Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Kto się śmieje ostatni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułKto się śmieje ostatni
OpisOpowieści o Brune Keare zwanym Krzyczącym w Ciemności są już właściwie klasyką polskiej fantasy. Z dumą prezentujemy kolejne przygody żmija.
Gatunekfantasy

Kto się śmieje ostatni

« 1 3 4 5 6 7 9 »

Agnieszka Hałas

Kto się śmieje ostatni

– Aleście i nie nasz? A może?
– Nie. Chociaż żyłem wśród braci jakiś czas.
– Jak was zwą?
– Jestem Dunkles, dyplomowany egzorcysta z Thery.
• • •
Pamiętając, co mu przykazała Ciemiężyca, Szprot na pytania egzorcysty odpowiadał krótko i rzeczowo. Choruje kobieta i dwoje dzieci, wszyscy z jednej rodziny, mieszkający pod jednym dachem. Objawy? Gadają od rzeczy, tracą przytomność, a jak się zbudzą, nic nie pamiętają. Zapytany, od jak dawna to trwa, początkowo wytrzeszczył oczy; odmieńcy miewali problemy z liczeniem czasu. Od ostatniej pełni? Nie, krócej. Nie, w wiosce nikt ostatnio nie zmarł. Obcy? Rzadko zaglądają do Chruśniaka. Był jeden wędrowny druciarz, ale dawno, jeszcze na wiosnę…
W tym miejscu rozmowę przerwał grzmot. Wiatr, od jakiegoś czasu coraz silniejszy, dmuchnął potężnie, wzbijając z drogi kurz i źdźbła. Niebo ciemniało w oczach. Szprot pobladł.
– Idzie sina chmura, widzicie? Oj, dadzą nam kręciele bobu…
– Ze mną nic ci nie grozi – odparł spokojnie egzorcysta. – Ale osłu lepiej zasłoń oczy, bo jeszcze zgłupieje i zechce uciekać.
Błysnęło, zagrzmiało. Burza zbliżała się tak szybko, jak gdyby skłębioną masę chmur ciągnęły niewidzialne ręce. Pierwsze krople spadły na drogę; po chwili lało już jak z cebra. Przystanęli pod gęstą kępą krzaków, dającą nieco osłony. Osioł, choć oczy miał zakryte kawałkiem płachty, po każdym uderzeniu pioruna dygotał i przestępował z nogi na nogę, odmieniec na przemian mamrotał modlitwy i klął. Kręcieli bano się nie bez przyczyny; mogły zesłać gorączkę, krosty albo paraliż, względnie, gdy im przyszła ochota, po prostu porwać człowieka z sobą w powietrze i zrzucić parę mil dalej. Niekoniecznie w jednym kawałku.
Ulewa przybierała na sile, gościńcem zaczęły płynąć potoki zabarwionej gliną wody. I nagle stało się to, czego Szprot tak bardzo się obawiał. Z góry spłynęła mgła, nienaturalna, bo mająca postać zwartego, szybko przemieszczającego się kłębu. Wraz z nią wiatr przyniósł upiorne pokrzykiwania, śmiechy i wycia, głośniejsze z każdą chwilą.
Szprot kwiknął i dał nura w krzaki, że tylko zatrzeszczały gałązki. Dunkles przytrzymał osła, szepcząc uspokajająco; zwierzę obnażyło zęby, ale tym razem nie próbowało go ugryźć.
Zgiełk przybliżał się, aż w końcu z mgły wypadła chmara postaci, lecących w nieporządnym szyku – skrzydlate straszydła ze zwierzęcymi pyskami, ptaki o ludzkich czaszkach w miejscu głów, małe dzieci o nogach porośniętych sierścią… Jedne trzymały się wysoko, inne dziko chichocząc śmigały tuż nad ziemią. Egzorcysta obserwował je ze spokojnym zainteresowaniem, nawet poprawił kaptur, żeby lepiej widzieć. Kręciele omijały go szerokim łukiem, wykrzykując wyzwiska, które ignorował.
Dopiero, gdy zgraja zniknęła w oddali, odmieniec wygramolił się z zarośli, dysząc, drżąc i pociągając nosem.
– Jasna zaraza… – wybełkotał. – Poleciały? Jak ja ich nienawidzę…
– Spokojnie. Zobacz, już po wszystkim.
Istotnie, wokół pojaśniało. Mgła rozwiewała się, a grzmoty cichły.
– Gorzałki? – ocknął się Szprot, wyciągając butelkę w stronę egzorcysty. Ten pokręcił przecząco głową, więc odmieniec sam łyknął potężnie, otrząsnął się. Trunek nie pomógł ani trochę, wciąż było mu przeraźliwie zimno, w uszach brzmiało wycie powietrznych straszydeł.
W padającym wciąż deszczu ruszyli dalej. Dunkles próbował kontynuować rozmowę, z marnym jednak skutkiem, bo bliskie spotkanie z kręcielami zupełnie odmieńca rozstroiło – wciąż dygotał, a na pytania odpowiadał półsłówkami. Rychło zresztą skręcili z gościńca w dróżkę wijącą się pośród krzaków i karłowatych sosenek, która doprowadziła ich na krawędź stromej skarpy. Rozciągał się stąd widok na morze, bure i wzburzone.
Schodzili ostrożnie, brodząc po kolana w chaszczach.
– To waszą wioskę widać tam w dole?
– Ano. Ot i Chruśniak.
Odmieńcy dobrze wybrali miejsce na osadę; morze wcinało się tu w głąb lądu, tworząc osłoniętą od wiatru zatoczkę. Sama wioska na pierwszy rzut oka robiła przygnębiające wrażenie. U stóp skarpy, w cieniu mizernych drzew owocowych przycupnęły chałupki o tak krzywych ścianach, tak zniszczonych strzechach, że zagadką było, jakim cudem mogą przetrwać silniejszą wichurę.
Na plaży stały wyciągnięte na brzeg łodzie, suszyły się rozwieszone sieci.
W stronę chat szedł wieśniak w słomianym kapeluszu, taszcząc na plecach kosz pełen ryb. Jego twarz i ręce porastała czarna sierść, przez co przywodził na myśl wilkołaka. Szprot gwizdnął przeraźliwie na palcach.
– Bubuuuuk! Sprowadził żem wam zor… tego, no! Cystę!
• • •
Chata Bubuka, jak wszystkie domy w Chruśniaku, była kurna, z paleniskiem pośrodku izby. W saganie nad ogniem bulgotała strawa, roztaczająca silny i nieco podejrzany zapach ryb. Czuwała przy niej z chochlą odmianka o urodzie niedźwiedzicy, ubrana tylko we własne długie, ciemne futro oraz jaskrawy zawój na głowie. Obok, na polepie przycupnęło kilkoro dzieciaków, równie kudłatych jak matka.
Opończa i kurtka egzorcysty suszyły się rozwieszone nie opodal paleniska. Dunkles na temat skromności miał nieco inne zdanie, niż odmieńcy. Został w przemoczonej tunice i spodniach, nie przejmując się ani trochę tym, że żartobliwie postraszono go wszelkimi choróbskami od zapalenia płuc po łamanie w kościach.
– Kręciele nie dopadły was? – zagadnęła gospodyni. – Uważać trza na nie, chorobę mogą człowiekowi zadać. Kiedyś psiekrwie nie były tak zuchwałe, by po drogach straszyć… Ech, szkoda gadać. Wszystko na psy schodzi, odkąd…
Urwała i energicznie zamieszała w saganie. Młode śledziły ją łakomym wzrokiem.
– Odkąd trwa zachwianie – uzupełnił ponuro Bubuk. – Święta prawda. Cały świat, panie, się nam odmienił na gorsze. W czas burzy na dwór wyjdziesz, wraz kręciele gorączkę złośliwą naślą. Do lasu strach dzieci puścić, bo robactwa jadowitego pełno nalęgło się. W Mareschot ponoć jedna dziewczyna dzieciaka z dwiema głowami powiła…
– Co dwie głowy to nie jedna – uśmiechnął się Dunkles, ale nikogo nie rozbawił ten żart.
Żona Bubuka zestawiła z ognia sagan. Przelała część rybnej zupy chochlą do mniejszego garnka i rozdała towarzystwu łyżki.
Przybysz dostał jeść oddzielnie. Nie tyle przez uprzejmość, ile dlatego, że odmieńcy, jeśli nie muszą, nie lubią się pożywiać z ludźmi z jednej misy. Jadł jak paniczyk, drobnymi kęsami i bez pośpiechu, ale widać było, że mu smakuje. Kiedy oddawał miskę, Czarnuszka wetknęła mu w rękę jeszcze kawał placka.
– Niech zje – powiedziała życzliwie, obdarzając go macierzyńskim uśmiechem. – Chudy taki, jakby nic, tylko pościł.
Skrzypnęły drzwi. Dunkles odwrócił się, żeby zobaczyć, kto wszedł. I drgnął.
Dla ludzkiego oka odmieńcy w większości wyglądali poczwarnie, bo zmiany najczęściej dotyczyły skóry i kośćca. A wachlarz możliwości był tu nieskończony – od stosunkowo banalnych przypadków, jak sierść czy rybia łuska, po zwierzęce głowy i zwielokrotnione kończyny. Może raz na sto, albo na tysiąc przypadków zdarzało się, że odmieniectwo ujawniało się w postaci znikomego defektu u osoby, która poza tym wyglądała jak normalny człowiek.
Dziewczyna, która stanęła w drzwiach, była śliczna jak obrazek. Nie mogła tego ukryć ani połatana sukienka – szmata właściwie, ani zgrzebna chusta, spod której wysuwały się sploty jasnych włosów. I tym bardziej szokowały, po uważniejszym przyjrzeniu się, jej czerwone jak krew tęczówki oraz dłonie o siedmiu palcach.
– Tato, Skakun powiada, że woda zalała drogę opodal starego młyna, bo kręciele uszkodziły tamę…
– Dobrze, Alike, przyjrzym się temu później, na razie chodź i jedz, póki zupa gorąca.
Dziewczyna postąpiła o krok do przodu i nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia upadła jak podcięte drzewo. Jej ciałem targnęły drgawki, na ustach pokazała się piana.
– Czarnuszka, zabierz dzieciaki! – krzyknął ostro Bubuk. Klęknął na nogach epileptyczki, przygważdżając ją do ziemi, bo znajdowała się niebezpiecznie blisko paleniska. Dunkles również przypadł do odmianki, przytrzymał jej głowę i wcisnął między zęby trzonek drewnianej łyżki. Drgawki nasiliły się gwałtownie, ale po chwili osłabły. Wreszcie dziewczyna oklapła, ciężko oddychając. Nie drgnęła, gdy egzorcysta lekko klepnął ją w policzek.
– Śpi – mruknął Bubuk. – I posikała się – wskazał mokrą plamę na samodziałowej spódnicy.
Dunkles chciał o coś zapytać, ale przerwał mu śmiech. Stojąc bez ruchu, Czarnuszka zanosiła się chrapliwym chichotem, a jej oczy wywróciły się tak, że widać było tylko białka.
Synek, którego chwilę wcześniej zamierzała wziąć na ręce, teraz zakrzyczał niezrozumiale, tak, jak krzyczą obłąkani. Najpierw kwilącym, dziecinnym głosem, potem basem jak dorosły. Jak na komendę, Alike targnęła się znowu, wyginając ciało w łuk.
« 1 3 4 5 6 7 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.