Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹7Ew›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł7Ew
Tytuł oryginalnySeveneves
Data wydania9 listopada 2016
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-671-8
Format868s. oprawa twarda
Cena69,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

7Ew

Esensja.pl
Esensja.pl
Neal Stephenson
« 1 2 3 4 6 »

Neal Stephenson

7Ew

Pięć lat wcześniej Amaltheę wypatrzył rój uzbrojonych w teleskopy satelitów wystrzelonych na orbitę przez Arjuna Expeditions – firmę z Seattle założoną przez zespół inżynierów-miliarderów z myślą o pozyskiwaniu z asteroid surowców naturalnych. Ponieważ została rozpoznana jako obiekt niebezpieczny (prawdopodobieństwo jej zderzenia z Ziemią w najbliższych stu latach określono na 0,01 procenta), wystrzelono kolejny rój satelitów z zadaniem pochwycenia jej w sieć i sprowadzenia na orbitę geosynchroniczną (od tej pory miała obiegać nie Słońce, lecz Ziemię), którą następnie stopniowo dopasowano do orbity ISS.
Przez ten czas planowa rozbudowa stacji postępowała stale, choć niezbyt szybko. Na obu końcach ISS doczepiono nowe moduły: przysłane rakietami dmuchane kapsuły i metalowe puszki z powietrzem. Na dziobie stacji (gdyby wyobrazić ją sobie jako w przybliżeniu ptakokształtny obiekt latający wokół Ziemi) zbudowano dom dla Amalthei i górniczego przyczółka, który w przyszłości miał wokół niej wyrosnąć. Na rufie dobudowano tymczasem torus – moduł mieszkalny w kształcie pączka z dziurką, mierzący około czterdziestu metrów średnicy i wirujący jak karuzela, dzięki czemu w jego wnętrzu panowała skromna namiastka ciążenia.
W którymś momencie podczas tych rozlicznych ulepszeń starowinkę przestano nazywać Międzynarodową Stacją Kosmiczną czy ISS i przechrzczono na „Izzy”. Może za sprawą przypadku, a może nie, przezwisko to zostało spopularyzowane w okresie, gdy dwiema końcówkami stacji zarządzały kobiety: Dinah Macquarie (piąte dziecko i jedyna córka Rufusa) nadzorowała wydarzenia zachodzące w części dziobowej, a Ivy Xiao – głównodowodząca całej ISS – urzędowała w torusie na „rufie”.
Większość czasu nieprzeznaczonego na sen Dinah spędzała na przedzie Izzy, w małym pomieszczeniu roboczym („mój warsztat”, mówiła o nim), skąd przez kwarcowe okienko mogła podglądać Amaltheę („moją dziewczynę”, jak ją nazywała). Amalthea składała się z niklu i żelaza: ciężkie pierwiastki najprawdopodobniej pogrążyły się w głębi prastarej rozpalonej planety, która następnie – dawno temu – uległa zniszczeniu w jakiejś pierwotnej katastrofie kosmicznej (inne asteroidy składały się z lżejszych substancji). I tak jak z powodu swojej ziemiopodobnej orbity Amalthea była zarówno poważnym zagrożeniem, jak i obiecującą kandydatką do eksploatacji, tak i wysoka zawartość ciężkich metali z jednej strony diabelnie utrudniała manewrowanie nią w Układzie Słonecznym, z drugiej zaś czyniła z niej wdzięczny obiekt badań.
Niektóre asteroidy składały się głównie z wody, którą można było pozyskać do spożycia przez ludzi lub rozbić na tlen i wodór wykorzystywane następnie jako paliwo rakietowe. Inne obfitowały w cenne kruszce, które po wydobyciu i przetransportowaniu na Ziemię trafiały do sprzedaży. Wytopione z Amalthei nikiel i żelazo mogły zostać użyte do budowy orbitalnych kapsuł mieszkalnych. Jednakże tego rodzaju przedsięwzięcie zakrojone na skalę większą niż skromny pilotaż wymagałoby opracowania zupełnie nowej technologii. Zatrudnienie górników nie wchodziło w grę: wysłanie ich na orbitę, a następnie utrzymanie tam przy życiu byłoby zbyt kosztowne. Oczywistym rozwiązaniem było więc użycie robotów. Dinah została skierowana na Izzy, żeby przygotować grunt pod budowę laboratorium robotyki, które docelowo miało zatrudniać sześcioro pracowników. Waszyngtońskie wojenki budżetowe zredukowały jego personel do jednej osoby.
Co zresztą bardzo Dinah odpowiadało. Dorastała w surowych okolicach, przeprowadzając się wraz z ojcem (Rufusem), matką (Catherine) i czwórką braci do odludnych kopalni w takich miejscach jak alaskańskie Góry Brooksa, pustynia Karoo w Afryce Południowej czy Pilbara w zachodniej Australii. Jej akcent do dziś zdradzał ślady tej wędrówki. Zamiast chodzić do szkół, uczyła się w domu pod kierunkiem rodziców oraz licznych sprowadzanych do niej nauczycieli, z których żaden nie zagrzał miejsca dłużej niż rok. Catherine nauczyła ją subtelności gry na fortepianie i artystycznego składania serwetek, Rufus zaś matematyki, historii wojskowości, alfabetu Morse’a, latania samolotem w dziczy oraz wysadzania różnych rzeczy w powietrze – a wszystko to, zanim skończyła dwanaście lat, kiedy to rodzina przegłosowała przy obiedzie, że Dinah jest zbyt bystra i niesforna, żeby marnować się w kolejnych osadach górniczych. A ponieważ całkiem nieźle im się powodziło (z czego wcześniej nie zdawała sobie sprawy), mogli sobie pozwolić na wysłanie jej do szkoły z internatem na wschodnim wybrzeżu Stanów.
W szkole okazało się, że świetnie gra w piłkę nożną, i przekuła ten talent w stypendium sportowe na University of Pennsylvania. Kiedy na drugim roku zerwanie więzadła krzyżowego w prawym kolanie zmusiło ją do porzucenia marzeń o poważnej karierze sportowej, na serio zainteresowała się geologią. Ta nowa pasja, górnicza przeszłość oraz trzyletni związek z chłopakiem uwielbiającym konstruować roboty uczyniły z niej idealną kandydatkę na stanowisko, które obecnie piastowała. W ścisłej współpracy z pozostawionymi na terra firma maniakami robotyki (naukowcami z uniwersytetu, wolnymi strzelcami ze społeczności hakerskiej oraz personelem Arjuna Expeditions) programowała, testowała i oceniała prawdziwą robocią menażerię, której najmniejsi przedstawiciele mieli rozmiary karalucha, najwięksi zaś cocker spaniela, a wszyscy zostali przystosowani do pełzania po powierzchni Amalthei, analizowania jej składu chemicznego, wycinania jej skrawków i przenoszenia ich do pieca hutniczego, który – podobnie jak wszystko inne w tym miejscu – został zaprojektowany specjalnie z myślą o funkcjonowaniu w kosmosie. Wychodzące z niego metalowe wlewki z trudem sprawdzały się w roli przycisków do papieru, były jednak pierwszymi półfabrykatami hutniczymi uzyskanymi na orbicie, w związku z czym przyciskały niezwykle ważne papiery na biurkach miliarderów w całej Dolinie Krzemowej. Były o wiele cenniejsze jako pretekst do konwersacji oraz symbol statusu niż jako prawdziwy towar.
Rufus – zatwardziały radioamator starej daty, który wciąż porozumiewał się alfabetem Morse’a z kurczącą się gromadką przyjaciół na całym świecie – zwrócił uwagę, że komunikacja radiowa pomiędzy Ziemią i Izzy jest w gruncie rzeczy bardzo prosta: miał cel w zasięgu wzroku (przynajmniej wówczas, gdy Izzy przelatywała mu nad głową), a dzieląca ich odległość była wedle radioamatorskich standardów niczym. Zmontowanie prostego aparatu nadawczo-odbiorczego na podstawie wskazówek taty nie stanowiło problemu dla Dinah, stale obracającej się wśród lutownic i elektronicznych stołów warsztatowych – przypięty plastikowymi obejmami do ściany zwieszał się nad jej stanowiskiem pracy i syczał białym szumem, który na co dzień ginął w donośnym ryku systemu wentylacyjnego. Czasem jednak odbiornik popiskiwał.
Człowiek, który kilka minut po rozpadnięciu się Księżyca wyszedłby z Izzy w przestrzeń kosmiczną po stronie Dinah, zobaczyłby przede wszystkim Amaltheę: ogromną poskręcaną bryłę metalu, w niektórych miejscach wciąż przykurzoną kosmicznym drobiazgiem, który na przestrzeni tysiącleci dostał się w zasięg jej skromniutkiego pola grawitacyjnego, w innych oczyszczoną i błyszczącą. Na jej powierzchni uwijały się dziesiątki robocików należących do czterech odrębnych „gatunków”: jeden przypominał węża, drugi poruszał się bokiem jak krab, trzeci wyglądał jak kopuła geodezyjna, a czwarty jak rój owadów. Wszystkie rzucały na Amaltheę odrobinę światła, a to dzięki niebieskim i białym diodom świecącym, które pozwalały Dinah śledzić ich ruch; laserom, którymi skanowały powierzchnię; oraz oślepiającym fioletowym łukom plazmowym, którymi od czasu do czasu wrzynały się w głąb asteroidy. Izzy znajdowała się akurat w cieniu Ziemi, po nocnej stronie planety, toteż poza tymi punkcikami blasku jedynym źródłem iluminacji Amalthei był snop światła z kwarcowego okienka przy stanowisku pracy Dinah.
Jej głowa z krótko przyciętą strzechą blond włosów ledwie mieściła się w iluminatorze. Dinah nigdy nie przywiązywała wielkiej wagi do swojego wyglądu. W osiedlu górniczym bracia zawsze się z niej śmiali, gdy eksperymentowała z ciuchami i kosmetykami. Kiedy w szkolnej księdze pamiątkowej nazwano ją „chłopczycą”, potraktowała to jak strzał ostrzegawczy i przeszła w fazę bardziej dziewczęcą, która w sposób naturalny przeciągnęła się przez okres nastoletni aż do wieku lat dwudziestu paru, gdy Dinah zaczęła się z kolei martwić tym, by inni inżynierowie traktowali ją poważnie. Trafiwszy na Izzy, automatycznie trafiła do Internetu – zarówno za sprawą wywiadów (starannie reżyserowanych przez dział public relations w NASA), jak i fotek robionych ukradkiem przez innych astronautów. Długie włosy, które w stanie nieważkości unosiły się puszystą chmurą wokół jej głowy, w końcu jej się znudziły, więc po kilku tygodniach upychania ich pod czapeczkami bejsbolowymi doszła do wniosku, że najlepsza będzie krótka fryzura. Nowe uczesanie wywołało całe terabajty internetowych komentarzy ze strony mężczyzn (a także nielicznych kobiet), którzy najwyraźniej cierpieli na nadmiar wolnego czasu.
Podobnie jak zazwyczaj, teraz także siedziała przed monitorem, na którym linie kodu komputerowego opisywały zachowanie jej robotów. Przeciętny programista musi napisać kod, skompilować go, a następnie uruchomić, żeby się przekonać, czy program spełnia założenia. Dinah pisała kod, transmitowała go bezpośrednio do robotów krzątających się po powierzchni Amalthei i wyglądała przez okno, żeby sprawdzić, czy wszystko działa, jak należy. Najwięcej uwagi poświęcała tym pracującym najbliżej okna, przez co wykształcił się swoisty mechanizm doboru naturalnego: robociki skupiające się pod czujnym błękitnookim spojrzeniem matki stawały się coraz mądrzejsze, tym zaś, które błąkały się samopas po ciemnej stronie asteroidy, inteligencji nie przybywało.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Siła spokoju
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.