Takich komiksów już nie robią
[ - recenzja]
Weźmy prywatnego detektywa skrzyżowanego z ochroniarzem do wynajęcia, miasto na planecie, gdzie nie ma prawa, ale są reguły, laserowe pistolety, strzelaniny na wspomniane pistolety, obcych wszelkich możliwych kształtów, sympatyczne damy negocjowalnego afektu. Przedstawmy to wszystko w komiksie z lat osiemdziesiątych, za autora dajmy Phila Foglio, dorzućmy obowiązkowy w jego przypadku humor i radość z opowiadania. Zmieszajmy wszystko razem i otrzymamy komiks
„Buck Godot: zap gun for hire”. Kiedy mamy do czynienia z wciągającym komiksem internetowym, prędzej czy później nadchodzi ta chwila – tym przykrzejsza, im lepsza historia – kiedy kończą się archiwa. Od tej pory trzeba czekać na pojawienie się kolejnego odcinka i mieć nadzieję, że autor, kiedy trafi go zły humor albo grypa, nie wymiga się tylko jakimś szybkim szkicem na odczepnego. Podczas oczekiwania na kolejna dawkę swej ulubionej historii niecierpliwy czytelnik rozgląda się po Internecie w poszukiwaniu ewentualnego innego dzieła tegoż autora, które pomogłoby zabić czas. W przypadku publikowanego w sieci komiksu „Girl Genius” – który otrzymał między innymi dwie nagrody Hugo a
w Esensji był kilkukrotnie wspominany w cyklu „Kadr który…” – to poszukiwanie zakończyło się sukcesem. Na fali jego popularności autorzy – Phil i Kaja Foglio – zdecydowali o umieszczeniu sieci także swoich starszych tytułów, a wśród nich „Buck Godot: zap gun for hire”.
Już pierwsza strona komiksu wywiera nostalgiczne wrażenie. Jaskrawe kolory są nieco rozmazane i przyblakłe, moda i wygląd bohaterów są inne – oto przyszłość, tak jak wyobrażała ją sobie przeszłość przed epoką Internetu. To wcale nie przeszkadza, wręcz podkreśla fakt, ze czyta się coś innego od wypieszczonej i wygładzonej komputerowo grafiki współczesnych komiksów. „Buck Godot” jest narysowany w stylu, który stał się typowy dla późniejszych dzieł Phila Foglio. Myślę, że można go określić mianem kreskówkowego realizmu. Składają się nań między innymi pewna kreska i mnóstwo szczegółów – chociaż chce się nacisnąć link do następnej bo akcja gna do przodu, czasem warto przyjrzeć się temu, co dzieje się w tle. Żarty i odniesienia za plecami bohaterów pomagają stworzyć wrażenie interesującego, ale nieco szalonego świata, spojrzenie przyciągają też charakterystycznie narysowane kobiety w skąpych strojach. Najważniejszym składnikiem jest jednak – nie wiem, jak nazwać to inaczej – czysta radość z opowiadania historii.
Tytułowy Buck Godot to skrzyżowanie prywatnego detektywa z ochroniarzem do wynajęcia, a miejsce akcji to planeta Nowy Hongkong, gdzie jedyne obowiązujące prawo głosi: nie ma żadnych praw. Człowiek, który je ustanowił, został zaraz potem aresztowany za jego złamanie. Nowy Hongkong jest przystanią dla wszelkich istot, które albo mają dość innych mówiących im jak mają żyć (nie kradnij i nie zabijaj, między innymi) – albo tendencje samobójcze. Wielu z przybyszy przekonuje się jednak szybko, że brak praw nie oznacza braku reguł. I ponieważ wszyscy (nawet medycy) chodzą uzbrojeni, opłaca się tych reguł przestrzegać. W tym otoczeniu Buck czuje się jak ryba w wodzie. Jak przystało na prywatnego detektywa, czas spędza przeważnie w swoim ulubionym barze, obalając jedną kolejkę Ion Suckera za drugą – i czekając na zlecenia. Które przyjmuje pod warunkiem, że zapłaci mu się i pokryje wydatki. Te ostatnie z uwagi na wysoce destrukcyjne metody pracy mogą być o wiele wyższe niż honorarium.
Buck nie pasuje jednak całkowicie do tradycyjnego wizerunku prywatnego detektywa. Zamiast obowiązkowego długiego płaszcza nosi obcisły, kolorowy strój z rodzaju tych, które w przyszłości mieli nosić wszyscy – przynajmniej jeśli wierzyć utworom science-fiction z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. I wygląda na sympatycznego wujka, który przynosi dzieciom prezenty: wielki, otyły, z okrągłą, zarumienioną twarzą i parą sumiastych wąsów. Jednakże czytelnicy pragnący akcji nie zawiodą się: zaokrąglona sylwetka Bucka to w większości mięśnie. Jego przodkowie zostali bowiem genetycznie zmodyfikowani do życia na planecie o wysokiej grawitacji. Tam zaś, gdzie nie wystarczy siła fizyczna i pięści, Buck pomaga sobie Juniorem – laserowym pistoletem w najlepszym stylu pulpowej science-fiction. Jednak ktoś, kto wziąłby go za typowego, silnego jak niedźwiedź, lecz nieco przyciężkiego na umyśle bohatera, srodze by się pomylił. Za tą dobroduszną twarzą kryje się umysł ostry jak brzytwa. Godot regularnie przechytrza przeciwników, potrafiąc w biegu oraz pod ostrzałem planować i – co ważniejsze – zmieniać plany. Intelektualna sprawność przydaje się też w innych wypadkach. Buck ma wysokie standardy etyczne, których zawsze przestrzega, a raz opłacony zawsze wypełnia warunki umowy. Może to rodzić problemy, jeśli zleceniodawcą zostaje przestępca… To, jak bohater potrafi wybrnąć z tej sytuacji – nie łamiąc przy tym ani umowy, ani swoich zasad – jest niezapomniane.
Tak naprawdę jednak Buck jako bohater, jak i Phil Foglio jako autor, błyszczą w dłuższych historiach. Obaj pokazują, do czego są zdolni w większej serii zatytułowanej „PshmIth”. Jej fabuła szybko zaczyna splatać się i rozplatać, sugerując, że zmierza w jednym kierunku, by zaraz skręcić o 90 stopni w lewo, w prawo – lub prosto przez sufit. Po drodze na boki ciskane są ciała, butelki i stoliki (przy okazji: z czego one są wykonane, skoro zdolne są posłużyć za osłonę podczas strzelaniny na lasery?). Na koniec wszystkie wątki „PshmItha” zbiegają się w jednej wspaniałej scenie, bez względu na to, jak daleko oddaliły się od innych i zdrowego rozsądku. Jednak prawdziwym ukoronowaniem przygód Godota jest „The Gallimaufry” – solidna, długa powieść graficzna dziejąca się na stacji kosmicznej, zamieszkanej przez tysiące gatunków obcych, miejscu wymiany kulturowej i politycznych manewrów. Pojawiają się nowe rasy obcych, ninja, piękne kobiety zatrudniane przez madame Dem Five, wszystko podane w kotłowaninie spisków i kontrspisków, których celem jest kontrola nad najważniejszą istotą we Wszechświecie i przetrwanie rasy ludzkiej.
Jeśli ktoś zna twórczość Phila Foglio, mogę go zapewnić, że „Buck Godot: zap gun for hire” oferuje rozrywkę podobnego kalibru, co wielokrotnie nagradzana „Girl Genius”. Jeśli nie – przygody wąsatego detektywa są naprawdę dobrym miejscem, by zacząć.