Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jewgienij T. Olejniczak
‹Czarny punkt›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJewgienij T. Olejniczak
TytułCzarny punkt
OpisKtóż z nas nie napotkał na stojący przy drodze Czarny punkt? A są tacy, co obok niego wciąż mieszkają…
Gatunekgroza / horror

Czarny punkt

« 1 2 3 4 »
– Nie – odparła dziewczynka. – Zabierz ode mnie tego kundla, proszę cię. Strasznie śmierdzi.
Nie było takiej potrzeby. Pies tylko ją obwąchał, a potem, chłoszcząc ogonem powietrze, pobiegł w kierunku zabudowań gospodarczych i po kilku sekundach zniknął za koślawą szopą z narzędziami. Alicja skrzyżowała ręce na piersiach i zastygła w wyczekującej pozie, jak stanowcza nauczycielka, z którą nie ma żartów. Ale na Karolinie nie zrobiło to większego wrażenia. Wróciła do swojej zabawy, obojętna na wszystko inne, nawet na pogodę.
A było naprawdę paskudnie. Wysoko w górze wiatr pędził grube zwały chmur, olbrzymie archipelagi, całe pobrużdżone kontynenty, poprzez które z trudem przebijało się światło. Mimo wczesnej godziny panował półmrok. Wszystko wokół – drzewa, trawa, dom i przylegające do niego zabudowania – było jednolicie szare, jak o zmierzchu. Co gorsza, robiło się coraz zimniej.
– Wiesz, co powiedział Aleksander? – spytała nieoczekiwanie Karolina, która nawet jeśli odczuwała chłód, to nie dawała tego po sobie poznać. – Że moja sukienka pasuje do przedstawienia. Tak właśnie powiedział. Bo będę grała aniołka. Była szyta na miarę i kosztowała masę pieniędzy. Całą masę pieniędzy – kąciki jej ust uniosły się w górę, a w pustych do tej pory oczach zapalił się dziwny blask. – Nie to, co twój sweter.
– Jest brudna.
– Nieprawda.
– Prawda. Trzeba ją wyprać.
– Jesteś głupia. Aleksander powiedział, że taka właśnie ma być.
– Na pewno każe ci ją wyczyścić – odparła Alicja, przyglądając się dziewczynce i myśląc bezwiednie, że mogłaby mieć takie włosy jak ona. Jej własne były słabe i rozdwajały się na końcach. W dodatku miały paskudny mysi kolor. – Zresztą, i tak nie będzie teatrzyku – dodała z satysfakcją. – Mamy teraz inne sprawy na głowie. Dużo poważniejsze. Jak się nudzisz, to idź sobie na szosę. Rano był wypadek autokaru.
Zanim jeszcze wypowiedziała te słowa, zorientowała się, że zaraz palnie głupstwo, ale nie mogła po prostu utrzymać języka za zębami. Karolina była prawdopodobnie jedyną osobą, która jeszcze nie wiedziała o wypadku, i trudno było powstrzymać się od przekazania komuś – choćby miało to być tylko dziecko – tak wstrząsającej wiadomości.
Jednak dziewczynka zareagowała w sposób zgoła nieoczekiwany. Odrzuciła plastikową butelkę i podniosła się z kucek. Wiatr porwał jej włosy, zafurkotała komunijna sukienka.
– Ale ty jesteś głupia – wysyczała mała z twarzą pełną pogardy. – Zupełnie szajbnięta. To nie był autokar, tylko mikrobus. Srebrny mikrobus. Wszyscy pasażerowie nie żyją! Nikt się nie uratował!
Ostatnie zdania wykrzyczała. Kilkadziesiąt wron zerwało się z pobliskich drzew, jakby przeraził je ten atak dziecięcej złości. Krążyły przez chwilę całą chmarą nad ich głowami, złowieszczo kracząc, a potem uleciały w niebo i rozsypały się wysoko w górze jak wyrzucona w powietrze garść żwiru.
– A teatrzyk musi się odbyć – dodała wyzywającym tonem. – Nawet bez ciebie!
Alicji zaparło dech. Potrzebowała czasu, żeby przetrawić to, co usłyszała.
– Skąd wiesz, że to mikrobus? – spytała, spuszczając nieco z tonu.
– Bo tam byłam, wariatko – powiedziała dziewczynka, po czym podniosła z ziemi ubłoconą, pustą torebkę i z uśmiechem triumfu powoli ruszyła w stronę furtki. Przeszła przez zapuszczone podwórko, machając torebką i recytując swoją rolę tak głośno, jakby starała się przekrzyczeć wiatr.
My teraz w raju latamy,
Tam nam lepiej niż u mamy.
Tam nam lepiej niż u mamy!!
Niż u mamy!!
Alicja odprowadziła ją wzrokiem aż na drogę.

4
Przez chwilę stała przed frontowymi drzwiami, biedząc się z zamkiem, który przeważnie zacinał się akurat wtedy, gdy się śpieszyła albo była zdenerwowana. Aleksander już kilka razy obiecywał go naprawić, tyle że na obiecankach się kończyło. Na myśl o tym ogarnęła ją jeszcze większa złość. Po wyjściu od państwa Burskich czuła się trochę nieswojo, ale dopiero ta gówniara na dobre wytrąciła ją z równowagi. Trzeba będzie zamykać furtkę na klucz, pomyślała Alicja. Żeby mi się już tutaj nikt nie kręcił.
Kiedy wreszcie uporała się z zamkiem i weszła do środka, poczuła znajomy słodkawy zapach rzadko wietrzonego pomieszczenia. Zdjęła buty i założyła filcowe kapcie. Odruchowo spojrzała na wiszący obok lustra telefon, jakby spodziewała się, że za sekundę rozlegnie się dzwonek. Czekała na jakąś wiadomość dotyczącą wypadku, ale czarny aparat milczał jak grób. No cóż, pewnie są przekonani, że o tej godzinie jestem jeszcze u Burskiej, pomyślała, patrząc na gipsową figurkę anioła z brunatnoczerwonymi skrzydłami. Aleksander miał zwyczaj dzwonić koło dwunastej. Nie pozostawało jej nic innego, jak cierpliwie czekać.
Im dłużej jednak czekała, tym trudniej było jej znaleźć sobie miejsce w tym olbrzymim, ponurym domu. Jak zahipnotyzowana chodziła po mrocznych pokojach, pośród przykrytych grubą warstwą kurzu ciężkich mebli, w ciszy, którą szalejący na zewnątrz wiatr tylko podkreślał. Jego odgłos, niski i głuchy, przypominał szum, jaki rozbrzmiewa w głowie po zatkaniu uszu. Żeby nie zwariować, włączyła telewizor, a potem poszła do łazienki i puściła wodę na kąpiel.
Dlaczego nikt nie dzwonił? Czyżby znów o niej zapomniano? Burscy jeszcze przed jedenastą odebrali dwa telefony, a przecież nikt tutaj za nimi specjalnie nie przepadał. Nie mogła tego zrozumieć. Do tej pory wydawało jej się, że jest powszechnie lubiana, a nawet dorobiła się pewnej pozycji. Nazywano ją gwiazdą, bo była podobna do znanej aktorki, w dodatku odgrywała ważną rolę w przedstawieniu. Aleksander mógłby zadzwonić choćby po to, aby odwołać dzisiejszą próbę. Myśl o tym, że została zlekceważona, wprawiła ją w przygnębienie.
Leżąc już w wannie, jeszcze raz przypomniała sobie, co powiedziała Karolina. Jeśli mała mówiła prawdę, cały ten wypadek wyglądał trochę mniej tragicznie niż w relacji Burskiej. Jakby na to nie patrzeć, mikrobus to jednak nie jest autokar.
Przyglądała się swojemu ciału pod wodą, a potem długo stała przed zaparowanym lustrem, naga i mokra niczym topielica.
– Jestem piękna jak rusałka – powiedziała na głos, a następnie powtórzyła to zdanie kilka razy, zanim wreszcie wytarła się szorstkim ręcznikiem, założyła jasnozielony szlafrok i zamknęła za sobą drzwi łazienki.
Zrezygnowała z gotowania obiadu. Postanowiła zdrzemnąć się trochę przed popołudniowym odcinkiem serialu, a wieczorem zrobić sobie omlet albo zapiekankę.
Po drodze do sypialni zatrzymała się w kuchni, żeby nastawić wodę na herbatę i sprawdzić, czy okno jest dobrze zamknięte. Na stole leżały resztki śniadania i przepełniona popielniczka z wczorajszego wieczora. Alicja wydała z siebie przeciągłe westchnienie. Nie chciało jej się sprzątać, więc tylko przeniosła to wszystko do zlewu. Czekając, aż woda się zagotuje, wypaliła znalezionego w kieszeni szlafroka papierosa, chociaż od dawna obiecywała sobie, że będzie palić tylko przy herbacie albo kawie. Jestem za słaba na takie postanowienia, pomyślała apatycznie. Na zewnątrz wciąż wiało i gałąź rosnącego pod oknem drzewa regularnie uderzała o brudną szybę.

5
Aleksander przyszedł o wpół do pierwszej. Leżała już w łóżku – okno sypialni było szczelnie zasłonięte – i oglądała powtórkę teleturnieju na dwójce, kiedy zabrzmiał dzwonek u drzwi. W ciągu jednej sekundy zerwała się na równe nogi, lecz po chwili usiadła, a następnie wstała ponownie, tym razem bardzo powoli. Mimo że była podenerwowana, w drodze do frontowych drzwi przybrała znudzony wyraz twarzy.
Aleksander stał na progu, z jedną ręką w kieszeni, przygarbiony jak zwykle. Jego długie, lekko siwiejące włosy tańczyły na wietrze.
– Ale wieje – powiedział i, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka. – Spałaś?
– Leżałam.
Miał na sobie sztruksową marynarkę ze skórzanymi łatami na łokciach. Był nieogolony, co mu się raczej rzadko zdarzało, i wyglądał na bardzo zmęczonego. Chociaż nie przekroczył jeszcze czterdziestki, sprawiał czasami wrażenie o wiele starszego. Najstarszego z nich wszystkich.
Może tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy reżyser?
To Aleksander wpadł na pomysł, żeby przerobić szopę pani Chojnickiej na coś w rodzaju świetlicy i co jakiś czas urządzać w niej amatorskie przedstawienia albo wieczorki poetyckie, w które zaangażowani byliby wszyscy mieszkańcy. W niedzielne popołudnia miałyby się odbywać tam teatralne spotkania, a w pozostałe dni tygodnia Aleksander miał zamiar przybliżać mieszkańcom zagadnienia związane z malarstwem i literaturą. Był to dosyć śmiały projekt, zważywszy na wyjątkowo niski poziom kulturalny w tej zapadłej dziurze, ale Aleksander przystąpił do swojego zadania z wielkim zapałem i energią. Postanowił dotrzeć do tych ludzi poprzez sztukę. Jego pomysł został przyjęty ze zrozumieniem, choć bez zbytniego entuzjazmu. Najłatwiej było znaleźć chętnych do wysprzątania szopy. Prawie cała wieś wynosiła pradawne sprzęty, rolnicze narzędzia i masę innych gratów. Jeśli chodzi o zadania artystyczne, zgłosiły się tylko cztery osoby – w tym również Alicja. No cóż, początki zawsze są trudne.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Albo krócej, albo dłużej
— Wojciech Gołąbowski

Riffy
— Jewgienij T. Olejniczak

Pasażer
— Jewgienij T. Olejniczak

Sztuczne palce
— Jewgienij T. Olejniczak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.