Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Pies, czyli kot›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPies, czyli kot
OpisGrzegorz Wiśniewski to pisarz, fan, internauta i nieprzyjaciel kotów. Debiutował w Nowej Fantastyce opowiadaniem „Manipulatrice”. Tam też opublikował „Z kronik Powermana”. Ostatnio wspomagał swymi tekstami „Framzetę” otrzymując za „Dobrych, złych ludzi”, antywojenne fanfiction ze świata „Gwiezdnych Wojen”, nagrodę Elektrybałta. W wywiadzie powiedział, że aby napisać opowiadanie o psach i kotach, miał się opiekować dwoma przedstawicielami tego ostatniego gatunku. Przekonajmy się więc, jakie były tego efekty.
Gatunekhumor / satyra, urban fantasy

Pies, czyli kot

Grzegorz Wiśniewski
« 1 3 4 5 6 7 »

Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot

W domu Mały próbował wcisnąć psie ciało w swój ulubiony, wypoczynkowy kosz. Nie wyszło. Po kilku energicznych próbach wiklinowy kojec, który najlepsze lata miał już za sobą, poddał się z trzaskiem. Mały wolno wstał, spojrzał na swoje dzieło i żałośnie zaskomlił. Właściwie nie wiem, dlaczego się martwił – w końcu to ja nie miałem gdzie spać.
W polu widzenia pojawił się zaciekawiony zamieszaniem Fagas.
– Czołem, Strucel – przekazał. – Już zaczynałem się o ciebie… tego, no… martwić – zerknął na Małego. – Co Pulpet robi z twoim koszem?
Pulpet? Pulpet!? Jak oni mnie, debalans, nazywali? Te pozbawione dna pojemniki na jedzenie!?
Zjeżyłem się. Próbowałem też obnażyć zęby i warknąć, ale jak łatwo się domyślić, z mizernym efektem. Wiem – to głupie, że zakładałem z góry posiadanie monopolu na obraźliwe przezwiska.
– Co? – zapytał Fagas z niezmąconym spokojem.
– Nie nazywaj mnie Pulpet! – napadłem na niego. – Jestem szybki, silny i zgrabny.
– Ty owszem, masz jeszcze na to szansę – mruknął obojętnie. – Ale Albrecht? Spójrz na niego. Gość wyraźnie przedawkował kotlety.
Rzuciłem się na niego. Pomysł był to generalnie nie najlepszy, bo teraz byłem od niego znacznie mniejszy, a on nawet między psami miał opinię zręcznego rozrabiaki. Już gdy był mały, regularnie spuszczał łomot sforze psów pewnej nielubianej sąsiadki Podopiecznej. Była to wprawdzie tylko czwórka takich francuskich cosiów, o rozmiarach wyrośniętego chomika – niemniej za trzecim razem szczekliwe półgłówki nauczyły się, że na widok kota należy bez zastanowienia zwiewać. Teraz Fagas machnął tylko łapą, przewracając się na plecy. Przeleciałem nad nim, rąbnąłem bokiem w podłogę kuchni i po brązowej terakocie doślizgałem do ściany.
– Zgłupiałeś, Strucel? – zapytał podchodząc do mnie. Wstałem z trudem, kręciło mi się w głowie. – Czego się na mnie rzucasz?
Zacisnąłem zęby.
– Chciałem się z tobą… pobawić – wycedziłem. Wiele razy widziałem, jak Mały zaczepiał Fagasa i jak walczyli na niby. Może uwierzy…
Spojrzał na mnie krzywo. Podszedł bliżej, obwąchał. Obejrzał się na Małego, wyciągniętego na szczątkach kojca.
– Ale numer – wygłosił z pełnym zaskoczeniem. – Albrecht, to ty, prawda?
Przeklęte koty. Pomyślałby kto, że mają szósty zmysł.
– Nie, to nie ja. To Mały… to jest, Strucel – wyrzuciłem z siebie idiotycznie. – Pobawimy się? – dodałem próbując zamerdać ogonem.
Genialnie. Mogę startować w rankingu na kretyna roku.
– Jak to zrobiliście? Jak się wam udało zamienić miejscami? – dopytywał się Fagas. – I dlaczego? I…
– Fag… Herb, zamknij się – przekazałem. – To faktycznie rzecz, której mogę się po kocie spodziewać – drwiny w odpowiedzi na trapiący kogoś problem. Dlaczego się nie odczepisz?
Wzruszył ramionami, po czym znienacka zaczął konać ze śmiechu. Przewrócił się na grzbiet, zamajtał łapami. Oczywiście nie towarzyszyły temu żadne dźwięki, konał ze śmiechu w duchu.
– Co w tym śmiesznego? – burknąłem.
– Wszystko – odpowiedział, gdy się wreszcie opanował. – Ty. Sytuacja. Al, jesteś największym psim szowinistą jakiego znam, reszta psów to przy tobie cieniaki z głuszy. I nagle zamieniasz się miejscami z chuderlawym kotem. Zmienia perspektywę, co?
– Przynajmniej teraz wiem, co powinienem myśleć o tobie, stary – przekazałem z urazą.
Nie, nie lubiliśmy się z Fagasem. Ale traktowaliśmy nawzajem z pewnym szacunkiem. Jak dżentelmeni. Jak dwóch równorzędnych zawodników. W końcu mieliśmy wspólny dom, wspólnych Podopiecznych. Aż do dzisiaj sądziłem, że to coś znaczy.
– Opowiedz mi, co się stało – uspokoił się. – Nie zaśmieję się już.
I faktycznie przyhamował z jadem. Kurde, jakiś dzień cudów chyba dzisiaj. Cholera, przecież to naprawdę dzień cudów. I koszmarów.
Opowiedziałem mu o poszukiwaniu Małego, o starej fabryce i domu Doktora. O tym, co stało się po przebudzeniu. Gdy mówiłem, on kręcił wąsami z niedowierzania. Rozumiałem go. Mnie nadal nie chciało się to zmieścić w głowie. Potem powiedziałem mu o planie dopadnięcia Doktora i dokonaniu zamiany.
– Faktycznie masz problem – zauważył, gdy skończyłem. – Nie było was cały dzień, aż Oswojona zaczęła się martwić…
– Kto? – nie załapałem. – Kto się zaczął martwić?
– Oswojona – powtórzył. – Ta, którą ty nazywasz Podopieczną.
Nawet nie poczułem się specjalnie zdziwiony tym rewelacyjnym, iście kocim mianem.
– Masz może pomysł, jak się wykaraskać z tej sytuacji?
– Póki co spróbuj zrealizować swój pomysł. Muszę to przemyśleć… – mruknął.
– Sam tego nie zrobię. Muszę spotkać się z przyjaciółmi…
Dostrzegłem jak za jego plecami Mały podnosi łeb i zaczyna radośnie ziać. Zaczął merdać ogonem. Szybko się uczył, ale i tak wiem, że robiłem to ze znacznie większą gracją. Po chwili wstał i szczeknął na nas radośnie. Coś znajomego emanowało z jego postawy.
– Wydaje mi się… – zaczął Fagas oglądając się.
– … że nagle zapragnął się pobawić w tarmoszenie – dokończyłem z niepokojem.
Mały lubił taką zabawę. Rzucał się to na Fagasa, to na mnie, pozwalając się wywracać i tarmosić, suwać po podłodze i podrzucać. Zazwyczaj nie mieliśmy nic przeciwko takiej zabawie. Jednak teraz, gdy przypadek promował Małego do zupełnie innej kategorii wagowej – sytuacja wyglądała mniej zachęcająco.
Ruszył na nas, wesoło merdając ogonem.
– Chodu! – pisnął Fagas i w jednej chwili odskoczyliśmy od siebie w przeciwnych kierunkach. On na parapet i stamtąd na półki pod sufitem, ja na kuchenny regał, zastawiony rzędami słoików z przyprawami. Mały wybrał mnie. Zapewne chciał dostarczyć małemu kotkowi takich wrażeń, jakie sam lubił.
Skoczył na półki. Załamały się pod jego ciężarem i bryznęły zawartością po całej podłodze. Huk drewna i brzęk pękającego szkła nie zdążył jeszcze ucichnąć, gdy przerażony Mały piszcząc dał drapaka z kuchni. Gdy biały tuman mąki opadł, dostrzegłem Fagasa, omiatającego pobojowisko zamyślonym spojrzeniem.
– Trzeba będzie coś poradzić – przekazał do mnie z troską. – I to szybko. Do zobaczenia wieczorem.
I wyskoczył przez okno.
Niezwłocznie udałem się do dzikiego parku. W końcu mam kumpli, całkiem niegłupich. Pomogą, a może i coś doradzą. Wahałem się krótko, nie było czego ukrywać. Fagas na pewno sprzeda całą opowieść swoim kumplom, a spotkany wcześniej Azor też nie utrzyma języka za zębami. Wszystko się wyda prędzej czy później. A ja nie cierpię czekania, wolę całą rzecz wyjaśnić od razu.
Byli w parku, wszyscy co do jednego – Kulka, Hipis, Serdel, Bolo i Księżniczka. Zaokrąglona kundelka, wyrośnięty pudel, dwa jamniki w ciele jednego, podstarzały bokser i rasowa charcica, świetna laska, mówię wam. Rozwaleni jeden obok drugiego na rozwłóczonym, starym materacu. Zapewne najedli się niedawno, bo wyraźnie nie interesowało ich nawet łowienie much śmigających im tuż nad głowami.
Wpadłem pomiędzy nich bez ostrzeżenia. Tak, wiem, to było głupie, ale nie oswoiłem się jeszcze ze swoją sytuacją. Widząc ich wyciągniętych na materacu jak za dawnych lat, przez chwilę poddałem się złudzeniu, że wszystko jest takie jak zawsze…
Nie było.
ilustracja: Aleksander Jasiński
ilustracja: Aleksander Jasiński
Rzucili się na mnie jednocześnie. Gromadka różnokolorowych stworzeń jak na komendę przekręciła się na leżąco i usiłowała mnie capnąć zębami. Wywinąłem się nadspodziewanie łatwo, a oni wpadli na siebie wzajemnie, odbili, starli bokami. Kłębili się jeszcze bezładnie w dole, gdy miauknąłem z gałęzi kasztana nad nimi.
– Uspokójcie się – przekazałem im z całą mocą, gdy rzucili się gromadnie ku podstawie pnia, szczekając i próbując się nań wspiąć. – To ja! Albrecht!
Nadal szczekali. Tylko Kulka rzuciła retorycznie:
– Jaki Albrecht?
– Ja, Albrecht – powtórzyłem. – Ilu znacie Albrechtów? Kogo nazywacie najszybszymi nogami dzikiego parku?
To ich na chwilę zamurowało.
– Nie wiem jak wy – zaczął Bolo – ale ja widzę kota, który twierdzi, że nazywa się Albrecht…
– Bo to jest kot – wyjaśniła mu Kulka.
– Ty, kot, co za głupoty wygadujesz? – awanturował się Serdel.
– Ja go znam – odezwała się Księżniczka. – To Mały, jeden z kotów, który mieszka z Albrechtem.
– Albrecht to ja! – najeżyłem się jeszcze raz.
– Ciągle to powtarza – zauważył Hipis.
« 1 3 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.