Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Dobrzy, źli ludzie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułDobrzy, źli ludzie
Opis"Dobrzy, źli ludzie" to nie tylko fanfiction gwiezdnowojenne. To także znakomite niezależne opowiadanie science fiction i świetny tekst antywojeny, nagrodzony w 1999 roku nagrodą Elektrybałta.
Gatunekfanfiction, SF

Dobrzy, źli ludzie

Grzegorz Wiśniewski
« 1 3 4 5 6 7 18 »

Grzegorz Wiśniewski

Dobrzy, źli ludzie

Spojrzała na niego ponownie. Musnęła oczami totem na jego ramieniu, ale nie dała po sobie poznać, że wie co on oznacza.
- Podnieście go i opatrzcie - powiedziała spokojnie. - Potem niech dołączy do pozostałych.
- Dziękuję - odparł Keith wolno się podnosząc. - Jestem pani dłużnikiem.
Cięła go w twarz wzrokiem niby klingą lodowego miecza.
- Może pan sobie zatrzymać tę wdzięczność - wycedziła chłodno. - Nie potrzebuję jej i nie sądzę, abym kiedykolwiek potrzebowała.
- Jasne - skwitował spokojnie. - Zawsze można tak powiedzieć.
- A czego pan oczekiwał? - dodała ze zmęczeniem - Że oddam honory? Wzniosę okrzyk tryumfu? Pozwolę nosić w niewoli szablę u boku?
Nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w jej oczy. Rebelianci wokół znieruchomieli przysłuchując się tej wymianie zdań.
- To jest wojna, człowieku - mruknęła gorzko - Ciesz się, że żyjesz.
- Przeżycie to nie wszystko - stwierdził cierpko - Czasem może być karą za grzechy, których się nie popełniło.
Uśmiechnęła się okrutnie.
- Spójrz na swoje ramię, żołnierzu - powiedziała lodowato. - Na swój totem. Jak możesz mówić o grzechach, których się nie popełniło? Czy znasz w ogóle znaczenie słowa grzech?
Galvin wyprostował się nagle, jakby z dumą.
- Nigdy nie strzeliłem nikomu w plecy.
Jeden z rebeliantów nie wytrzymał.
- Oprócz setki niewinnych ludzi na Liqur Tanay, Daen′khaan i w Podwójnym Systemie Irtrian nikomu! - krzyknął nieopanowanie. - Ty psie, jak możesz łgać tak w żywe oczy?
Wzrok Galvina spoczął na nim.
- Byłeś tam i widziałeś - zauważył Keith spokojnie. - Pewnie wiesz najlepiej.
- Jesteś z 6 Legionu, facet - odparł tamten tłumiąc furię. - Lepiej się zamknij, bo.
- Spokój ! - krzyknęła dziewczyna czując, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. - Nie będziemy bawić się w dyskusje. W ogóle cała ta rozmowa jest zbędna. Wynośmy się stąd. Dalej!
Sanitariusz spryskał ranę na czole Galvina opatrunkiem w sprayu i dwóch żołnierzy chwyciło go pod ręce.
- Pójdę sam - zaprotestował, ale i tak zawlekli go pod sam transporter. To była duża, stara maszyna ze śladami brutalnego usuwania cesarskich godeł. Wewnątrz było duszno, w kącie siedziało trzech innych żołnierzy Imperium. Rebelianci wepchnęli Galvina do środka i sami także wsiedli, zajmując pozycje tuż przy rufowych drzwiach. Przez umieszczone w burtach pojazdu okna można było zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz. Keith usiłował odnaleźć miejsce, gdzie leżał Varini, ale transporter niemal natychmiast po zamknięciu drzwi uniósł się i ruszył naprzód.
3.
Wnętrze maszyny wypełniał szum powietrza omywającego kadłub, niekiedy słyszalny był też wysoki pisk generatorów. Obok burt co chwilę migały rozmyte, szare płachty pni mijanych drzew, a niekiedy przez liściastą kopułę lasy przenikały promienie słońca, zmuszając Galvina do zmrużenia oczu.
Natychmiast zauważył, kiedy minęli linię sensorów wartowniczych i wlecieli w pobliże bazy. Droga południowa wiodła korytem niewielkiego potoku o gładkich, pozbawionych drzew brzegach, wprost ku koszarom i kosmoportowi. Widok, jaki otworzyła ona oczom Keitha był niemal dokładnie taki, jak jego najgorsze przewidywania.
Teren wokół koszarów zamienił się w pobojowisko. Trzy z czterech hangarów były wysadzone i płonęły jasnym ogniem, podsycanym poszarpanymi instalacjami gazowymi. Budynki koszarów podziurawiono salwami dział plazmowych jak sito, w zachodnie skrzydło tkwił wbity kadłub desantowca planetarnego z herbem Republiki na burcie. Keith naliczył co najmniej dziesięć spalonych AT-ST i cztery roztrzaskane Walkery. Przedpole usiane było mnóstwem ciał, przeważnie w białych uniformach szturmowców. Grupki obdartusów, zapewne jeńców, zajmowały się ich usuwaniem. Płyty lądowiska nie można było dostrzec, ale prawdopodobnie wszystkie stojące tam maszyny zostały zniszczone w momencie ataku. Nad całym tym obszarem niczym ponury duch zagłady wisiała chmura dymu z płonącego lasu, pożar wznieciło zapewne wysadzenie emitera pola deflekcyjnego.
Transporter płynnie skręcił, zwolnił i łagodnie osiadł obok wybetonowanej pochylni wiodącej do podziemnych garaży. Drzwi złożyły się z cichym sykiem i obaj strażnicy wyskoczyli na zewnątrz, gestami ponaglając Keitha i pozostałych.
- Niech pan ich zabierze na poziom Dwa, sierżancie - rozkazała dziewczyna, wyskakując z przedziału bojowego maszyny. - Tam poczekają na przesłuchanie.
- Przesłuchanie? Jakie przesłuchanie? - zapytał Galvin, patrząc na nią, - Imperator nie żyje. Vader nie żyje. Floty Imperium już nie ma. Po co wam zeznania grupy szaraków?
Znów poczuł na sobie jej lodowaty wzrok.
- Dostał pan rozkaz, sierżancie - powtórzyła, nie odrywając wzroku od Galvina. - Proszę go wykonać.
Ponaglani szturchnięciami karabinowych luf szturmowcy weszli do budynku i dotarli korytarzem do stacji wind, nadzorowani przez sierżanta. W kabinie windy był tłok, ale żaden ze schwytanych nie próbował przejąć inicjatywy. Wszyscy byli zbyt przygnębieni lub zmęczeni.
Na poziomie Dwa mieściły się dawniej oddziały szpitalne i ambulatoria, ale rebelianci zlokalizowali tu kwatery swojego sztabu. Zapewne dlatego, że tu było najmniej zniszczeń, domyślił się Keith. Kiedy drzwi windy rozsunęły się, oczom Galvina ukazało się mrowie oficerów spacerujących korytarzem. Mały konwój jeńców ruszył naprzód, wzdłuż szeregu wielkich okien ciągnących się na zachodniej ścianie. Sierżant Baness i trzej jego podwładni salutowali co chwilę mijającym ich rebeliantom. Galvin dostrzegał na ramionach tamtych dystynkcje pułkowników i majorów. W dalekiej perspektywie korytarza nagle zapanowało poruszenie, prące naprzód grupy majorów i pułkowników zatrzymały się salutując, a warta przy szerokich drzwiach wyprężyła, prezentując broń. Wynurzyła się stamtąd dziwna para: wysoki ciemnowłosy mężczyzna w skórzanej kamizelce, niezbyt wyglądającej na mundur, i niska, zgrabna kobieta z włosami splecionymi w dziwne warkocze po bokach głowy. Oboje rozmawiali z ożywieniem, najwyraźniej doskonale się znali, i dość obojętnie odnosili się do salutujących oficerów. Generał, pomyślał kwaśno Keith, generał i jego księżniczka.
Baness nakazał im skręcić w klatkę schodową i zejść na półpoziom. Minęli kilka sal szpitalnych wypełnionych, jak dostrzegł Keith, rannymi rebeliantami. Potem napotkali kilka podobnych konwojów, zmierzających w przeciwnym kierunku. Dawni żołnierze Imperium wyglądali na załamanych i sposępniałych, kiedy wyłaniali się z boków korytarza, z gabinetów zamienionych teraz zapewne na pokoje przesłuchań lub nawet sale sądowe.
Jeszcze jedna klatka schodowa. Tym razem zeszli poziom niżej, aby stanąć pod dużymi drzwiami, w których Keith z trudem rozpoznał wejście do hali rozrywkowej.
- Nowi jeńcy - powiedział Baness do grupy siedzących pod ścianą żołnierzy. - Patrol porucznik Martine Dian Daarenis.
Jeden z tamtych wstał, wysoki, czarnoskóry człowiek w rozpiętym mundurze i z czapką oficera Imperium założoną daszkiem do tyłu.
- Jestem porucznik Kharrane, dowodzę tu - mruknął spokojnie, nie odpowiadając na salut sierżanta. - Zostawcie ich i możecie spadać. Już nikomu nie zaszkodzą.
Baness spojrzał na niego nieco krzywo, po czym dłonią dał znak swoim ludziom. Szturmowców pchnięto pod ścianę z rękami na karkach, następnie eskorta zniknęła za zakrętem korytarza pozostawiając ich w rękach grupy porucznika. Kharrane stanął przed nimi i kazał im się odwrócić, przebiegając wzrokiem od jednego do drugiego.
- Nie chcę żadnych wygłupów, bójek czy innego zamieszania - oznajmił spokojnym, jakby zmęczonym, głosem - Jesteście teraz jeńcami, będziecie czekać na przesłuchanie i rozprawę. To potrwa kilka dni. Nie musicie się martwić tym, co będzie potem. Teraz ...
- Czy możemy pozbyć się tych niewygodnych mundurów i zostać opatrzeni? - zapytał szturmowiec stojący obok Galvina wskazując kolegę ściskającego ranę na przedramieniu.
Kharrane wyglądał na zdumionego. Lekkim krokiem podszedł do mówiącego i na odlew uderzył go w twarz. Jeniec zachwiał się i złapał za szczękę.
- Nie odzywaj się, gdy nie jesteś pytany - wycedził kapitan wskazując go palcem.
Tamten przestał się chwiać i zaatakował bykiem krzycząc z wściekłości. Ostrzeżony tym krzykiem Kharrane zdołał się uchylić i związać z nim w zawziętej walce. Szanse na zwycięstwo miał w niej tylko ten mniej zmęczony. Galvin ruszył na pomoc, ale w tym momencie wkroczyli pozostali rebelianci waląc kolbami karabinów i spychając jeńców z powrotem na ścianę.
Kiedy wreszcie Kharrane zmęczył się kopaniem nieprzytomnego szturmowca, wyprostował się i rzucił chrapliwie - Do środka z nimi!
« 1 3 4 5 6 7 18 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.