Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Mój brat, Kain›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułMój brat, Kain
OpisGrzegorz Wiśniewski debiutował na łamach „Nowej Fantastyki” znakomicie przyjętym opowiadaniem cyberpunkowym „Manipulatrice”. Publikowany tekst „Mój brat, Kain” należy również do tego gatunku, rzadko podejmowanego przez rodzimych autorów.
Gatunekcyberpunk, SF

Mój brat, Kain

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 6 »

Grzegorz Wiśniewski

Mój brat, Kain

Jak on mógł to zrobić? Ten sukinsyn potraktował mnie jak kawał biohardware′u, za który można zgarnąć niezły szmal. Sprzedać, wynająć, dać w prezencie. Co następnym razem wymyśli mój brat? Czy kiedyś wreszcie się zmieni?
Obracam się, aby pomaszerować z powrotem i wtedy oni się pojawiają. Wypadają nagle z wnęki w ścianie budynku. Pięciu obdartych, zaniedbanych młodych, najstarszy wygląda na siedemnaście lat. Ogarniam jednego szybkim, taksującym spojrzeniem. Ma nienaturalnie rozszerzone źrenice i pojaśniałe białka. Pozostali też. Ćpuny, myślę, ale zaraz dostrzegam swoją pomyłkę.
Przez dziury w ubraniach widzę ich skórę, upstrzoną dużymi, pomarańczowymi plamami. Cholera, to Adrenalizzi. Nie pamiętam jak nazywa się ten grzybek, ale pasożytuje na człowieku atakując układ nerwowy. Handel nim jest zakazany na całym świecie, mimo to wciąż nie brakuje chętnych do implantacji. Grzybek ten reaguje na wzrost stężenia adrenaliny w żyłach, podwyższając sprawność układu nerwowego i wysyłając do mózgu silną falę przyjemności, coś jak dziesięć orgazmów na raz. Adrenalizzi robią więc wszystko, aby podnieść poziom adrenaliny we krwi. Bogatsi mogą korzystać z syntetyków, wszyscy inni muszą szukać odpowiednich wrażeń. I to szybko. Grzybek wypala człowieka w rok, półtora. Potem do piachu.
Adrenalizzi, których spotkałem, nie wyglądają na bogatych. Z pewnością będą mnie torturować, żeby tylko zapewnić sobie odpowiednie wrażenia. Cofam się pod ścianę.
– Nie… – mówię spokojnie i opieram się o nią plecami. – Nie róbcie tego. Zostawcie mnie w spokoju.
Jeden z tamtych, z długimi włosami ufarbowanymi na zielono i żółto podnosi przed oczy dłoń z kastetem.
– A jeżeli mimo wszystko nie dam ci spokoju, – odzywa się cynicznym tonem – to co mi zrobisz?
Rozglądam się rozpaczliwie wokół. Krzyczeć o pomoc? Kain i Goerner i tak nie usłyszą. Uciekać? Dopadną mnie natychmiast, grzybek ich stymuluje.
Ściągnąć blokery?
Myślę. Sekunda. Dwie.
Nie. Nie zrobię tego. Wy głupie, chore sukinsyny. Nie zrobię.
Zielono-żółty zamierza się do ciosu. Impuls podrywa mnie do kontry, ale blokery natychmiast paraliżują wszystkie moje mięśnie. Padam jak podcięty, na pokruszony, betonowy chodnik. Zielono-żółty doskakuje do mnie i zaczyna kopać.
Mimo bólu kopanych żeber czuję, że pozostali mnie otaczają. Raz po raz ciężkie, wojskowe buty trafiają mnie w korpus. A zielono-żółty przez cały czas wrzeszczy, napawając się burzą adrenaliny szalejącą mu w żyłach.
– I co mi zrobisz?!.
Impuls. Szok. Ukąszenie prądu na kolanach i łokciach. Wytłumienie.
– I co mi zrobisz?!.
Impuls. Szok. Wytłumienie.
– I co mi…
Pojawia się Kain. Adrenalizzi rozpraszają się przed groźbą jego pistoletu. Zielono-żółty ucieka najszybciej.
Kain nachyla się nade mną.
– Trzeba było jeszcze – mruczy do siebie – nadstawić drugi policzek…
4.
Cały okres Eksperymentu pokrywa w mojej pamięci dokładna luka. Badałem się i wiem, że wywołano ją sztucznie. Technicy mieli wystarczająco dużo czasu, aby zrobić z moim mózgiem co chcieli. Powycinali mi też sporo fragmentów tego, co zdarzyło się przed rozpoczęciem eksperymentu. Prawdę mówiąc niewiele pamiętam. I niczego nie jestem pewien.
Nie pamiętam na przykład, żebym kiedykolwiek miał brata. I to brata o imieniu Kain. Po tym, jak mnie znalazł, pokazał mi jednak tyle różnych miejsc z mojego życia, dokładnie je przy tym opisując, że uwierzyłem mu. Nasi starzy mieli najwyraźniej osobliwe poczucie humoru. Nawet jeżeli miałby to być tylko fragment elektronicznie wyindukowanej przeszłości, to i tak lepsze to niż całkowity jej brak.
Pochodzę skądś ze wschodniej Holandii, z europejskiej NordMeerZone. Wychowałem się chyba w jakimś normalnym domu i w normalnej rodzinie, chociaż to bardziej przeczucie niż coś zapamiętanego. Większość rzeczy majaczy w mojej pamięci jako takie przeczucia. Te niedobitki wspomnień urywają mi się w połowie studiów na Uniwersytecie Europejskim w Utrechcie, pewnie zwinęli mnie handlarze któregoś z gangów. Ot tak, na zamówienie facetów od eksperymentu. Po tym momencie moją pamięć zasłania nieprzenikliwa kurtyna totalnego blackoutu, odpowiadająca dwu i pół letniemu pobytowi w ośrodku eksperymentalnym. Kończy się ona wyrzuceniem mnie w hałdę śmieci, gdzieś na obrzeżach Amsterdamu. Tam właśnie wróciła mi przytomność. I tam właśnie po raz pierwszy pojawił się impuls. Grupa znudzonych, odzianych w kolczoskóry facetów próbowała przejrzeć mi kieszenie. Zabiłem ich wszystkich. Gołymi rękami. To było pięciu rosłych, uzbrojonych w noże i pałki mężczyzn. Zajęło mi to jakieś czternaście sekund.
Potem przez prawie godzinę siedziałem zmęczony i zgłupiały wśród trupów, usiłując dojść co się stało.
To nie jest tak, że ja chcę zabijać. To nie jest żadne wzmocnienie moich instynktów ani nic z tych rzeczy. Implant jest całkowicie sztuczny, wszczepiony w moją podświadomość poprzez dość skomplikowaną procedurę. Nikt tak do końca nie wie jaką. Ascarinees, facet, który obserwował mnie wtedy w akcji na wysypisku, i który potem się mną zajął, twierdził, że to jakieś wzmocnienie moich instynktów i pragnień. Ale to nieprawda. Nie wierzę, że to prawda.
Trafiłem w świat Turniejów. W świat przemocy na żywo, transmitowanej przez półlegalne virtualwizje do połowy centrów rozrywkowych Europy. Ascarinees zajmował się werbunkiem zawodników. Gdy po raz pierwszy mnie zobaczył w akcji, zapaliły mu się w głowie wszystkie kontrolki. Zabrał mnie, z zachowaniem środków ostrożności, na metę w Hamburgu.
Nie pamiętam swojego debiutu w Turnieju. Trochę dziwne, prawda? Mówili potem, że trwał krócej niż przemówienie herolda, i że mojego przeciwnika znoszono prawie w kawałkach. Później też zabijałem. Zabijałem dużych i małych, szybkich i wolnych, odpornych i słabych. Zabijałem ich szybko. Nie… nie pamiętam dokładnie tego okresu. Zupełnie jakby był ukryty za grubą ścianą mgły. Wiem jednak, że do czasu, gdy Ascarinees wymyślił blokery, lista moich ofiar wydłużyła się o kilka dziwek i paru przechodniów. Impuls czasem aktywował się bez powodu. Ascarinees twierdził, że to moje instynkty tym kierują. Gówno prawda. Kain wyjaśnił mi to później. Ci, którzy na mnie eksperymentowali, coś spieprzyli. W założeniu zapewne impuls miał być uwarunkowany na pewne sytuacje, w których nosiciel był zagrożony. Ale czegoś nie dopatrzono i zakres jego aktywacji stał się losowy. Już nie tylko atak nożem na mnie mógł go wyzwolić. Czasem wystarczało, że ktoś kichnął, kaszlnął, ruszył się zbyt gwałtownie.
I było jeszcze coś. Gdy impuls już raz został uaktywniony, nie mogłem przerwać jego działania. Zabijałem tak długo, jak długo w zasięgu był ktokolwiek żywy. Po zakończeniu każdej turniejowej walki musieli mnie usypiać gazem. Impuls tak mną kierował, że unikałem wszystkich wystrzelonych we mnie pocisków i morderczo odpowiadałem na próby obezwładnienia mnie przez ochronę. Tak. Ręce miałem unurzane we krwi po barki.
Po jednej z walk jednak wszystko się zmieniło. Odnalazł mnie Kain. Zszedł do boksów głównej areny i przycisnął Ascarineesa do ściany. Ponieważ zadzieranie z yakuzą Chwała było rzeczą raczej nierozsądną, Ascarinees oddał mnie Kainowi jak jakąś cholerną, napchaną mikroprocesorami lalkę.
Tym mnie ocalił. Przeszedłem jeden odwyk, drugi. Przeszczep wątroby i regenerację nerwów. Psychoterapię. Turnieje wykończyły mnie zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Dopiero po paru miesiącach przestałem chorować z braku prochów, a za pomocą kontrprochów i bandy psychiatrów nieco podleczyłem swoją duszę. Kain bardzo się starał; ten mój dobrze ustawiony, przebojowy brat. Jeździliśmy po całej północnej Europie, odwiedzając miejsca zalegające jeszcze w mojej przerzedzonej przeszłości i nadrabiając stracony czas. Przypominałem sobie, co to znaczy być sobą.
Mój brat, Kain.
Nadal jest w tym coś, co mi się nie podoba.
A potem zaczęliśmy pracować. Czym może zajmować się dwójka takich ludzi jak my, jak wam się wydaje? On, przebojowy, wiele wiedzący kobun Chwały i ja, perfekcyjny morderca. Staliśmy się duetem killerów działającym w całej niemuzułmańskiej części Europy. Kain przyjmował zlecenia, negocjował je i dopracowywał akcje. Ja zajmowałem się tylko częścią operacyjną. Zręczny eufemizm.
Więc zabijałem, zgodnie z instrukcjami Kaina. Wykańczałem konkurentów Chwały, ich ochronę, biznesmenów Wszechrosji, japońskich killerów, promuzułmańskich hakerów. Zarabialiśmy mnóstwo szmalu. Za jeden numer dostawaliśmy tyle, ile kiedyś płacono Ascarineesowi za cały sezon. I wszystko było dobrze. Do czasu.
Nazywała się Nicole. Była kobunem yakuzy Wiara, ale grała też na własne konto. Wysoka, szczupła, o krótko ściętych, czarnych włosach. Miała w sobie coś… zachęcającego. Tak, właśnie. Zachęcającego. Spotkaliśmy ją przy okazji zlecenia na parę południowoafrykańskich pośredników handlu bronią; jakiś rok po tym, jak Kain odnalazł mnie na Turnieju. Bardzo nam pomogła przy tej i przy następnej sprawie, więc odtąd pracowaliśmy razem. Duet zamienił się w trio. Była w tym wszystkim jednak zadra. Nicole kochała Kaina; tak przynajmniej mi się wydaje. Była sympatyczna i błyskotliwa, nie mogła jednak w żaden sposób go zainteresować. Kain widział przed sobą tylko karierę. Wciąż w górę i w górę.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.