Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Zdrowaś Matko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułZdrowaś Matko
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w Łodzi (wyborny rocznik ’81), a obecnie mieszkam w Oławie niedaleko Wrocławia. Skończyłam fizykę na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo od lat zajmuję się tłumaczeniem z angielskiego na polski - głównie książek, ale nie tylko. Umiem i lubię czytać. Umiem też stawiać literki we właściwej kolejności, co w wolnych chwilach z upodobaniem robię. Ocenę tego, czy umiejętność układania ich w słowa i zdania przekłada się na umiejętność pisania (a może nawet Pisania), pozostawiam innym. Prywatnie mam jednego męża i jednego wrednego kota.
Gatunekfantasy

Zdrowaś Matko

« 1 4 5 6 7 8 15 »

Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko

– Niewiele brakowało. Zostawmy go, niech śpi – powiedziała, zbierając z podłogi rozrzucone kawałki gazy i skrwawione fragmenty prześcieradła.
Leszy, sam z trudem walczący z sennością wywołaną wiedźmim urokiem, chętnie ruszył się z miejsca.
Zeszli na dół.
Olbrzym z niemałą radością rozparł się na kanapie, zajmując ją niemal w całości. Energii mu nie brakowało, ale przetransportowanie rosłego mężczyzny przez pół kraju w ciągu zaledwie kilku godzin mimo wszystko nadszarpnęło jego siły. Dawno już nie musiał podejmować takich działań.
Teraz w skupieniu obserwował krzątającą się po kuchni kobietę, gdy ta migała w otwartych na oścież drzwiach. Nie widzieli się od lat, ale na ile pamiętał, wiele się nie zmieniła. Jasne, starannie ułożone włosy nie były wprawdzie tak długie, jak dawniej, nadal jednak sięgały jej do łopatek. Leszy nie potrafił ocenić, czy proste, granatowe spodnie i sweter w grube pasy stanowiły odzienie odpowiednie do sytuacji – nie znał się na obyczajach ludzi – ale nie miał wątpliwości, że wiedźma wyglądała w tym stroju wyjątkowo korzystnie. Wprawdzie zaokrągliła się nieco, ale mimo to ciągle przypominała raczej młodą dziewczynę niż dojrzałą kobietę. Nie mógł też nie zauważyć, że odzyskała pogodę ducha, której próżno było szukać w czasie ich ostatniego spotkania.
– Jak ci się żyje? – zapytał, gdy usiadła wreszcie w stojącym naprzeciwko dzielącego ich stolika fotelu.
– Zazwyczaj spokojnie. – Uśmiechnęła się lekko. – Ale dziękuję, że pytacie. Nie mogę narzekać.
– Rokita i Boruta gdzie?
– Poprosiłam ich o drobną przysługę. Mieli wrócić dzisiaj rano… Chciałam być gotowa.
– Ale jego się nie spodziewałaś – stwierdził raczej niż zapytał.
– Nie. Tylko czegoś bliżej nieokreślonego i dużej ilości krwi – odpowiedziała po chwili milczenia. – Śniłam, lecz sen był niejasny i niewiele z niego zapamiętałam. Głównie przeświadczenie, że lada dzień coś się wydarzy. Jak do tego doszło?
– Nie mam pojęcia. Znalazłem go w lesie w takim stanie. Uciekał przed kimś lub czymś. Był przerażony. Zresztą nadal nie jest bezpieczny. Ktokolwiek go gonił, nie ma zamiaru przestać. Krąży w pobliżu, czuję go aż nazbyt wyraźnie.
– Niebywałe – westchnęła. – Kto chciałby go atakować? Po co?
– I kto dałby radę? – dodał Leszy. – Nie tak łatwo go odnaleźć, niełatwo zranić. Mógł żyć między ludźmi, ale to nadal bóg. Bo wiesz, że umyślił sobie zostać rybakiem?
– Nie i prawdę mówiąc nie bardzo mnie ten temat interesuje. – Nagła rezerwa w jej głosie nieco go zaskoczyła.
– Nie chcesz wiedzieć…
– Nie. Wybaczcie, panie, ale nic, co go dotyczy, nie powinno mnie obchodzić. Nie sądzę, by on chciał, żebyście wyjawiali mi jego tajemnice. Rod zesłał mi wizję i skierował was do mnie, nie mnie podważać jego wyroki, ale…
– Och, dajże spokój – tym razem Leszy wpadł jej w słowo. – Rod odszedł. Jak wszyscy zresztą, więc przestań zachowywać się tak, jakby stare obyczaje miały jeszcze jakieś znaczenie.
– Cóż, panie, nie mogę się z tym zgodzić – mówiąc to, przekrzywiła nieco głowę i uśmiechnęła się filuternie. – Jesteście wy, jest on, wreszcie jest Matka. Całkiem nas sporo.
– Tak i wszyscy związani przysięgą. Nasz czas… – przerwał, gdy zobaczył skamieniałą twarz wiedźmy.
Nie wszyscy. Teraz jest ktoś, kto odpowie.
Słowa te, wyartykułowane zimnym, wypranym z emocji głosem, pojawiły się w jej głowie dosłownie znikąd, ale nie miała wątpliwości, że pochodziły z zapomnianego snu. Natychmiast poznała też, kto musiał je wypowiedzieć. Choć ostatni raz słyszała taki głos wieki temu, była przekonana, że żadna inna istota na świecie nie przemawia w podobny sposób.
– Jasna cholera – syknęła. – Czy to się nigdy nie skończy?
– O co chodzi? – Leszy przyglądał się jej badawczo.
Wiedźma zastanowiła się przez chwilę, czy powinna dzielić się swoimi podejrzeniami, ostatecznie uznała jednak, że utrzymywanie tajemnicy nie ma w tym przypadku większego znaczenia.
– Widzicie, panie – zaczęła niepewnie – on jeden nie przysięgał. Formalnie jest wolny. Nie wiem, co zwróciło na to uwagę Najwyższego po tylu latach, ale na pewno już o tym wie. Śniłam o Jego aniele.
– Wysłannik Najwyższego? – zadumał się Leszy. Milczał przez chwilę, badając tę koncepcję ze wszystkich stron, a gdy wreszcie się odezwał, powaga w jego głosie mieszała się z ponurą rezygnacją. – Tak, to miałoby sens. Obawiam się jednak, że w takim razie trudziłaś się na darmo. Nie znam zwyczajów nowego Boga, ale nie sądzę, by nieudana próba zadowoliła Jego ambicje. Nawet gdybym dysponował pełnią sił, nie dalibyśmy rady odeprzeć tu ataku. O ile dobrze pamiętam, nasze moce nie stanowią dla nowej wiary żadnej przeszkody.
Jaga spojrzała na niego z namysłem, jakby to, co powiedział miało dla niej jakiś ukryty sens. Przekrzywiła lekko głowę i zaczęła bezwiednie skubać kosmyk włosów, który zsunął się jej na ramię. Leszy czekał cierpliwie, aż wiedźma przeanalizuje nową koncepcję, bo jakaś niewątpliwie przyszła jej do głowy, ale milczenie przeciągało się. Boginka wyraźnie nie potrafiła podjąć ostatecznej decyzji.
Koniec końców nie powiedziała nic. Potrząsnęła tylko głową, jakby chciała pozbyć się resztek tamtej myśli. Leszy znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że dobrowolnie nie przyzna się teraz do niczego. Wolałby jej tego oszczędzić, ale bardziej niż na jej dobrym samopoczuciu, zależało mu na życiu jednego z nielicznych pozostałych mu przyjaciół.
– Jago, rozumiem, że się wahasz, ale jeśli możesz, jeśli masz środki, żeby go ratować, zrób to. Jesteś mu coś winna, nie uważasz?
Słysząc to, wiedźma pobladła i spięła się cała. Leśny bóg nawet przez chwilę nie wątpił, że jego słowa zabolały ją do żywego, lecz nie próbował złagodzić ich wymowy w żaden sposób. Ani na chwilę nie spuścił wzroku, nie chcąc dać jej żadnej drogi ucieczki.
Nie odezwała się od razu, ale nawet gdy uspokoiła się nieco i zdołała wreszcie zebrać myśli, w jej głosie pobrzmiewała niepewność.
– Być może jest sposób. To stary urok. Ludzki. Magii w nim tyle, co kot napłakał, ale praktycznie nie da się go złamać.
– Każdy urok można przełamać. – Leszy zmrużył oczy, próbując zorientować się, czy wiedźma rzeczywiście mówi prawdę.
Jaga potarła czoło w skupieniu. Pan kniei był bogiem. Nigdy nie musiał uciekać się do tanich sztuczek, jakimi posługiwały się pozbawione większej mocy byty, przez co niuanse wiedźmich czarów były mu całkowicie obce. Nie większą uwagę przykładał zresztą do reguł, jakie nowy Bóg narzucił sobie i swoim wyznawcom. Jagi nie dziwiło to zbytnio, lecz jednocześnie oznaczało, że nie uniknie dalszych wyjaśnień. Leszy wyraźnie nie miał zamiaru porzucić nadziei, jaką dostrzegł w jej słowach. Przez chwilę żałowała w ogóle, że zdradziła się ze swoją wiedzą.
– Teoretycznie macie, panie, rację. Oczywiście i ten urok można odczynić, ale nikt tego nie zrobi. Myślę, że można spróbować nałożyć na niego ochronę pieczętowaną nawią człowieka. To potężne błogosławieństwo, jeśli wykona się je szczerze.
– Szczerze? – podchwycił natychmiast Leszy. – Uważasz, że twoje intencje wystarczą?
Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę leśny bóg wątpił, czy w ogóle się na to zdecyduje. W końcu jednak powiedziała cicho, nie patrząc mu w oczy:
– Jak powiedzieliście, jestem mu coś winna. To powinno wystarczyć. Ochrona będzie działać nawet po śmierci gwaranta, bo jedyny sposób, by ją odwrócić, to rozproszyć nawię, a tego nikt nie odważy się uczynić.
– A co jeśli Najwyższy zechce to zrobić? – dopytywał się Leszy. – Dla Niego z pewnością nie jest to żadne wyzwanie.
Wiedźma westchnęła ciężko.
– Najwyższy nie ingeruje już w losy ludzi. Jeśli chce coś tu osiągnąć, musi kimś się posłużyć. Takie ustanowił kiedyś prawo i wiąże Go własne słowo – wyjaśniła najprościej jak umiała, mając świadomość, że sama nie wie zbyt wiele na ten temat. Gdyby nie pewne wypadki sprzed prawie trzydziestu lat, do których bardzo niechętnie sięgała pamięcią, byłaby równie nieświadoma, co Leszy.
– Cóż zatem za kłopot wysłać kogoś z odpowiednim rozkazem? – bóg lasów nie dawał się przekonać.
– Po pierwsze rozproszenie nawii to magia, w dodatku wymagająca złożenia ofiary z człowieka. Dziś w zasadzie nikt nie potrafiłby przeprowadzić odpowiedniego rytuału. Po drugie nawet On nie zażąda od żadnego człowieka takiego poświęcenia. Zgodnie z Jego prawem nikt, kto para się magią, nie dostąpi zbawienia.
« 1 4 5 6 7 8 15 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Niepołomni
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.