Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Zdrowaś Matko›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułZdrowaś Matko
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w Łodzi (wyborny rocznik ’81), a obecnie mieszkam w Oławie niedaleko Wrocławia. Skończyłam fizykę na Politechnice Łódzkiej. Zawodowo od lat zajmuję się tłumaczeniem z angielskiego na polski - głównie książek, ale nie tylko. Umiem i lubię czytać. Umiem też stawiać literki we właściwej kolejności, co w wolnych chwilach z upodobaniem robię. Ocenę tego, czy umiejętność układania ich w słowa i zdania przekłada się na umiejętność pisania (a może nawet Pisania), pozostawiam innym. Prywatnie mam jednego męża i jednego wrednego kota.
Gatunekfantasy

Zdrowaś Matko

« 1 3 4 5 6 7 15 »

Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko

4.
Jaga siedziała przy kuchennym blacie i w skupieniu wpatrywała się w kartki leżącej na nim książki, choć od pół godziny nie przewróciła ani jednej strony. Obok stały zapomniany kubek z wystygłą już herbatą i talerz z nadgryzioną zaledwie raz kanapką, które w tej chwili zupełnie nie istniały dla pogrążonej w myślach kobiety.
Narastający od rana niepokój osiągnął wreszcie apogeum. Cokolwiek miało nastąpić, powinno zajść tego wieczora, a przynajmniej tak się Jadze wydawało. Z jednej strony myśl ta była jej niebywale miła – ciągłe trwanie w gotowości na nie wiadomo co wyczerpywało ją do cna – z drugiej obawiała się nieco rozwiązania. Została w domu sama.
Rokita z Borutą, choć wyruszyli prawie tydzień temu i mieli wrócić tego ranka, nie dawali żadnego znaku życia. Kilkakrotnie próbowała skontaktować się z nimi telefonicznie, ale w słuchawce za każdym razem rozbrzmiewał tylko wygłaszany pozbawionym emocji głosem komunikat o niedostępności abonenta. Jej własny telefon milczał jak zaklęty.
Była przekonana, że przewidziała wszystko: zaplanowała im podróż, zamówiła i opłaciła bilety, ustaliła nawet trasę awaryjną na wypadek, gdyby zaszły jakiekolwiek nieprzewidziane okoliczności. I choć wszystko powinno pójść gładko, coś ewidentnie pokrzyżowało im szyki.
Od rana zdążyła sprawdzić już kilka razy prognozę pogody dla wszystkich lotnisk, na których mieli się przesiadać, upewniła się, że żaden lot nie został odwołany, ani że Deutsche Bahn nie ma opóźnień – to ostatnie nie było łatwe, gdyż Jaga nigdy nie zdołała nauczyć się niemieckiego i zapewne nie powiodłoby się, gdyby nie nieoceniona pomoc pewnego nobliwego pana od lat mieszkającego w Brighton. Kapitan Raszewski z chęcią wykonał odpowiedni telefon i uzyskał niezbędne informacje, a potem przekazał je zainteresowanej, jak zawsze o nic nie pytając. Ostatecznie więc zdołała się dowiedzieć, że wszystkie pociągi odeszły tego dnia o czasie.
A mimo to Rokita i Boruta spóźnili się, ona zaś siedziała teraz sama, zupełnie nieprzygotowana na zbliżające się wypadki. Zdarzało się to jej niezmiernie rzadko i szczerze takich sytuacji nie znosiła.
Z zamyślenia wyrwało ją gwałtowne łomotanie zamocowanej przy wejściu kołatki. Czas oczekiwania dobiegł końca.
Szybko przeszła do sieni i otworzyła drzwi. Nie spodziewała się wprawdzie nikogo konkretnego, ale też nie mogła powiedzieć, by postawna sylwetka Leszego specjalnie ją zaskoczyła. Panujący w korytarzu półmrok sprawił, że nie od razu spostrzegła tego drugiego. Pan kniei nie przybył sam – ramieniem podtrzymywał półprzytomnego mężczyznę, który z pewnością nie byłby w stanie ustać na nogach o własnych siłach.
Choć mdłe światło żarówki umieszczonej nad drzwiami wejściowymi nie pozwalało ocenić stanu, w jakim znajdował się ranny, Jaga nie wątpiła, że nie ma czasu do stracenia. Szczęśliwie na to akurat zdołała się przygotować. Miała jedynie nadzieję, że tym razem przesadziła z ostrożnością i pomoc, po którą wysłała Borutę i Rokitę, nie będzie wcale potrzebna.
– Zabierzcie go na górę, do sypialni – zarządziła, nim Leszy zdołał powiedzieć choć słowo. – Zaraz przyjdę.
Nie czekając na jego reakcję, sama szybko ruszyła do większej z dwóch izb chaty. Ze stojącej przy oknie szafki wyciągnęła apteczkę i opatrunki z gazy, które kupiła tego ranka. Zagrzała też trochę wody, przelała ją do miski i tak przygotowana ruszyła śladem niezapowiedzianych gości.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że intuicja ostrzegła ją w jakikolwiek sposób. Trudno powiedzieć, czy zbyt była pochłonięta przygotowaniami i próbą jak najlepszego wykorzystania danych przez los podpowiedzi, czy po prostu pewne zdarzenia miały na zawsze pozostać tajemnicą nawet dla niej. Tak czy inaczej, wchodząc do sypialni, nie poczuła niczego, co kazałoby jej zastanowić się choć chwilę, nim zaciekawiona spojrzała na twarz leżącego na łóżku mężczyzny. W jednej chwili stabilna dotąd podłoga nagle zawirowała.
Jaga oparła się niepewnie o futrynę.
Zbladła.
Przełknęła głośno ślinę.
Leszy obserwował w skupieniu jej reakcje. Widział pobielałe kostki zaciśniętych kurczowo palców i dreszcz, jaki przeszedł ją chwilę po tym, gdy zorientowała się, kogo sprowadził pod jej dach.
„Upuści” pomyślał, patrząc z obawą na wypełnioną wodą miskę.
Nie upuściła. Ale też przez dłuższą chwilę nie wiedziała, jak zareagować, dlatego stała w drzwiach z wyjątkowo niemądrą miną. Kilkakrotnie otworzyła usta, ale nie znajdowała właściwych słów, więc za każdym po prostu je zamykała. Do przytomności przywróciło ją ciche jęknięcie rannego.
Raz jeszcze spojrzała na niego, jakby chciała się upewnić, że wzrok nie płata jej figli i wreszcie weszła do pokoju. Starała się odsunąć od siebie myśl, że na jej łóżku spoczywa syn Swarogowy i jeśli ona nie weźmie się w garść, to on zapewne wykrwawi się na śmierć.
Ustawiła przyniesione rzeczy na niewielkiej szafce stojącej w głowach łóżka, cały czas czując na sobie wzrok pana kniei. Nie powiedział ani słowa, ale wiedziała, że przychodząc tu po pomoc postawił wszystko na jedną kartę. Nie miał pewności, czy wiedźma, gdy zobaczy, z kim ma do czynienia, nie wyrzuci ich obydwu za drzwi. Postanowiła rozwiać jego obawy.
– Pomóżcie, panie. Trzeba go podnieść, żebym mogła dostać się do rany.
Bóg lasów chwycił przyjaciela pod ramiona i uniósł go na posłaniu. Jaga, nie patyczkując się zbytnio, rozcięła skrwawiony sweter i koszulę, po czym ściągnęła je ostrożnie z rannego. Leszy wyraźnie słyszał ciche przekleństwo, jakie wymknęło się z jej ust, gdy zobaczyła ranę w całej okazałości.
Rozcięcie było długie na kilkadziesiąt centymetrów. Zaczynało się pod lewą łopatką, na wysokości pierwszych żeber, i biegło przez połowę pleców, aż do linii kręgosłupa. Poszarpane i brudne brzegi wyglądały paskudnie, a krew ciekła z niego tak, jakby nigdy nie miała przestać.
Jaga odzyskała w końcu zdolność reakcji. Zmoczyła w wodzie jeden z przyniesionych gazowych kompresów i zaczęła bez przekonania oczyszczać skórę wokół rany. Leszy w skupieniu przyglądał się, jak lekko drżącymi dłońmi zmywała z ciała piach, sosnowe igły i zakrzepłą krew. Nadal nie wiedział, czy może jej wierzyć.
Wiedźma pracowała w milczeniu, ale mimo wszystkich starań krwotok nie ustawał. Na podłogę upadały kolejne, coraz bardziej przesiąknięte krwią kawałki gazy i nic nie zapowiadało, by działania kobiety miały zacząć przynosić jakikolwiek efekt. Jaga sięgnęła na ślepo po kolejny kompres, ale trafiła tylko na materiał pościeli – nie zauważyła, kiedy zużyła ostatni opatrunek.
– W komodzie, dolna szuflada. Podajcie prześcieradło! – zażądała, nie odwracając się nawet do Leszego.
Posłusznie wykonał polecenie. Chwycił pierwszą z brzegu starannie złożoną płachtę, wciąż jeszcze pachnącą świeżym powietrzem i prasowaniem. Gdy podał tkaninę wiedźmie, ta sprawnie pocięła ją na mniejsze fragmenty. Tym razem nie zachowała ciszy. Wkrótce całą sypialnię wypełniły niepokojące szepty.
Leszy aż poderwał się z miejsca, gdy okazało się, że krwotok, zamiast zmaleć, jeszcze się nasilił. Dopiero widok pobladłej twarzy Jagi upewnił go, że i ją taki obrót spraw zaskoczył kompletnie. Natychmiast przestała szeptać, skupiając się całkowicie na próbach tamowania upływu krwi konwencjonalnymi metodami.
Nagle przerwała. Bóg leśnych ostępów przygotował się w duchu na najgorsze. Był przekonany, że wiedźma oznajmi zaraz, że nic więcej nie zdoła już zrobić, tymczasem ona tylko wyprostowała się gwałtownie i zacisnęła zęby, jakby chciała stłumić cisnące się na usta przekleństwo.
– Nie chcesz po dobroci? To nic, na opornych też są sposoby – syknęła.
Po chwili uszu Leszego dobiegły dźwięki kojącej, lekko leniwej melodii. Początkowo nie działo się nic, a kolejne kompresy zmieniały kolor niemal natychmiast po zbliżeniu do rany, ale upływające minuty dowiodły, że przyjęta tym razem strategia była o wiele bardziej trafiona niż poprzednia próba.
Każdy kolejny opatrunek nasiąkał krwią w mniejszym stopniu, a same brzegi rozcięcia zdawały się delikatnie zbliżać ku sobie. W końcu Jaga uznała, że więcej nie zdoła zdziałać, opatrzyła więc starannie ranę. Gdy skończyła, podniosła się z łóżka z ciężkim westchnieniem i otarła pot z czoła, rozsmarowując na nim przy okazji czerwoną smugę.
« 1 3 4 5 6 7 15 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Niepołomni
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.