„Poison City” to opowieść o zatrutym mieście, niszczonym przez… mangi. Stanowią one zagrożenie, przed którym trzeba chronić japońską młodzież. Bezwzględną krucjatę przeciwko deprawującym treściom rozpoczyna Ruch Oczyszczenia Tokio. Czy w tym mieście przyszłości szyjącym się do organizacji igrzysk olimpijskich zapłoną stosy?
Japoński Wertham kontratakuje
[Tetsuya Tsutsui „Poison City #1” - recenzja]
„Poison City” to opowieść o zatrutym mieście, niszczonym przez… mangi. Stanowią one zagrożenie, przed którym trzeba chronić japońską młodzież. Bezwzględną krucjatę przeciwko deprawującym treściom rozpoczyna Ruch Oczyszczenia Tokio. Czy w tym mieście przyszłości szyjącym się do organizacji igrzysk olimpijskich zapłoną stosy?
Tetsuya Tsutsui
‹Poison City #1›
Akcja komiksu rozgrywa się w roku 2020. Mikio Hibino jest trzydziestodwuletnim mangaką próbującym zainteresować wydawnictwo opowieścią grozy. „Dark Walker” to historia o tajemniczym wirusie atakującym miasto. Zaatakowani nim ludzie tracą zmysły i odczuwają przemożną potrzebę jedzenia ludzkiego mięsa. Najbardziej smakują im… zwłoki. Zarażeni wychodzą na nocne łowy w poszukiwaniu trupiego mięsa, a po zaspokojeniu głodu wracają do codziennego życia. Choć zarys fabuły brzmi jak streszczenie taniego horroru, wydawca jest zainteresowany opublikowaniem tej historii w magazynie „Young Junk”. Trzeba jednak wprowadzić do niej kilka drobnych zmian mających zminimalizować niebezpieczeństwo cenzorskich interwencji i ich przykrych konsekwencji. Z czasem „drobne” zmiany coraz bardziej ingerują w kształt dzieła, ale mimo to nie chronią przed bezwzględnością cenzorów.
Ta niekorzystna dla twórców i wydawców sytuacja jest konsekwencją regulacji prawnych przyjętych rok wcześniej. Ustawa o indeksie dzieł literackich uznanych za szkodliwie, zwana ustawą o dobrych obyczajach pozwala władzom nie tylko ingerować w treść dzieł literackich oraz mang, ale umożliwia również usuwanie z księgarń pozycji uznanych za szkodliwe dla prawidłowego rozwoju młodzieży. Decyzje podejmuje specjalny zespół składający się z trzynastu ekspertów, który może nadać poszczególnym utworom status „pozycji niezdrowej” (wtedy można ją czytać po ukończeniu piętnastu lat) albo „pozycji toksycznej” (adresowanej do pełnoletnich). W praktyce przypięcie takiej etykiety sprawia jednak, że tytuł jest skazany na zniknięcie z księgarskich półek.
Podczas lektury mangi Tetsui Tsutsuiego można odnieść wrażenie, że autor po prostu przeniósł i twórczo rozwinął zdarzenia z lat pięćdziesiątych do przyszłości. Amerykańska nagonka na komiksy wraz z jej symbolem w postaci Fredericka Werthama, jest zresztą także i wprost przywołana w mandze. Ustawa o dobrych obyczajach, Ruch Oczyszczenia Japonii, komisja ekspercka ze stojącym na jej czele bezwzględnym Osamu Furuderą (nadanie temu zaciekłemu wrogowi mangi imienia człowieka, który w znacznym stopniu ukształtował to medium to już jest czysta perwersja autora), jako żywo przypominają zdarzenia mające wpływ na obecny kształt amerykańskiego przemysłu komiksowego. W takiej atmosferze główny bohater mangi stara się pozostać wierny sobie i tworzyć dzieło wyrażające jego uczucia i emocje. Nie jest to jednak takie łatwe. I nie chodzi tu tylko o szykany, jakie dotykają mangakę oraz innych twórców, ale także o zdarzenia, które sprawiają, że sytuacja nie jest tak jednoznaczna, jak można byłoby oczekiwać.
Mikio Hibino ma bowiem okazję poznać także i racje drugiej strony. Rozmowa z mangaką oskarżonym o stworzenie niemoralnej mangi i poddanym brutalnemu programowi reedukacyjnemu (tu z kolei nasuwają się skojarzenia z „Mechaniczną pomarańczą”), wyczula naszego bohatera na bardzo delikatne kwestie związane z konsekwencjami absolutnej swobody twórczej. Zresztą właśnie jeden z atutów tej mangi polega na tym, że autor unika stworzenia czarno-białej wizji świata, w którym dobrzy twórcy zostaliby przeciwstawieni złej cenzurze. Sprawy są znacznie bardziej skomplikowane i na planszach „Poison City” mamy do czynienia z próbą pokazania różnych aspektów tej relacji bez usprawiedliwiania zapędów cenzorskich, ale też bez fetyszyzowania swobody twórczej będącej często pretekstem do promocji marnych dzieł.
Bardzo dobrze sprawdza się także formuła narracyjna oparta na przedstawianiu dwóch równoległych rzeczywistości. Jedna z nich to opisana powyżej rzeczywistość Japonii roku 2020 – kraju szykującego się do igrzysk olimpijskich i dążącego do wyeliminowania ze sfery publicznej wszelkich niemoralnych treści mogących psuć jego wizerunek w oczach tysięcy kibiców sportowych. Druga z nich to rzeczywistość wykreowana przez Mikio Hibino w jego mandze „Dark Walker”. Jest to świat zatruty wirusem zamieniającym ludzi w krwiożercze bestie żywiące się trupim mięsem. Podczas lektury „Poison City” czytamy równocześnie fragmenty mangi „Dark Walker” umieszczone w tej opowieści. Taka formuła komiksu w komiksie (tu z kolei nasuwa się skojarzenie np. ze „Strażnikami” Moore’a) pozwala na tworzenie analogii pomiędzy tymi dwoma „zatrutymi” światami. W jednym ludzi zamienia w potwory wirus, w drugim mangi. Warto także zwrócić uwagę na to, że w tej opowieści autorowi udało się także zmieścić wiele interesujących i atrakcyjnie podanych informacji na temat funkcjonowania japońskiego przemysłu mangowego. Oczywiście dla czytelników serii „Bakuman” nie będzie tu żadnych zaskakujących informacji, ale położenie akcentu na potencjalnie niebezpieczne dla młodzieży treści oraz zwrócenie uwagi na cenzurę kształtującą rynek, jest niezwykle interesujące.
Manga prezentuje się bardzo atrakcyjnie także pod względem wizualnym. Autor umiejętnie różnicuje dwie warstwy narracyjne przedstawiając je w odmiennej stylistyce. Świat z „Dark Walkera” jest przedstawiony delikatniejszą, bardziej szkicową kreską. Więcej jest tu także szarości uzyskanych za sprawą nakładanych rastrów. Świat, w którym żyje twórca tej mrocznej mangi, jest natomiast ukazany za pomocą bardziej wyrazistej i zdecydowanej kreski. Tu także sporo jest rastrów wzmocnionych dodatkowym szrafowaniem. Obrazu całości dopełniają precyzyjnie odwzorowane tła.
„Poison City” to kolejna po „Prophecy”, „Manhole” oraz „Reset” manga stworzona przez Tetsuię Tsutsuiego. Tym razem jednak obok czystej rozrywki i pewnej dawki grozy, dostajemy także wiele interesujących nawiązań do znanych dzieł popkultury oraz solidną porcję wartościowej wiedzy o historii komiksu. I jeśli nawet sekwencja przedstawiająca zdarzenia z lat pięćdziesiątych zawiera pewne nieścisłości (wskazane w posłowiu tłumacza), to i tak lektura komiksu jest wartościowa. Zachęca bowiem do samodzielnego pogłębienia wiedzy w tym zakresie, a poza tym ukazuje znaczące analogie pomiędzy współczesnością (ukrytą za fikcyjną przyszłością) a przeszłością. I nie chodzi tylko o to, że dziś być może znowu cenzura staje się zagrożeniem dla swobody twórczej, ale także o to, że swoboda twórcza niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Szczególnie w czasach, gdy tworzyć każdy może.
Zastanawiam się, w czym autor recenzji widzi cenzurę stającą się (być może) zagrożeniem dla swobody twórczej.