Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Pies, czyli kot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPies, czyli kot
OpisGrzegorz Wiśniewski to pisarz, fan, internauta i nieprzyjaciel kotów. Debiutował w Nowej Fantastyce opowiadaniem „Manipulatrice”. Tam też opublikował „Z kronik Powermana”. Ostatnio wspomagał swymi tekstami „Framzetę” otrzymując za „Dobrych, złych ludzi”, antywojenne fanfiction ze świata „Gwiezdnych Wojen”, nagrodę Elektrybałta. W wywiadzie powiedział, że aby napisać opowiadanie o psach i kotach, miał się opiekować dwoma przedstawicielami tego ostatniego gatunku. Przekonajmy się więc, jakie były tego efekty.
Gatunekhumor / satyra, urban fantasy

Pies, czyli kot

Grzegorz Wiśniewski
« 1 4 5 6 7 »

Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot

– Myślisz, że go wytresował? – zapytał zdezorientowany Serdel. – Jak papugę?
Trafił mnie szlag. Nic dodać, nic ująć.
– Wychudłe ogryzki! Niedoróbki Wielkiego Przewodnika! – wycedziłem z furią. – Kto was wszystkich przegonił dookoła fabryki? Kto wam pokazał tylne drzwi rzeźni? Kogo postrzelili z wiatrówki na bazarze mięsnym? Kto przytargał tutaj materac? Wy niewdzięczne, intelektualnie zabiedzone stworzenia! To tak przyjaciele mogą na was liczyć? Tak się odwdzięczacie? Tyle potraficie z siebie dać, gdy jesteście potrzebni?
Aż się zasapałem.
– Oj, to chyba rzeczywiście Albrecht – mruknął z dołu Hipis.
– Aha, poznaję ten kaznodziejski ton – dodał Serdel.
– Wygląda jakby inaczej… – zauważył Bolo.
Przynajmniej przestali szczekać.
– Przyjaciele – przekazałem. – To naprawdę ja. Widzicie, co mi się stało?
Wgapili się we mnie bez słowa. A potem oczywiście Serdel musiał się odezwać.
– Chyba ten twój Wielki Przewodnik przeglądając encyklopedię trafił na hasło „hipokryzja” – wypalił. – I chyba dostałeś swoją nagrodę.
Oszczekali go z oburzeniem.
– Serdel, nie bądź sukinkotem – mruknął Hipis.
– Co się stało? – zapytała mnie Kulka.
– Mogę już zejść? – upewniłem się. Szczeknęli potakująco.
Zszedłem. Opowiedziałem im wszystko. Nie chcieli uwierzyć, co wcale mnie nie dziwiło. Ale byłem kotem, co wyjątkowo łatwo mogli sprawdzić.
– Ale historia – wykrztusił Hipis, gdy skończyłem.
– Niewiarygodna, to łagodnie powiedziane – Serdel uwalił się na rogu starego materaca. – Chyba wolałbym jakąś zwykłą ideologiczną gadkę o Wielkim Przewodniku.
– Co zamierzasz? – zapytała Kulka.
– Chcę go dopaść – warknąłem. – Dopaść Doktora i zmusić go, żeby odwrócił proces. Chcę być z powrotem sobą.
Spojrzeli na mnie.
– Ty chcesz go… – zaczął Hipis.
– …dopaść. Chcę go dopaść. I zrobić krzywdę.
Ryknęli śmiechem. Zbaraniałem.
– O co chodzi? – wołałem do tarzających się po trawie przyjaciół. Rżeli jak źrebaki. – Z czego się śmiejecie? – złościłem się. – Co w tym śmiesznego?
Hipis jakoś się opanował.
– Wybacz, Al, ale to takie śmieszne.
– Co jest śmieszne?
– Ty dopadający człowieka, robiący mu krzywdęęęęę… – znów parsknął.
Serdel odturlał się od Hipisa.
– Al, spójrz na siebie… spójrz, jak wyglądasz…
Może i wyglądałem na małego, wychudzonego kota, ale byłem naprawdę wściekły.
– Pomożecie mi, czy nie? – zapytałem wolno.
Powoli przestali się śmiać, spoważnieli.
– Pomożecie, czy nie?
Kulka potoczyła wzrokiem po pozostałych.
– Nie podoba mi się to – oświadczył Serdel.
– Mnie też – dodała Księżniczka, dotykając mnie wypranym z emocji spojrzeniem.
– Nie pomożemy Albrechtowi? – Bolo zaskomlał. – Nie pomożemy? Naprawdę nie pomożemy?
Jednak pobiegliśmy razem do starej fabryki. Oni przodem. Co za upokorzenie, biegłem najwolniej ze wszystkich. Co gorsza, gdy już dobiegaliśmy na miejsce, słup dymu unoszący się w niebo obwieścił katastrofę.
Budynek płonął. Cały, bez wyjątku, od piwnic po dach. Nie było widać śladu Doktora, ani żadnego innego Podopiecznego. Straż pożarna jeszcze nie przyjechała. Hipis i pozostali w milczeniu obserwowali płomienie.
– Chyba niewiele tu jest do oglądania – przekazał Serdel z przekąsem. – Ta bajeczka od początku mi się nie podobała.
Byłem załamany. Gdzie podział się Doktor? Gdzie jego laboratorium? Poczułem nagle, jak moje nadzieje ulatują w niebo, razem ze smolistym dymem, jaki języki płomieni wypluwały w niebo.
– Jesteś ubulgotowany – poinformował mnie Bolo. – Teraz nawet gdybyśmy chcieli ci pomóc, niczego nie wyczujemy. Niczego nie znajdziemy.
– Zresztą, czego mielibyśmy szukać – dodał Serdel. – Wszystko co najważniejsze, całe to laboratorium, o ile w ogóle istniało, jest właśnie zajęte przechodzeniem do historii.
Nie odezwałem się. Kulka przeszła kilka kroków w lewo i zatoczyła łuk.
– Niedawno odjechał stąd jakiś samochód – zauważyła. – Duży. Ciężarówka. – Spojrzała na wejście do budynku, buchające płomieniami. – Coś do niej wynosili. Wiele razy.
– Musieli zabrać całe laboratorium – stwierdziłem. – Gdyby udało się ich wyśledzić…
W oddali rozległo się wycie syren strażackich. Zbliżały się. Ktoś wreszcie zauważył ogień.
– Szybko, zanim rozjadą ślady – przekazałem do nich.
Nie drgnęli.
– Hej, co jest? Nie pomożecie mi?
Milczeli, wreszcie Hipis wyłożył mi to, o czym wszyscy doskonale wiedzieliśmy.
– Albrecht, ta droga jest gruntowa tylko kawałek. Potem jest asfalt, a dalej ruchliwa ulica. Nigdy ich nie znajdziemy. Przykro mi.
Księżniczka nie odezwała się ani razu. Nawet na mnie nie spojrzała.
– Przykro nam, stary – dodał Serdel. – Ale nic nie da się zrobić.
Potem odeszli. Ja zostałem. Siedząc w krzakach oglądałem akcję strażaków, którzy pianą i strumieniami wody stłumili wreszcie pożar. Nie mogłem, nie chciałem przyjąć do wiadomości, że teraz będzie tak już zawsze. Pozostanę kotem. Zwykłym, małym, chudym kociakiem. To nie było możliwe.
A potem wypalony budynek zawalił się całkowicie, grzebiąc piwnicę Doktora i resztki moich nadziei.
Ostatnią, najostateczniejszą szansą był Profesor. Stary, siwiutki, gruby mops, który nigdy nie pogryzł żadnej książki. Przynajmniej dopóki jej nie przeczytał.
Profesor mieszkał spory kawałek od naszej ulicy, w dużym domu z ogrodem. Jego Podopiecznym był stareńki, zasuszony naukowiec, który w jednym pokoju miał więcej książek, niż jest na całej naszej ulicy. Profesor był strasznie mądry. Sam nie pamiętał dokładnie na czym się jeszcze zna, a na czym już nie – tyle tego było. Generalnie traktował nas zawsze jak przygłupów, ale można było się od niego wiele dowiedzieć. Jeżeli on mi nie pomoże, to faktycznie będę ubulgotowany, jak mawia Bolo.
Z dostępem do Profesora był jednak problem, zwłaszcza w porze dnia, podczas której się tam udałem – późnym popołudniem. Profesor nieczęsto opuszczał dom Podopiecznego, a podczas tych krótkich wypadów wyjątkowo niechętnie rozmawiał. W domu zaś namiętnie i często ucinał sobie drzemki.
Gibkie ciało Małego okazało się jednak sporym atutem. W moim własnym mógłbym co najwyżej szczekać przed bramą tak długo, aż znudzony Profesor wyszedłby do mnie. Jako kot nie potrzebowałem zaproszenia. Prześlizgnąłem się między kratami ogrodzenia, podkradłem do okien domu i jednym susem wskoczyłem przez lufcik do środka. Niemal nie czułem zapachu farby drukarskiej i kurzu unoszącego się w całym mieszkaniu – ale za to świetnie widziałem w ciemności. Ktoś chrapał w saloniku, przed ściszonym telewizorem. Przyjrzałem się mu – to tylko Podopieczny kwitował puszczane w telewizji reklamówki wyborcze. Profesora znalazłem dwa pokoje dalej, kimającego na poduszce ze szkarłatnego aksamitu, obszytej żółtymi frędzlami.
Usiadłem. Poczuł mnie niemal od razu.
– Przyznam, ze to coś nowego – przekazał nie otwierając oczu. – Kot bezczelnie pakuje się na mój teren, potem siada przede mną i wyraźnie na coś czeka. Zaiste, im więcej wiem o świecie, tym bardziej potrafi mnie on zaskoczyć.
Chwilę zbierałem myśli i formułowałem to, co chcę powiedzieć.
– W czym mogę pomóc? – otworzył oczy.
– Znasz mnie? – zapytałem.
Pociągnął kilka razy nosem, przymknął oczy.
– Jesteś Strucel. Z Ogrodowej. Mieszkasz z Albrechtem.
– Albrechta też znasz, prawda?
– Znam – westchnął. – Albrecht. Silny Jedi.
– Co byś powiedział, gdyby okazało się, że Albrecht i Strucel zamienili się miejscami? Gdyby moja jaźń została przeniesiona z porządnego psiego ciała, w ten czworonożny skafander karzełka?
Mops otworzył oczy szeroko.
– Co?
– To ja jestem Albrecht, Profesorze – oświadczyłem. – Niech mi pan pomoże odzyskać siebie.
« 1 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.