Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

„Kino to najstraszniejsza, masowa trucizna”

Esensja.pl
Esensja.pl
Edward Pawlak
« 1 2 3 »

Edward Pawlak

„Kino to najstraszniejsza, masowa trucizna”

EP: To prawda. Było to już, oczywiście, kino służebne wobec systemu. „Nasze filmy muszą być stuprocentowo słuszne ideologicznie i stuprocentowo opłacalne” – oświadczył jeden z sowieckich dygnitarzy. I w latach 30. były już na pewno. Patos stalinowskich pięciolatek i bolszewickiej „pracy wyzwolonej”, którą się tak szczycono, teoria o zaostrzającej się walce klasowej, syndrom wszechobecnego wroga, tradycje rewolucji i wojny domowej, a także ogólnozwiązkowy marszowy optymizm – znalazły swoje pełne odzwierciedlenie na ekranie. Kino dokonało deifikacji bolszewickich bożków, Lenina i Stalina. Reżyser Aleksiej German stwierdził nawet w latach „pierestrojki”: „Kino było najstraszniejszą, masową trucizną”. Stalin uważał przecież, że ma ono nieustannie podwyższać „gotowość bojową mas”. Siła oddziaływania na widza filmów zaliczanych do „złotej klasyki” lat 30. – takich jak „Czapajew”, „My z Kronsztadu”, „Wielki obywatel”, „Aleksander Newski”, „Szczors”, „Ziemia”, „Człowiek z karabinem” czy „Delegat floty” – polegała na ich wysokim poziomie artystycznym. To dzięki talentom twórczym mogły, w ramach obowiązującej doktryny, powstawać takie filmy. Oceniając ich twórców z bezpiecznej już dziś perspektywy, zarzucając im kompromisy, na które najczęściej godzili się bez walki, błędem byłoby jednak wyrywać ich postawy z historycznego kontekstu i uwarunkowań politycznych, w jakich przyszło im żyć i tworzyć. I wcale nie dlatego, żeby te postawy rozgrzeszać, usprawiedliwiać, litować się nad nimi, ale aby je lepiej rozumieć, głębiej wniknąć nie tylko w uwikłania ideologiczne, ale także w „psychologizm” tych ludzi. Dziś łatwo stwierdzić, że służyli złej sprawie! Ale jaki mieli inny wybór? Reżyser bez wytwórni jest martwy. A zresztą, wówczas ta „sprawa” była „jedynie słuszna” i „święta”. Obowiązywało hasło: „Kto nie z nami, ten przeciw nam”. Oczywiście, wielu twórców wychodziło przed szereg, manifestowało swoją „bojową postawę”, kręciło filmy pod dyktando, nawet wtedy kiedy nikt ich do tego nie zmuszał. Pewnych filmów wcale nie musieli realizować. Ale chcieli je zrobić i byli z nich do końca życia dumni, jak na przykład Iwan Pyrjew ze swojej „Legitymacji partyjnej” z 1936 roku, która zapoczątkowała lawinę filmów o szpiegów i dywersantach. Apelował w nim do obywateli Kraju Rad o czujność w obliczu wroga klasowego. W myśl hasła: „Każdy powinien być czekistą”.
Ballada o żołnierzu (1959), reż. Grigorij Czuchraj
Ballada o żołnierzu (1959), reż. Grigorij Czuchraj
SCh: I wielu Rosjan zapewne pod wpływem jego apelu stawało się „czekistami”…
EP: „Klasowy” film radziecki lat 30. XX wieku ma długą litanię grzechów głównych popełnionych wobec społeczeństwa. Strach przed stalinowskim reżimem, a równocześnie podżegany przez sztukę entuzjazm do tego reżimu umacniały totalitarny porządek. Twórcy nieustannie podsycali atmosferę podejrzliwości wobec wszystkich i wszystkiego. Kino szczuło, piętnowało rzekomych wrogów, chwaliło czekistów, którzy znów kogoś zdemaskowali, kogoś aresztowali. No i te hymny na cześć Stalina! Na podstawie filmów o dyktatorze – od „Wielkiej łuny” po „Niezapomniany rok 1919” (oba w reżyserii największego panegirysty Wielkiego Nauczyciela, Michaiła Cziaurelego) – można by napisać „Krótki kurs historii WKP(b)”. O tych grzechach na ogół milczeli przez dziesiątki lat krytycy i historycy kina. Zachwycając się warstwą estetyczną, warsztatową, stylistyczną „złotej klasyki”, pomijano jej propagandową manipulację, stosowano uniki i wybiegi, aby tylko nie dotknąć „jądra prawdy”. Podziwiano poetyckość i malarskość „Ziemi” Dowżenki, będącej hymnem na cześć kolektywizacji i likwidacji kułactwa jako klasy chłopskiej. Powiedzmy jasno: rozrachunek z tamtym kinem, zweryfikowanie ocen filmów i „zlustrowanie” postaw artystów nie są ani łatwe, ani przyjemne. Wymagają nie tylko odwagi, obiektywności spojrzenia, ale także wyciszenia sentymentów w stosunku do dzieł, które się ceniło (i nadal ceni i lubi). Oburzony francuski krytyk Marcel Martin na międzynarodowym seminarium i przeglądzie „Kino epoki totalitarnej 1933-1945”, który odbył się w Moskwie w 1989 roku (zestawiono na nim parami filmy hitlerowskie i radzieckie, np. „Żyda Süssa” Veita Harlana obok „Wielkiego obywatela” Fridricha Ermlera), zawołał: „Zawsze uznawałem »Aleksandra Newskiego« za jeden z najwybitniejszych filmów w dziejach kina, a teraz słyszę, że to film faszystowski”. Są to trudne sprawy, bolesne, zwłaszcza dla tych, którzy zawsze wiernie kibicowali kinu radzieckiemu, a teraz wywiera się na nich presję, aby zmieniali swoje oceny. Rację miał Grigorij Kozincew, pisząc w „Głębi ekranu”, że historia radzieckiej kinematografii w niczym nie przypomina bezkonfliktowej dramaturgii.
SCh: „Upadek Berlina” czy „Bitwa stalingradzka” to typowy przykład kina totalitarnego. A jednak i dzisiaj jeszcze filmy te są pokazywane w rosyjskiej telewizji. Gdyby telewizje niemieckie zaczęły emitować „Żyda Süssa” czy „Kolberg” Veita Harlana, podniósłby się zapewne szum w całej Europie. W Rosji stosuje się inną miarę?
Bitwa stalingradzka (1949), reż. Władimir Pietrow
Bitwa stalingradzka (1949), reż. Władimir Pietrow
EP: „Upadek Berlina” w reżyserii ulubionego mistrza Stalina Michaiła Cziaurelego i „Bitwę stalingradzką” Władimira Pietrowa oglądałem kilkakrotnie jako dwunasto- albo trzynastolatek. Swoim rozmachem zrobiły na mnie kolosalne wrażenie. Jako chłoptaś nie zdawałem sobie oczywiście sprawy z ich zafałszowania i gloryfikacji Stalina. Wierzyłem – moi szkolni koledzy zresztą również – że dopóki żyje Stalin, możemy czuć się bezpiecznie. On przecież pokona każdego agresora! Na ekranie był zawsze opanowany, rozważny, dalekowzroczny. Przechadzał się po kremlowskim gabinecie w skórzanych butach, pykając fajeczkę i dokonując ustaleń z siedzącymi przy stole współpracownikami. Jednym pociągnięciem kijka po mapie w genialny sposób rozstrzygał losy bitew i frontów. W „Bitwie stalingradzkiej” Wielki Strateg zawsze porządkował pozorny chaos i przekształcał go w nieomylną decyzję. Nic nie mogło umknąć jego uwadze. Jest tam scena, gdy niemieckie czołgi przerwały linię obrony i wojska radzieckie zaczęły ponosić wielkie straty. „Ciężko, brak sił, jakżeż ciężko! Gdyby towarzysz Stalin wiedział” – mówi dowódca armii Czujkow. „On wie” – odpowiada na to z przekonaniem członek Rady Wojennej Gurow. Cytuję za scenariuszem Mikołaja Wirty, który trzymam na półce. W „Upadku Berlina” z kolei, jednym z najbardziej zafałszowanych filmów tamtego okresu, Stalin przylatuje do zdobytego Berlina – co było niezgodne z prawdą – i wychodzi z samolotu do wiwatujących tłumów w śnieżnobiałym mundurze generalissimusa niczym w szatach anioła. Był to kolejny „odciśnięty w brązie medal”, jak po latach pisał Konstantin Simonow. Jeśli rosyjska telewizja, jak Pan twierdzi, faktycznie pokazała te filmy, to jestem ciekaw, w jakich wersjach.
SCh: To znaczy?
EP: Podczas pierwszej fali Odwilży, krótko po referacie Nikity Chruszczowa o „kulcie jednostki”, cenzura ostro dobrała się do wszystkich filmów ze Stalinem jako bohaterem (a było ich sporo), dokonując na nich barbarzyńskiego aktu zagłady. Z kopii wycinano po prostu kadry i całe wątki związane z działalnością Stalina. Co z tych filmów mogło pozostać? Nic! Przemontowany „Lenin w 1918 roku” Michaiła Romma jeszcze bardziej – jak pisał Miron Czernienko – podkreślał osamotnienie Lenina pozbawionego współpracowników, lecz stalinizm nadal obecny był w tym filmie w całej rozciągłości. Oryginalne kopie zachowały się jedynie w archiwach zagranicznych i archiwum Goskinofilmofonda. Jeśli więc w telewizji nie pokazano tych właśnie kopii, a więc ze Stalinem, to emisje były bez sensu. Nie wolno wypaczać i fałszować wartości historycznych, bez względu na ich ideologiczne przesłanie. Nie uważam jednak, że „totalitarnych” filmów nie należy publicznie pokazywać, to przecież historia kina. Jestem przekonany, że nikogo już one nie zmanipulują. Niech więc Niemcy pokazują swojego „Żyda Süssa”, „Kolberg” czy „Triumf woli”, a Rosjanie – „Upadek Berlina”, „My z Kronsztadu” czy „Niezapomniany rok 1919”. Byle z odpowiednim komentarzem przed projekcją! Kiedy przed laty w polskiej telewizji w cyklu „Arcydzieła kina” planowano emisję „Iwana Groźnego”, ostro zaprotestował przeciwko temu profesor Andrzej Werner, uznając arcydzieło Eisensteina za film stalinowski, chwalący terror. W efekcie filmu nie pokazano. Uważam to za kompletny idiotyzm. Nie zamieniajmy się w bolszewickich komisarzy!
Czterdziesty pierwszy (1956), reż. Grigorij Czuchraj
Czterdziesty pierwszy (1956), reż. Grigorij Czuchraj
SCh: Chruszczowowska Odwilż zaowocowała wieloma wspaniałymi dziełami („Lecą żurawie”, „Czterdziesty pierwszy”, „Ballada o żołnierzu”, „Los człowieka”, „Czyste niebo”, a później jeszcze „Ojciec żołnierza”, „Żywi i martwi”). Chruszczow miał, Pana zdaniem, świadomość, że – dekomponując kult jednostki Stalina – wpływa jednocześnie na wielki rozwój kultury rosyjskiej, czy też działo się to poza nim?
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Dobry western powinien być prosty
John Maclean

20 XI 2015

Z Johnem Macleanem o stawianiu sobie ograniczeń i o tym, dlaczego wszystkie westerny są rewizjonistyczne rozmawia Marta Bałaga.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

„Temat wojny mają niemal we krwi”
— Edward Pawlak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.