Autobiografie komiksowych twórców należą do moich ulubionych opowieści. Zaklęte w komiksowych kadrach losy tych, którzy poświęcają się tworzeniu opowieści obrazkowych, mają w sobie coś urzekającego i intrygującego. Pozwalają poznać tajniki warsztatu, prześledzić drogę, jaką przebyli autorzy, i odkryć okoliczności kształtujące ich twórczość. Za każdym razem to fascynująca lektura, która pozwala później inaczej spojrzeć na tworzone przez nich dzieła. Nie inaczej jest z komiksem „Kroniki ze Stambułu” Ersina Karabuluta.
Stać się postacią z komiksu
[Ersin Karabulut „Kroniki ze Stambułu #01” - recenzja]
Autobiografie komiksowych twórców należą do moich ulubionych opowieści. Zaklęte w komiksowych kadrach losy tych, którzy poświęcają się tworzeniu opowieści obrazkowych, mają w sobie coś urzekającego i intrygującego. Pozwalają poznać tajniki warsztatu, prześledzić drogę, jaką przebyli autorzy, i odkryć okoliczności kształtujące ich twórczość. Za każdym razem to fascynująca lektura, która pozwala później inaczej spojrzeć na tworzone przez nich dzieła. Nie inaczej jest z komiksem „Kroniki ze Stambułu” Ersina Karabuluta.
Ersin Karabulut
‹Kroniki ze Stambułu #01›
Turecki twórca od dziecka chciał tworzyć komiksy i to marzenie zrealizował. Zrobił to kosztem wielu wyrzeczeń, sporów z rodzicami oraz politycznej presji. Swoją podróż, wyboistą i pełną pułapek, sportretował w świetnym komiksie łączącym wątki autobiograficzne z pieczołowitą rekonstrukcją społeczno-politycznego tła. Najpierw śledzimy dziecięce fascynacje komiksami oraz zmagania z rodzicami, którzy niechętnie patrzyli na pasje swojego syna. Może to wydawać się zaskakujące, ojciec Ersina sam bowiem miał podobne zainteresowania. Choć dorabiał do nauczycielskiej pensji, malując obrazy, nie chciał jednak, by jego syn poszedł ścieżką artysty. Wiedział, że mogą z tego wyniknąć kłopoty. I nie chodziło mu jedynie o wątpliwe szanse na przyzwoity zarobek. Główny problem wiązał się z niezwykle skomplikowaną sytuacją polityczną Turcji i represjami, jakie mogły stać się udziałem każdego, komu by zarzucono szarganie religijnych świętości. Ersin jednak, choć z oporami i nie bez lęku, zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę.
Po torturach szkoły średniej wybranej przez rodziców przyszły komiksiarz utwierdził się w przekonaniu, że nie zostanie inżynierem. Przedmioty ścisłe zupełnie go nie interesowały, a słabe wyniki wpędzały w depresję. To jednak właśnie w tej szkole poznał kolegę, który również uwielbiał komiksy. Wspólnie próbowali zainteresować redakcje magazynów publikujących opowieści obrazkowe i rysunki satyryczne. Po wielu niepowodzeniach Ersinowi udało się opublikować swoje pierwsze dzieło. To doświadczenie, w połączeniu z fascynacją codziennym życiem pracowników różnych redakcji, utwierdziło chłopaka w przekonaniu, że chce zostać prawdziwym twórcą komiksów. Przeprowadził poważną rozmowę z rodzicami i odważnie ruszył ścieżką kariery artystycznej – rozpoczął mianowicie studia graficzne. Równolegle ze studiami kontynuował współpracę z czasopismami satyrycznymi. O ile jego ojciec zaakceptował wybrany kierunek studiów, o tyle był zdecydowanym przeciwnikiem angażowania się w działalność publicystyczną. Dobrze wiedział, czym może zakończyć się publikowanie rysunków ośmieszających władzę. Władzę, czyli Partię Sprawiedliwości i Rozwoju Erdogana, która zaczęła powolną zmianę oblicza Turcji.
Ta fascynująca opowieść przedstawiona została w efektownych, pełnych detali rysunkach. Ersin Karabulut łączy kreskówkową stylistykę z realistycznym przedstawianiem rzeczywistości. Z jednej zatem strony widzimy cartoonowe, przerysowane postacie, wyglądające tak, jakby uciekły ze stron magazynów satyrycznych, w których publikuje autor, z drugiej zaś możemy podziwiać odtworzone z niezwykłą pieczołowitością miejskie krajobrazy i pełne detali wnętrza. Cienka, delikatna, a jednocześnie zdecydowana kreska, jaką posługuje się artysta, nadaje tym rysunkom elegancję i przejrzystość. Obrazu całości dopełnia pastelowa kolorystyka, doskonale dobrana do określonych sytuacji. Już rzut oka na okładkę pozwala przekonać się o kunszcie artysty. Ciepłe, sepiowe barwy użyte do ukazania oświetlonego uliczną latarnią tła i nadania niesamowitej głębi tej ilustracji zostały efektownie skontrastowane z chłodnymi szarościami i błękitami pierwszego planu.
Losy Ersina są intrygujące, a jego umiejętność przeplatania wątków osobistych z tworzeniem szczegółowego krajobrazu społeczno-politycznego, w jakim przyszło mu działać, sprawia, że komiks czyta się jednym tchem. Kariera twórcy komiksowego jest tu ukazana, jako forma obywatelskiego buntu wobec represyjnej władzy. Władzy, dodajmy, która bardzo źle reaguje na jakąkolwiek formę krytyki. Obserwujemy ewolucję systemu politycznego i jego nieuchronne zmierzanie w kierunku autorytaryzmu. Śledzimy również dojrzewanie artysty, który swoją rozpoznawalność i popularność najpierw traktuje jako sposób na podrywanie dziewczyn, a później zaczyna dostrzegać w tym znacznie poważniejszą misję. Misję, która może postawić go w jednym rzędzie obok uwielbianych w dzieciństwie superbohaterów. Ersin chce bowiem być jak bohater komiksu. Chce czynić dobro i pomagać innym. Tyle tylko, że w prawdziwym życiu, inaczej niż w czytanych przez niego komiksach, za takie zaangażowanie można zapłacić najwyższą cenę. I wtedy nie będzie już kontynuacji, w której obdarzony bujną wyobraźnią autor przywróci zabitego bohatera cudem do życia…