WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Z mgły zrodzony |
Tytuł oryginalny | Mistborn |
Data wydania | 17 czerwca 2015 |
Autor | Brandon Sanderson |
Przekład | Aleksandra Jagiełowicz |
Wydawca | MAG |
Cykl | Ostatnie Imperium, Scadrial, Cosmere |
ISBN | 978-83-7480-553-7 |
Format | 672s. 130×200mm; oprawa twarda |
Cena | 49,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Z mgły zrodzonyBrandon Sanderson
Brandon SandersonZ mgły zrodzony– Camonie – odezwała się Vin – służba wygląda za dobrze. Camon zmarszczył brwi i spojrzał na nią. – Co tam mamroczesz? – Służący – powtórzyła Vin, wciąż mówiąc przyciszonym głosem. – Lord Jedue ma być zdesperowany. Ma bogate stroje, które zostały mu z dobrych czasów, ale nie mógłby sobie pozwolić na tak bogatą służbę. Wziąłby skaa. Camon spojrzał na nią gniewnie, ale się zamyślił. Fizycznie między szlachtą i skaa była niewielka różnica. Służący, których wybrał Camon, byli jednak odziani jak pośledniejsi arystokraci – wolno im było nosić kolorowe kamizelki i stali przed nim nieco zbyt pewni siebie. – Obligator musi myśleć, że jesteś bliski nędzy – rzekła Vin. – Możesz zamiast tego wypełnić pokój skaa. – A co ty tam wiesz. – Camon spojrzał na nią koso. – Dosyć. – Natychmiast pożałowała tego słowa, bo zabrzmiało zbyt butnie. Camon uniósł pokrytą klejnotami dłoń i Vin przygotowała się na kolejny policzek. Nie mogła sobie pozwolić na wykorzystanie jeszcze odrobiny swego Szczęścia. I tak niewiele jej go pozostało. Ale Camon jej nie uderzył. Westchnął tylko i położył pulchną dłoń na jej ramieniu. – Czemu ciągle musisz mnie prowokować, Vin? Wiesz, jakie długi pozostawił twój brat, kiedy uciekł. Zdajesz sobie sprawę, że ktoś mniej miłosierny ode mnie sprzedałby cię do burdelu dawno temu? Jak by ci się podobało służyć szlachcicowi w łóżku, dopóki mu się nie znudzisz, zanim skaże cię na śmierć? Vin spojrzała na swoje stopy. Uścisk Camona zacieśnił się, jego palce wbiły się w jej skórę w miejscu, gdzie szyja przechodziła w ramię, i dziewczyna mimowolnie jęknęła z bólu. Uśmiechnął się, widząc jej reakcję. – Doprawdy, nie wiem, po co cię trzymam, Vin – rzekł, jeszcze mocniej zaciskając chwyt. – Powinienem był pozbyć się ciebie wiele miesięcy temu, kiedy twój brat mnie zdradził. Chyba mam za miękkie serce. Puścił ją wreszcie, po czym wskazał miejsce pod ścianą pokoju, obok wielkiej rośliny w doniczce. Posłuchała, ustawiając się tak, by dobrze widzieć cały pokój. Zaledwie Camon odwrócił wzrok, potarła ramię. To tylko ból. Potrafię sobie poradzić z bólem. Camon siedział przez chwilę. A potem, jak się tego spodziewała, skinął na służących. – Wy dwaj! – rozkazał. – Jesteście za dostatnio ubrani. Przebierzcie się tak, żeby wyglądać bardziej na służących skaa, i sprowadźcie tu jeszcze z sześciu ludzi, kiedy będziecie wracać. Wkrótce pomieszczenie wypełniło się zgodnie z sugestią Vin. Obligator przybył niedługo potem. Vin obserwowała, jak prelan Laird dumnie wkracza do pokoju. Był ogolony na zero, jak wszyscy obligatorzy, i miał na sobie ciemnoszarą szatę. Tatuaże Zakonu wokół oczu identyfikowały go jako prelana, starszego urzędnika w Kantonie Finansów. Za jego plecami tłoczył się rząd pośledniejszych obligatorów, o znacznie mniej skomplikowanych tatuażach wokół oczu. Camon wstał na widok prelana, okazując szacunek – gest, który nawet najwyższy z arystokratów Wielkiego Domu uznawał za stosowny wobec obligatora rangi Lairda. Laird nie odpowiedział tym samym. Podszedł do biurka i zajął miejsce naprzeciw Camona. Jeden z członków szajki, odgrywający rolę służącego, podbiegł i podsunął obligatorowi tacę z chłodnym winem i owocami. Laird wybrał sobie owoc. Służący stał z tacą obok niego niczym mebel. – Lord Jedue – rzekł wreszcie. – Cieszę się, że mamy okazję się spotkać. – Ja również, Wasza Miłość – odparł Camon. – Możesz mi zatem wyjaśnić, dlaczego nie byłeś w stanie przybyć do budynku Kantonu, zamiast żądać, abym to ja zjawił się tutaj? – To moje kolana, Wasza Miłość – odrzekł Camon. – Lekarze zalecają, bym podróżował możliwie jak najmniej. A ty słusznie bałeś się wylądować w twierdzy Zakonu, pomyślała Vin. – Rozumiem – odparł Laird. – Niefortunna przypadłość dla człowieka, który zajmuje się transportem. – Nie muszę sam wyruszać w podróże, Wasza Miłość – odrzekł Camon, skłaniając głowę. – Tylko je organizuję. Dobrze, pomyślała Vin. Camon, pamiętaj, masz pozostać służalczy. Musisz się wydawać zdesperowany. Vin potrzebowała powodzenia tej akcji. Camon groził jej, bił ją, ale uważał za szczęśliwy amulet. Nie była pewna, czy zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego wszystkie jego plany łatwiej było zrealizować w jej obecności, ale chyba jednak potrafił skojarzyć fakty. Dzięki temu była cenna – a Reen zawsze mówił, że nieodzowni najdłużej pozostają przy życiu. – Rozumiem – powtórzył Laird. – Cóż, obawiam się, że nasze spotkanie odbyło się zbyt późno. Kanton Finansów już przegłosował twoją ofertę. – Tak szybko?! – zawołał ze szczerym zdumieniem Camon. – Tak – odparł Laird, pociągając łyk wina, ale wciąż nie odprawiając sługi. – Zdecydowaliśmy, że nie przyjmiemy twojego kontraktu. Camon siedział przez chwilę jak skamieniały. – Przykro mi to słyszeć, Wasza Miłość. Laird przyszedł spotkać się z tobą, pomyślała Vin, więc wciąż istnieje pole do negocjacji. – Istotnie – ciągnął Camon – to doprawdy niefortunne, ponieważ zamierzałem złożyć wam jeszcze lepszą ofertę. Laird uniósł tatuowaną brew. – Wątpię, czy to coś zmieni. W Radzie znajduje się frakcja, która uważa, że Kanton będzie lepiej obsłużony, jeśli wybierze bardziej stabilną firmę transportową do przewozu naszych ludzi. – A to by był poważny błąd – odparł gładko Camon. – Bądźmy szczerzy, Wasza Miłość. Obaj wiemy, że ten kontrakt to ostatnia szansa Domu Jedue. Teraz, kiedy straciliśmy kontrakt z Farwanem, nie możemy już sobie pozwolić na wysyłanie łodzi aż do Luthadelu. Bez patronatu Zakonu mój ród jest zrujnowany finansowo. – Przyznam, że to nie ma wielkiego wpływu na moją decyzję, wasza lordowska mość – odparł obligator. – Doprawdy? – odparował Camon. – Wasza Miłość, proszę sobie zadać to pytanie: kto będzie wam lepiej służył? Czy ród, który ma tuziny kontraktów, pomiędzy które musi dzielić swoją uwagę, czy taki, który wasz kontrakt uważa za swą ostatnią nadzieję? Kanton Finansów nie znajdzie bardziej spolegliwego partnera, niż desperat. Niech to moje łodzie sprowadzają z północy waszych akolitów, niech moi żołnierze ich eskortują, a nie będziecie rozczarowani. Dobrze, pomyślała Vin. – Cóż… rozumiem – odparł obligator, nieco zaniepokojony. – Chętnie przyznam wam przedłużony kontrakt, za stałą cenę ryczałtową pięćdziesięciu skrzyńców na głowę i podróż, Wasza Miłość. Twoi akolici mogą teraz podróżować do woli naszymi łodziami i zawsze będą mieli niezbędną eskortę. Obligator uniósł brew. – To połowa poprzedniej ceny. – Przecież mówiłem, że jesteśmy zdesperowani – odparł Camon. – Mój ród chce utrzymać łodzie w ruchu. Pięćdziesiąt skrzyńców to dla nas żaden zysk, ale to nie ma znaczenia. Kiedy kontrakt z Zakonem przywróci nam stabilność, będziemy mogli znaleźć inne kontrakty, by napełnić swoje skarbce. Laird się zamyślił. Oferta była istotnie bajeczna – w normalnych warunkach wydawałaby się wręcz podejrzana. Jednakże z zachowania Camona było widać, że jego ród jest na granicy zapaści finansowej. Drugi przywódca, Theron, pracował przez pięć lat, budując, oszukując i kombinując, aby dojść do tego momentu. Zakon byłby szalony, gdyby nie rozważył takiej oferty. Laird też zdawał sobie z tego sprawę. Stalowy Zakon nie był silny wyłącznie biurokracją i władzą prawną Ostatniego Imperium – sam również stanowił coś w rodzaju arystokratycznego rodu. Im więcej miał bogactw, tym lepsze były jego własne kontrakty handlowe, tym lepsze punkty nacisku różne Kantony Zakonu miały między sobą – i w relacjach z arystokratycznymi rodami. Było jednak widać, że Laird wciąż się waha, Vin widziała to w jego spojrzeniu, doskonale znała ten podejrzliwy wzrok. Nie da się złapać na ten kontrakt. Teraz moja kolej, pomyślała. Użyła Szczęścia na Lairdzie. Sięgnęła ku niemu bardzo ostrożnie – nie była pewna, co właściwie robi, albo dlaczego. Jednakże ten dotyk był instynktowny, wyszkolony przez wiele lat subtelnych ćwiczeń. Miała dziesięć lat, kiedy się zorientowała, że inni ludzie nie potrafią robić tego, co ona. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
W świecie popiołu i tyranii
— Katarzyna Piekarz
Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
Źli panowie, dobrzy niewolnicy
— Anna Kańtoch
Z mgły zrodzony
— Brandon Sanderson
Są światy inne niż ten
— Magdalena Kubasiewicz
Barwy magii
— Magdalena Kubasiewicz
Raz do Koła: Daleko jeszcze?
— Beatrycze Nowicka
Dokonać niemożliwego
— Katarzyna Piekarz
Miasto upadłych bogów
— Magdalena Kubasiewicz
Nadpisywanie rzeczywistości
— Beatrycze Nowicka
Duże ilości fantasy naraz
— Kamil Armacki
Raz do Koła: Całkiem elegancki splot Ducha
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
Raz do Koła: Koło toczy się dalej
— Beatrycze Nowicka