Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Krzysztof Bartnicki
‹Morbus Sacer›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKrzysztof Bartnicki
TytułMorbus Sacer
OpisKrzysztof Bartnicki, rocznik ’71. Humanoid, anglista. Aerobiont, czekoladożerca, whiskyfil. Pracuje w Katowicach, ale sterem (marzeń) orientuje się na Wrocław. Rodzinnie zdyscyplinowany: jednokroć żonaty, dwakroć dzieciaty, po trzykroć szczęśliwy. Z utęsknieniem czeka krzyżówki Joyce’a z Dukajem. Póki co, sam goni własny ogon w zwodliwych kazamatach Logorei.
GatunekSF

Morbus Sacer, cz. 2

« 1 2 3 4 5 11 »

Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 2

(A trzeba mi zastanowić się czy myszy uciekały przed tłumaczeniem dobrym, które wydało im się miłe a więc koiło ból - czy przed tłumaczeniem kiepskim i bolesnym, a więc pożądanym i znajomym? Chociaż większość przypadków akceptacji tekstu przez drżawkę odpowiadało ludzkim kanonom estetyki, to zdarzały się i hurralne reakcje na gnioty a kicze, które to reakcje wykraczały daleko poza margines dopuszczalnego błędu.)
– … Tak czy inaczej, związek między reakcją drżawek a poezją odnotowano w naukowych pismach, bez konkluzji. Młodzi tłumacze poezji kupują myszy, które są łatwe w obsłudze i hojnie się rozmnażają, i rozpładzają je a potem deklamują im, deklamują, dzielą się płodami swych umysłów, by na reakcjach zwierząt dopieszczać finalne wersje - doczytuję z ekranu encyklopedii.
– Wszystko to są wierutne bzdury - syczy Grzegorz i wraca umysłem do swojej matki. - To brzmi jak bajka.
(- Więc dobrze, opowiem wam bajkę - mówi Szary Fraktal do mnie i do Sommy, kiedy mama znowu liczy w kuchni biel na ścianie i milczy, i nie zechce nas odwiedzić. Właśnie wszczepiłem siostrze wstrzyk z modną, podrasowaną tęczówką z gwarancją na wszystkie inkarnacje i reinkarnacje. Jestem z siebie dumny. Paw. O tęczowym ogonie. O ogonie z tęczówki. Tęczówki jak ciepłe morze. Jak Ziemiomorze u Le Guin z namysłem przywoływanej na dobrą noc. Jak Głodomorze.
– Egzotyczne plemiona chronią imiona i nazwy, żeby obcy przez ich poznanie nie uzyskali nad nimi magicznej władzy - mówi na koniec Szary Fraktal. - Nie tylko nie powiedzą ci jak zwie się ich Bóg, nauka czy wioska ale nieomal każdy rzeczownik otoczą ścisłą ochroną. Spytasz takich podstępnie jakże masz wychwalić ich króla czy kacyka, a oni odrzekną „Po co ci to wiedzieć, przybyszu? Koniec audiencji.”)
• • •
Postanowiłem zalogować się w macierzy Promotora podczas godzin konsultacyjnych i zapytać o drżawki.
– Blake wierzył w Wieżyce Babel, we wspólny język. Dlatego część oryginalnych poematów spalił, pozostawiając jedynie zaszyfrowane translacje na dwa czy trzy nieokrzesane, z rzadka i nieśmiała uczęszczane języki należące do oddalonych od siebie rodzin. Ufał, że prędzej czy później oryginały będą odszyfrowane - próbuję zagaić. - A wiadomo jak z translacjami bywa. Czasem wektor schodzi z kartki.
– A tak - Promotor przykiwuje głową.
– Wspólny język u Blake’a miał nawet swojego mitologicznego stróża. Daimönion ephilektos. Demon upadaczny, jak zwą go niektórzy. W Chinach przedstawiano go jako Szczura z ogonem celującym w niebo… - Zbliżam się do tematu, kołuję coraz mniejszymi okręgami, jak sęp nad coraz wyraźniejszym obiadem.
– Blake był wariatem - ucina Promotor, a mówi to bez emocji, jak gdyby słowo wariat potrafiło być z nich wyzute. - Czy zagaduje pan a propos dysertacji?
(Szemrany wyraz: „dysertacja”. Jest w nim dyskrecja, są dysonanse. Jest Imperium Francji pozbawione serów.)
– Muszę panu zdradzić, że pani Beata nauczyła się już Przebudzenia - dręczy Promotor, szemrze. - Zaczyna dochodzić do pewnych wniosków… Wariackich jak pański Blake a mimo: ciekawych. Zatem może okazać się, że to właśnie jej Ostatnia Powieść będzie…
– Beatą włada wiedza! - przerywam gwałtownie, przełykam gwałtownie ślinę. - Normy! kanony! Blake uważał, że poezja jest Amoralna. Że najznakomitsze charaktery grzeszne. Instynkt nie może być tłumiony. Sztuki nie można wyspekulować, wygrać logiką! - Rozpędzam się, zapędzam, wypędzam, spędzam sen z myśli, spędzam płód ciszy.
– To, co pan mówi to prosty satanizm LaVeya - mówi z surowością Promotor. - Mało odkrywczy. Przydenny.
Wiem, że muszę prześcignąć Beatę. Muszę strzelić z siebie pomysłem, ideą, kłębem z kołyski mózgu, i muszę…
– Jaka jest zależność między Szlagwortami a pańską siostrą? - pyta Promotor srebrnym, nagłym kołkiem między oczy.
(„Strzel w niego teraz!”, krzyczy Szary Fraktal, „Uderz go! Wniknij weń! Teraz, teraz, zaraz!”
– Dlaczego miałbym to robić? - pytam zdumiony.
Czas spowalnia. Nagle idziemy ku leśnej polanie, ham.
– Skąd ci się wzięło owo ham? - pyta Gość Szarego Fraktala. (Wciąż zapominam, żeby przedyskutować jego obecność… )
– Nie wiem. Bywają chwile, że wyrazy mają mnie za nic i nie nazywają rzeczy słusznie. Albo zamieniają się miejscami jak rozchichotane dzieciaki w szkolnym autobusie. (Ot, choćby LaVey z Le Guin. Federman zmienia się we Fledermausa, ten w Butterfly, ten w Pucciniego.) Albo przyplątują się beztrosko jak pieski przynożne, przybożne. Kiedy indziej znowuż powtarzają się, choć nikt nie zaprasza ich do tańca… Tak, myślę, że to tik.
– Tik? Czy zdarza się od dawna?
– Wczoraj może z pięć, może dziesięć razy w ciągu dnia. Nie wiem, nie liczę.
– A onegdaj?
– Nie wymawiaj tego! - krzyczy Beata. Ona też się znalazła na drodze do polany. Drodze do Saliny. Są maliny.
(Dobry wyraz: „Onegdaj”. Po starym, skandynawskim Oenagsdag, czyli Dniu Anga. Ang, czy Eng… Wikingowie wracali z wypraw z jego imieniem na myślach. Był im bóstwem odpoczynku. A skoro odpoczywać nie chcieli lub nie mogli, zawsze spętani przymusem łupienia, gwałcenia, poczynania potomków, poczynania beczek piwa, składania w całości kości i edd, tedy Ang prawie nigdy nie był pochwalony. „To nasz jarl niewidzialnego jutra”, uśmiechali się pod krzaczastymi, rudymi brwiami Wikingowie. Mieli dni dla Odyna i dla Thora, i dla Freyi, nawet dla Słońca, ale Ang wciąż uciekał ich modłom. Pono przemilczany i zapominany zemścił się wreszcie tak, że zmienił się w ich mowę, stąd chociaż nie wprost, sławili go każdym wyrazem. Beata złości się, skoro jej Przebudzenie też po Angielsku.)
– Cóż, lepszy taki tik niż łamanie w krzyżu.
– Skoro mowa… - Szary Fraktal kładzie na ustach palec z obgryzionymi paznokciami i wskazuje na polanę.
A tam, na eolicie tkwi Piłat, który wydał już wyrok, umył ręce, wysuszył je i schował w kieszeniach. Przebiera palcami i czegoś szuka. Tłumy rozwścieczonych drzew i krzaków zaczynają wrzeć w południowym, pełnym słońcu.
– Nie wymawiaj tego! - krzyczy Beata. Tym razem chodzi o eolit. Jej pamięć znajduje eolit w Przebudzeniu.
– Nie możemy nie używać słów tylko dlatego, że istnieją w twojej książce - przekonuje Szymek.
– I ty tu, konusie! - syczy Beata. Chce zbadać czy bohater widowiska Przebudzi Się po opuszczeniu kurtyny.
„Radujcie się, bo nadchodzi godzina sądu nad światem!”, chce zawołać im Ben Abba, „zaniechajcie posępku! Skończcie z rozgarem nienawiści - lub skończcie ze mną!”
I tylko Grześ nie zwraca na Beatę uwagi. Tkwi z odważnikami pod krzyżem. W poszukiwaniu straconego ducha. Nie będę mu przeszkadzać. Piłat wydłubuje z kieszeni stakka bo, częstuje mnie. Będzie dobrze, obserwuję. Szymek zaraz zacznie. Jeszcze przepłucze gardło sokiem z malin z tamtych rozwścieczonych krzaków. O, już spija, gul, gul. Gulgulta. Chruśniak chrześniak, obserwuję.
– Pomyleniec - Gość Szarego Fraktala wytycza palcem na ukrzyżowanego człowieka. - Jego też powinieneś poczytać.
– Albo po prostu zafunduj mu cierpienie - dodaje Szary Fraktal. - Nie patrz tak na mnie. Wiesz o czym mówię: włócznie, szyderstwa. Wtedy może go zrozumiesz, może przenikniesz.
Ben Abba tymczasem czuje, że ciernie najbardziej na niego rozwściekłe. Wbijają mu się w skroń, zasysają krew i splując próbują zapaćkać tatuaż na czole: „INRI”. Gdzieś jeszcze, gdzieś wkrótce spotkam się z tym słowem. Nieważne. Kleszcze dzielą między siebie szaty jego skóry. Wybierają lądowiska, przebierają w spiżarenkach.
„Dlaczego poświęcam się za nich? Głupców mylących katharsis z katarem? Szarych niedowidków, puszących się malców, upyszniących się śmiertelniczków, niewiadomych pucibutków? Nie po to tworzy się bogów, by ich cudza zawiść pożerała, krzyżowała na swoje niepodobieństwo!”
www.nietzche/_berent_/ _Gdybyż_on_na_pustyni_pozostał_i_zdala_od_dobrych_i_sprawiedliwych/ _Możnaby_wówczas_nauczył_się_żyć_i_ziemię_kochać/ _I_dar_śmiechu_pozyskałby_może_nadto_/ _cytat.html
« 1 2 3 4 5 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Morbus Sacer, cz. 5
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 4
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 3
— Krzysztof Bartnicki

Morbus Sacer, cz. 1
— Krzysztof Bartnicki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.