock czy folk. Są analogowe instrumenty, które dzięki sprytnemu rozmieszczeniu planów dźwiękowych brzmią niezwykle swojsko, ale i szlachetnie. Są dobre teksty – zresztą Neil poniżej pewnych standardów nie schodzi i perełki w stylu: „Zdążyć do domu przed zmrokiem/Nim opuści mnie dzień. Szukałem prawdy/Wiedząc, że może skrzywdzić mnie” nie są niczym niezwykłym. Jest w końcu wspomniana wokalistka w osobie Natalie Maines znanej z innego „dziecka Rubina” Dixie Chicks. To doskonały pomysł producenta: jasny, czysty wokal Maines doskonale wpasowuje się w „Another Day (That Time Forgot)”. A jednak, mimo tych wszystkich udanych przecież zabiegów, mamy do czynienia z rzeczą w stylu: „ładne, fajne, ale co z tego?”. Odpowiedź jest prosta: nie ma tu podstawowego składnika, niezbędnej witaminy E: Emocji.
Całe „Home Before Dark” jest tak ugrzecznione i poprawne, przyzwoite i ładne, fachowe i solidne, że… nieco nudzi. Zdarzało się Diamondowi – czy z Rubinem, czy bez niego – nagrywać piosenki o takim ładunku emocjonalnym, że klękajcie narody. Tu tego nie ma. Nie poskutkują godziny spędzone w studiu nad konsoletą, należyte rozłożenie nut na pięciolinii, świetni muzycy, którzy zagrają wszystko, co im każesz (Matt Sweeney, znany ze współpracy z Billym Corganem i Bonniem „Princem” Billym, odwala kawał dobrej roboty), ciekawy głos wyśpiewujący nie mniej ciekawe teksty. Diamond nie niesie tu prawdziwej nadziei i radości, ledwie budzi sympatię i wprowadza w dobry nastrój. Nie chwyta za serce szczerością i prostymi prawdami – zbyt rzadko mówi wprost o tym, co ważne, koncentrując się na ogólnikach. Nie obcujemy z facetem, który mając prawie siedemdziesiątkę na karku, postanowił powiedzieć nam, młodziakom, to i owo o życiu. Mamy do czynienia ze świetnym piosenkarzem (żeby nie użyć epitetu „rzemieślnik”). Gardła nie ściskają nam utwory o dramaturgii religijnych hymnów, najwyżej przy „Pretty Amazing Grace” lekko przyspieszy nam puls.
To fajne piosenki. Równa płyta. Ale to mało. To zdecydowanie za mało.
Wracając do futbolowej analogii: oby nasi nie grali tak na Euro. Może wystarczy na przyzwoite miejsce w grupie, ale na mistrza Europy – zdecydowanie za mało. A o mistrzostwie świata nawet nie ma co mówić.
koniec
31 maja 2008
Skład:
Neil Damond - wokal, gitara;
Benmont Tench - klawisze;
Mike Campbell - gitara, bas;
Smokey Hormel - bas;
Matt Sweeny - gitara;
Natalie Mains - wokal (Another Day (That Time Forgot));
Jonny Polonsky - gitara;
David R. Stone - bas;

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

Milczenie Boga
— Paweł Franczak

Są wielcy, nie Mali!
— Paweł Franczak

Pokój z Zornem!
— Paweł Franczak

Podsumowanie muzyczne roku 2008 (2)
— Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Zawód: kompozytor
— Paweł Franczak

Na żywo i z prądem
— Paweł Franczak

Pierwszy sort Chopina
— Paweł Franczak

Między arcydziełem a Radiem Maryja
— Paweł Franczak

Quo Vadis, rynku muzyczny?
— Paweł Franczak

40 najlepszych soundtracków wszech czasów
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Wojciech Gołąbowski, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Sobczyński, Konrad Wągrowski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.