Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 23 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Zdrowaś Matko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułZdrowaś Matko
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w Łodzi (wyborny rocznik ’81), a obecnie mieszkam w Oławie niedaleko Wrocławia. Skończyłam fizykę na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo od lat zajmuję się tłumaczeniem z angielskiego na polski - głównie książek, ale nie tylko. Umiem i lubię czytać. Umiem też stawiać literki we właściwej kolejności, co w wolnych chwilach z upodobaniem robię. Ocenę tego, czy umiejętność układania ich w słowa i zdania przekłada się na umiejętność pisania (a może nawet Pisania), pozostawiam innym. Prywatnie mam jednego męża i jednego wrednego kota.
Gatunekfantasy

Zdrowaś Matko

« 1 2 3 4 5 6 15 »

Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko

Po mniej więcej półgodzinnym marszu dostrzegł wreszcie zmurszały, kładący się mocno na ziemi i pozbawiony przynajmniej trzeciej części sztachet płot postawiony jeszcze przez starego Balcerzaka. Chwilę później minął łagodny zakręt i jego oczom ukazała się chałupa. Domagający się coraz rychlejszej naprawy dach i ciemne okna sprawiały, że dom wyglądał na opuszczony – tego dnia nawet dym nie unosił się z komina. Bosman westchnął ciężko na wspomnienie kilku nieudanych prób, jakie podjął, by przekonać kapitana do wyremontowania chaty. Niestety Światecki uporem przypominał starego muła, a wszystkie prace gospodarcze miał w głębokim poważaniu.
Kapitan „Mewy” siedział tymczasem w mniejszym z dwóch pokojów domu przy zawalonym papierami biurku i dumał o tym, jak bardzo nienawidzi jesieni. Zbyt wiele czasu dawała mu na rozmyślania i wspominanie przeszłości, na bicie się z myślami. Na morzu narzucał sobie żelazną dyscyplinę tylko dlatego, że czuł się odpowiedzialny za ludzi – tej cechy nie potrafił się pozbyć. Na lądzie zostawał sam na sam z upiorami przeszłości.
Miał zajęcia, rzecz oczywista, lecz praca biurowa napawała go obrzydzeniem. Zbyt dobrze pamiętał jeszcze czasy, gdy do prowadzenia takiego interesu wystarczył stół kuchenny i karton najpotrzebniejszych papierów. Teraz prowizoryczne biuro tonęło w dokumentach, a on i tak nigdy nie wiedział, gdzie czego szukać.
Obrzucił niechętnym spojrzeniem leżącą przed nim księgę rachunkową – karty kilku ostatnich miesięcy pozostawały dziewiczo czyste, lecz nie potrafił się zmusić do uzupełniania uprzykrzonych rubryk. Podniósł wzrok, ale widok za oknem nie poprawił mu nastroju. Przez przybrudzoną szybę dzień wydawał się jeszcze bardziej ponury.
Światecki westchnął ciężko, zamknął księgę i już wstawał, by wyjść z domu, gdy znajomy głos osadził go na miejscu:
– Siedź, siedź. Mała zachorowała, a w przychodni robią jakieś cyrki. Potrzebuję papierów do ZUS-u.
Kapitan odwrócił się lekko i skinął głową stojącemu w progu pokoju bosmanowi. Bez słowa zaczął przerzucać leżące na biurku szpargały, potem zabrał się za pierwszy z brzegu segregator.
Bosman czekał cierpliwie i jednocześnie rozglądał się po wnętrzu chaty. Nie zaglądał tu często, ale też wiele się w niej nie zmieniało – ot, tu czy tam farba na ścianach zszarzała nieco, gdzieniegdzie pojawiły się nowe pęknięcia, a w kątach zebrało się więcej kurzu. Poza tym „gabinet” zachował swój ascetyczny wygląd: całe jego wyposażenie nadal stanowiły stare biurko, proste krzesło i wiekowa szafa. Siedzący pod oknem postawny mężczyzna w powyciąganym swetrze i znoszonych portkach pozornie doskonale pasował do roli eremity, lecz bosman podejrzewał, że pod warstwą wystudiowanego spokoju cały czas wrzał gniew.
Tymczasem Światecki znalazł odpowiedni dokument i wręczył go podwładnemu, mrucząc coś przy tym niewyraźnie. Bosman sprawdził tylko, czy wszystko się zgadza – nie miał ochoty na dodatkowy trzykilometrowy spacer wyłącznie dlatego, że kapitan czuł tego dnia większy niż zwykle żal do świata.
– Dzięki, stary. – Poczekał chwilę na reakcję, a gdy ta nie nastąpiła, stwierdził tylko: – To będę już leciał. Jakby co, wiesz, gdzie mnie szukać.
Tym razem odpowiedziało mu mrukliwe warknięcie świadczące dobitnie, że humor kapitana był dziś wyjątkowo kiepski.
Nowak nie potrafił powiedzieć, co kazało mu zatrzymać się w progu przed wyjściem i rzucić bardziej w przestrzeń niż do Świateckiego:
– Powinieneś w końcu odpuścić, wiesz?
– Słucham? – Tym razem kapitan dał się zaskoczyć.
Ilustracja: <a href='mailto:anna.z.olczak@gmail.com'>Anna Olczak</a>
Ilustracja: Anna Olczak
– Odpuść wreszcie – powtórzył bosman. – Nie mam pojęcia, kim ona była, ani jak bardzo zraniła cię jej zdrada, ale żadna baba nie jest tego warta. Ile ty masz lat? Cztery dychy? Pewnie mniej. Życie przed tobą, stary. Ogarnij się, wyremontuj tę ruderę, znajdź kobitę i zacznij wreszcie żyć.
Kapitan stał w milczeniu, zupełnie osłupiały. Nowak przysiągłby, że w zielonych oczach zapłonęła na chwilę wściekłość, ale ulotne wrażenie minęło tak szybko, jak się pojawiło. Światecki nie spodziewał się takiej przemowy, ale zdołał utrzymać się w przyjętej roli. Zmierzwił jedynie i tak rozczochrane włosy, odchrząknął tylko i stwierdził cicho:
– Powinieneś już chyba iść.
Bosman nie odpowiedział. Naciągnął tylko kaptur na głowę i ruszył w stronę drzwi.
Światecki stał jeszcze dobrą chwilę bez ruchu, usiłując odzyskać równowagę po tyradzie Nowaka. Nigdy dotąd nie słyszał z ust podkomendnego tylu słów na raz.
Wreszcie poszedł do drugiej izby i opadł ciężko na łóżko. Bosman strzelał w ciemno, ale trafił nieprzyjemnie blisko czułego punktu szypra. Światecki zamknął oczy i wsparł głowę na dłoniach na wspomnienie ostatniego z nią spotkania. Jej twarz kompletnie wyprana z emocji, puste, zimne spojrzenie. Ona nigdy nie była zdziwiona i wtedy też ani przez moment nie czuła niepewności. To chyba złościło go najbardziej – nawet podjęta spontanicznie decyzja zaskoczyła tylko jego.
Uderzył pięścią w materac tak mocno, że sprężyny zaprotestowały przeciągłym jękiem. Zmełł w ustach przekleństwo i poderwał się gwałtownie do wyjścia. Kurtkę narzucił na siebie w biegu.
Deszcz padał coraz intensywniej. Światecki nie minął nawet bramy, a jasne włosy już oklejały czaszkę, zaś sweter wystający spod rozpiętej ortalionowej kurtki nasiąkł nieprzyjemnie, ale wzburzony mężczyzna nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
Wszedł w las. Szum drzew, szelest zwiędłych liści pod nogami i monotonne uderzenia coraz większych kropel o ubranie pozwoliły mu powoli dojść do siebie. Gdzieś w głębi serca czuł, że bosman ma rację, że pora przestać użalać się nad sobą i wreszcie pogodzić z losem, ale nadal nie znajdował w sobie siły, by wybaczyć zdradę.
Tym niemniej wściekłość powoli z niego uchodziła, a wraz z nią ulotniła się energia, która kazała mu niemal biec przed siebie. Zimne krople deszczu spływające z mokrych włosów za kołnierz skutecznie ostudziły jego gniew. Światecki otrząsnął się odruchowo i miał właśnie zawrócić, gdy usłyszał za sobą trzask łamanej gałęzi. Już odwracając się czuł, że nie jest dobrze – chadzał po tym lesie niejeden raz i nigdy nie natknął się tu na żywą duszę.
Stali za nim w półokręgu, we trzech, milczący, z pozbawionymi wyrazu twarzami i martwymi oczyma. Nie przejawiali wrogości, ale ich obecność nigdy nie wróżyła niczego dobrego. Światecki był pewny, że gdyby odwrócił się w stronę, w którą uprzednio zmierzał, ujrzałby pozostałych czterech.
Przez chwilę trwali tak w bezruchu wszyscy – i oni, i on – potem, jak na komendę, on rzucił się desperacko w bok, oni zaś ruszyli do ataku. Spóźnili się zaledwie ułamek sekundy i tylko to pozwoliło mu wyrwać się z kręgu, choć nie bez uszczerbku. Najbliższy przeciwnik zdążył już wyciągnąć z pochwy wyszczerbione ostrze nie bardziej materialne niż cała jego widmowa sylwetka i ciął nim powietrze w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się Światecki. Miecz zatoczył półkole i samym końcem zahaczył nurkującego między drzewa mężczyznę. Ostrze bez trudu przeniknęło przez wszystkie warstwy ubrań i rozcięło głęboko skórę na boku i plecach. Światecki zawył wściekle z bólu, gdy – jak się mu zdawało – klinga przejechała z nieprzyjemnym szczękiem po kilku żebrach.
Mimo palącej żywym ogniem rany nie zatrzymał się jednak. Potknął się lekko, ale natychmiast odzyskał równowagę i pognał na oślep przed siebie, przyciskając lewe ramię do boku, jakby w ten sposób mógł zatamować płynącą krew. Pozbawione igieł sosnowe gałęzie drapały go po twarzy, co i rusz zahaczał o bardziej wystające korzenie, a nogi więzły w zeschniętych pędach jeżyn, ale nie śmiał zwolnić ani na chwilę. Dobiegające zza pleców dźwięki dobitnie świadczyły, że pogoń była tuż, tuż.
Gdy wydawało mu się, że mimo wszystko zdoła umknąć, że skryje się w meandrach leśnego wąwozu, potknął się o zwalony pień, przekoziołkował i zsunął na dno jaru. Chciał wstać, ale gwałtowne rwanie w boku powaliło go znów na ziemię. Świat nagle stracił ostrość, a potem pociemniał, gdy siedem rosłych sylwetek przesłoniło Świateckiemu niebo. Ostatnim co zapamiętał, zanim wola Siódmego odebrała mu świadomość, był mdły, zielony blask trupiego spojrzenia płonącego gdzieś w głębi obciągniętej strzępami skóry czaszki.
Siedmiu stało nad nieprzytomną ofiarą, otaczając ją ciasnym kręgiem. Sześć sylwetek na niesłyszalny rozkaz zwróciło się w stronę siódmej. Woj uniósł wyszczerbione ostrze i już miał zakończyć ostatecznie zadanie, gdy wtem obrócił się zaniepokojony czymś, co działo się poza granicą widzialności.
Bez słowa dał znak pozostałym i siedem duchów rozpłynęło się w niebycie.
Chwilę później nad nieprzytomnym Świateckim pojawiła się postać równie dziwna, jak jego oprawcy. Rosły niczym dąb osobnik ukląkł przy rannym, a skołtunione włosy o lekko zielonkawym odcieniu, przypominające niepokojąco plątaninę mchu i drobnych gałązek przesłoniły jego twarz, gdy nachylił się bardziej, by sprawdzić czy ofiara napaści jeszcze oddycha.
– Tym razem stoczyłeś się na dno, przyjacielu – mruknął pod adresem nieprzytomnego, po czym starając się być możliwie delikatnym, przerzucił go sobie przez ramię i zniknął.
« 1 2 3 4 5 6 15 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Niepołomni
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.