Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Mój brat, Kain›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułMój brat, Kain
OpisGrzegorz Wiśniewski debiutował na łamach „Nowej Fantastyki” znakomicie przyjętym opowiadaniem cyberpunkowym „Manipulatrice”. Publikowany tekst „Mój brat, Kain” należy również do tego gatunku, rzadko podejmowanego przez rodzimych autorów.
Gatunekcyberpunk, SF

Mój brat, Kain

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 6 »

Grzegorz Wiśniewski

Mój brat, Kain

3.
Rano Kain mija się z młodą dziwką w drzwiach. Zauważam jego zaskoczenie, gdy widzi mnie w łóżku nagiego – bez blokerów. Natychmiast zaczyna zachowywać się ostrożnie, aby zminimalizować ryzyko wyzwolenia impulsu.
– Zastanawiam się czy ta mała wie, jakie miała szczęście. – odzywa się siadając w fotelu. Uśmiecham się. – To musi być nieliche przeżycie. Robić to z tobą, bez blokerów.
Wstaję i zaczynam się przeciągać.
– Musimy jechać do Badhoevedorp. – stwierdza nieco strofującym tonem. – Znam tam jednego takiego, który ma podłączoną fałszywkę. Porozumiem się przez nią z Borsig-ViviTechem i ustalę warunki spotkania.
– Przez fałszywkę? – pytam i zaczynam wciągać na siebie ubranie. – Twierdziłeś, że ten, jak mu tam, Haase jest wiarygodny. Czy jest coś o czym ja nie wiem? – patrzę na niego spod zmarszczonych brwi.
– Załóż wreszcie blokery – prosi spokojnie, bez cienia obawy w głosie. – Sprzedawanie komukolwiek zbyt wielu informacji na raz jest niebezpieczne. Dyrektor Borsig-ViviTechu powinien wiedzieć tylko tyle, ile potrzeba. To będzie i tak za wiele.
– Zawsze pozostaje jeszcze autorytet Chwały, z którym musi się liczyć – mówię patrząc mu w oczy. Nie odpowiada. Więc robi to za plecami yakuzy? Tak. To coś, czego jeszcze u niego nie widziałem. Nielojalność. I to z mojego powodu.
Czuję, że w jakiś sposób mi to schlebia. Wpadam w dobry nastrój.
Po kwadransie jestem gotów do wyjścia. Poprawiam blokery pod płaszczem, sprawdzam po raz ostatni czy działają. Kontrolki na wszystkich palą się zielono, więc wychodzimy. Autotaksówka już na nas czeka.
Przelatujemy przez miasto tranzytową arterią na Schiphol. Tego dnia deszcz nie pada, na niebie unoszą się jedynie ciężkie, granatowe chmury. Za oknami miga krajobraz miejskiego molocha. Wysokie, odrapane wieżowce; kanciaste supermarkety porośnięte gąszczem reklam i holoprojekcji; skłębione ludzkie fale, przelewające się kanionami ulic, spowite kłębami mgieł i dymu z kominów; toporna bryła automatycznej fabryki Dorniera, rozpychająca się między niskimi budynkami starego Amsterdamu.
Przypominam sobie nagle, że kiedyś i ja byłem w tym tłumie. Ja i Kain. Nie minęło od tamtej pory wiele czasu, ale nie czuję żadnego sentymentu patrząc na widok za oknem. Przestaję przez nie wyglądać. Kain jak zwykle nic nie mówi. Siedzi nieruchomo ze wzrokiem utkwionym przed siebie.
Tuż przy wylocie z miasta zjeżdżamy w bok, na popękaną, betonową drogę. Trafiamy między stare, rozsypujące się budynki przedmieść. Na chodnikach kręci się mało ludzi; na skrzyżowaniu spostrzegam kilku żebraków, grzejących się przy ognisku. Mijamy ich i zatrzymujemy się pod dwupiętrowym domem w staroflamandzkim stylu.
– To tu – mówi Kain wysiadając.
Staję obok niego na potrzaskanym chodniku i rozglądam się. Ulica jest pusta, ani żywego ducha. Kain rusza w kierunku domu i mija miejsce po wyrwanej furtce. Za przerdzewiałym ogrodzeniem rozciąga się mały, zarośnięty chaszczami ogródek. Gdy ruszam za nim hotelowa autotaksówka natychmiast odjeżdża. Podchodzimy do drzwi. Z góry ogląda nas oko niewielkiej kamery.
– Otwórz, Goerner. Poznajesz mnie chyba? – rzuca Kain w kierunku obiektywu. Drzwi otwierają się ze szczękiem. Wchodzimy.
Przechodzimy przez krótki korytarzyk, na końcu którego zza drugich drzwi z włókna węglowego wita nas właściciel domu. Goerner jest niskim, grubym facetem o podgolonym karku i świńskich oczkach. Ma na sobie wypłowiały battledress, którego zasobniki i kieszenie pełne są precyzyjnych narzędzi.
– Dawno cię nie widziałem, Kain. – odzywa się. W jego amsterdaams słychać silny niemiecki akcent. – Jak zwykle zjawiasz się, gdy mam pełno roboty. Po co?
– Potrzebuję skorzystać z fałszywki. – wyjaśnia Kain. – Najlepiej jakiejś odległej. Wiem, że masz tu taką.
Goerner zaprasza nas gestem za opancerzone drzwi i zamyka je. Jego dom ma wyburzone wewnątrz ściany, zastąpione oszczędnymi podporami ze stali. Powstała w ten sposób sala jest nadspodziewanie jasna, i nic dziwnego – dach stanowi jedną wielką mozaikę świetlików. Większość miejsca zajmuje oryginalna przeplatanka luksusowych mebli i stosów optotronicznego sprzętu, jarzących się dziesiątkami kontrolek i ekranów. Pod przeciwległą do wejścia ścianą dostrzegam rozległy stół montażowy, oświetlony silnym światłem.
– Przepraszam, że przeszkodziliśmy w pracy. – mówię.
Goerner muska mnie pełnym dezaprobaty spojrzeniem, ale nie odpowiada. Drepczemy za nim poprzez środek pomieszczenia wprost do piwnicznych schodów. Pod podłogą optotronicznego złomu jest jeszcze więcej niż nad nią, upchnięto tu też jeszcze jeden stół montażowy. Piętrzą się na nim pęki światłowodów, moduły dekryptażu, multiprocesory i inne takie. Goerner odsuwa to wszystko łokciem na bok i ustawia na środku konsoletę stacjonarnego videofonu, powiększoną o kilka dodatkowych modułów i gniazd.
– Możecie gadać do dwudziestu minut, potem rozmówca zorientuje się w sytuacji – stwierdza pukając palcem w ekran urządzenia. – A jeżeli mają jakiś nowszy sprzęt, to może do tego dojść szybciej.
– Dwadzieścia minut wystarczy. Dzięki. To wszystko.
Aluzja jest najwyraźniej czytelna. Goerner bez protestu opuszcza piwnicę.
Kain włącza videofon i wsuwa w czytnik C-Dysk. Na ekran wypływa logo Borsig-ViviTechu.
– Jesteś pewien, że ta fałszywka jest sprawna? – pytam Kaina.
– Niewątpliwie. Korzystałem z niej parę razy. – odpowiada – Procedury śledzące lokalizują tę konsolę gdzieś w Madrycie. Jeżeli Haase będzie chciał nas znaleźć, to może sobie przeszukać całą Kastylię nawet tuzin razy.
W tym samym momencie logo znika i na ekranie pojawia się srebrnowłosy, posunięty w latach mężczyzna.
– A! Herr Sanchez! Miło mi pana widzieć – odzywa się prawie swobodnym głosem – Kto jest z panem?
– To mój brat, Abel – stwierdza Kain – Znalazłem to, co pana interesuje, Herr Haase.
Mężczyzna na monitorze na chwilę nieruchomieje, po czym pozwala sobie na lekki uśmiech.
– Pan jest niesamowity, Herr Sanchez. Niesamowity. – Powtarza, jakby rozważając własne zdumienie. – Przestałem już liczyć na sukces w tej sprawie. Minęło przecież tak dużo czasu…
– Nasza umowa nie określała żadnego konkretnego terminu. – stwierdza Kain spokojnie – Liczę też na to, że pamięta pan warunki jej realizacji. Wszystkie warunki.
– Ależ tak, tak… – zapewnia gorliwie Haase i wbija wzrok we mnie. – I to jest on, tak? Hm… Staranny projekt. Bez widocznych zmian fizjologicznych. A co z somatyką?
– Jest całkiem normalny, jeśli o to chodzi. – Kain wzrusza ramionami. – Jeśli chce pan jakichś szczegółów, niech go zbadają jajogłowi koncernu.
– Bardzo chętnie. – odpowiada Haase i patrzy na monitor poza polem widzenia videofonu. – Gdzie jesteście?
– Punta del Sol. – kłamie Kain bez zmrużenia oka. – Ale nie będziemy tu długo. Mamy swoje własne interesy.
– Przylećcie do nas, do Düsseldorfu. Mamy tu kompletne laboratorium. Uporamy się z testami w kilka godzin.
– Bardziej po drodze byłby Amsterdam. Jeżeli mamy się gdzieś spotkać, to tam.
– Amsterdam? – Haase kręci delikatnie głową. – Nie wiem, czy zdołamy przerzucić tam potrzebny nam sprzęt.
– Bioskanery nie są ani ciężkie, ani duże. Dacie sobie radę.
– Z tym tak, ale rezonatora neuronowego nie damy rady zataszczyć na jakąś melinę. A wiem, że lubisz organizować spotkania w takich miejscach.
Nim Haase kończy mówić, czuję jak cierpnie mi skóra na karku. Gdy Kain wydobył mnie z bagna Turniejów, trafiłem do prywatnej kliniki Chwały. Mieli tam najnowszy i najlepszy sprzęt, mieli też rezonator neuronowy. Zbadali mnie nim. Tylko raz. To cholernie bolesna, paskudna i mało skuteczna procedura. Jej jedyną zaletą było odświeżenie w mojej głowie tych strzępów pamięci, które tam jeszcze zostały.
Tylko, że teraz nie miałem zamiaru wspominać swojej przeszłości.
Najmniejszego, cholernego zamiaru.
– Tego nie będzie w umowie. – cedzę siląc się na spokój. – Żadnych badań rezonansem neuronowym. Nie pozwolę na to. A jeżeli ty, Haase, spróbujesz mnie do tego nakłonić, to pokażę ci, co potrafię.
Kain nadal trzyma mnie w ogniu swojego chmurnego wzroku.
– Abel, zapewniam cię…
– Nie, Kain. Nic z tego. – rzucam i opuszczam piwnicę. Kain mnie nie goni.
Jestem wściekły, lada chwila spodziewam się aktywacji impulsu. Czuję nieprzepartą chęć wyjścia na zewnątrz. Świeże powietrze. Tak, to może pomóc mi się uspokoić. Ruszam do drzwi.
– Lepiej nie wychodzić na zewnątrz. – Goerner podnosi wzrok znad stołu montażowego i patrzy na mnie. – To przedmieście, dzieją się tu różne rzeczy.
Nie słucham go. Pcham blokadę kompozytowych drzwi, pokonuję korytarzyk i wypadam na ulicę. Rozglądam się. Pusto. Z nieba siąpi deszcz.
Oddycham głębiej i ruszam wolnym krokiem do najbliższego skrzyżowania, widocznego parędziesiąt metrów dalej. Uspokajam się. Trochę. Myśli nadal skaczą mi dziko po głowie.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.