Wojna zmienia ludzi. Niby wiadomo. Fraza niczym banał. Ale czy w ślad za nią idzie rzeczywiste zrozumienie? Ostatnie lata obfitują w coraz bardziej wnikliwe pop-analizy wojennych mechanizmów, które bezpowrotnie mielą ludzką duszę i psychikę, wypluwając kolejne partie weteranów. Michel Koeniguer swoim „Misty Mission” wpisuje się w ten nurt bardzo mocno. Wpisuje znakomicie.
Tomasz Nowak
Po drugiej stronie życia
[Michel Koeniguer, Benoît Peeters „Misty Mission” - recenzja]
Wojna zmienia ludzi. Niby wiadomo. Fraza niczym banał. Ale czy w ślad za nią idzie rzeczywiste zrozumienie? Ostatnie lata obfitują w coraz bardziej wnikliwe pop-analizy wojennych mechanizmów, które bezpowrotnie mielą ludzką duszę i psychikę, wypluwając kolejne partie weteranów. Michel Koeniguer swoim „Misty Mission” wpisuje się w ten nurt bardzo mocno. Wpisuje znakomicie.
Michel Koeniguer, Benoît Peeters
‹Misty Mission›
Opowiadana przez niego historia zaczyna się w 1967 roku w Danville, mieścinie osadzonej gdzieś w Alabamie. Bohaterów komiks ten ma w zasadzie dwóch – przyjaciół, pomimo dzielących ich różnic. Joshua Lacour jest synem rencisty, pracownika lokalnej firmy, którego zdrowie ucierpiało w wyniku ciężkich warunków pracy. Policja ma Josha na oku, bo był już notowany za drobne wykroczenie. Jako społecznie „bezużyteczny” pracuje więc za psie pieniądze w warsztacie samochodowym. Z kolei Nicholas Beaulieu to syn bogatego i wpływowego właściciela fabryki, w której ojciec Lacoura stracił zdrowie. Marzy o lataniu, a majętny ojciec te marzenia spełnia. Jednocześnie krzywym okiem spogląda na Josha.
W to wszystko wkracza jeszcze dziewczyna. Heather nie będzie tu jednak sztampowym elementem trójkąta miłosnego, a raczej zwierciadłem postaw charakterystycznych dla „wojennej miłości na odległość”. Reprezentuje klasę średnią i jako córka właściciela, pracuje w lokalnym sklepie w Danville.
Na początek mamy ślub Nicka, po którym młody pilot wylatuje zaraz na turę w Wietnamie. Po weselu, podchmielony Josh odwozi Heather do domu. Zatrzymany przez szeryfa, skazany zostaje na więzienie. Wpada jednak na „genialną myśl” – zamiast iść do paki zaciąga się do wojska i też, w miesiąc po Nicku, ląduje w Wietnamie, tyle że jako piechur. Podejrzewa, że za jego zatrzymaniem i wyrokiem stoją układy starego Beaulieu.
Dwóch przyjaciół rozdzielonych w innych wojskach, choć w tym samym kraju, to dla autora tylko pretekst. Jego celem jest obnażenie tego, jak pobyt w Wietnamie, po drugiej stronie świata i życia przemieni obu młodych mężczyzn. Jak odczują i zniosą czas spędzony na froncie, oglądany z innej perspektywy – z lądu i z powietrza. Te perspektywy, tak od siebie odległe, z czasem zaczną się ku sobie zbliżać. Tym bardziej, że pobyt w Wietnamie przyniesie także Nickowi i Joshowi zupełnie inne odkrycia i przeżycia. Ten pierwszy pozna niespodziewaną prawdę o swym ojcu, do drugiego dotrze wieść o śmierci ojca podczas jego nieobecności.
Koeniguer nie skupia się zatem tylko na wojnie i walce. Równolegle pokazuje jak biegnie życie w tym „drugim” świecie, który Nick i Josh zostawili za sobą. Niby oczekuje on ich powrotu, ale tak naprawdę staje się im obcy, wręcz neguje ich odmienioną naturę. Odzwierciedlają to postawy Heather i żony Nicka. Obaj żołnierze odbierają sytuację zastaną po powrocie jako wrogą. Nie potrafią się w niej odnaleźć. Uciekają więc na kolejną turę w Wietnamie, do jednostek podejmujących coraz większe ryzyko. Wydaje się, że to równia pochyła…
Już lektura wcześniejszej i wydanej oryginalnie o kilka lat prędzej serii Koeniguera, „Bomb Road”, pokazywała, że autor świetnie czuje i rozumie temat wojny. Jednak jej obraz wypalony w duszach bohaterów „Misty Mission” to prawdziwa maestria.
Przede wszystkim w oczy czytelnika rzucają się grafiki. Dopracowane pod względem perspektywy i rozwiązań technologicznych, urzekają dynamiką. Jak zwykle pierwsze skrzypce odgrywają samoloty, choć walk w powietrzu jest tu zdecydowanie mniej niż we wspomnianym „Bomb Road”. Przeniesienie dużych fragmentów do dżungli sprawia za to, że „Misty Mission” zyskuje na bogactwie treści. Pozwala ujrzeć temat walki w sposób dużo bardziej złożony, wielowarstwowy. Widać tu wyraźny postęp autora w kształtowaniu postaci, które wcześniej słabowało. Co równie ważne, w całej serii udało się zachować bardzo dobrze spójność barwną, I to pomimo faktu, iż nad każdą z trzech zebranych w integralu części pracował inny kolorysta. Widać co prawda, że najlepiej daje sobie radę Wes Hartman, znany choćby z „Bomb Road”, jednak Greg Lofé wykonuje robotę na podobnym poziomie. Nawet operujący w większym stopniu jednobarwnymi płaszczyznami Minte, ustępuje mu niewiele.
Koeniguer nie epatuje wojną, nie potępia jej uczestników, nie pochwala. Zadaje pytania, na które można różnie odpowiedzieć, ale dla niego najważniejszy jest człowiek. Jego losy, pogmatwane historie, wikłające się przez wojnę w supeł, który rozplątać może niekiedy tylko ostre i często jakże bolesne cięcie. Uwagę skupia ludzki dramat nie w skali kraju czy narodu, ale jednostki, która zawsze na takich „rozgrywkach” wychodzi najgorzej.
Ludzie wracający z wietnamskiej dżungli swe życie układali różnie. Obojętnie, czy latali tam samolotami, czy operowali w leśnych gąszczach, pozostała w nich skaza, wyrzut, doświadczenie. Zjawisko tak trudne do ogarnięcia, że tym, którzy sami tego nie zaznali, trudno je sobie wyobrazić. Za sprawą „Misty Mission” udaje się nam to nieco lepiej.
Komiks wojenny w Polsce krąży różnymi ścieżkami, ale tak jak Koeniguer, o wojnie nie mówił nam jeszcze nikt. Wystarczy dać się porwać jego opowieści i precyzyjnym rysunkom, by choć po części zrozumieć, z czym na froncie młodzi żołnierze, właściwie chłopcy, mieli i gdzieś na świecie wciąż mają do czynienia. Pozwala zgłębić cząstki bolesnej prawdy, która jest i pozostanie elementem życia, Jakkolwiek byśmy się nie zaklinali, tkwiąc w naszej wygodnej rzeczywistości, oplatającej nas coraz ściślej ignorancją.
Plusy:
- mięsista opowieść poparta głęboką uniwersalną refleksją
- sporo otwartych pytań, które wybijają z samozadowolenia własnego wygodnego życia
- niezwykle precyzyjne rysunki, zwłaszcza elementów technicznych (samolotów, helikopterów) oraz tła
- znakomicie poprowadzona równoległa narracja, pozwalająca na zderzenie odmiennych rzeczywistości
- umiejętne wyważenie przesłania, które poszerza, a nie zawęża perspektywę spojrzenia na wojnę i jej skutki
Minusy:
- fabularne przeskoki, pozostawiające niedosyt w ciągłości narracji