Generalnie wszystko zależy… Egri Bikaver Ensemble
Egri Bikaver EnsembleGeneralnie wszystko zależy…AK: A w Polsce? Maciej: Tu gamę mamy ciekawą. Gramy na festiwalach, weselach, a nawet ostatnio na rekolekcjach w szkole podstawowej, raz w bibliotece podczas zlotu zbieraczy nietypowych rzeczy. Marcin: Należy jeszcze dodać, że Poczta Polska wydała kartki pocztowe z nami. O! Daliśmy małe show jeszcze na autostradzie na parkingu w Austrii. Raz graliśmy w jednej austriackiej wiosce dla dwóch osób w ich ogródku. Tak odwdzięczyliśmy się im za gościnę. Andrzej: Za to odmówiliśmy grania w Operze Leśnej i Alfa Centrum i dla Loża Trójmiasto w Warszawie. AK: Dlaczego? Właściwie to nie wiemy – odpowiadają chórem śmiejąc się. – Nie możemy grać wszędzie – dopowiada Andrzej. – Nie dajemy się. Jak by nas zaprosili do Carnegie Hall też byśmy odmówili bo to za fajna scena, ale już w szkole podstawowej gdzieś w Stanach – chętnie. AK: Jak ludzie reagowali na was? Bogna: Bardzo entuzjastycznie. Szczególnie Japończycy, jesteśmy chyba na milionie zdjęć jakie nam zrobili. Za granicą ludzie dziwili się, że jesteśmy z Polski. Najmilej reagowali oczywiście Węgrzy. AK: Kto jest najczęściej waszą publicznością? Maciej: Najwięcej radości sprawiamy małym dzieciom i starszym osobom. Bo młodzież jest dziś zblazowana. godzina 20.30 (Do Sali Zielonej wchodzi zdyszany ostatni członek zespołu Mateusz Szymula vel Nautilius, na co wszyscy żywo reagują i od razu żądają odnotowania tego faktu w aktach). Marcin: A oto przyszedł nasz przyszły polityk, ale jak on dojdzie do władzy, to pakujemy manatki! AK: Chyba ciężko się wam zebrać na czas, jednak sporo osób musi się zgrać. Bogna: Niestety tak. Jest ośmiu panów i ja jedna. Staram się zachować porządek, z różnym skutkiem. Już nawet używałam gwizdka, ale ciągle są niezdyscyplinowani. (Panowie nawet nie starają się protestować). Maciej: W myślach wiele razy dokonywaliśmy rytualnego spalenia gwizdka, był straszny! AK: Bogna, ciężki twój żywot. Andrzej: E, nie jest tak źle. Podobamy się zwłaszcza feministkom, bo przecież kobieta nami rządzi. Marcin: Dokonaliśmy nawet własnoręcznie obliczenia współczynnika feminizacji w naszym zespole, który wyniósł 12,5%. Czyli generalnie na stu członków w zespole przypada dwanaście i pół kobiety. A na 1000 mężczyzn przypada już sto dwadzieścia pięć kobiet! Oczywiście moglibyśmy to jeszcze powiększyć o jedno zero, ale tego już nie robimy… U nas jednak najważniejsze jest to, że w warstwie rządzącej jest 100% kobiet. Bogna bywa dla nas bardzo dobra i łagodna. Zawsze zabiera ze sobą dużo kanapek, które robi jej mama. Najfajniejsze są z borowikiem z octu. Bogna ma pół plecaka swoich rzeczy, a drugie pół to kanapki. Ostatnio było ich dwadzieścia cztery i każdy z nas dostał swoją dolę. AK: Mieliście chwile rezygnacji? Zależy z czego – odpowiadają jednogłośnie. Bogna: Z zespołu nigdy nie chcieliśmy rezygnować, za to czasami z niektórych osób (patrzy porozumiewawczo na chłopaków, którzy rzecz jasna z taką tezą się nie zgadzają). Zdarzają się nam sprzeczki, to normalne. Andrzej jest naszym filozofem i często poddaje pod wątpliwość różne polecenia. I oczywiście jest za demokracją w zespole… AK: Na pewno zdarzały się wam mniej lub bardziej wesołe przygody. Maciej: Ostatnio na Pace poprosiliśmy jednego pana z publiczności na scenę. Okazało się, że wyszedł taki pijany… bardzo się rozochocił i nie chciał potem zejść, ale to nie było zbyt przyjemne. Marcin: W Lublinie sytuacja była inna. Też wybraliśmy jakiegoś pana i po przyuczeniu jak ma dmuchać, on chwycił butelkę i ją upił! Miejmy nadzieję, że ta butelka akurat nie kwitła – żartuję rzecz jasna… Bogna: Oj i jeszcze mamy przeboje z konduktorami w pociągach. Nasze butelki nosimy w trzech dużych skrzynkach i staramy się wpoić konduktorom, że to są nasze instrumenty, bo za te się nie płaci. Ale oni jakoś nie bardzo nam wierzą… Inną sprawą jest doliczenie się ile mamy dodatkowego bagażu. Jedni mówią, że trzy inni, że jeden. W końcu zapytaliśmy czy jak zwiążemy skrzynki sznurkiem to będzie jako jeden? Powiedzieli, że tak… Generalnie od kontaktów z konduktorami jest Marcin. On tak naprawdę przeprowadza wszelkie rozmowy z wszelkimi dziwnymi postaciami. Ma perfekcyjnie opanowaną dialektykę erystyczną. Karol Meissner: Marcin jest naszym logistykiem. Zna cały rozkład PKP na pamięć. Marcin: Wcale nie cały, bo ostatnio się trochę zmienił… AK: Pewnie trudno się gra na butelkach? Marcin: No nie da się tego zrobić tak łatwo. Samo dmuchnięcie i wydobycie dźwięku nie jest trudne. W naszym zespole wyzbywamy się błędów. W samym dmuchnięciu może być dużo szumu powietrza, a można dmuchnąć tak, że jest naprawdę czysty dźwięk. Dwa lata i da się to wyeliminować. Bogna: Karol jest konferansjerem, ale to też najbardziej niesforny członek zespołu. Do tego kupuje stare rowery. Jak jechaliśmy do Lublina to się prawie na pociąg spóźnił, bo kupił sobie jeden i jak jechał do nas po drodze odpadł mu pedał. Potem z tym rowerem włóczył się po nocy po całym Lublinie, bo nigdzie nie mógł się zmieścić! Maciej: Chce nas wygryźć z zespołu. Już potrafi, jako jedyny, na jednej butelce zagrać trzy, cztery dźwięki! Gdyby nie Karol nie bylibyśmy pewnie kabaretem. Publiczność po prostu go kocha. Bogna: No i trzeba jeszcze dodać to jedyny i niepowtarzalny carillonista. AK: Czyli co robisz? Karol: Gram od czasu do czasu na wieży ratuszowej w Gdańsku, na dzwonach. AK: No właśnie, a macie jakieś wykształcenie muzyczne? Bogna: Nie, nie. Ja, Paweł i Karol jesteśmy z Akademii Muzycznej, Marcin jest po podstawowym wykształceniu muzycznym i Mateusz też. Reszta to zupełni amatorzy. Krzysiek Letkiewicz jest naszym koncertmistrzem, wzbogaca znacznie choreografię (tańczy w Zorbie). Paweł Seroka: I najlepiej się z nim piwo pije, zawsze mi dotrzymuje towarzystwa. Marcin: A Paweł to Pupil. Wystarczy na niego spojrzeć… Poza tym ksywa mówi sama za siebie. Maciej: Chronimy go przed tym, żeby życie nie doświadczyło go za mocno, poprawiamy kołnierzyk, ogólnie trzymamy pod parasolem. Jest zespołowym pedagogiem, studiuje pedagogikę. AK: Takie granie na butelkach nie jest łatwe. Marcin: To wszystko zależy od tego jak się dmucha, ponieważ można dmuchać wyżej lub niżej. Trzeba przyznać, że przez te dwa lata chłopaki się rozwinęli i zaczęli słuchać. Sami potrafią dostroić się, słuch mają bardziej wyostrzony. AK: Czy takie dmuchanie nie jest męczące? Bogna: Jak gramy na ulicy to nawet bardzo. Zwłaszcza basistom ciężko. Czasem gramy po trzy godziny. Ale chłopacy mają wyrobione płuca. Marcin: Teraz zdradzę trochę, że ćwiczymy numer z upijaniem wody w trakcie występu, zmieniając tym samym wysokość i transferujemy coraz niżej. Ale nie jest to takie proste, ponieważ każdy powinien wypić taką ilość, żeby każdy zszedł o pół tonu. Ćwiczymy i to wychodzi, tylko nie każdy musi wypić tyle samo wody, np. z butelek basowych trzeba wypić więcej, więc basiści po jednej próbie już nie chcę pić bo są pełni! AK: A jakie macie zużycie instrumentów? Maciej: W zasadzie butelki od początku są takie same. Czasem jakaś się zbije, ale mamy regułę, że jak ktoś zbije to potem przynosi nową. Oczywiście pełną… AK: No ładnie, zapisy do „AA” już zaczęliście? Bogna: Nie no, my jesteśmy z duszpasterstwa… Karol: Ty się śmiej, wino uratowało Europę swego czasu, więc nam też nie zaszkodzi. AK: W jakim sensie uratowało? Karol: No jak to! Wino w średniowieczu uratowało Europę przed zarazami, kiedy przychodziły, większość wody w studniach była zatruta. Pito właśnie wino, a tym się nie dało tak łatwo zatruć. Cóż… woda życia… Marcin: Widzicie jakie mamy korzenie? Karol: Czytałem ostatnio książkę, że winorośl może mieć nawet 120 metrów długości korzeni (tu rozlegają się okrzyki podziwu, a Bogna zagania chłopaków na próbę). godzina 21.10 – Karol? Gdzie jest Karol!? – Napełniajcie butelki w łazience. – Ale tam cieknie kran. – Pupil, przestań opowiadać dowcipy tylko nalewaj! – Bogna, załatw jakąś ścierkę, stół cały mokry, na czym basiści mają grać? – Panowie, proszę się skupić, gramy! – Ale to nie stroi! Kto stroił ’a’? – Nie trafiam w ’fis’ jeszcze chwila… – Już? Gotowe? No to uwaga, zaczynamy! Oczy ośmiu chłopaków uważnie wpatrują się w dyrygentkę. Salę Zieloną Duszpasterstwa Akademickiego „Górka” na gdańskiej Starówce wypełniają dźwięki wydobywane z butelek po winie… |
Jacek Sikora – malarz, aktor, podróżnik. Twórca sennych krajobrazów, nostalgicznych portretów, monochromatycznych aktów. Jego twórczość sytuuje się na pograniczu figuratywności i abstrakcji, statyczności i dynamiki, subtelności i ekspresji. Esencją jego prac, w których temat podporządkowuje się kompozycji, jest niezmiennie rozedrgana materia oraz gra świetlnych refleksów. O ewolucji warsztatu malarskiego, wpływu podróży na charakter sztuki oraz plany związane z dalszą działalnością artystyczną (...)
więcej »O swoim malarstwie artystka rozmawia z Różą Jachyra.
więcej »„Po jedenastym września utraciliśmy zdolność do rozpoznawania niewinności. Jesteśmy zbyt podejrzliwi” – mówi australijski dramaturg i scenarzysta, Andrew Bovell, autor scenariusza do filmu „Bardzo poszukiwany człowiek” i dramatu „Językami mówić będą”.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński