W filmach poruszających tak trudny temat, jakim jest śmierć dziecka, każde z rodziców zazwyczaj reprezentuje inną postawę i sposób radzenia sobie ze stratą. Jednemu z nich najczęściej zależy na jak najszybszym powrocie do normalnego życia, drugie zaś woli zostać pogrążone w bólu. Jedno jest otwarte na ludzi, drugie woli przeżywać żałobę w samotności. Jedno powoli wraca do rzeczywistości, drugie zaczyna zachowywać się irracjonalnie. Obraz Johna Camerona Mitchella nie jest pod tym względem oryginalny.
Nie staraj się nawet pocieszać…
[John Cameron Mitchell „Między światami” - recenzja]
W filmach poruszających tak trudny temat, jakim jest śmierć dziecka, każde z rodziców zazwyczaj reprezentuje inną postawę i sposób radzenia sobie ze stratą. Jednemu z nich najczęściej zależy na jak najszybszym powrocie do normalnego życia, drugie zaś woli zostać pogrążone w bólu. Jedno jest otwarte na ludzi, drugie woli przeżywać żałobę w samotności. Jedno powoli wraca do rzeczywistości, drugie zaczyna zachowywać się irracjonalnie. Obraz Johna Camerona Mitchella nie jest pod tym względem oryginalny.
John Cameron Mitchell
‹Między światami›
Młode małżeństwo traci w wypadku samochodowym czteroletniego synka. W pogoni za psem malec wpada pod koła prowadzonego przez nastolatka pojazdu. Właściwie nikt nie zawinił, a właściwie obwiniać może się każdy. Ktoś nie domknął furtki, ktoś kupił psa, ktoś nie dopilnował dziecka, ktoś mógł być może zwolnić, ktoś… U Mitchella sprawca wypadku nie jest aroganckim małolatem czy też piratem drogowym. To wrażliwy chłopak, dla którego ten nieszczęśliwy wypadek jest osobistym dramatem. Mimo że praktycznie nic nie mógł zrobić, by mu zapobiec, odczuwa wyrzuty sumienia. Rodzice czterolatka z kolei coraz bardziej oddalają się od siebie. Matka – Becca – z jednej strony stara się pozbyć wszystkiego, co może jej przypominać synka, od rysunków, ciuchów, po psa, a nawet dom. Z drugiej strony czuje potrzebę bliskości ze sprawcą wypadku. Paradoksalnie zdarzenie to połączyło ich – czuje z nim szczególną więź. Może to poprzez tę chwilę, zaraz po wypadku, kiedy spojrzeli sobie w oczy i zrozumieli, co się właśnie wydarzyło? Może dzielenie tej sekundy spowodowało, że ta tragedia stała się ich wspólnym przeżyciem, przeżyciem, które zmieniło ich życie na zawsze? Becca ma żal do Boga. Męczą ją też ludzie, którzy teoretycznie chcą jej pomóc, jak jej matka, życzliwi sąsiedzi czy grupa wsparcia. Jej mąż – Howie – chce z kolei odzyskać dawne życie i żonę, stara się normalnie funkcjonować i jest otwarty na pomoc innych.
„Między światami” jest filmem kameralnym, akcja toczy się leniwie. Dla niektórych sam temat może okazać się zbyt ciężki, choć podczas seansu tej ciężkości nie czuć. Może to widok tych idealnych amerykańskich przedmieść, a może zgrabne wplecenie odrobiny humoru. Mitchellowi udało się opowiedzieć wiarygodną, wzruszającą, ale nie ckliwą historię. Duża w tym zasługa odtwórczyni głównej roli – Nicole Kidman. Jej gra doskonale oddaje ciche cierpienie i pustkę oraz irytację wobec wszelkich pocieszycieli i życzliwych. Świetna rola również Dianne Wiest jako matki Beccy – urocza, ciepła, momentami irytująca – jak to matka.
„Między światami” nie jest tylko opowieścią o stracie Beccy i Howiego, ma wymiar bardziej uniwersalny. Dziecko straciła również matka Beccy oraz inni rodzice z grupy wsparcia. Opowiadają oni o swoich uczuciach, sposobach tłumaczenia sobie śmierci. Nauka, jaką możemy wynieść z filmu, sprowadza się do banalnego wniosku, że tylko czas leczy rany, a i to nie do końca. Nie da się pocieszyć kogoś po stracie dziecka. Nie należy naciskać na pogrążonych w żałobie, by zaczęli układać sobie życie od nowa. Mitchell pokazuje nam, że otoczenie nie potrafi zachować się w odpowiedni sposób wobec kogoś, kto stracił bliską osobę. Może dlatego, że nie ma takiego sposobu, nie ma właściwych słów ani zachowań. Każdy musi przeżyć żałobę sam, a jej długość jest indywidualną sprawą każdego człowieka. Oczywiście nie wyklucza to bycia przy cierpiących rodzicach, ale należy to robić z niezwykłym wyczuciem.
Trudno powiedzieć, jaką wymowę Mitchell chciał nadać filmowi: natchnąć nadzieją czy pozbawić złudzeń. Mimo że małżeństwo Corbettów pod koniec filmu dochodzi do porozumienia, to film nie nastraja optymistycznie. „Między światami” kończy się sceną, w której Beccy i Howie wyliczają, co będą musieli zrobić, by „powrócić na łono społeczeństwa”. Gdy widzimy ich na wydanym przez nich przyjęciu, uśmiechniętych, w otoczeniu rodziny i przyjaciół, może się wydawać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że jakoś się ułoży. Wtedy reżyser serwuje nam przygnębiający widok pary po przyjęciu, już bez masek. Wtedy zdajemy sobie sprawę, że w takich przypadkach nie może być mowy o happy endzie. Wszystko to jednak jest tylko grą pozorów przed otoczeniem. Można odnaleźć spokój i uczynić życie znośnym, ale pustka i poczucie braku sensu pozostaje.
Polski tytuł nawiązuje do alternatywnych światów, o których Jason – sprawca wypadku – pisze w swoim komiksie. Angielskie „Rabbit Hole” jest z kolei nawiązaniem do „Alicji w Krainie Czarów”. Muszę przyznać, że to dość zgrabne tłumaczenie polskiego dystrybutora, gdyż „Królicza nora” nie byłaby tak czytelnym odwołaniem dla polskiego widza, jak dla amerykańskiego. Wyobrażenie o alternatywnym świecie, w którym zmarli są szczęśliwi, jest próbą przyniesienia ulgi i nadziei rodzinie zmarłego.
Recenzja nadesłana na konkurs „Esensji”.
Spoiler. W filmie dość późno dowiadujemy się jak zginął synek rodziców, reżyser skąpi przesłanek na ten temat skłaniając widza do domyślania się. Nie jest to trudna zagadka ale bez wątpienia plus filmu.