WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Z mgły zrodzony |
Tytuł oryginalny | Mistborn |
Data wydania | 17 czerwca 2015 |
Autor | Brandon Sanderson |
Przekład | Aleksandra Jagiełowicz |
Wydawca | MAG |
Cykl | Ostatnie Imperium, Scadrial, Cosmere |
ISBN | 978-83-7480-553-7 |
Format | 672s. 130×200mm; oprawa twarda |
Cena | 49,— |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Z mgły zrodzonyBrandon Sanderson
Brandon SandersonZ mgły zrodzony– Tak, ale to co innego – odparł Dockson. Podniósł dłoń, by powstrzymać dalsze argumenty. – Nie trzeba, Kell. Nie wzbraniam się, po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby się przyzwyczaić. – Dobrze, kto dzisiaj będzie? – Cóż, pojawią się oczywiście Breeze i Ham. Są bardzo ciekawi tej twojej tajemniczej roboty… nie wspomnę już, że są dość zirytowani, że nie chcę im powiedzieć, co kombinowałeś przez ostatnie kilka lat. – I dobrze – odparł Kelsier. – Niech się dalej zastanawiają. A co z Trapem? Dockson pokręcił głową. – Trap nie żyje. Zakon dogonił go w końcu parę miesięcy temu. Nawet nie zawracali sobie głowy wysyłaniem go do Czeluści. Ścięli go na miejscu. Kelsier przymknął oczy i westchnął. Wydawało się, że Stalowy Zakon ostatecznie dopadnie każdego. Czasem Kelsier myślał sobie, że życie skaa Mglistego nie ma nic wspólnego z przetrwaniem, a raczej z wyborem odpowiedniego momentu na śmierć. – No to zostaliśmy bez Dymiarza – rzekł wreszcie, otwierając oczy. – Masz jakieś propozycje? – Ruddy – podsunął Dockson. Kelsier pokręcił głową. – Nie, jest dobrym Dymiarzem, ale też nie dość dobrym człowiekiem. Dockson się uśmiechnął. – Nie dość dobrym człowiekiem, by znaleźć się w złodziejskiej szajce… Kell, tęskniłem za pracą z tobą. No cóż, to kto? Kelsier zamyślił się na chwilę. – Czy Clubs dalej prowadzi swój warsztat? – O ile wiem, tak – powoli odrzekł Dockson. – Podobno to jeden z najlepszych Dymiarzy w mieście. – Zdaje się, że tak – odparł Dockson. – Ale czy nie jest znany z tego, że trudno się z nim współpracuje? – Nie jest taki zły – mruknął Kelsier. – Trzeba się tylko do niego przyzwyczaić. Poza tym sądzę, że do tej konkretnej roboty może… dać się namówić. – Doskonale. – Dockson wzruszył ramionami. – Zaproszę go. O ile wiem, jeden z jego krewnych jest Cynookim. Czy jego też mam zaprosić? – Dobrze. – Dockson skinął głową. – Cóż, poza tym pozostaje tylko Yeden. Oczywiście, o ile jest nadal zainteresowany… – Będzie tam – zapewnił Kelsier. – Lepiej, żeby był – odparł Dockson. – W końcu to on nam płaci. Kelsier przytaknął, po czym zmarszczył brwi. – Nie wspomniałeś o Marshu. Dockson wzruszył ramionami. – Mówiłem ci, że twój brat nigdy nie aprobował naszych metod, a teraz… znasz Marsha. Nie będzie chciał w ogóle mieć do czynienia z Yedenem i całą rebelią, a co dopiero z garścią takich rzezimieszków jak my. Musimy znaleźć kogoś innego do infiltracji obligatorów. – Nie – zaoponował Kelsier. – Zrobi to. Muszę tylko go przekonać. – Skoro tak twierdzisz. – Dockson zamilkł i obaj stali przez chwilę, wsparci na parapecie, wodząc wzrokiem po pokrytym popiołem mieście. Wreszcie Dockson pokręcił głową. – To szaleństwo, prawda? Kelsier się uśmiechnął. – Przyjemnie, co? – Fantastycznie – zgodził się Dockson. – To będzie robota jak żadna inna – mruknął Kelsier, spoglądając na północ i w kierunku pokręconego budynku w centrum miasta. Dockson odszedł od muru. – Mamy kilka godzin do spotkania. Chciałbym ci coś pokazać. Myślę, że wciąż jest czas… jeśli się pospieszymy. Kelsier się obejrzał. – Właśnie się wybierałem zmyć głowę mojemu grzecznemu bratu. Ale… – Nie będziesz żałował – obiecał Dockson. • • • Vin siedziała w kącie głównego pomieszczenia, trzymając się jak zwykle w cieniu. Im mniej ją było widać, tym bardziej była ignorowana przez pozostałych. Nie mogła sobie pozwolić na marnowanie Szczęścia, na opędzanie się od niewczesnych zalotów. Zaledwie miała czas zregenerować to, co zużyła kilka dni temu, w czasie spotkania z obligatorem. Wokół stolików zebrała się zwykła klientela, grając w kości lub dyskutując na temat drobnych robót. Dym z kilkunastu różnych fajek unosił się i kłębił pod sklepieniem, a ściany były pokryte ciemnymi plamami, jakie pozostawiły niezliczone lata podobnego traktowania. Podłoga była ciemna od śladów popiołu. Podobnie jak większość złodziejskich szajek, banda Camona nie przesadzała z czystością. W głębi sali znajdowały się drzwi, a za nimi kręte kamienne schodki, wiodące do fałszywej kratki ściekowej w alejce. Ta sala, tak jak wiele innych ukrytych w imperialnej stolicy Luthadelu, nie miała prawa istnieć. Z przedniej części pomieszczenia, gdzie Camon z kilku innymi bandytami spędzali miłe popołudnie przy piwie i świńskich dowcipach, dobiegał rubaszny śmiech. Stolik Camona znajdował się tuż przy barze, gdzie drinki, serwowane po zawyżonych cenach, były kolejnym sposobem na wykorzystanie tych, którzy dla niego pracowali. Element kryminalny Luthadelu szybko się uczył od swojej szlachty. Vin robiła co mogła, by pozostać niewidzialna. Pół roku wcześniej nie przypuszczała, że jej życie bez Reena może stać się jeszcze gorsze. A jednak, pomimo wybuchów wściekłości, pilnował, by inni bandyci nie próbowali się z nią spoufalać. W szajkach złodziejskich było niewiele kobiet –, które pogrążały się w półświatku, najczęściej kończyły jako dziwki. Reen zawsze powtarzał, że dziewczyna musi być twarda – twardsza nawet od mężczyzny – jeśli chce przetrwać. „Myślisz, że jakikolwiek przywódca będzie chciał cię wlec w swojej ekipie?” – powiadał. „Nawet ja nie chcę z tobą pracować, a jestem twoim bratem”. Plecy wciąż pulsowały jej bólem. Camon wychłostał ją wczoraj. Krew zaplamiła koszulę, a nie było jej stać na nową. Camon kładł rękę na jej zarobkach, żeby pokryć długi, których narobił jej brat. Ale ja jestem silna, pomyślała. W tym była cała ironia. Chłosta już prawie nie bolała, gdyż częste napady gniewu Reena uczyniły ją odporną, a jednocześnie nauczyły, jak wydawać się żałosną i cierpiącą. W pewien sposób chłosta odnosiła wręcz odwrotny skutek. Za każdym razem Vin wychodziła z niej silniejsza i lepiej zahartowana. Camon wstał. Sięgnął do kieszeni kamizelki i wyjął złoty zegarek. Skinął głową jednemu ze swych towarzyszy i rozejrzał się po sali, szukając… Vin. Jego spojrzenie wbiło się w nią. – Już czas – rzekł. Zmarszczyła brwi. Czas? Na co? • • • Kanton Finansów Zakonu był imponującą budowlą, ale – prawdę mówiąc – wszystko, co dotyczyło Stalowego Zakonu, było imponujące. Wysoki, masywny budynek miał ogromne rozetowe okno na frontowej ścianie, choć z zewnątrz szkło wydawało się ciemne. Po obu stronach okna zwisały proporce, a poplamiona sadzą czerwona tkanina była zapisana hymnami pochwalnymi na cześć Ostatniego Imperatora. Camon obserwował budynek krytycznym okiem. Vin wyczuwała jego obawę. Kanton Finansów nie był raczej najgroźniejszym z urzędów Zakonu – Kanton Inkwizycji, a nawet Kanton Ortodoksji miały znacznie gorszą opinię. Jednakże dobrowolne wejście do jakiegokolwiek urzędu Zakonu… oddanie się we władzę obligatorów… cóż, takiego czynu można dokonać jedynie po starannym namyśle. Camon zaczerpnął tchu, po czym ruszył przed siebie, stukając laską po kamieniach w rytm kroków. Miał na sobie strój bogatego szlachcica i towarzyszyło mu sześciu członków szajki – w tym i Vin – w charakterze „służby”. Vin weszła za Camonem po stopniach, po czym przystanęła, kiedy jeden ze „służących” podskoczył, by otworzyć drzwi przed swoim „panem”. Z całej szóstki najwyraźniej tylko Vin nie wiedziała o planie Camona. Podejrzane było to, że Therona – partnera Camona w skoku na Zakon – nie było w zasięgu wzroku. Vin weszła do budynku Kantonu. Z rozetowego okna padało wibrujące czerwone światło, poprzecinane błękitnymi promieniami. W ogromnym holu za biurkiem siedział samotny obligator z tatuażami średniego poziomu wokół oczu. Camon podszedł do niego, stukając laską po dywanie. – Jestem lord Jedue – rzekł. Co robisz, Camonie? – pomyślała Vin. Przy Theronie upierałeś się, że nigdy nie spotkasz się z prelanem Lairdem w jego biurze w Kantonie. A teraz sam tu przyszedłeś. Obligator skinął głową, odnotowując coś w swojej księdze. Machnął ręką. – Do poczekalni możesz wziąć ze sobą jednego służącego, reszta musi zostać tutaj. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
W świecie popiołu i tyranii
— Katarzyna Piekarz
Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
Źli panowie, dobrzy niewolnicy
— Anna Kańtoch
Z mgły zrodzony
— Brandon Sanderson
Są światy inne niż ten
— Magdalena Kubasiewicz
Barwy magii
— Magdalena Kubasiewicz
Raz do Koła: Daleko jeszcze?
— Beatrycze Nowicka
Dokonać niemożliwego
— Katarzyna Piekarz
Miasto upadłych bogów
— Magdalena Kubasiewicz
Nadpisywanie rzeczywistości
— Beatrycze Nowicka
Duże ilości fantasy naraz
— Kamil Armacki
Raz do Koła: Całkiem elegancki splot Ducha
— Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Sierpień 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady
Raz do Koła: Koło toczy się dalej
— Beatrycze Nowicka