Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kšatrápavan›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKšatrápavan
OpisAutor pisze o tekście:
Kšatrápavan to mikropowieść, nawiązujaca w nazewnictwie i sposobie przedstawienia mechanizmów władzy do państwa perskiego w starożytności.
GatunekSF

Kšatrápavan

« 1 2 3 4 5 6 22 »
Podbiegł do dziewczyny i mocno pociągnął za sobą; z trudem utrzymała się na nogach. Zacisnął zęby, a jego twarz nie wyrażała nic innego poza wściekłością.
“Ktoś nas wrabia” – pomyślał.
Przebiegli przez hol, potem przez kolejny długi korytarz, na końcu którego znajdowały się drzwi prowadzące na lotnisko. Modlił się, aby nie były zamknięte. I Bóg, ku jego ogromnemu zdziwieniu, wysłuchał modlitwy.
– Co się, do cholery, stało?! – spytała Arwena, kiedy znaleźli się na dworze. Do twarzy jej było ze złością, chociaż słowa, których użyła, z pewnością nie pasowały do manier, jakie powinna reprezentować.
– Ktoś zabił prezydenta!
– Zabił?! – powtórzyła z niedowierzaniem.
– Zastrzelił – dopowiedział. – Podczas uroczystości!
– Ale kto?
– Ty nie wiesz? – spytał odruchowo.
– Ja? – wzruszyła ramionami. – A skąd ja mam to wiedzieć?
“Czy mówi prawdę? – pomyślał. – Może mówić, przecież jest tylko małą dziewczynką…”
– Daję głowę, że to któryś z twoich przyjaciół – stwierdził. – Albo z przyjaciół Alisy…
– Dlaczego… dlaczego mieliby go zabijać?
– Dla władzy, malutka – odparł. – Dla władzy zabija się najbliższych, a co dopiero tych, których się nienawidzi…
Zamilkła. Może poczuła się odpowiedzialna za tę śmierć, a może nawet już za to, do czego ta zbrodnia doprowadzi w najbliższej przyszłości.
– Ja nie chcę tak – wyszeptała tylko, ale Adrian nie mógł słyszeć jej słów. Szedł, potem niemal biegł, przodem. Jego krypa stała gdzieś na uboczu, wbita pomiędzy kilka innych, znacznie większych, jednostek. Dopadł do trapu i wsunął plastikową kartę do elektronicznego czytnika. Zadziałało. Drzwi otworzyły się, uruchamiając windę.
Przepuścił dziewczynę przodem i wsiadł za nią. Komputer pokładowy, rejestrując jego obecność, automatycznie włączył zasilanie. Korytarz rozświetlił się, a z głośników popłynął miły, ciepły głos Johna Forsythe’a:
– Miło mi pana widzieć. Od opuszczenia przez pana statku minęło dokładnie… – Dalej nie słuchał; ta wiadomość akurat do niczego nie była mu potrzebna.
– Miły głos – stwierdziła Arwena. – Kto to taki?
– I tak nie znasz – mruknął, kierując się do kabiny nawigacyjnej.
To, co tam zastał, musiało go zaskoczyć. Trzech mężczyzn w nienagannie skrojonych ciemnych garniturach, trzymających w dłoniach broń, która zdecydowanie budziła respekt.
– Jest nasz bohater! – powiedział nienaturalnie głośno, siląc się na rubaszność, jeden z nich, najwidoczniej najwyższy rangą w tym towarzystwie. – I nasza mała również… Zapraszam cię, dziewczynko, do środka.
Arwena powiodła wzrokiem po nieznajomych. A może ich znała? Brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony, nawet zaskoczenia, dawał wiele do myślenia.

4.
Noc spędzona w ciemnej celi na zimnym i wilgotnym betonie miała nakłonić Adriana do mówienia. Rano został wezwany na przesłuchanie. Czekało na niego trzech mężczyzn; jednego z nich znał, był to ten, który wczoraj przywitał go na statku. Dzisiaj nie ubrał wprawdzie tego samego garnituru i na dodatek założył okulary, ale Adrian rozpoznał go natychmiast.
– Gdzie jest mała? – zapytał, kiedy już usiadł na podsuniętym mu krześle.
– O nią się nie martw – odparł śledczy. – Lepiej martw się o siebie.
– O siebie? – udał zdziwienie. – Przecież nic nie zrobiłem!
– Zabicie prezydenta kraju uważasz za nic? – spytał mężczyzna w okularach.
– Przecież wiecie, że to nie ja go zabiłem – powiedział nadzwyczaj spokojnym tonem; dokładnie takim, jakim zwykło się wygłaszać prawdy oczywiste.
– Więc kto?
– Może John Forsythe…? – przyszło mu na myśl i powiedział to głośno.
– Kto?
– Nieważne – machnął ręką. – W każdym razie nie ja…
– Pytanie tylko, czy potrafisz nas o tym przekonać?
– Pytanie tylko, czy będziecie chcieli dać się przekonać – odparował bez chwili zastanowienia.
Pozostali dwaj, do tej pory w milczeniu stojący przy oknie, usiedli teraz na krzesłach dostawionych do biurka. Tylko trzeci z nich, najważniejszy, stał przez cały czas i swymi świdrującymi świńskimi oczkami przewiercał Adriana na wylot.
– Prezydenta zastrzelono dokładnie kwadrans po osiemnastej – powiedział śledczy, zaglądając w papiery. – Ty zostałeś aresztowany piętnaście minut później…
– Na drugim końcu miasta – wtrącił Adrian.
– To nie stanowiło problemu, jeżeli skorzystałeś z jakiegoś samochodu albo flyera…
– Ale wy… – przerwał na chwilę, po czym, chrząknąwszy, dokończył: – …czekaliście na mnie.
– Wiedzieliśmy, kogo szukać – wyjaśnił śledczy.
– To znaczy, że ktoś mnie wystawił – to było stwierdzenie, nie pytanie.
Oficer przemilczał to oświadczenie; od niechcenia zajrzał w jakieś dokumenty i czekał. Może miał nadzieję, że świadomość zdrady spowoduje, iż Adrian się załamie i zacznie sypać? Ale on nawet nie wiedział, kto go zdradził. Co miał im powiedzieć? Na kim się zemścić? Na Alisie, o której nie wiedział nic ponad to, jak ma na imię i że jest dobra w łóżku…?
“A może tak naprawdę to wcale nie mnie zdradzono, lecz Arwenę? – pomyślał. – Zabójstwo prezydenta, wbrew pozorom, wcale nie otwiera jej drogi do władzy! Wręcz przeciwnie, zamyka ją i to, jak się wydaje, raz na zawsze!”
Ktoś – ktoś trzeci! – postanowił upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. On był tu tylko pionkiem na szachownicy, którego postanowiono poświęcić na samo otwarcie partii. Zastrzelono króla, skompromitowana została królowa – któż więc mógł teraz sięgnąć po władzę? Któryś z gońców czy któraś z wież? Bo że walka toczy się o władzę, wątpliwości nie miał najmniejszych…
Alisa – ona stanowiła klucz do całej zagadki. By ją rozwiązać, należałoby najpierw odnaleźć Alisę. Ale nie uda mu się to, jeśli będzie siedział w celi pod kluczem. Czy więc nie byłoby lepiej dogadać się z policją i wspólnie poszukać nici, które doprowadzą ich do kłębka?
– Co tam się w tej twojej głowie kotłuje? – spytał, przerywając ciszę, oficer w okularach.
– Czy możemy zostać sami? – spytał Adrian.
– Sami? – zdziwił się śledczy.
– Bez świadków.
Po chwili wahania, oficer rzucił znaczące spojrzenie w kierunku swoich podwładnych i ci bez słowa opuścili pomieszczenie.
– Gadaj!
– Pan doskonale wie, że nie ja zabiłem prezydenta, prawda? – zaczął Adrian; śledczy milczał, więc ciągnął dalej: – Jedyne pytanie, jakie sobie teraz zadaję, brzmi: Czy pan chce odnaleźć sprawców zamachu? Prawdziwych sprawców! Nawet nie tego, który pociągał za spust, ale tych, którzy go do tego namówili…
– Go? Zakłada pan, że to był mężczyzna…?
– Nie wiem – odparł, ale jakoś nie potrafił sobie wyobrazić Alisy czającej się w oknie wieżowca i celującej do prezydenta z karabinka snajperskiego. Ostatnimi czasy jednak przeczucie myliło go tak często, że niczego już nie powinien być pewien.
– Co pan zatem proponuje? – spytał oficer.
– Mam pewien trop i chcę go sprawdzić, ale by to zrobić, muszę stąd wyjść…
– Nie mam żadnej pewności… – zaczął śledczy, ale Adrian przerwał mu, wiedząc, co tamten chce jeszcze powiedzieć.
– Ma pan pewność! Przecież Arwena jest w waszych rękach.
– Kim dla pana jest ta dziewczynka?
– Kim? – Długo ważył w myślach odpowiedź, aż wreszcie powiedział: – Ja jestem za nią odpowiedzialny.
– W pana zawodzie? Chwila słabości…? – Nawet jeżeli miało to zabrzmieć ironicznie, Adrian nie odebrał słów oficera w ten sposób.
– Są takie sytuacje, kiedy nawet największy skurwysyn staje się ludzki…
Oficer wstał i wolno, zapewne bardzo intensywnie przy tym myśląc, dwukrotnie obszedł dokoła gabinet. Ważył wszystkie „za” i „przeciw”. Adrian przyglądał mu się z zainteresowaniem, doskonale zdając sobie sprawę, że jest zdany na łaskę bądź niełaskę tego człowieka.
– Nawet jeśli się zdecyduję na przyjęcie pańskiej propozycji, nie będę mógł puścić pana samopas – wyjaśnił policjant.
« 1 2 3 4 5 6 22 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.