Za garść zagadek [Corentin Lamy, Joffrey Ricome „Za garść neodolarów” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Lubię gry paragrafowe, choć do gier z typu escape room (szczególnie „planszowych”) mam już nieco większą rezerwę. Połączenie obu kategorii mogło być dobrym rozwiązaniem, ale w formie zaprezentowanej w „Za garść neodolarów” pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Za garść zagadek [Corentin Lamy, Joffrey Ricome „Za garść neodolarów” - recenzja]Lubię gry paragrafowe, choć do gier z typu escape room (szczególnie „planszowych”) mam już nieco większą rezerwę. Połączenie obu kategorii mogło być dobrym rozwiązaniem, ale w formie zaprezentowanej w „Za garść neodolarów” pozostawia bardzo wiele do życzenia.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza książkogry na potrzeby recenzji. Corentin Lamy, Joffrey Ricome ‹Za garść neodolarów›W przeciwieństwie do opinii Agaty Hanak dotyczącej „Poszukiwaczy zaginionego skarbu”, „Za garść neodolarów”, które trafiło w moje ręce, okazało się produktem bardzo mocno rozczarowującym. I to na bardzo wielu płaszczyznach: fabuły (będącej zrzynką z „Matrixa”, ale pozbawioną choćby minimalnej głębi), zagadek (nie zawsze opisanych w zrozumiały sposób) czy nawet samego tłumaczenia. Całość składa się na męczący misz-masz, przez który brnie się jak po grudzie, z nadzieją na to, że finał wynagrodzi nam tę przeprawę. Niestety – nic takiego nie ma miejsca. Zakończenie jest równie rozczarowujące, co cała reszta przedstawionej historii. Jeśli także dla Was połączenie gry paragrafowej z rozwiązywaniem zagadek typu escape room brzmi jak dobre połączenie, to śpieszę rozwiać Was entuzjazm – „Za garść neodolarów” to raczej wędrowanie od jednej zagadki do kolejnej, bez możliwości dokonywania wyborów i z bardzo ograniczoną szansą na popełnianie błędów. Albo rozwiążemy postawiony przed nami problem, albo po prostu nie przejdziemy dalej. Działa to w ten sposób, że w każdym zadaniu odkrywamy jakąś liczbę, która, zgodnie z regułami paragrafówek, prowadzi nas do kolejnego fabularnego fragmentu, gdzie z kolei czeka na nas jeszcze jedna zagadka, jeszcze jeden numer i tak dalej, i tak dalej. Kłopot w tym, że o ile w klasycznych grach paragrafowych wybór ścieżki, którą podążamy, zależy tylko i wyłącznie od nas (i, być może, także od odrobiny szczęścia, jeśli mechanika uwzględnia także czynnik losowy), tak tutaj… ciężko praktycznie mówić o jakiejkolwiek wolności wyboru. Nawet pomyłki nie wchodzą w grę – jeżeli numer, który będzie według nas rozwiązaniem jakiejś zagadki okaże się niepoprawny, trafimy na niewłaściwą stronę i czeka nas powrót do wcześniejszego kroku oraz dalsze poszukiwanie tej jedynej poprawnej odpowiedzi. Tym sposobem jesteśmy zmuszeni do tego, by podążać jednym, ściśle wyznaczonym przez autorów, tropem fabularnym (z niewielkimi możliwościami wyboru kolejności kilku zadań). Być może nie byłoby w tym nic złego, gdyby chociaż fabuła była ciekawa. A nie jest. Nasz bohater jest hakerem, który zostaje przyłapany na włamaniu do sklepu internetowego, z którego bezczelnie wykrada… klawiaturę. Zaraz potem dostaje propozycję nie do odrzucenia od anonimowej grupy innych hakerów, którzy potrzebują jego umiejętności i grożą, że jeśli im nie pomoże, to historia jego przeglądarki wycieknie do darknetu. 1) Dalej pod względem fabuły nie jest wcale lepiej: dostajemy do wykonania Ważną Misję, ale po drodze musimy jeszcze wykonać kilka Pomniejszych Misji, które przygotują nas do Wielkiego Finału. Wszystko to jest do bólu sztampowe, miejscami nudne, zaś finał… nazwanie go rozczarowującym to zbyt małe słowo. Z jednej strony dobrze, że Egmont promuje gry tego rodzaju, zwracając uwagę na ich offline’owy charakter (szczególnie że w ostatnim czasie nawet do niektórych gier planszowych nie można zasiąść bez dostępu do Internetu i zaopatrzenia się w odpowiednie aplikacje). Z drugiej strony – niestety nie jest „Za garść Neodolarów” najlepszym przykładem połączenia gry paragrafowej z escape roomem. Zdecydowanie zbyt wiele zgadywania tutaj nie poprawnych odpowiedzi, ale tego, co autorzy mogli mieć na myśli w swoich zagadkach. 1) Taka groźba nie brzmi wiarygodnie nawet dzisiaj, a co dopiero w świecie przyszłości, w którym toczy się akcja gry. Jest to o tyle dziwne, że, jak twierdzi strona wydawcy, autorzy gry „są dziennikarzami we francuskiej gazecie „Le Monde”, specjalizującymi się w cyfrowych technologiach.”
|