Do polskich produkcji mangowych podchodzę z wielką nieufnością. Przeczytałem kilka pozycji zaprezentowanych przez wydawnictwo Kasen i jedynie dziełka sióstr Ostrowskich zasługiwały na uwagę, głównie za sprawą naprawdę niezłych rysunków. Fabularnie te komiksy były raczej mało udane. Postanowiłem jednak dać polskiej mandze kolejną szansę i nabyłem 1. tom komiksu „Meago Saga”, którego autorką jest Magdalena Kania. No i mam mieszane uczucia.
Komiks to nie tylko ładne rysunki…
[Magdalena Kania „Meago Saga” - recenzja]
Do polskich produkcji mangowych podchodzę z wielką nieufnością. Przeczytałem kilka pozycji zaprezentowanych przez wydawnictwo Kasen i jedynie dziełka sióstr Ostrowskich zasługiwały na uwagę, głównie za sprawą naprawdę niezłych rysunków. Fabularnie te komiksy były raczej mało udane. Postanowiłem jednak dać polskiej mandze kolejną szansę i nabyłem 1. tom komiksu „Meago Saga”, którego autorką jest Magdalena Kania. No i mam mieszane uczucia.
Magdalena Kania
‹Meago Saga›
Wydawcą tego komiksu jest Studio JG, które oprócz albumików młodych polskich autorów publikuje także magazyn „Otaku”, dotyczący oczywiście mangi i anime. Muszę przyznać, że większość pozycji wydanych przez to wydawnictwo tylko pobieżnie przejrzałem w jednym ze sklepów komiksowych i w większości odstraszyły mnie one amatorszczyzną rysunków. Jednak dwustustronicowa „Meago Saga” na pierwszy rzut oka prezentuje się całkiem nieźle, więc zaryzykowałem te dwie dychy i ją nabyłem.
Miło obserwować młodych autorów takich jak Kania, którym chce się tworzyć tak obszerne komiksy. Pozazdrościć zapału i pracowitości. Niestety, jej dziełko nie jest pozbawione wad, które w oczach niektórych mogą dyskwalifikować komiks. Podstawową wadą jest bardzo miałka i pretekstowa fabuła. Niejaki Meago – dobrotliwy demon zapieczętowany w ciele nastoletniego chłopca – jest głodny i postanawia podprowadzić ciasto stygnące na parapecie pewnego domu. Oczywiście zostaje przyłapany przez nastolatkę o imieniu Mina, która całkowicie przypadkowo okazuje się być córką archeologa-naukowca, hobbystycznie parającego się demonologią. Cóż za zbieg okoliczności! Meago towarzyszy mała kwiatowa wróżka Daffodil lewitująca w okolicy jego ramienia (i przypominająca bardzo spersonifikowane laptopy z mangi „Chobits”). Demon poszukuje Haru Elamo, czyli Boskiego Skryptu – tajemniczej księgi mającej zawierać różne tajemnice świata demonów. I tu kolejny zaskakujący zbieg okoliczności! Bowiem prawdopodobnie ojciec Miny wie coś o tej księdze, a być może nawet posiada ją w swoich zbiorach! A to ci niespodzianka! Bohaterowie postanawiają więc odwiedzić naukowca i wyruszają w podróż, podczas której wydarzenia mkną z prędkością światła. A to trzeba walczyć z innym demonem, a to na Daffodil zasadzają się członkowie trupy cyrkowej itd., itp. Główni bohaterowie nie grzeszą inteligencją, więc czytelnik obserwuje ich głupawe wyczyny, czyta durnowate (choć czasem zabawne) dialogi, a fabuła po sznureczku idzie od jednego punktu do następnego. Generalnie jest ona mocno niedopracowana: prosta jak konstrukcja cepa, pełna oczywistości, często brakuje w niej logiki. Do tego przeładowana dziwacznymi dialogami (np. ojciec naukowiec mówi: „Ej, to wyczepiaście!”). Ale autorka ma dopiero 19 lat, więc można liczyć, że z biegiem czasu i serii (bo ta prawdopodobnie będzie długaśna) nauczy się dobrze konstruować historię i eliminować wszelkie uchybienia i nieporadności. Albo być może znajdzie kogoś, kto napisze jej dobry scenariusz.
Dużo lepiej wypadają rysunki. Kania ma lekką kreskę, ładnie rysuje ludzi, zwłaszcza na zbliżeniach. Potrafi oddać emocje i ruch, choć czasem w ujęciach z oddalenia gubią się proporcje. Nieźle wychodzą jej też pełne dynamiki sceny walki. Plansze są przyzwoicie zakomponowane, a narracja obrazem poprowadzona płynnie i sprawnie. Widać, że autorka nieźle czuje język komiksu. Niestety, o ile wizerunki postaci są całkiem udane, o tyle drugie plany, tła, a zwłaszcza ujęcia architektury i samochodów leżą i kwiczą. Trzeba to koniecznie poprawić i będzie dużo lepiej. W autorce drzemie spory potencjał, a ponieważ jest ona osobą pracowitą, liczę, że jeszcze rozwinie swoje umiejętności.
W lipcu ma się ukazać drugi tom „Meago Sagi”, tymczasem wcześniej zaprezentowany został „Meago Saga – Sketchbook” zbierający szkice i pojedyncze rysunki autorki. To całkiem interesujący pomysł – ciekawe, jak się ten albumik sprzedaje. Trochę jednak dziwnie jest obserwować, że młoda, debiutująca i niedoświadczona autorka ma już wydany artbook. Tego typu publikacje wydają mi się raczej zarezerwowane do prezentacji luźnej twórczości uznanych autorów ze sporym dorobkiem…
„Meago Saga” wypada raczej przeciętnie, choć na tle innych polskich produkcji mangowych wydaje się być w czołówce. Ma jednak wiele dość poważnych usterek, które powinien wyłapać redaktor. A tego najwyraźniej Studio JG nie posiada, tak samo zresztą jak i korektora. W komiksie więc pojawiają się babole językowe w stylu: „Fakt ten czyni go bardzo aktywnego fizycznie. Jeśli chodzi o aktywnym psychiczną…”.
Na razie nie polecam tego komiksu, myślę jednak, że z czasem Kania może się stać bardzo dobrą autorką, która jeszcze nie raz pozytywnie zaskoczy czytelników. Nawet takich rozpaskudzonych i marudnych dziadów jak ja. I tego jej szczerze życzę.