Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Sebastian Chosiński
‹Kšatrápavan›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorSebastian Chosiński
TytułKšatrápavan
OpisAutor pisze o tekście:
Kšatrápavan to mikropowieść, nawiązujaca w nazewnictwie i sposobie przedstawienia mechanizmów władzy do państwa perskiego w starożytności.
GatunekSF

Kšatrápavan

« 1 4 5 6 7 8 22 »
Pierwsze kroki pilot skierował do kabiny, która służyła mu za sypialnię; gliniarz bez słowa podążył za nim. Nie wszedł jednak, bowiem Adrian w ostatniej chwili zatrzasnął mu przed nosem drzwi, mruknąwszy przy tym pod nosem:
– Nie musisz wiedzieć wszystkiego!
Będąc w kabinie sam, opróżnił skrytkę, w której przechowywał swój ulubiony laserowy miotacz – broń wykorzystywaną jedynie w wyjątkowych, nader rzadkich, sytuacjach. Z uwagi na swoją moc, na niektórych planetach jej używanie było zakazane. Co głosiły przepisy Kserksesa, nawet się nie zainteresował. Zadanie, jakie miał do spełnienia, było nieoficjalne, mógł więc również – do takiego doszedł wniosku – sięgnąć po nieoficjalne środki.
Gliniarz czekał potulnie na korytarzu. Kiedy zobaczył Adriana, tradycyjnie nie powiedział ani słowa, posłał mu jedynie złowrogie spojrzenie, które ten powinien najprawdopodobniej odebrać jako ostatnie ostrzeżenie.
– A teraz odwieź mnie tam, gdzie ci kazano – powiedział pilot, szczerząc zęby w jak najbardziej złośliwym uśmiechu.
– Nic mi nie kazano. – Po raz pierwszy usłyszał głos eskortującego go policjanta; był nienaturalnie przyjemny i ciepły jak na tak ponurą postać.
– Wysadzisz mnie więc gdzieś w centrum – odparł zbity nieco z tropu Adrian.
W myśli dodał sobie jeszcze: “– Przede wszystkim muszę napić się czegoś mocniejszego!”
Kiedy wóz zatrzymał się przed jednym z nocnych lokali, który – jak głosił kolorowy neon – oferował swoim gościom także wiele innych atrakcji (jakich, nie sprecyzowano), pilot poklepał protekcjonalnie gliniarza po ramieniu, na co ten w ogóle nie zareagował.
– Miło się z tobą rozmawiało – rzucił doń Adrian, zatrzaskując za sobą drzwi samochodu tak mocno, że o mało co, a potłukłby wszystkie szyby.
W środku panował przyjemny półmrok; klientów jednak nie było zbyt wielu, od kilku godzin obowiązywała bowiem żałoba po śmierci prezydenta Dariusza.
Znużony barman krzątał się bez celu za barem. Gdy Adrian podszedł doń, bez słowa otrzymał pięćdziesiątkę miejscowej wódki.
– Właściwie to lokal jest zamknięty – stwierdził mężczyzna ni to do siebie, ni to do Adriana, po czym dodał: – Zaraz zamknę drzwi na klucz.
Pilot bez słowa przechylił kieliszek i prosząco spojrzał na barmana; mężczyzna zrozumiał go od razu i ponownie napełnił naczynie bezbarwnym płynem o posmaku chmielu i jęczmienia. “Na Ziemi tak smakowało piwo” – skonstatował Adrian.
– Pan widział, co się stało…? – zagadnął barman.
Pilot jedynie wzruszył ramionami.
– Myśli pan, że kto to zrobił?
Prawdę mówiąc, Adrian wolałby, aby na to pytanie jemu udzielono odpowiedzi. Wzruszył więc ramionami po raz wtóry i znów jednym haustem opróżnił kieliszek.
– Ile płacę? – spytał, zeskakując ze stołka.
– Daj pan spokój – odparł barman, machając od niechcenia ręką.
Pokrzepiony niezbyt mocnym, ale za to dobrym w smaku alkoholem, przemierzając puste ulice miasta, próbował poskładać myśli i przygotować plan działania. Szybko jednak doszedł do wniosku, że w tej chwili tak naprawdę niewiele zależy od niego. To równanie – nawet jak na jego wybitnie analityczny umysł – miało zbyt wiele niewiadomych.
“Jeśli jednak rzeczywiście służyć mam tylko i wyłącznie jako przynęta – stwierdził – nie powinienem się ukrywać, ale wręcz przeciwnie: dać znać przeciwnikowi, że jestem, że wróciłem do gry!”
Na noc zatrzymał się więc w tym samym hotelu co poprzednio. Recepcjonistka zlustrowała go uważnie, po czym oznajmiła:
– Niestety, pański pokój został w międzyczasie wynajęty, ale…
– To nie ma znaczenia – wszedł jej w słowo. – Proszę o cokolwiek.
– Cokolwiek – powtórzyła bezwiednie, gapiąc się w monitor komputera. – Może być pokój obok, jeżeli to ma…
– Niech będzie – ponownie nie dał jej dokończyć, czym zapewne zasłużył sobie na miano wyjątkowego gbura.
– A gdyby ktoś pana szukał? – spytała dziewczyna, zanurzając swoją ciepłą dłoń, w której trzymała kartę wejściową do drzwi, w dłoni Adriana.
– Proszę mu powiedzieć, gdzie mnie znajdzie… – odpowiedział szeptem, niemal wprost do ucha recepcjonistki.
– A jeśli to będzie kobieta?
– Tym bardziej proszę ją o tym poinformować!
Nie korzystając z windy, wdrapał się na dziesiąte piętro. Kiedy już dotarł na miejsce, musiał otrzeć pot z czoła i na chwilę przystanąć, by złapać oddech. “Albo to kwestia wieku, albo specyficznego klimatu na Kserksesie” – stwierdził, przychylając się raczej do tej drugiej ewentualności.
Kładąc się do łóżka, nie zamknął drzwi. Jedyny środek ostrożności, jaki przedsięwziął, to ulubiony miotacz schowany pod poduszkę. “Może i banalne – pomyślał – ale za to cholernie skuteczne”.
Nieproszony gość pojawił się tuż nad ranem. Bezszelestnie przeszedł przez cały pokój, po czym pochylił się nad śpiącym, jak zapewne sądził, Adrianem. Ten jednak przez wpółprzymknięte powieki obserwował tajemniczą postać; w odpowiednim momencie chwycił ją za rękę i jednym rzutem przewrócił na łóżko. Automatycznie sięgnął też lewą ręką po spoczywający pod poduszką miotacz i wylot lufy przystawił do skroni rywala. Przeciwnik okazał się jednak nad wyraz spolegliwy, choć przyjęcie, jakie zgotował mu gospodarz, zdecydowanie mu się nie spodobało.
– Pan zwariował?! – Adrian usłyszał pytanie, które wypowiedziała kobieta.
Włączył lampkę nocną, przymocowaną do ściany tuż nad wezgłowiem łóżka i zamiast twarzy jakiegoś oprycha zobaczył zdecydowanie wystraszoną, ale wciąż olśniewającą twarz recepcjonistki.
– Czy teraz już może mnie pan puścić? – zapytała, kiedy z lica mężczyzny powoli zniknęło zdumienie.
Przez moment wahał się jeszcze – jaką bowiem miał pewność, że właśnie ta kobieta nie jest zawodowym zabójcą, którym ktoś postanowił posłużyć się, aby go zlikwidować? – ale ostatecznie zaryzykował i zluzował ucisk. Kobieta usiadła na brzegu łóżka i rozmasowała bolące nadgarstki. Adrian bez słowa siedział obok niej, nie mając pojęcia ani co powiedzieć, ani o co zapytać.
– Myślałam, że się pan ucieszy… – stwierdziła recepcjonistka, kiedy już uporała się z bolącą częścią ciała.
– Ucieszyłbym się – zapewnił ją. – Ale szkoda, że mnie pani nie uprzedziła. Przygotowałbym się na powitanie.
– I tak było zaskakująco… gorące. – Uśmiech na twarzy kobiety przekonywał, że nie ma mu za złe lekkiego poturbowania. – Dopiero teraz skończyłam swoją zmianę. Zamiast dzwonić do pana i się awizować, postanowiłam przyjść bez uprzedzenia – wyjaśniła, po czym, uśmiechając się od ucha do ucha, dodała: – Chciałam zrobić niespodziankę.
– Ta… niespodzianka… mogła panią dużo kosztować – stwierdził jedynie, gasząc w pokoju światło. Za oknem powoli już świtało i pierwsze promienie słońca, jeszcze nieśmiało, przez szczeliny w żaluzjach zaglądały do pokoju.
– Pomyślałam sobie, że jest pan głodny – powiedziała kobieta, której imienia nie zdążył jeszcze nawet poznać – więc zamówiłam śniadanie.
– Na którą godzinę?
– Powinni podać za kilka minut.
“Nie podoba mi się to wszystko – pomyślał. – To już druga piękna kobieta, która ładuje mi się do łóżka. – Wizyta pierwszej, miał na myśli Alisę, zwiastowała dlań spore kłopoty. – Co czeka mnie tym razem?”
Nic nie mówiąc, poszedł do łazienki, po drodze zabierając swoje rzeczy. Wziął prysznic i po kilku minutach pojawił się ponownie w pokoju. Recepcjonistka siedziała w fotelu, bawiąc się jego miotaczem.
– To niebezpieczna zabawka – powiedział.
– Wiem, do czego służy – odparła kobieta, celując w jego stronę. – Wystarczyłoby raz nacisnąć spust i…
– I spaliłaby pani pół pokoju!
Zagwizdała z wrażenia.
Adrian postanowił działać z zaskoczenia. Dwoma szybkimi skokami dopadł kobiety i wyrwał jej broń z ręki, nim ta zdążyła się zorientować, co się wokół niej dzieje.
– Wyraźnie daje mi pan do zrozumienia, że jestem nieproszonym gościem – stwierdziła, ale mężczyzna nie podjął tego wątku. Usiadł naprzeciw niej i zapytał:
– Jak mam się do pani zwracać?
– Pyta pan, jak mi na imię?
– Załóżmy.
– Rebeka – przedstawiła się.
« 1 4 5 6 7 8 22 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Hot 31
— Aleksander Krukowski

Honorowy obywatel
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nocą umówioną, nocą ociemniałą
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Niech ogarnie cię lęk
— Sebastian Chosiński

Wielki Guslar: Gdzie woda czysta i trawa zielona
— Sebastian Chosiński

Tryptyk wojenny: Nic już nie słychać
— Sebastian Chosiński

Metanoia
— Sebastian Chosiński

Ktoś mnie zawołał: Sebastian!
— Sebastian Chosiński

Kidusz Haszem
— Sebastian Chosiński

Bóg jest czystą nicością
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.