Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Arild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft
‹As Time Passes›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAs Time Passes
Wykonawca / KompozytorArild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft
Data wydania26 kwietnia 2024
Wydawca April Records
NośnikCD
Czas trwania46:07
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Arild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft
Utwory
CD1
1) As Time Passes07:55
2) Ea04:24
3) Fifth Winter04:58
4) North Wind06:47
5) Basslines03:54
6) Meditation04:47
7) Evening Song06:52
8) A Day in March06:31
Wyszukaj / Kup

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
[Arild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft „As Time Passes” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
[Arild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft „As Time Passes” - recenzja]

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

Arild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft
‹As Time Passes›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułAs Time Passes
Wykonawca / KompozytorArild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft
Data wydania26 kwietnia 2024
Wydawca April Records
NośnikCD
Czas trwania46:07
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Arild Andersen, Daniel Sommer, Rob Luft
Utwory
CD1
1) As Time Passes07:55
2) Ea04:24
3) Fifth Winter04:58
4) North Wind06:47
5) Basslines03:54
6) Meditation04:47
7) Evening Song06:52
8) A Day in March06:31
Wyszukaj / Kup
Norweski kontrabasista Arild Andersen to jeden z gigantów współczesnego jazzu. Muzyk, którego zasług dla rozwoju gatunku przecenić się nie da. Na swoją pozycję pracował zresztą nadzwyczaj długo i ciężko. Urodził się w październiku 1945 roku w niewielkim miasteczku Strømmen na południu kraju, nie tak daleko od Oslo. Karierę artystyczną zaczął jako szesnastolatek, kiedy dołączył – jako gitarzysta – do działającej w Lillestrøm (stolicy gminy) formacji Riverside Swing Group. Trzy lata później, przenosząc się do Oslo, porzucił gitarę na rzecz kontrabasu. Widać na tych właśnie muzyków istniało większe zapotrzebowanie w stołecznym światku jazzowym. Świat poznał go jako bliskiego współpracownika – w tamtym czasie równie młodych, stawiających pierwsze kroki na scenie – saksofonisty Jana Garbarka i gitarzysty Terjego Rypdala. Największą zasługę w tak wczesnym odkryciu talentu Andersena (i jego kompanów) miał jednak amerykański awangardzista George Russell, dzięki któremu Arild pojawił się na nagranych w drugiej połowie lat 60., ale wydanych dopiero na początku następnej dekady „The Essence of George Russell” i „The Esoteric Circle”.
Po powrocie Russella do Stanów Zjednoczonych wspomniani wyżej muzycy kontynuowali karierę, wspomagając się wzajemnie, czego dowodzą tak cenione dzisiaj wydawnictwa, jak chociażby „Afric Pepperbird” (1970), „Sart” (1971), „Underwear” (1971), „Terje Rypdal” (1971) czy „Triptykon” (1973). W połowie lat 70., podpisując kontrakt z monachijską wytwórnią ECM Records, Andersen rozpoczął karierę solową, na własny rachunek. Ten rozdział swojego życia otworzył albumem „Clouds in My Head” (1975) i kontynuuje do dzisiaj. Mimo prawie osiemdziesięciu lat na karku, Arild pozostaje nadzwyczaj twórczym i aktywnym muzykiem; praktycznie każdego roku pojawiają się nowe płyty – bądź sygnowane jego nazwiskiem, bądź zarejestrowane z jego udziałem. w ostatni piątek kwietnia dyskografia Norwega wzbogaci się o kolejny krążek – wydany przez kopenhaską April Records „As Time Passes”.
To wspólne dzieło trzech muzyków: Arilda Andersena i znacznie od niego młodszych angielskiego gitarzysty Roba Lufta (rocznik 1993) oraz duńskiego perkusisty Daniela Sommera (rocznik 1987). Zafascynowany takimi mistrzami, jak John McLaughlin, Al Di Meola i Paco De Lucia, rodowity londyńczyk zaczynał karierę studenckim big bandzie National Youth Jazz Orchestra; na koncie ma też – publikowane w trzyletnich odstępach – trzy wydawnictwa solowe: „Riser” (2017), „Life is the Dancer” (2020) oraz „Dahab Days” (2023). Sommer z kolei, pochodzący z Aarhus, ale mieszkający obecnie w Kopenhadze (z istotnym przystankiem w Esbjerg, gdzie studiował w Syddansk Musikkonservatorium), dał się poznać jako akompaniator wokalistki Karmen Rõivassepp, pianisty Simona Eskildsena i gitarzysty Jensa Fiskera. Prowadzi też własny kwartet. Wniosek: Andersen zaprosił do współpracy muzyków młodych, ale już bardzo doświadczonych!
Sesja, której owocem stał się album „As Time Passes”, odbyła się 9 i 10 marca ubiegłego roku w kopenhaskim studiu Farvemøllen. Na płytę trafiło osiem utworów, które wyszły – wprawdzie nie po równo – spod rąk wszystkich muzyków tria: po trzy dostarczyli Arild i Daniel, dwie Rob. Dla tego ostatniego rekompensatą może być fakt, że jego dzieło – utwór tytułowy – otwiera album. Trzeba przyznać, że prośbę Andersena Brytyjczyk potraktował nadzwyczaj poważnie i zaoferował rzecz z najwyższej półki. „As Time Passes” to piękna, nastrojowa kompozycja, którą można uznać za hołd złożony wirtuozom gitary jazzowej, na których Luft uczył się fachu. Ale nie tylko gitara jest tu istotne; w ostatniej części na plan pierwszy wybija się bowiem nie mniej urokliwy kontrabas. Arild w przeszłości często traktował swój instrument jako solowy; na dodatek nie ograniczał się jedynie do technicznej ekwilibrystyki, ale wprowadzał konkretne motywy. Podobnie jest i tym razem.
„Ea” to utwór przyniesiony do studia przez Daniela Sommera. Pewnie też dlatego otwiera go perkusja, do której po chwili dołączają – unisono – dwaj pozostali instrumentaliści. Z czasem jednak na plan pierwszy wybija się gitara Roba, który z zacięciem eksploruje okolice zamieszkiwane przez Ala Di Meolę. W finale natomiast ponownie przypomina o sobie Andersen, które kontrabas ma tak ciepłe brzmienie, że wsłuchując się w jego dźwięki, można się rozmarzyć. „Fifth Winter” autorstwa Arilda mogłoby z kolei uświetnić każdą kolację wigilijną, brzmi bowiem jak podkład do nostalgicznej, ale wcale nie rzewnej, pieśni bożonarodzeniowej. Zima w tytule do czegoś zobowiązuje. Zwłaszcza kiedy językiem muzyki opowiada o niej artysta ze Skandynawii. „North Wind” to drugie (i ostatnie) dzieło przybysza z Wysp. I rzeczywiście – nawiązując do tytułu – utrzymane jest w stylistyce kojarzonej z nordic-jazzem.
Podobnie jak w „As Time Passes”, główną rolę pełni w nim gitara, tu jednak potraktowana nieco inaczej. Luft wprowadza bowiem kilka różnych wątków, które naprzemiennie rozwija, by je porzucić i po kilkunastu sekundach do nich powrócić. W efekcie wciąż pojawia się coś nowego. Sztuką było wszystko to logicznie zmieścić w jednym utworze, zachowując przy tym jego spójność gatunkową. „Basslines” Andersena to reminiscencje z czasów, gdy u swego boku miał Jana Garbarka i Terjego Rypdala. Jest gęsto od dźwięków, skomplikowanie pod względem rytmicznym i niepokojąco. Za to ostatnie odpowiada przede wszystkim Rob, na którego barki przerzucona zostaje odpowiedzialność za snucie głównej opowieści. W „Meditation” trio zaprasza słuchaczy do kontemplacji, którą ułatwia rozbudowana partia smucącej się gitary.
Subtelności nie brakuje również w ostatnim dziele lidera, czyli „Evening Song”. W tle powolnie snuje się perkusja, na głównej arenie natomiast Andersen i Luft poszukują się wzajemnie, a znalazłszy – tworzą urzekający nastrojem duet, który proponując coraz to piękniejsze melodie, pewnie zmierza do urokliwego końca. Ostatnie kompozytorskie słowo na płycie należy do bębniarza; to w głowie i sercu Sommera zrodził się – być może pod wpływem aury panującej wówczas poza studiem – „A Day in March”: nie tak delikatny, jak wcześniejsze, zagrany z większym nerwem i z większą dawką solowej perkusji. Podsumowując: „As Time Passes” to kolejna świetna płyta w dorobku legendarnego kontrabasisty, który nie tylko udowadnia, że wciąż jest w doskonałej formie, ale również, że niezmiennie potrafi znaleźć wspólny język z artystami, których jeszcze nie było na świecie, kiedy wielbiciele jazzu i jazz-rocka wymawiali nazwisko Arilda z nabożną czcią. Potrafi być dla nich mentorem, ale i czerpać energię i uczyć się od nich.
koniec
25 kwietnia 2024
Skład:
Arild Andersen – kontrabas, muzyka (3,5,7)
Rob Luft – gitara elektryczna, muzyka (1,4)
Daniel Sommer – perkusja, muzyka (2,6,8)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Tegoż autora

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Duńczyk, który gra po amerykańsku
— Sebastian Chosiński

Awangardowa siła kobiet
— Sebastian Chosiński

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.