Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka ‘Achika’ Szady
‹Próby i błędy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka ‘Achika’ Szady
TytułPróby i błędy
OpisCzytelnicy Esensji zdążyli już poznać liczne opowiadania Achiki osadzone w świecie Gwiezdnych Wojen. W bieżącym i dwóch kolejnych numerach magazynu prezentujemy mikropowieść Autorki – kolejne wariacje na temat Nessie i jej mistrza, Qui-Gon Jilla.
„Próby i błędy” to początek cyklu opowiadań osadzonych w alternatywnej wersji świata „Gwiezdnych wojen”. Akcja rozgrywa się w czasach Starej Republiki, tuż przed wydarzeniami z Epizodu I, które oczywiście w tej wersji również musiałyby wyglądać inaczej.
Gatunekspace opera

Gwiezdne wojny: Próby i błędy – część 2

« 1 3 4 5 6 7 »

Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiezdne wojny: Próby i błędy – część 2

Teraz coś się musi wydarzyć. Musi. To ostatnia chwila. Nessie, zapędzana razem z pozostałymi do wnętrza statku, desperacko rozejrzała się po niebie, ale nikt nie nadlatywał. Jak to możliwe, żeby żadne służby nie zauważyły lądowania na planecie całego mnóstwa kapsuł…
– Ruszaj się!! – cios lufą między łopatki przypomniał jej, że ociąganie się jest w tym towarzystwie źle widziane. Ryzykując kolejne uderzenie, zatrzymała się na chwilę, jakby opóźnienie załadunku mogło wpłynąć na to, że jakiś ratunek wreszcie się pojawi.
Nic takiego się nie stało.
Jaszczur zamierzył się do następnego ciosu, więc szybko weszła do ładowni razem ze wszystkimi, rzucając tylko przez ramię ostatnie, rozpaczliwe spojrzenie. W chwilę później rampa podniosła się z sykiem, zamykając wejście, i w ładowni zrobiło się ciemno.
Czterdzieści trzy osoby stały pośrodku ciasnawego pomieszczenia, nędznie oświetlonego kilkoma lampkami w ścianach, zbyt oszołomione, żeby cokolwiek robić. Pomruk silników przybrał na sile – odrywali się od ziemi. Nessie rozejrzała się za rannym mężczyzną: żona troskliwie sadowiła go pod ścianą. Niektórzy zaczęli iść za ich przykładem.
Przez tłum przepchnęli się do niej Ruvik i Brittelin.
– Co teraz?…
Wzięła się w garść.
– Teraz niech wszyscy siądą na podłodze – powiedziała na tyle głośno, żeby usłyszeli ją przynajmniej najbliżej stojący.
– Dlaczego? – spytał chłopiec.
– Bo przy skoku nadprzestrzennym się poprzewracamy. Możesz rozwiązać mi ręce?
– Pewnie – Ruvve z zapałem zaczął dłubać przy krępującym ją kablu. Szło mu niesporo, bo węzeł był wyjątkowo mocno zaciągnięty.
– W cholewie mam mały wibronóż, wyciągnij go i spróbuj przeciąć.
– Ja to zrobię – wtrąciła się Britte, najwyraźniej nie ufając manualnej sprawności brata. W chwilę potem uwolniona Nessie rozcierała nadgarstki, na których więzy pozostawiły głębokie, zaczerwienione ślady.
– Dzięki – schowała nóż i spojrzała po wciąż stojących na środku ładowni pasażerach. – Siądźcie na podłodze, bo przy wejściu w nadprzestrzeń się nie pozbieracie – ostrzegła. Niechętnie zaczęli siadać tam, gdzie stali każdy chciał oprzeć się o ścianę, ale nie starczyło miejsca. Przecisnęła się w stronę rannego, uklękła przy nim, odpinając od pasa niewielki pojemnik.
– Mogę?… Proszę oddychać spokojnie. Boli, jak tu dotykam?
– Boli jak cholera – wymamrotał niewyraźnie mężczyzna. – A skąd ty się raptem znasz na medycynie, mała?
– Ze szkoły – mruknęła Nessie ponuro, z całych sił powstrzymując szczękanie zębów: czym innym było uczyć się o opatrywaniu ran na kursach pierwszej pomocy, a czym innym naprawdę mieć do czynienia z pokrwawionym, opuchniętym i cierpiącym człowiekiem.
– Wygląda mi to na złamanie – powiedziała głośno, starając się pozornym profesjonalizmem pokryć zdenerwowanie. – Bez lekarza albo robota medycznego niewiele mogę pomóc, ale zrobię panu prowizoryczny opatrunek. W tej substancji jest też lek przeciwbólowy. Proszę zamknąć oczy.
Zamknął. Na wszelki wypadek przysłoniła mu powieki dłonią, po czym spryskała uszkodzony nos środkiem używanym do polowych opatrunków. Lodowata mgiełka błyskawicznie ścięła się w ochronną błonkę. Mężczyzna odetchnął jakby z ulgą i otworzył oczy.
– Faktycznie, przestało boleć… Dzięki, mała.
– Może pan swobodnie oddychać? To dobrze, nie nastąpiło przemieszczenie chrząstek. Reszta będzie należała do lekarza.
– Ciekawe, gdzie ja teraz lekarza znajdę – parsknął mężczyzna. – Co oni w ogóle zamierzają z nami zrobić, ci bandyci?
Jego żona zaniosła się przerażonym lamentem. Nessie zmarszczyła lekko brwi.
– No, proszę przestać, straszy pani dzieci – powiedziała, poklepując ją uspokajająco po ramieniu. Zanim zdążyła wymyślić coś podnoszącego na duchu, jej uwagę przyciągnął barczysty Bothanin o rudym futrze, który spoglądał na nią ze swojego miejsca, szepcząc coś gorączkowo do swoich towarzyszy. Jeszcze raz uścisnęła kobietę za ramię i odwróciła się, żeby znaleźć sobie miejsce do siedzenia. Instynkt pilota podpowiadał jej, że wychodzą właśnie z zasięgu pola planetarnego i za chwilę wykonają skok w nadprzestrzeń.
– Siadajcie, zaraz szarpnie! – zawołała do tych kilku osób, które bez celu kręciły się po ładowni, niemal depcząc po innych pasażerach. Młody Devorianin obejrzał się na nią ze wzgardą.
– A dlacze… – urwał, kiedy przyspieszenie przy skoku przewróciło całą grupkę na siedzących obok. Rozległy się okrzyki irytacji.
– Dlatego – odparła spokojnie. – Możecie już wstać, jesteśmy w nadprzestrzeni.
– Coś taka mądra? – burknął pod nosem, zbierając się z ziemi i otrzepując, ale nie podejmował tematu, zamiast tego wraz z kolegami usiadł w jak najdalszym kącie ładowni.
Bothanin wstał i ostrożnie przechodząc między siedzącymi, zbliżył się do Nessie.
– Słyszałem, jak ci gangsterzy mówili, że jesteś Jedi – odezwał się rzeczowym tonem.
Pokiwała głową, wskazując mu wolny kawałek podłogi, nie kwapił się jednak do siadania.
– Jesteś czy nie?
– Jestem padawanem. Uczniem Jedi – wyjaśniła. Żeby patrzeć mu w twarz, musiała zadzierać głowę. Wyglądało na to, że o taki efekt mu chodzi.
– I?…
– I co?
– Co zamierzasz zrobić z tym wszystkim? – zapytał niecierpliwie. Rozłożyła ręce.
– Chyba niewiele mogę zrobić w tej sytuacji.
Prychnął z irytacją i jednak usiadł, rozpychając sąsiadów. Konspiracyjnie pochylił się w jej stronę.
– Daj spokój. Wiem co nieco na temat Jedi. Jesteś dzieciakiem, ale na pewno już umiesz walczyć. Nas jest pięciu, a na pewno jeszcze parę osób z pasażerów da się zebrać, jest tu kilku silnym facetów, ci młodzi Devorianie, Twi’lek… Kalamarianina nie liczę, bo to cholerne mięczaki. Nie damy się poprowadzić jak banthy na rzeź. Pytanie tylko, czy jesteś z nami.
– Zamierzacie walczyć? – spytała Nessie powoli.
– Nie gadaj tak głośno! – syknął. – Mogą tu mieć podsłuch. To co, jesteś z nami, Jedi?
– To zależy, co zamierzacie zrobić – nadal nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Z wykładów z psychologii wiedziała, że w każdej przypadkowo dobranej grupie w warunkach ekstremalnych prędzej czy później wyłoni się samozwańczy przywódca. Ten Bothanin wyglądał właśnie na kogoś takiego. Nie była tylko pewna, czy należy on do przywódców, którzy naprawdę mają na uwadze dobro ludzi, którym podejmują się bronić, czy też do tych, którzy największą satysfakcję znajdują w samym dowodzeniu. Coś jej mówiło, że należy on do tego drugiego gatunku.
Zjeżył futro i nachylił się jeszcze bardziej.
– Tak, zamierzamy walczyć – wyszeptał. – Prędzej zginiemy, niż pozwolimy zrobić z siebie niewolników!
Nessie nagle doszła do wniosku, że ma bardzo złe przeczucia.
• • •
Młody mężczyzna o kościstej twarzy i czarnych, prostych włosach związanych w długą kitę, siedział przykucnięty za rozpadającym się murkiem wieży obserwacyjnej na najwyższym poziomie opuszczonej ithoriańskiej bazy, zbudowanej na stoku wyrastającej ponad dżunglę góry. Miał stąd doskonały widok na znajdujące się poniżej lądowisko. Budowle mogły mieć co najwyżej trzydzieści lat – niewiele więcej, niż on sam – ale w wilgotnym i gorącym klimacie Xangerre deszcze, mech i pnącza szybko dokonywały dzieła zniszczenia, zwłaszcza, że baza nie była zbudowana z betonu, lecz z tradycyjnie spajanych kamieni.
Mężczyzna nazywał się Tehawaru Keti-Kayoba. Właściwie nie musiał się ukrywać, ale oficjalnie powinien znajdować się nie tutaj, lecz na dolnym poziomie, zajęty konserwacją układów hamulcowych śmigaczy. W bazie przebywał w charakterze technika, a technicy nie mieli czego szukać na górnym lądowisku. Napraw statków dokonywano w hangarze.
Poprawił nieco pozycję, opierając dłonie o szorstki, omszały mur. Przygryzł wargi: był trochę zły na siebie. Trafił na trop tego gangu przypadkowo, rozpracowując szajkę handlarzy bronią, która miała z nimi dość ścisłe powiązania. Wtedy jeszcze mógł wezwać kogoś do pomocy, ale wydawało mu się, że zdąży – a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko, nie zdążył i teraz tkwił w gangsterskiej bazie odcięty od kontaktu ze światem, bo łącza nadprzestrzenne były w rękach dowództwa. Od pewnego czasu zbierał się do opuszczenia planety w jakiś nie budzący podejrzeń sposób – zdobył już dostatecznie dużo informacji, by powrócić tu z oddziałem uderzeniowym – kiedy wpadło mu w ucho, że następnego dnia spodziewają się transportu niewolników. Nie mógł tej sprawy tak zostawić, choć doskonale wiedział, że w pojedynkę ma niewielkie szanse pomóc tym ludziom. Policjant lub detektyw pewnie przyczaiłby się, cierpliwie czekając na przybycie posiłków, problem jednak w tym, że Tehawaru nie był ani policjantem, ani detektywem.
« 1 3 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Baśń o trzech siostrach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Żołnierzyki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Prima Aprilis: Odyseja ko(s)miczna
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Gwiazdka Semiramis
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Kraina podwórek
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.