Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

John Woo
‹The Crossing›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Crossing
ReżyseriaJohn Woo
ZdjęciaFei Zhao
Scenariusz
ObsadaZiyi Zhang, Hye-kyo Song, Takeshi Kaneshiro, Xiaoming Huang, Dawei Tong, Feihong Yu, Masami Nagasawa, Hitomi Kuroki
MuzykaTarô Iwashiro
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiChiny
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

S.O.S... Titanic?

Esensja.pl
Esensja.pl
John Woo
Bez względu na filmowe upodobania nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że pochodzący ze slumsów w Hong Kongu John Woo zrewolucjonizował kino akcji. Nic dziwnego więc, że Quentin Tarantino trochę się zirytował kiedy kilka lat temu zapytano go, czy Woo potrafi reżyserować sceny akcji. „Pewnie, że tak” – odpowiedział amerykański reżyser. „A Michał Anioł potrafił malować sklepienia.”

John Woo

S.O.S... Titanic?

Bez względu na filmowe upodobania nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że pochodzący ze slumsów w Hong Kongu John Woo zrewolucjonizował kino akcji. Nic dziwnego więc, że Quentin Tarantino trochę się zirytował kiedy kilka lat temu zapytano go, czy Woo potrafi reżyserować sceny akcji. „Pewnie, że tak” – odpowiedział amerykański reżyser. „A Michał Anioł potrafił malować sklepienia.”

John Woo
‹The Crossing›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Crossing
ReżyseriaJohn Woo
ZdjęciaFei Zhao
Scenariusz
ObsadaZiyi Zhang, Hye-kyo Song, Takeshi Kaneshiro, Xiaoming Huang, Dawei Tong, Feihong Yu, Masami Nagasawa, Hitomi Kuroki
MuzykaTarô Iwashiro
Rok produkcji2014
Kraj produkcjiChiny
Gatunekdramat
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
John Woo pierwszy film nakręcił już w 1973 roku, ale międzynarodową sławę przyniosło mu dopiero widowisko akcji „Byle do jutra”. Jego styl kopiowali wszyscy od wymienionego wcześniej Tarantino po braci Wachowskich, a on sam doczekał się tytułu „azjatyckiego Scorsese”. Szybko upomniało się po niego Hollywood; nakręcił takie przeboje kasowe jak „Bez twarzy” i „Mission: Impossible 2”. Pomimo sukcesów nigdy nie odnalazł się w Stanach Zjednoczonych i w 2009 roku nakręcił swój pierwszy od 16 lat film w Chinach – historyczną epopeję „Trzy królestwa”, po czym zniknął na prawie cztery lata.
„The Crossing”, znany też pod roboczym tytułem „1949” i „Love and Let Love”, stanowi długo wyczekiwany powrót reżysera na ekrany. Film oparty jest na tragedii, do której doszło w styczniu 1949 roku, kiedy wypełniony chińskimi uchodźcami parowiec Taiping zderzył się z frachtowcem i zatonął w drodze na Tajwan. Nie jest to jednak film katastroficzny – jak powiedział Esensji reżyser, „The Crossing” stanowi dla niego spełnienie marzeń o stworzeniu epickiej opowieści o miłości. Czy uda mu się przekonać fanów do swojego romantycznego oblicza i uniknąć porównań do melodramatu poświęconego tragicznemu rejsowi innego „niezatapialnego” statku?
Z reżyserem Johnem Woo, odtwórcą głównej roli Takeshim Kaneshiro i dwoma bardzo nerwowymi tłumaczami o miłości w czasie wojny, ingerencji chińskiej cenzury i „Doktorze Żywago” rozmawia Marta Bałaga.
Marta Bałaga: „Trzy królestwa” były spektakularnym widowiskiem historycznym, ale po „The Crossing” najwyraźniej można spodziewać się jeszcze więcej. Co sprawiło, że ponownie zdecydowałeś się opowiedzieć historię opartą na znanych wydarzeniach?
John Woo: Nikt w to nie wierzy, ale od lat moim marzeniem było nakręcenie opowieści o miłości na tle historycznym. Chciałem stworzyć widowisko na miarę „Przeminęło z wiatrem” i „Doktora Żywago”, zbliżyć się jak tylko to możliwe do tego rodzaju filmów.
MB: „Nigdy nie było bardziej niebezpiecznego momentu na to, żeby się zakochać” – takie zdanie promuje „The Crossing”. Porównanie do melodramatu Leana wydaje się więc szczególnie trafne.
JW: Miłość w niebezpiecznych czasach jest bardzo romantyczna. W filmie akcja kręci się wokół trzech par, historyczne wydarzenia ukazane są za pośrednictwem ich przeżyć. Te pary bardzo się od siebie różnią, wywodzą się z różnych warstw społecznych, ale każda z nich musi przejść przez ból rozstania, śmierć i wojnę.
MB: Takeshi, kim jest Twój bohater?
Takeshi Kaneshiro: To trudne pytanie (śmiech). Mój bohater otrzymał japońską edukację, ale tak naprawdę wciąż pozostał Tajwańczykiem, stara się jakoś pogodzić te dwie tożsamości. Jest lekarzem i na wojnę idzie nie dlatego, że chce, ale dlatego, że musi.
MB: Więc to ty jesteś doktorem Żywago.
TK: (śmiech) Z pewnością mojego bohatera wojna też zmusza do rozstania z ukochaną. Gdy wraca, nie potrafi jej odnaleźć. To, jak radzi sobie z tą rozpaczą udowadnia, że bez względu na to, w jakim okresie żyjemy, często musimy się mierzyć z takimi samymi problemami.
MB: Jesteś w połowie chińskiego, w połowie japońskiego pochodzenia. Jesteś też na tyle młody, żeby wojnę pamiętać tylko z opowieści. Jak przygotowywałeś się do roli?
TK: Dorastałem na Tajwanie, więc historia zatonięcia Taiping i wojny domowej jest mi dobrze znana. Dużo ludzi zmuszonych było wtedy opuścić Chiny i nigdy nie przypuszczali, że dane im będzie kiedykolwiek powrócić. Słyszało się wiele takich historii, powstało też wiele opowiadających o tym filmów. Oczywiście nie było mi dane tego przeżyć, ale scenariusz był bardzo dobry i na tyle szczegółowy, że właściwie nie musiałem posiłkować się dodatkowymi materiałami.
MB: Pracowaliście razem już wcześniej przy realizacji „Trzech królestw”, który to film także był historyczną superprodukcją. Jak sprawić, żeby pośród tylu postaci i dramatycznych zawirowań widownia wciąż była w stanie zwrócić na Ciebie uwagę?
TK: John stworzył na planie świetną atmosferę, dzięki temu o wiele łatwiej było mi wejść w skórę postaci. Pozostawiał wszystkim aktorom sporo wolności i pozwalał podążać za instynktem. Zachęcał nas do eksperymentowania i zawsze powtarzał, żeby robić to, co się w danej chwili czuje. Oczywiście, jeśli nie było to coś, co mu odpowiadało zawsze o tym rozmawialiśmy. Wcześniej mieliśmy próby i gdy znaleźliśmy się na planie wiedzieliśmy już, jak odegrać sceny, ale tym razem pozostawił nam wyjątkowo dużo swobody.
MB: Jak trudno robi się taki film jak „The Crossing” w Chinach? W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi polityka i historia są tam wciąż na cenzurowanym.
JW: Ciężko (śmiech). W Chinach kino wciąż się rozwija i ludzie wciąż się uczą. Ale na szczęście uczą się szybko. Myślę, że istnieje już zaplecze umożliwiające robienie filmów na taką skalę jak w Hollywood – to tyle pod względem praktycznym. Obecna administracja zachęca filmowców do międzynarodowej współpracy, o ile oczywiście nie porusza się zagadnień o charakterze politycznym. Jeśli tego nie robisz, zostawiają ci wolną rękę. Nasz film nie jest zupełnie wolny od polityki – wydarzenia mają w końcu miejsce podczas chińskiej wojny domowej pomiędzy komunistami a narodowcami z Kuomintangu, po wygranej tych pierwszych pokonany rząd musiał ewakuować się na Tajwan. W filmach trzeba zawsze starać się pokazać historyczną prawdę, ale jeśli dotyczy to przeszłości, chiński rząd nie ma zwykle nic przeciwko temu.
MB: W jakim stopniu film będzie zgodny z prawdą? Czy mówimy tu o romantycznej wersji historii jak w „Przeminęło z wiatrem” czy o wiernym odtworzeniu wydarzeń?
JW: O obu (śmiech). Tym niemniej jest to opowieść o miłości, a nie dokument historyczny.
MB: No i oczywiście pozostaje jeszcze kwestia morskiej katastrofy. W 1997 roku na ekranach kin gościł film, który opowiadał podobną historię… Czy „The Crossing” to chiński „Titanic”?
JW: Nie. Ten film jest bardziej złożony, opowiada kilka równoległych historii i porusza wiele zagadnień. Mówi o przeznaczeniu, bo w naszym życiu wiele rzeczy dzieje się poza naszą kontrolą. Można snuć najbardziej szczegółowe plany, ale ostatecznie to, co się dzieje tak naprawdę nie zależy od nas. „The Crossing” mówi też o ludziach i o tym, że cierpienie potrafi wydobyć z ludzi najgorsze, ale też najlepsze cechy.
TK: Ja też uważam, że poza tym, że w obu filmach toną łodzie, nie mają one ze sobą wiele wspólnego. W „The Crossing” mamy do czynienia z rożnymi kulturami, ale z podobnym problemem – jak sprawić, żeby miłość przetrwała trudne czasy.
MB: John, jesteś znany dzięki swoim filmom akcji, scenom przemocy w slow-motion i latającym gołębiom. Czy nie boisz się, że ten film stanowi na tyle duże odejście od tego stylu, że rozczaruje twoich fanów?
JW: Nie sądzę. Myślę, że będą się na nim bawić tak dobrze, jak na pozostałych filmach, które zrobiłem. W „The Crossing” będzie się dużo działo – ta łódź musi jednak w końcu zatonąć (śmiech). To dłuuuga historia, film będzie trwał ponad trzy godziny. Jestem z niego bardzo dumny i uważam, że aktorzy dali z siebie naprawdę wszystko. Nie zabraknie efektów specjalnych, poza tym film jest też bardzo emocjonalny, bardzo ludzki. Myślę, że ludziom, którzy lubią moje filmy „The Crossing” się spodoba. No i oczywiście będą też latające gołębie. Bez tego by się nie obeszło.
koniec
18 czerwca 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Koń Trojański
— Ewa Drab

SPF – Subiektywny Przegląd Filmów (6)
— Jakub Gałka

Orient Express: (4) Policjanci i złodzieje w Pachnącym Porcie
— Konrad Wągrowski

Archiwum: Sierpień 2003
— Konrad Wągrowski

DVD: Szyfry wojny
— Konrad Wągrowski

Zaginiony w akcji
— Michał Chaciński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.