Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Neal Stephenson
‹7Ew›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł7Ew
Tytuł oryginalnySeveneves
Data wydania9 listopada 2016
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca MAG
ISBN978-83-7480-671-8
Format868s. oprawa twarda
Cena69,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

7Ew

Esensja.pl
Esensja.pl
Neal Stephenson
« 1 2 3 4 5 6 »

Neal Stephenson

7Ew

Ściany miały odcień jasnożółty. Tradycyjna bateria szwankującego sprzętu audiowizualnego miała przekazywać na żywo obraz i dźwięk z Ziemi, teoretycznie umożliwiając prowadzenie telekonferencji z Houston, Bajkonurem i Waszyngtonem.
Kiedy o godzinie A+0.0.4 (zero lat, zero dni i cztery godziny od chwili, gdy Agent oddziałał na Księżyc) rozpoczęło się spotkanie, nic nie działało, więc załoga Izzy miała parę minut, żeby porozmawiać we własnym gronie. Przez ten czas Frank Casper i Jibran Haroun poszturchiwali wtyczki, wklepywali polecenia do komputerów i resetowali wszystkie urządzenia. Frank i Jibran – obaj ze stosunkowo niedługim stażem na stacji – nieopatrznie dali się poznać jako specjaliści od telekomunikacji, toteż tego rodzaju robota zawsze już spadała na ich barki; nie mieli zresztą nic przeciwko temu, bo lepiej radzili sobie z aparaturą niż z pogaduszkami.
„Pierwotna osobliwość” – tak brzmiały pierwsze słowa, jakie wychwyciła Dinah, kiedy wpłynęła do pomieszczenia. Ciążenie w Bananie było dziesięciokrotnie niższe od ziemskiego, toteż określenie „weszła” nie oddawałoby należycie natury jej ruchu: w torusie ludzie poruszali się długimi skokami, łączącymi zwykły marsz z próbami szybowania.
Słowa te wypowiedział Konrad Barth, astronom z Niemiec. Reakcja pozostałych dowodziła niedwuznacznie, że spośród wszystkich obecnych w Bananie osób tylko siedząca dokładnie naprzeciwko Konrada Ivy ma jakie takie pojęcie, o czym mowa.
– To znaczy? – spytała Dinah, wchodząc w przypisaną jej rolę.
Pozostali albo traktowali Ivy z czołobitnym szacunkiem, albo bali się zdradzić ze swoją niewiedzą: tak czy inaczej, nie zadawali pytań.
– Mała czarna dziura.
– Co w niej „pierwotnego”?
– Przeciętna czarna dziura jest skutkiem zapadnięcia się gwiazdy – odparła Ivy. – Istnieje jednak teoria, według której niektóre czarne dziury powstały niedługo po Wielkim Wybuchu. Wszechświat był wtedy gruzłowaty i niektóre z tych gruzłów mogły mieć dostatecznie dużą gęstość, żeby nastąpił kolaps grawitacyjny. W ten sposób powstałyby czarne dziury o wiele mniejsze i lżejsze od tych tworzących się w miejscu zapadniętych gwiazd.
– Jak małe?
– Wydaje mi się, że nie ma dolnego ograniczenia ich rozmiarów. Istotne jest jednak co innego: taka czarna dziura mogłaby niepostrzeżenie przelecieć pół wszechświata i przebić planetę na wylot. Kiedyś pojawiła się nawet teoria, że meteoryt tunguski był w rzeczywistości taką czarną dziurą. Teoria ta z czasem została obalona.
Dinah znała tę historię, ponieważ ojciec lubił o tym opowiadać: przed stu laty gigantyczna eksplozja na syberyjskim pustkowiu powaliła miliony drzew.
– To było coś dużego, ale mimo to nie aż tak dużego, żeby rozsadzić Księżyc – zauważyła.
– Do rozbicia Księżyca potrzebna byłaby większa – zgodziła się Ivy. – I szybsza. Zresztą to tylko hipoteza.
– I co dalej? Czarna dziura zniknęła?
– Dawno jej tu nie ma. Przeleciała jak kula pistoletowa przez jabłko.
Fakt, że tak rzeczowo rozprawiają o tak niezwykłym wydarzeniu, wydał się Dinah dosyć niezwykły, nie było jednak innego sposobu. Emocje były bezradne wobec zdarzenia w takiej skali. Poza tym na razie mieli do czynienia tylko z efektem wizualnym, jakby oglądali film z wyłączonym dźwiękiem.
– Czy to będzie miało wpływ na przypływy i odpływy mórz? – zainteresowała się Lina Ferreira. U biologa morskiego zainteresowanie przypływami było czymś zupełnie zrozumiałym. – Skoro są wywoływane przez przyciąganie Księżyca…
– Słońca też. – Ivy uśmiechnęła się i skinęła lekko głową. Właśnie dlatego to ona kierowała Izzy, a nie Dinah: nie wahała się wytknąć błędu biologowi morskiemu w obecności dziesiątki świadków, a przy tym potrafiła to zrobić w sposób zgoła bezbolesny. – Odpowiedź brzmi: zapewne tak, lecz wpływ ten będzie zaskakująco znikomy. Masa Księżyca nie zniknęła, znajduje się niemal w tym samym punkcie co zawsze, co najwyżej nieco bardziej rozproszona… Odłamki mają ten sam wspólny środek ciężkości, którego orbita również pozostaje niezmieniona. Dlatego tablice przypływów i odpływów nie przestaną być użyteczne.
Dinah nie dała nic po sobie poznać, ale podobał jej się sposób, w jaki Ivy wypowiadała się na tematy naukowe – z zachwytem, jaki mógłby cechować małą pasjonatkę, nawet teraz, pomimo nadzwyczaj niepokojącego tematu rozmowy. To dlatego Ivy zawsze chętnie udzielała wywiadów, podczas gdy Dinah trzeba było niemal siłą wywlekać z jej robociej kanciapy, a potem raz za razem upominać, żeby się uśmiechała. Kluczowy był ton głosu: kiedy Ivy wydawała rozkazy albo prezentowała slajdy w PowerPoincie, szatkowała zdania po wojskowemu; kiedy zaś zaczynała mówić o nauce, entuzjazm rozświetlał jej twarz, a głos przybierał lekko śpiewną, jakby mandaryńską nutę.
– Skąd tyle wiesz na ten temat? – spytała Dinah, ściągając na siebie zaniepokojone lub nieprzychylne spojrzenia: jej obcesowość wobec szefowej nie wszystkim przypadła do gustu. – Ile czasu minęło? Cztery godziny?
– Jak się zapewne domyślasz, w sieci wprost roi się od komentarzy – wyjaśniła Ivy. – Jest w tym całym zamęcie także kilka zorganizowanych na chybcika forów dyskusyjnych.
Na monitorze zawieszonym nad jednym końcem stołu wyświetliło się jednolicie niebieskie tło, którego miejsce po chwili zajęło logo NASA.
– W porządku – mruknął Jibran i bokiem przefrunął na krzesło. – Jest.
I nagle zobaczyli znajome wnętrze gmachu Kontroli Lotów ISS w Centrum Kosmicznym im. Johnsona w Houston. Kierownik misji siedział przed kamerą i głaskał swojego iPada; chyba się nie zorientował, że kamera już działa. Chwilę później gdzieś spoza kadru dobiegł odgłos otwierania drzwi i KM, były wojskowy, odruchowo wstał i wyciągnął rękę do kobiety, która weszła w kadr z prawej strony. Była nią zastępczyni dyrektora NASA Aurelia Mackey, numer dwa w agencyjnej hierarchii, rzadko uczestnicząca w takich spotkaniach. Emerytowana astronautka większość czasu spędzała w Waszyngtonie i teraz występowała w stosownym do tego faktu biznesowym kostiumie.
– Mamy połączenie? – spytała kogoś poza kadrem.
– Tak – odpowiedział z Banana chór kilkorga głosów.
Aurelia trochę się zdziwiła, co dało się poznać nawet pomimo faktu, że oboje z KM od samego początku byli nieco oszołomieni.
– Jak samopoczucie? – spytała absolutnie beznamiętnym, rzeczowym tonem, jakby nic się nie wydarzyło. Działała na autopilocie; jej mózg wciąż jeszcze przetwarzał nowe fakty.
– W porządku – odpowiedziało kilka osób w Bananie. Kilka innych parsknęło nerwowym śmiechem.
– Na pewno wszyscy wiecie, co się wydarzyło.
– Mamy tu dobry widok – odparła Dinah.
Ivy posłała jej ostrzegawcze spojrzenie.
– Oczywiście. Z przyjemnością dłużej bym z wami porozmawiała o waszych spostrzeżeniach i doświadczeniach, ale tym razem musimy się streszczać. Robercie?
KM oderwał wzrok od iPada i pochylił się na krześle.
– Spodziewamy się zwiększonej liczby latających kamulców w kosmosie – powiedział, mając na myśli odłamki Księżyca. – To nie powinno być nic wielkiego, bo te największe są spętane grawitacją, ale coś tam mogło się wymknąć. Dlatego wy tam u siebie zamykacie szczelnie włazy, a my wstrzymujemy wszelkie misje z Ziemi. Przygotujcie się na zderzenia.
Zgromadzeni w Bananie ludzie słuchali w milczeniu, rozmyślając o tym, co ta decyzja dla nich oznacza. Będzie trzeba wzmóc środki ostrożności i podzielić Izzy na osobne przedziały, żeby ewentualne lokalne uszkodzenie nie doprowadziło od wyssania całego powietrza ze stacji. Będą musieli zweryfikować standardowe procedury. Biologiczne eksperymenty Lindy mogą ucierpieć. Roboty Dinah dostaną urlop.
– Wszelkie loty kosmiczne zostają wstrzymane do odwołania – przemówiła Aurelia wprost do kamery. – Nikt nie leci na górę, nikt nie wraca na dół.
Wszyscy w Bananie spojrzeli na Ivy.
• • •
Gdy tylko przeniosły się do maciupeńkiego kantorka, gdzie Ivy uznała, że może sobie pozwolić na łzy w oczach, przeszły na Kod Q.
Określenie to pochodziło z gwary radioamatorskiej, w której Kod Q oznaczał zbiór pewnych określonych kombinacji trzech liter, w których pierwsza zawsze była Q. Dla zaoszczędzenia czasu w transmisjach alfabetem Morse’a utarło się zastępować nimi różne często wykorzystywane frazy, takie jak „Czy mam przejść na inną częstotliwość?”.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Barok w pigułce
— Kamil Armacki

Read me?
— Daniel Markiewicz

Siła spokoju
— Daniel Markiewicz

Esensja czyta: Grudzień 2009
— Jędrzej Burszta, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Marcin T.P. Łuczyński, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Teologia Matrixa
— Michał Foerster

Środek, co rumieńców nabiera
— Michał R. Wiśniewski

Zimny początek
— Eryk Remiezowicz

Rozszyfrować świat
— Eryk Remiezowicz

Techno-thriller
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.