Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Kto się śmieje ostatni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułKto się śmieje ostatni
OpisOpowieści o Brune Keare zwanym Krzyczącym w Ciemności są już właściwie klasyką polskiej fantasy. Z dumą prezentujemy kolejne przygody żmija.
Gatunekfantasy

Kto się śmieje ostatni

« 1 2 3 4 5 6 9 »

Agnieszka Hałas

Kto się śmieje ostatni

Oczy Misti zamgliły się; słabła błyskawicznie. Chciał się cofnąć, lecz ptasiogłowa przytrzymała jego ręce.
– Czerp. Do końca.
Nie chciał, ale to się działo samo. Instynkt czerni; dbać o siebie, zaspokoić głód, przetrwać… Przeciętą bliznami połowę twarzy wykrzywił skurcz.
Misti osunęła się na ziemię, martwa.
• • •
Zasnuty mgłą las rozbrzmiewał głosami ptaków. Świtało.
Niewielkie ognisko rozpalone na polanie ledwie się tliło. Żmij spał, skulony w jamie między korzeniami dębu. Twarz miał spokojną jak rzadko.
Śnił o wędrowaniu przez ciche łąki w blasku księżyca. I nie wiedział, że, niczym mroczna karykatura anioła stróża, pochyla się nad nim czteroręka postać.
Tak jak czynił to codziennie od czasu opuszczenia Tay, Piru metodycznie splatał wokół podopiecznego kokon zaklęć, mających leczyć jego duszę. Zabijać wspomnienia, oddalać pokusę autodestrukcji. Czynił to z niechęcią, pełen politowania dla ludzkiej słabości.
Skończywszy poszybował między drzewa, gdzie już czekał drugi demon – Jhurri, sługa Doliny Kwiatów, jak zwykle pod postacią staruszka.
– I jak? Doszedł do siebie? – spytał wesoło.
– Powiedzmy. – Piru cmoknął z niesmakiem. – Żałosny typ. Patrzeć już na niego nie mogę.
– Cóż, wyrzuty sumienia to jad, który potrafi struć najsilniejszych. Nasi agenci też nie są nań odporni.
– I wierzycie, że naprawdę jest sens ich dalej trzymać, kiedy odmawiają współpracy? Kiedy zamiast po prostu wydać rozkaz, trzeba snuć całą intrygę, żeby człowieczek łaskawie znalazł się tam, gdzie trzeba i wykonał, co do niego należy?
– Wierz mi, jeśli agent jest dobry, w ostatecznym obrachunku to się opłaca.
– Tak czy owak strasznie nakomplikowaliście z tym planem. Nie można było od razu przejść do rzeczy, zamiast go najpierw wysyłać nie wiadomo gdzie?
– Zachwianie musi dojrzeć, na razie jest jeszcze za słabe. Musielibyście go do tego czasu bez ustanku pilnować. A tak zanim dotrze do tej wioski, dogada się z mieszkańcami… Przy okazji chłopak się podbuduje psychicznie – rozumiesz, pomoc słabszym… No i później – Jhurri zatarł ręce – będziemy mieli na niego cacy haczyk.
2. Odmieńcy
Błękitne i fioletowe pasma płonęły na niebie, a w powietrzu, choć było ciepło, wirowały delikatne płatki śniegu, topniejące w zetknięciu w ziemią. Życie w osadzie Mareschot, czterdzieści mil na północ od Tay, toczyło się normalnym trybem; ludzie krzątali się wokół swoich spraw, co najwyżej od czasu do czasu zerkając do góry. Zachwianie Ekwilibrium nad Zatoką Snów trwało już od dwóch miesięcy i dziwne zjawiska atmosferyczne wszystkim spowszedniały.
Ilustracja: <a href='mailto:a_wawrzaszek@wp.pl'>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Osioł człapał noga za nogą, ignorując obszczekujące go kundle. Kolebiący się na jego grzbiecie Szprot po raz kolejny przeliczał w myślach miedziaki, którymi kuśnierz zapłacił mu za wiewiórcze i borsucze skórki. Przezwisko młodego odmieńca wzięło się od charakterystycznie zniekształconej twarzy – prawie nie miał kości policzkowych, żuchwa była słabo rozwinięta, przez co usta przypominały rybi pysk.
Dzieciaki pokrzykując ciskały za nim grudkami ziemi. Nie reagował, przywykł.
Mijał drewniane, pociemniałe ze starości domy, sklepiki i warsztaty. Za budynkiem, na którym chybotał się szyld taniej garkuchni, zsiadł z osła i poprowadził go wąskim prześwitem wzdłuż parkanu, aż wyszli na podwórze, nad którym szumiały dwie stare lipy. Właśnie tu według słów jego matki powinna się znajdować chata znachorki Zhanny. Rozejrzawszy się wstrzymał oddech, a potem zagwizdał z cicha.
W cieniu lip rzeczywiście stała uboga chałupka. A raczej to, co z niej zostało. Strzecha była częściowo spalona, a częściowo zrzucona jakby potężnym podmuchem – spod jej resztek sterczał poczerniały szkielet dachu, za to obejście zaścielały garście słomy. Trzy ściany trzymały się jako tako, czwartą nieznana siła zredukowała do potrzaskanych desek i pokruszonej cegły. Wyrwane z zawiasów drzwi leżały na ziemi, zaś wnętrze wyglądało, jakby nawiedził je huragan. Nad wszystkim wisiał odór spalenizny.
W pewnej odległości zgromadzili się gapie, najwyraźniej obawiający się podejść bliżej. Pozostałości chaty przetrząsała rozczochrana, umorusana sadzą kobieta, na przemian klnąc i pociągając nosem. Szprot uwiązał osła u płotu, zbliżył się, ignorując szepty i syki za plecami.
– Czego chce? – warknęła na jego widok rozczochrana, wspierając się na pogrzebaczu, którym rozrzucała gruz z rozwalonego komina. Wokół jej lewego oka, zapuchniętego do rozmiarów szparki, ciemniał wielki siniec. Wełniana, nawet dość porządna suknia była krzywo zapięta i rozpruta pod pachą.
– Szukam znachorki Zhanny…
– Zhanna jestem. Ale już nie znachorka. – Kobieta zatoczyła ręką łuk, wskazując to, co zostało z jej domu. – Ot, jak mnie urządzili srebrni!
Skonsternowany odmieniec wlepił wzrok w swoje bose stopy.
– Potrzebujem pomocy… Nasza gromada, znaczy, bo ja z Chruśniaka jestem. Zachorzały nam dwie siostry i brat, musi ktoś im urok zadał…
Jeszcze nie skończył mówić, gdy znachorka przerwała mu gniewnie.
– Urok, tak? Co sobie wyobraża, że jak go odczynię? Plując na wodę? Pacierz odmawiając wspak? Bez ziół nie zrobię nic! A moje zapasy zgorzały do ostatniego liścia! Niczego nie oszczędzili, dranie!
Widząc, że nic nie wskóra, Szprot wycofał się cichcem. Zhanna krzyczała dalej, wygrażając w niebo brudną pięścią.
– Mór i trąd na nich! Niech zaraza wydusi ich skrzydlate wierzchowce, a rdza zniszczy golemy! Niech im Otchłań pokrzyżuje szyki!
– Jeśli nie przestanie bluźnić, wrócą tu po nią – wymamrotał jeden z patrzących, starszy mężczyzna w baraniej czapce. – Lepiej stąd idźmy, ludzie.
Pozostali gapie chyba doszli do tego samego wniosku, bo tłumek zaczął rzednąć.
Już na ulicy Szprot dopędził tego w baraniej czapce.
– To naprawdę srebrni zburzyli jej dom?
– Ano – flegmatycznie przytaknął zagadnięty.
– Ale czemu?!
– Bo się postanowili zabrać za tych, co gusła praktykują, nawet takie, co do tej pory le… legarne były. I w ogóle za wszystko, co w ich pojęciu złe i brudne jest. Liczą, że dzięki temu uda się odzyskać kontrolę nad zachwianiem. Dziś o świcie żołnierze na gryfach przylecieli, by zaprowadzić u nas porządek. – Przy słowie „porządek” usta starego wykrzywiły się szyderczo. – Przegnali z rynku paru żebraków i dziewkę, co wróżyła z ręki. Sprzedawcom amuletów skunfiskowali towar, opieczętowali zamtuz… A Zhannę ot, jak załatwili. – Popatrzył na odmieńca ze złośliwym błyskiem w oku. – Lepiej zmykaj stąd, chłopcze, zanim i do ciebie się kto przyczepi.
• • •
Wiszące nisko chmury maskowały zachwianie, stwarzając iluzję normalnej pogody. Osioł wolno kroczył drogą, omijając kałuże. Szprot otarł usta i z żalem umieścił butelczynę z powrotem w sakwie. Ciemiężyca też lubiła gorzałkę, nie darowałaby mu, gdyby nabył, a nie dowiózł.
O milę za Mareschot gościniec rozwidlał się, a na rozstajach wznosiła się szubienica. Gdy zbliżyli się do niej na odległość rzutu kamieniem, osioł nagle prychnął i zatrzymał się, strzygąc uszami.
– Ot, głupiś – skarcił kłapoucha Szprot. – Patrzaj, słup pusty stoi, wrony aby siedzą na nim. No! Ruszaj się, szkoda czasu!
Cmoknął, lecz osioł ani drgnął i dopiero szturchnięcie piętą przywołało go do porządku.
Z trawy pod szubienicą na ich widok podniósł się młody człowiek w wyszarzałej, niegdyś czarnej opończy. Jego ciemne włosy dawno nie widziały grzebienia, a uśmiech był szeroki i zaraźliwy.
– Pozdrowienia, bracie – rzucił płynnie w gwarze odmieńców, czyli w połowie słowami, a w połowie na migi. – Dokąd zmierzasz? Do domu?
Szprot oniemiał, a potem odwzajemnił uśmiech.
– Ano, do domu.
– Jesteś z Chruśniaka, nieprawdaż? – Ciemnowłosy podszedł, wymijając osła łukiem, bo ten najwyraźniej miał chęć go skubnąć zębami; dał spokój dopiero, gdy Szprot z przekleństwem trzepnął go czapką. – Widziałem cię „Pod Żółwiem i Flądrą”, ale nie chciałem cię tam zaczepiać, bo naokoło za dużo oczu i uszu, a czasy nieciekawe. Dalej szukasz kogoś, kto umie odczyniać uroki?
– A znacie się na takowych sprawach?
– Powiedzmy, że znam się na różnych rzeczach. Chętnie bym się przyjrzał waszym chorym.
Szprot poskrobał się po czuprynie, próbując pozbierać przymglone wódką myśli. Szło niesporo, ale nieufność obudziła się w nim i tak.
– A możeście wy srebrny – zmarszczył się podejrzliwie. Tamten roześmiał się.
– Daj spokój, czy wyglądam na maga Elity?
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.