Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Gołąbowski
‹Marnotrawny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Gołąbowski
TytułMarnotrawny
OpisOpowiadanie osadzone w realiach świata Hitalia.
GatunekSF

Hitalia: Marnotrawny

« 1 2 3
W strefie powalonych drzew nie dokuczają owady, widać nie przyzwyczajone do wciąż obecnego tu smrodu. Nie myli zdradziecka flora. Nie straszy przerażająca często fauna.
Ale nie ma wody ani pożywienia.
Czy to już za tym pagórkiem?
• • •
Konkretny, widoczny z daleka cel, azymut, przedziwnie dodaje sił wymęczonemu organizmowi. Duży, regularny kształt na szczycie solidnego wzniesienia musiał być tym, czego szukałem. Sceptyczny w tym względzie Jung ostatecznie dał się namówić na odejście od znacznie cofającej się na południe, łukowato wygiętej linii drzew i marsz wprost na widoczne z daleka wzgórze.
Stopniowo oddalając się od linii brzegowej, stąpaliśmy po coraz suchszym gruncie. Nie zwracając większej uwagi na płytkie kałuże, kroczyliśmy pewnie z oczami utkwionymi w bryle.
Brak Junga odkryłem dopiero po chwili.
Zdążyłem dostrzec tylko nieznacznie wystającą ponad taflę miniętej kałuży dłoń.
• • •
Nie, jeszcze nie jesteśmy na miejscu. Ale już dobrze widać Małpi Pysk. Wiem zatem, w którą stronę się kierować.
Już blisko!
Podejdziemy pod krater, przestaniemy błądzić…
Damy radę!
Suche wargi, suche podniebienie, suchy język…
• • •
Trudno było wyciągnąć nieprzytomnego Toniego ze śmiertelnej pułapki. Jeszcze trudniej uwierzyć w jej istnienie - niewielka kałuża niczym nie odróżniała się od pozostałych, poza tym, że nie było widać jej dna…
Skąd się wzięła - wypełniona wodą, częściowo zamulona - dwumetrowa dziura w ziemi? Nie mogła tu istnieć od lat… Czyżby powstała przy katastrofie „Fenixa"? Czy na jej dnie tkwił jakiś oderwany od kadłuba element?
Nie było czasu na rozmyślania. Szczęściem dla Junga wciąż pamiętałem sceny z holo, w którym ratowano topielca: ułożyć na boku, opróżnić jamę ustną, przeprowadzić masaż klatki piersiowej… czy coś w tym stylu. Gdy po dłuższej chwili Tonym wstrząsnęły gwałtowne konwulsje, na ziemię padłem ja.
Ze zmęczenia i ulgi.
• • •
Długo wpatrywałem się w pusty krater. Pewnie podświadomie oczekiwałem, że ktoś tu jednak będzie… a ciężar Junga, jego słaby puls i wysoka gorączka nie nastrajały optymistycznie.
Krater… Tunel… Szczątki… Woda, spływająca po ścianach anabiozerów, tryskająca nie wiadomo skąd. Woda we wraku! Radioaktywna? Być może… ale jakie to ma teraz znaczenie?
Ciągnąc Toniego, rozpocząłem schodzenie ze zbocza.
• • •
Nie dotarliśmy na szczyt górki.
Nie doszliśmy nawet do jej podnóża.
Zrozumieliśmy natomiast, jak bardzo myliliśmy się w ocenie odległości i zasobu sił.
Zmuszony do picia ohydnej wody z kałuż, do jedzenia surowego mięsa jaszczurkowatych błotnych stworzeń, obserwowałem przygnębionego Junga. Coś mu ciążyło na duszy, ze wszystkich sił walczył ze sobą… aż skapitulował. Położywszy mi dłoń na ramieniu, ze łzami w oczach wyrzucił z siebie:
– Wybocz mi.
Zdębiałem. Spodziewałem się kolejnej fali podziękowań albo coś w tym stylu, a tu… Wzruszywszy ramionami, chciałem iść dalej, ale jego ręka trzymała mocno.
– Wybocz mi - powtórzył z płaczem. - Bo to jo cie przytargoł na Hitalia.
• • •
Światła awaryjne wciąż migały, zasilane niespożytą energią. Niewiele się tutaj zmieniło. Tylko woda już nie tryskała z dziurawych łączy. Wyschła nawet podłoga kontenera. Beznadziejnie? Pomyśl, pomyśl!
Skąd była woda? Przewody wiodły pewnie ze zbiorników. Gdzie te zbiorniki? Idź za przewodami!
• • •
– Chowołech sie na ulicy - widać było, że Toniemu owe wyznania przychodzą z trudem. A może to wycieńczenie organizmu? - Robiłech, krodłech, żebrołech… Roz mie chycili i wciepli do kicia - na dwaiścia lotek. Sam żech mioł wtedy tyż kaś tela…
Wsłuchując się w jego wyznania nie mogłem uwierzyć, że mówi o tej samej Meganie, na której spędziłem ostatnie lata… Że z niej pochodzi. Nie znałem tego dialektu, ale nie wyczuwałem w nim gwary przestępczej. Dlaczego nigdy nie słyszałem tak mówiącego Meganina? Dlaczego ukrywali przede mną swój język?
– Wyszłech po dziesińciu. Miołech wszyskigo doś. Chciołech łod nowa… Spotkołech kumpla. „Ty mie pomożesz, jo pomoga ciebie…” Pedzioł mi ło Hitalii. Łobiecoł dać forsa na lot, jak zabiera na statyk jakiygoś niytomnego gościa. Miołech go doć na pokład i zapomnieć. Toś boł ty.
Przełknąłem nerwowo ślinę.
– Kim jest ten twój znajomy? Skąd mnie wziął?
– Znom go jako Marcello. Niy wiym, jak się naprowda nazywo. Przytachoł cię aerotaxi. Niy wiym, skund.
– Sam?
– Niy… Chyba niy… Czekej no - w aero zostoł jeszcze jedyn gościu. Migła mi ino jego broda - chyba żółto, spleciono w warkoczyk.
Złocistożółta broda zapleciona w warkocz.
Cios w głowę.
• • •
Masz, pij. Niewiele tej wody, ale tylko tyle zmieściło się w wyrwanym przewodzie… Przyniosę więcej.
No, pij.
Hej!
Znowu straciłeś przytomność? Jak mam cię ocucić? Obie ręce zajęte… Może podeprę to nogą, teraz kolano… No, dłoń uwolniona. Obudź się! Tony!
Tony!
Hej, co ty…
Nie rób mi tego!
Nie!
Tony!
Przecież już tak blisko…
Nie, cholera, nieeeeeeeeee!!!
• • •
Złocistożółta broda zapleciona w warkocz.
Kuzyn Carlo.
Najbliższa rodzina w standardowych zapisach spadkowych Falcorum.
Czy warto żyć?
– Niy rób tego - Tony stał tuż za mną, wpatrując się, tak, jak i ja, w czarną taflę kolejnej kałuży bez dna, oświetlonej tylko przez gwiazdy. Nie cofnąłem się.
– Gdy zdradza cię twoja własna rodzina - zacząłem z trudem. - Co ci pozostaje?
– Dzisz - podjął po chwili milczenia. - Niy wszysko naroz umiyro. Siednij sie, wejrzyj na gwiozdy… na siebie… w siebie. W końcu znojdziesz tako mało iskierka.
– Jaka iskierka? O czym ty mówisz? Ja…
– Niy powiem ci, jako iskierka. Kożdy mo inna. U kożdygo inaczy sie zwie. Musisz sam poszukoć - zakaszlał gwałtownie, chwytając się za klatkę piersiową. Przez twarz przebiegł grymas bólu. - Wracom do szpitala - wycharczał z trudem. - Pomożesz mi? Wyboczysz mi?
Czarna tafla zapraszała. Zdradzony przez najbliższych, porzucony na krańcu świata. Sam wśród odpadów społeczeństwa. Miałem im pomagać?
Co mi pozostało?
– Nie mam ci nic do wybaczania.
• • •
Polana. Strumień biegnący przez środek. Gwar, smród i natłok myśli, w który gwałtownie wdziera się coś nowego - jak alarm…
Stoję na skraju lasu. Podarte szczątki garnituru odsłaniają liczne zadrapania i sińce. Ręce zwisają bezładnie, w oczach nie pali się już blask arystokracji. Ale to wciąż ja.
Golean deFalco, junior, trzeci tego imienia.
Taki sam rozbitek, jak wy. Ani lepszy, ani gorszy.
Tony Jung leży martwy w kraterze, nie miałem sił go pochować, nie miałem czym podpalić…
Widzę wasze twarze, a na nich grymas obrzydzenia. Tak, wiecie, co o was myślę… co myślałem. Teraz jednak wiem, że i wśród was są tacy jak Tony…
Czuję niechęć w waszych myślach.
Nie, nie mam nic na swoją obronę.
Mogę tylko… Tylko to.
– Wybaczcie mi.
[Chorzów, 11.10.2000]
koniec
« 1 2 3
1 kwietnia 2002
[«][‹] 1 z 9 [›][»]

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Mirosław Sojnowski, bez tytułu

Nie tylko technika: Czworonożne
Mirosław Sojnowski

12 V 2024

więcej »
Jacek Rosiak, 2023, Sztuka latania - Korzenie

Sztuka latania, cz. 3
Jacek Rosiak

28 IV 2024

Cykl powstał w 2018 roku. „Sztuka latania” jest następstwem cyklu „INSECTA” prezentowanego na łamach Esensji.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Kamuflaż
— Marcin Jankowski

Projekt „Hitalia”
— Andrzej Filipczak

Gwardia
— Andrzej Filipczak

Historia interaktywnej opowieści
— Jarosław Grzędowicz

Cyfrowo
— Marcin Jankowski

Przyjaciel dobrego
— Marcin Jankowski

Eva
— Andrzej Filipczak

Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Tegoż twórcy

Zawód Społecznego Zaufania
— Wojciech Gołąbowski

Ja-kto
— Wojciech Gołąbowski

Nie tak miało być
— Wojciech Gołąbowski

Kwestia bezruchu
— Wojciech Gołąbowski

Czas pomagania światu
— Wojciech Gołąbowski

Rycerz bez-błędny. Polska, rok 199_.
— Wojciech Gołąbowski

Pełnia przekazu
— Wojciech Gołąbowski

Studenckie czasy
— Wojciech Gołąbowski

Ostatni lot Joshuy Smitha
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.