Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jewgienij T. Olejniczak
‹Czarny punkt›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJewgienij T. Olejniczak
TytułCzarny punkt
OpisKtóż z nas nie napotkał na stojący przy drodze Czarny punkt? A są tacy, co obok niego wciąż mieszkają…
Gatunekgroza / horror

Czarny punkt

« 1 2 3 4 »
Wciąż nie mogła ochłonąć z wrażenia. Na samą myśl o wypadku robiło jej się słabo. Wyobraziła sobie zmiażdżoną karoserię, rozbebeszone walizki, strzaskane szkło, kałuże ciemnoczerwonej krwi na popękanym asfalcie i ciała przykryte czarną folią. A może pasażerowie spłonęli żywcem? Przecież i takie rzeczy się zdarzają. Chciała odegnać od siebie tę myśl, ale im bardziej się starała, tym wyraźniej rozkwitała w jej umyśle piekielna wizja stopionego metalu, sczerniałych foteli i zwęglonych ciał.
Jednocześnie coś pchało ją do tego, żeby zerwać się z krzesła i czym prędzej udać się na miejsce wypadku. To było tak niedaleko, niespełna kilometr. Gdyby się pospieszyła, dotarłaby tam za pięć, góra dziesięć minut. Mogłaby się ukryć wśród zarośli na poboczu albo gdzieś za zakrętem, skąd miałaby zapewne dobry widok. Byle tylko nie za blisko.
– Ciekawe, co będziesz palił wieczorem – powiedziała pani Burska,
– Mogę w ogóle nie palić – odparł jej mąż.
– Już to widzę.
– Kiedyś nie paliłem przez półtora miesiąca – oświadczył z dumą mężczyzna. – Mam silną wolę. Nie zapominaj, że uprawiałem kolarstwo.
– Tylko mi nie wyjeżdżaj znowu z tym kolarstwem – westchnęła pani Burska. –Pogadamy wieczorem. Dolać ci jeszcze, kochanie?
Ostatnie słowa skierowane były do Alicji, która już od dobrych kilku minut wpatrywała się w wiszący na ścianie wizerunek anioła w ciemnoszafirowej szacie, milcząca, blada i całkowicie nieobecna. Pani Burska musiała powtórzyć pytanie.
– Nie, już dziękuję – odpowiedziała dziewczyna. – Chyba będę powoli szła do domu.
– Przecież dopiero co przyszłaś – powiedziała gospodyni jakimś dziwnym tonem. – Źle się czujesz?
– Troszeczkę.
– Daj jej spokój – zaśmiał się szyderczo pan Burski. – Pewnie musi doszlifować swoją rolę. Zobaczysz, że będzie z niej jeszcze druga Janda.
Wstał z krzesła, żeby dolać sobie gorącej wody z czajnika, zadowolony i dumny, jakby przed chwilą powiedział coś wyjątkowo dowcipnego. Przy okazji uderzył biodrem w kant stołu, wskutek czego wszystkie szklanki zatańczyły na spodeczkach, a pusta solniczka przewróciła się i powolutku przetoczyła w stronę popielniczki. Nie zwrócił na to uwagi. Poprawił spodnie, które przykleiły mu się do pośladków, i po wybrzuszającym się linoleum poczłapał w stronę kuchenki. Pies zaczął merdać ogonem.
– Ale chyba nie masz zamiaru tam iść? – spytała szeptem pani Burska, nachylając się nad dziewczyną, która próbowała właśnie wstać.
Alicja spojrzała na nią, udając, że nie wie, o co chodzi.
– To znaczy gdzie?
– Na szosę – powiedziała kobieta.
– Oczywiście, że nie. Idę prosto do domu. Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, że sama nie wiem, za co się brać najpierw.
Podniosła się z krzesła i mimo że gospodyni próbowała ją jeszcze na chwilę zatrzymać, zawołała psa, po czym na nogach jak z waty ruszyła w stronę drzwi. Już w sieni zaczęła tłumaczyć, że powinna umyć głowę, przygotować obiad i trochę posprzątać, na co pani Burska uśmiechnęła się tylko, jakby przyłapała sąsiadkę na niewinnym kłamstwie. Jej podłużna twarz z wysokim, kościstym czołem, na którym miała brzydką bliznę, była kredowobiała jak zwykle, przez co każdy uśmiech sprawiał, że przypominała upiorną maskę.
– Ja też coś muszę zrobić z tymi włosami – oznajmiła po chwili milczenia, podnosząc rękę do głowy. – Są naprawdę koszmarne. Myślisz, że dobrze byłoby mi w całkiem krótkich?
Fryzura pani Burskiej pochodziła z późnych lat osiemdziesiątych i przywodziła na myśl kapelusz atomowego grzyba.
– Na pewno – odpowiedziała Alicja z wymuszonym uśmiechem.

2
Na zewnątrz poczuła się nieco lepiej, chociaż ciągle była dziwnie słaba i skołowana. Walcząc z naporem wiatru, zeszła po trzech drewnianych schodkach ganku i ruszyła w stronę bramy żwirową alejką, po obu stronach której kołysała się wysoka trawa. Teren wokół zabudowań państwo Burscy nazywali ogrodem, ale tak naprawdę nie rosło tutaj nic oprócz drzew i chwastów. W niektórych miejscach zielsko sięgało prawie do piersi i zanosiło się na to, że jeśli nikt się tym nie zajmie, to wkrótce dom będzie wyglądał jak starannie zamaskowany obiekt wojskowy. A przecież, pomyślała Alicja, ten zgryźliwy buc w obcisłym podkoszulku mógłby ruszyć się ze swojego miejsca w kuchni, pożyczyć od Aleksandra kosiarkę i zrobić z tym porządek. Dziwne, że pani Burska nie zagoniła go jeszcze do roboty.
Kiedy zamknęła za sobą bramę i znalazła się na piaszczystej drodze, wiatr zaatakował ją ze zdwojoną siłą. Miała do przejścia tylko kilkadziesiąt metrów, ale wzdłuż tej drogi nie było żadnych zabudowań. Przyśpieszyła więc kroku, zakładając ręce na piersiach i kuląc ramiona. Gdy upewniła się, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją przez przypadek podsłuchać, zaczęła półgłosem powtarzać fragmenty swojej roli:
Niechaj podbiegą młodzieńce,
Niech mię pochwycą za ręce,
Niechaj przyciągną do ziemi…
Zatrzymała się na moment i z kieszeni swetra wyjęła zeszyt. Naprawdę ciężko było spamiętać wszystkie te dziwne słowa.
Niech poigram chwilkę z niemi.
Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według Bożego rozkazu…
Wciąż recytując, minęła ukryty w wysokiej trawie kamienny krzyż i przeszła obok otoczonego pokrzywami pustego placu, gdzie pośród gruzu i szkła leżały zardzewiałe części rolniczych maszyn, resztki wyrzuconych wieki temu mebli, gnijące szmaty oraz całe mnóstwo innych śmieci, nad którymi już nikt nie potrafił zapanować. Wielkie płachty czarnej folii trzepotały na wietrze, próbując oderwać się od ziemi, ale za bardzo w nią wrosły, aby mogło im się to udać. Alicja rejestrowała to wszystko kątem oka, całkiem bezwiednie. Może dlatego nie od razu dostrzegła, że furtka prowadząca na jej podwórko jest uchylona.
Ktoś ją odwiedził.

3
Na środku trawiastego podwórza, obok ocembrowanej blokami piaskowca studni, gdzie zwykle jest najwięcej błota, przykucnęła dziewczynka ubrana w szarobiałą sukienkę do Pierwszej Komunii. Na widok tej zniszczonej, szarpanej przez wiatr sukienki, falującego welonu, wianka, brudnych rękawiczek i torebki, oczy Alicji momentalnie zwęziły się w szparki. Z hałasem otworzyła furtkę na całą szerokość, podeszła kilka kroków, a następnie zatrzymała się, nie spuszczając wzroku z nieoczekiwanego i, co gorsza, niepożądanego gościa.
– Co ty tutaj robisz?
Doskonale znała tę dziewczynkę. Wszyscy ją znali. Miała na imię Karolina, ale ostatnio uparcie nazywano ją aniołkiem. „Popatrz tylko na nią”, mawiała pani Burska. „Wygląda zupełnie jak mały aniołek. Jak pierzasty aniołek, który przyleciał z nieba. Buzia niczym z obrazka, no i te włosy. Czyż to dziecko nie jest urocze?”.
Alicja potakiwała, chociaż miała na ten temat całkowicie odmienne zdanie. Nie znosiła Karoliny. Uważała, że jest rozpuszczona i bezczelna. Drażniła ją ta krucha jak opłatek twarzyczka z perkatym noskiem i satynowa sukienka, którą mała nosiła bez względu na pogodę. Nawet w zimie, kiedy padał śnieg, zszarzały materiał wystawał spod puchowej kurtki. Alicja nie potrafiła zrozumieć, czemu ten dziwaczny zwyczaj wydawał się wszystkim taki uroczy. Dla niej było to po prostu chore.
Dziewczynka nie zauważyła jej nadejścia, całkowicie pochłonięta zabawą, która polegała na napełnianiu wodą z kałuży plastikowej butelki po szamponie. Ziemia wokół niej roiła się wprost od obrzydliwych, ruchliwych robaków o lśniących pancerzach. Sądząc po ruchu warg, mówiła do siebie albo nuciła jakąś piosenkę, ale poprzez szum wiatru nie było słychać ani melodii, ani słów. Wątła i przeraźliwie blada, o małej twarzyczce okolonej złotymi lokami, przypominała nie tyle aniołka, co porzuconą w wysokiej trawie, zniszczoną lalkę.
– Co ty tutaj robisz? – spytała ponownie Alicja. – Dlaczego nie jesteś w domu?
Karolina nie odezwała się ani słowem, nawet nie spojrzała na dziewczynę, chociaż ta podeszła całkiem blisko. W dalszym ciągu nalewała mętną wodę. Dopiero kiedy rozległo się szczekanie nadbiegającego od strony nasypu psa, powoli, jakby z olbrzymim wysiłkiem podniosła głowę. Jej oczy były bezbarwne i puste niby kawałki szkła.
– Uwaga, idzie gwiazda – rzekła zaskakująco niskim głosem, po czym ponownie spuściła wzrok.
– Pytałam cię o coś, młoda damo – powiedziała Alicja. – Jesteś głucha, czy co? Czego szukasz na moim podwórku?
– Uczę się swojej roli.
– Naprawdę? Zdawało mi się, że nie chciałaś grać w tym przedstawieniu.
– Teraz już chcę. Do wieczora nauczę się wszystkich wierszy.
– A nie możesz się uczyć gdzie indziej?
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Albo krócej, albo dłużej
— Wojciech Gołąbowski

Riffy
— Jewgienij T. Olejniczak

Pasażer
— Jewgienij T. Olejniczak

Sztuczne palce
— Jewgienij T. Olejniczak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.