Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹Cryptonomicon›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCryptonomicon
Tytuł oryginalnyCryptonomicon
Data wydania19 listopada 2010
Autor
PrzekładWojciech M. Próchniewicz
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-188-1
Format1200s. 160×230mm; oprawa twarda
Cena89,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Cryptonomicon

Esensja.pl
Esensja.pl
Neal Stephenson
« 1 3 4 5 6 »

Neal Stephenson

Cryptonomicon

– Ale możesz obliczyć cyfry π, jedną po drugiej, za pomocą pewnych wzorów. I możesz je zapisać, na przykład tak! – Alan zaczął rysować po ziemi.
– Żeby ucieszyć naszego przyjaciela, oto wzór na szereg Leibniza. Widzisz, Lawrence? To jest ciąg symboli.
– No dobra. Widzę ciąg symboli – przyznał z ociąganiem Lawrence.
– Możemy kontynuować? Gödel kilka lat temu powiedział: „Uważaj! Jeśli kupisz tę historię, że matematyka to po prostu ciągi symboli, to… zgadnij co?”. I wykazał, że każdy ciąg symboli – tak jak ten wzór tutaj – można przetłumaczyć na liczby całkowite.
– Jak?
– To nic szczególnego, Lawrence, po prostu kodowanie. Sposób kodowania wybieramy arbitralnie. Na przykład, zamiast tej wielkiej i brzydkiej sumy możemy napisać liczbę „538” i tak dalej.
– No, teraz to chyba przypomina już trzepanie kapucyna.
– Nie! Nic podobnego, ponieważ Gödel zastawił pułapkę! Wzory matematyczne mogą działać na liczbach, prawda?
– No pewnie. Na przykład 2x.
– Otóż to. Możesz pod x podstawić dowolną liczbę, a wzór 2x ją podwoi. Ale jeśli zakodujemy jako liczbę wzór matematyczny, taki jak ten tutaj, to inny wzór może przeprowadzić na niej działanie! Wzory do działania na wzorach!
– I to wszystko?
– Nie. Potem wykazał, przez bardzo proste rozumowanie, że jeśli wzory rzeczywiście mogą odwoływać się do siebie, można zapisać wzór oznaczający „to twierdzenie nie może być udowodnione”. Co zadziwiło wielce Hilberta i wszystkich innych, oczekiwali bowiem dokładnie odwrotnego wyniku.
– Wspominałeś wcześniej tego jakiegoś Hilberta?
– Nie, Lawrence. To nowa postać w tej dyskusji.
– Co to za jeden?
– Facet zadający trudne pytania. Kiedyś zadał ich całą listę. Gödel odpowiedział na jedno.
– A Türing na drugie – dodał Rudy.
– Kto to taki?
– To ja – odrzekł Alan. – Rudy żartuje. W Turingu nie ma umlauta.
– Ale później wieczorem, będzie w nim umlaut – powiedział Rudy patrząc nań w sposób, który dopiero po latach Lawrence odczytał jako tłumioną złość.
– No, nie trzymaj mnie w napięciu. Na które z jego pytań znalazłeś odpowiedź?
– Na Entscheidungsproblem – odpowiedział Rudy.
– Czyli?
– Hilbert chciał wiedzieć, czy w przypadku dowolnego zdania logicznego można zawsze stwierdzić, czy jest fałszywe, czy prawdziwe.
– Ale po wywodzie Gödla zmienił to – zauważył Rudy.
– To prawda. Potem sformułował to tak: czy możemy ustalić, czy dane twierdzenie jest możliwe, czy też niemożliwe do udowodnienia? Innymi słowy: czy istnieje jakiś mechaniczny proces, za pomocą którego można oddzielić zdania udowadnialne od nieudowadnialnych?
– Alan, proces mechaniczny to miała być przenośnia…
– Oj, przestań, Rudy! My z Lawrencem całkiem dobrze znamy się na maszynach.
– Teraz łapię – oświadczył Lawrence.
– Co znaczy, że łapiesz? – zapytał Alan.
– Twoja maszyna, nie ta od funkcji dzeta, ale ta druga. Rozmawialiśmy, żeby ją zbudować…
– Nazywa się Uniwersalna Maszyna Turinga – rzekł Rudy.
– Głównym celem tego ustrojstwa jest oddzielenie zdań do udowodnienia i nie do udowodnienia, tak?
– Stąd właśnie wziął mi się pomysł – rzekł Alan. – Zatem istnieje odpowiedź na pytanie Hilberta. A teraz chciałbym naprawdę zbudować taką maszynę, która wygrałaby z Rudym w szachy.
– Nie powiedziałeś biednemu Lawrence’owi, jaka jest ta odpowiedź! – zaprotestował Rudy.
– Lawrence sam do tego dojdzie. Dam mu coś do roboty.
• • •
Wkrótce stało się jasne, że Alan naprawdę chciał powiedzieć: „Dam mu coś do roboty na czas, kiedy my będziemy się pieprzyć”. Lawrence wsunął notatnik za pasek spodni, podjechał kilkaset metrów do wieży pożarniczej, wspiął się na platformę i usiadł; notatnik oparł o kolana, tak by padało nań światło.
Nie mógł jednak zebrać myśli, a potem jego uwagę odwrócił fałszywy zachód słońca, rozjaśniający chmury po stronie północno-wschodniej. Najpierw pomyślał, że nisko wiszące chmury odbijają ostatnie promienie słońca, ale światło było zbyt skupione i migocące. Potem pomyślał, że to błyskawica. Ale było za mało błękitne. Migotało intensywnie, modulowane przez (jak należało przyjąć) wielkie i dziwne zjawisko przesłonięte horyzontem. Kiedy po przeciwnej stronie świata zaszło słońce, łuna nad New Jersey ustabilizowała się, przybierając łagodną barwę latarki prześwitującej przez dłoń pod kołdrą.
Lawrence zszedł na dół, wsiadł na rower i ruszył przez Sosnowe Ugory. Niebawem trafił na drogę prowadzącą wprost do światła. Po kilku godzinach łuna odbijająca się od ciężkich chmur zaczęła rozświetlać kamienie brukowe i zmieniać strumyczki Ugorów w żarzące się rozpadliny.
Droga skręcała w niewłaściwą stronę, Lawrence pojechał więc na przełaj przez las – był już bardzo blisko, a światło na niebie stało się tak silne, że prześwitywało przez rzadki dywan krzaczastych sosen – czarnych pieńków, wyglądających na spalone, choć wcale nie były. Pod kołami roweru pojawił się piasek, ale był wilgotny i zbity; szerokie opony dobrze sobie z nim ­radziły. W jednym miejscu musiał się zatrzymać i przerzucić rower nad płotem z drutu kolczastego. Potem wyjechał spomiędzy drzew na idealnie płaską piaszczystą polanę usianą kępkami trawy; zdumiony ujrzał niski ognisty mur, przebiegający wzdłuż horyzontu, szeroki niemal jak zanurzający się w morzu księżyc w jesiennej pełni. Był tak jaskrawy, że trudno było zobaczyć coś poza nim – Lawrence wciąż wjeżdżał w rowy i meandrujące po polanie strumyki. Nauczył się nie patrzeć bezpośrednio w płomienie. I tak ciekawiej było rozglądać się na boki: płaskowyż znaczyły równo rozsiane największe budynki, jakie kiedykolwiek widział – wzniesione przez faraonów wielkie pudła po herbatnikach, a w kilometrowych odstępach między nimi szeroko rozkraczone gnomony ze stalowych trójkątów – wewnętrzne szkielety piramid. Największy z nich dziurawił środek idealnego okręgu torów kolejowych, o średnicy kilkudziesięciu metrów: dwie srebrzyste krzywe ułożone na płaskiej ziemi, w jednym miejscu przecięte cieniem wieży, wskazującym czas zatrzymanym zegarem słonecznym. Przejechał wzdłuż budynku mniejszego niż inne. Obok niego stały owalne zbiorniki. Z zaworów na górze ulatywała z pomrukiem para, ale zamiast unosić się w powietrze, skapywała po bokach i rozlewała się po trawie warstwą srebra.
Podłużny ogień otaczało pierścieniem tysiąc marynarzy w bieli. Jeden z nich uniósł dłoń i kazał Lawrence’owi się zatrzymać. Ten podjechał do niego i dla równowagi oparł jedną stopę o piasek. Przez chwilę gapili się na siebie, a potem Lawrence, któremu nic innego nie przyszło do głowy, odezwał się:
– Ja też jestem z marynarki.
Marynarz najwyraźniej podejmował przez chwilę jakąś decyzję. Zasalutował Lawrence’owi i wskazał mu mały budynek, nieco dalej od ognia.
Wyglądał jakby był tylko żarzącą się odbitym blaskiem ścianą; ale czasem eksplozja magnezowego błękitnego światła powodowała, że w mroku ukazywały się jego ramy okienne – prostokątna błyskawica wielokrotnie odbijająca się echem pośród nocy. Lawrence nacisnął na pedały i przejechał obok budynku: spiralne stado skupionych filcowych kapeluszy, szturchających cienkie, zwięzłe notatniki eleganckimi wiecznymi piórami, pełzające bokiem fotografie, odwracające swe wielkie chromowane tarcze; równe szeregi śpiących ludzi, nakrytych prześcieradłami razem z twarzami, spocony facet z wybrylantynowanymi włosami, wypisujący na tablicy nazwiska pełne umlautów. W końcu, obszedłszy budynek naokoło, zwęszył zapach gorącej ropy, poczuł na twarzy płomienie i ujrzał jak trawa zwija się w żarze i wysycha.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Siła spokoju
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.