Kolejny tom serii „Mroczne miasta” potwierdza niezwykły kunszt Francoisa Schuitena i Benoita Peetersa. „Wieża” to wieloznaczna narracyjnie i olśniewająca wizualnie opowieść o skazanym na niepowodzenie indywidualnym dążeniu do zrozumienia świata i nadania mu sensu poprzez własne działania skontrastowanym z nieuniknioną, powolną degradacją każdego dzieła ludzkich rąk.
Kamień na kamieniu
[Benoît Peeters, François Schuiten „Mroczne miasta #3: Wieża” - recenzja]
Kolejny tom serii „Mroczne miasta” potwierdza niezwykły kunszt Francoisa Schuitena i Benoita Peetersa. „Wieża” to wieloznaczna narracyjnie i olśniewająca wizualnie opowieść o skazanym na niepowodzenie indywidualnym dążeniu do zrozumienia świata i nadania mu sensu poprzez własne działania skontrastowanym z nieuniknioną, powolną degradacją każdego dzieła ludzkich rąk.
Benoît Peeters, François Schuiten
‹Mroczne miasta #3: Wieża›
Głównym bohaterem tej historii jest Giovanni Battista – konserwator zajmujący się utrzymaniem w należytym stanie swojego sektora Wieży. Ta budowla jest ogromna i Battista nawet nie ma wyobrażenia o jej rozmiarach. Nie wie, gdzie jest jej podstawa i szczyt. Wszystko to stanowi dla niego trudną do wyobrażenia abstrakcję. Może zajmować się swoim wycinkiem tej gigantycznej budowli i każdego dnia cierpliwie naprawia kolejne uszkodzenia pojawiające się w jego rejonie. A i to przychodzi mu z coraz większym trudem, bo tych uszkodzeń z dnia na dzień jest coraz więcej. Sił dodaje mu wiara, że niebawem zjawią się wreszcie inspektorzy nadzorujący utrzymanie monumentalnej budowli. Trochę niepokoi go to, że powinni pojawić się już dawno, a niestety cały czas ich nie ma. Równie niepokojące jest to, że kolejne usterki są coraz poważniejsze. Battista zaczyna podejrzewać, że poza nim chyba nikt nie wypełnia swoich obowiązków. Jest coraz bardziej zdezorientowany, bo od lat nie widział innego człowieka. Przy zmysłach utrzymuje go w zasadzie tylko praca i wiara, że kolejnego dnia wreszcie zjawią się inspektorzy.
Tak mija dzień za dniem. Wreszcie cierpliwość konserwatora się kończy i postanawia wyruszyć na dół, do podstawy Wieży, by przedłożyć inspektorom swoje skargi na pogarszający się stan budowli oraz brak zainteresowania ze strony przełożonych. Wyprawa nie przebiega tak, jak sobie to zaplanował, a to, co w jej trakcie udaje mu się ustalić, wywraca jego świat do góry nogami. Podczas lektury komiksu trudno uniknąć skojarzeń z „Zamkiem” Kafki. Battista, podobnie jak K., jest zagubiony, nie rozumie co wokół niego się dzieje. Podejmuje próbę dostania się do miejsca, gdzie mógłby uzyskać informacje, ale tak samo jak bohater powieści skazany jest na porażkę. Bezwładność systemu stanowi barierę nie do pokonania, a próby zrozumienia tego, co dzieje się wokół niego okazują się bezowocne.
O ile w warstwie fabularnej autorzy komiksu zaciągnęli dług głównie u praskiego powieściopisarza, o tyle inspiracje graficzne są znacznie bardziej złożone i wielowymiarowe. Peeters pisze o nich w posłowiu zatytułowanym „Sny z kamienia”. Przede wszystkim trzeba tu wymienić grafiki Giovanniego Battisty Piranesiego (tak, tak, główny bohater nosi jego imię). Ten osiemnastowieczny architekt, malarz i grafik z jednej strony tworzył obrazy przedstawiające zrekonstruowane budowle starożytnego Rzymu pochłaniane przez przyrodę, z drugiej zaś wymyślał własne, niesamowite konstrukcje architektoniczne. Kilka jego prac możemy zobaczyć na końcu i albumu i rzeczywiście w rysunkach widać tę inspirację. Rysunki Francoisa Schuitena są niewiarygodnie precyzyjne, a zarazem pełne rozmachu. Faktury murów Wieży wyczarowane zostały za pomocą drobiazgowego i zróżnicowanego kreskowania. Ta drzeworytnicza stylistyka wygląda przepięknie i można ją studiować godzinami. Poza Piranesim na planszach komiksu daje o sobie znać duch Pietera Breugla. Punktem wyjścia komiksu stał się mianowicie najsłynniejszy jego obraz, czyli „Wieża Babel”. Widać tę inspirację w warstwie graficznej komiksu, ale także i sama opowieść odwołuje się do idei tej budowli mającej stanowić ucieleśnienie ludzkich ambicji, a jednocześnie symbol pychy i porażki. Warto także odnotować, że postać głównego bohatera wzorowana była na samym Orsonie Wellesie.
Opowieść o wyprawie Battisty jest naszpikowana symboliką i pozostaje otwarta na różne interpretacje. Zgodnie z kluczem Breuglowskim można ją odczytywać jako studium ludzkiej pychy. Budowa wieży, która miała umożliwić zbliżenie się do Boga, już w punkcie wyjścia skazana była na porażkę. Ambitne zamierzenia musiały zostać skonfrontowane z bezwzględną rzeczywistością i codziennością obracającą dzieło ludzkich rąk w gruzy. I nie chodzi tu o spektakularną katastrofę, ale o dokonującą się powoli degradację. Tu z kolei nasuwa się rama interpretacyjna związana z dziełami Battisty. Każdego dnia wieża systematycznie niszczeje i poddaje się działaniu natury. Odpadają pojedyncze kamienie i codzienne wysiłki konserwatora nie są w stanie zapobiec stopniowej degradacji. Widzimy zatem kolejne drobne pęknięcia, przez które tu i ówdzie przebija się roślinność symbolizująca siłę żywiołu natury bezwzględnie niszczącego dzieło ludzkich rąk. Wznoszenie monumentalnych budynków i stopniowa, nieunikniona degradacja to nieodłączne elementy odwiecznego cyklu. Na tym tle wysiłki pojedynczego człowieka, który stara się dzień po dniu wypełniać swoje obowiązki jawią się jako bezsensowne. W tym miejscu daje już o sobie znać Kafkowski klucz otwierający możliwość zrozumienia tej historii. Battista staje się tu symbolem człowieka zaangażowanego w wykonywanie swoich zawodowych obowiązków, który dawno stracił już poczucie sensu i świadomość istnienia jakiejś większej całości. Po prostu wstaje każdego ranka i wykonuje swoje codzienne obowiązki, choć już doskonale wie, że nie ma to żadnego sensu. Tragedia polega jednak na tym, że nie istnieje żadna alternatywna możliwość. Fatalistyczny wymiar tej opowieści doskonale wpisuje się w dzisiejsze realia. Większość z nas zmaga się z codziennymi problemami i nawet nie planuje przecież wyrwania się z tego kołowrotu.